Noc
nie zapowiadała się na gwieździstą z powodu licznych chmur zalegających na
niebie wieczorem. Postanowiły one jednak ustąpić miejsca księżycowi,
emanującemu srebrzystym blaskiem i jego małym, rozświetlonym towarzyszkom.
Lekki
wiatr muskał swoim dotykiem drzewa, które delikatnie stukały o szybę okna
jednego z mieszkań na piętrze. Opadłe, jesienne liście wzbiły się w powietrze,
aby na chwilę szybować w górze i opaść z powrotem na ziemię, jakby próbowały
tańczyć razem z wiatrem.
W
ciemnościach nocy zabłyszczała para fiołkowych oczu, ukrytych gdzieś między
gałęziami dziwnie milczących drzew. Nie wydawały z siebie żadnego trzasku ani
skrzypienia, tolerowały obecność intruza ze stoickim spokojem. Zdradziły go
swoim miarowym stukaniem w okno dopiero kiedy przeskoczył z gałęzi na dość
szeroki parapet okna, na szczęście pozbawionego kwiatów.
We
wnętrzu mieszkania zaświecono mnóstwo świeczek zapachowych, których waniliową
woń można było wyczuć z dość sporej odległości. Oświetlały pomieszczenie swoimi
słabymi płomieniami, które po co chwila migotały się ostrzegawczo, jakby
chciały zgasnąć i przywitać z powrotem mrok.
Do
pokoju weszła dziewczyna, o keczupowych włosach i niebieskich oczach, ubrana w
luźną sukienkę do kolan w kolorze mięty. Szczotkowała starannie włosy, starając
się je spiąć w kucyk czarną wstążką. Przystanęła na chwilę w miejscu, mierząc
wzrokiem rozstawione po pokoju świeczki, po czym zerknęła w okno, przyglądając
się mu dłużej.
Intruz
westchnął cicho, nie ruszając się jednak z miejsca ani na milimetr. Fiołkowe
oczy odrobinę przygasły, drzewo na powrót stało się milczące, zaś dziewczyna wróciła
do szczotkowania włosów.
–
Ale jak złapać cię, gdy wyciągam dłoń, ty
wymykasz mi się z rąk. – Zaczęła nucić po chwili, po czym usiadła na ławie
w salonie, machając radośnie nogami nad ziemią.
W
tym właśnie momencie intruz zdecydował się na wejście. Bez ogródek otworzył
okno i z gracją wparował do środka, przeciągając się niczym kot. Jego białe
włosy wyglądały w świetle księżyca na srebrne, czarny podkoszulek opinał
delikatnie zarysowane mięśnie, na policzku widniała drobna, świeża blizna.
–
Usłysz mój… – Zaczęła Naff, jednak
przerwała i wydawała z siebie krzyk przerażenia, kiedy tylko usłyszała hałas.
Wycelowała drżącą lekko dłoń ze szczotką w stronę okna i z przymkniętymi oczami
zdołała wydobyć z siebie ciche i niepewne: – Ktoś ty?
Przybysz
wzruszył ramionami, gasząc niektóre ze świeczek. Milczał, zastanawiając się nad
odpowiedzią.
–
Jest to dość trudne pytanie. – Stwierdził w końcu. – Ostatecznie można na nie
udzielić wielu odpowiedzi, z czego niektóre nie byłyby wystarczająco
zadowalające. – Zamilkł na chwilę. – Więc po prostu dziś będę twoim koszmarem.
– Zakończył, chichocząc mrocznie.
Keczupowowłosa
otworzyła oczy, a jej wyraz twarzy złagodniał. Opuściła dłoń i zamrugała parę
razy oczyma, jakby nie mogła dowierzyć własnym oczom.
No
tak, pomyślał Astley. Ostatecznie nie codziennie ktoś taki jak on wpadał do
mieszkania przez okno, w dodatku nocną porą. Zazwyczaj preferował jeszcze
ostrzejsze wejścia, które sprawiały, że tłumy wręcz zamierały.
–
Astley? – wyszeptała cicho Naff, zeskakując z krawędzi stołu i przyglądając mu
się, jakby widziała go po raz pierwszy. – Wróciłeś? – spytała.
–
Nie, no co ty – prychnął, gasząc nagle wszystkie świeczki, co sprawiło, że w
pokoju zapanował mrok, w którym lśniły tylko jego fiołkowe oczy. – Nie ma mnie
tu, jestem tylko wytworem twojej wyobraźni. – Oznajmił głosem przepełnionym
ironią. – Za chwilę nastąpi autodestrukcja.
Dziewczyna
rzuciła się w jego stronę i przytuliła go mocno, tuląc prawy policzek do jego
klatki piersiowej. Po chwili jej usta wykrzywił szeroki uśmiech.
–
Jesteś tutaj. Naprawdę. – Stwierdziła. Astley odsunął ją od siebie i wsadził ręce
do kieszeni, podpalając knoty świeczek na powrót. Jego twarz jak zawsze miała
chłodny wyraz bez żadnych emocji wymalowanych na niej. Naff na chwilę
spochmurniała, ale szybko wróciła do dawnej formy. – Wróciłeś do mnie, co
oznacza, że się do mnie przywiązałeś. – Oznajmiła dumnie.
–
Nie, to oznacza, że masz pełną lodówkę i mleko – prychnął, opierając się o
ścianę. Rozejrzał się leniwie po pokoju, jakby badał najmniejsze szczegóły. –
Odprawiasz jakieś seanse spirytystyczne? – Uniósł drwiąco brew, wskazując na
świeczki. – Czy może chcesz spalić mieszkanie?
Dziewczyna
założyła ręce na piersi i wróciła do stolika po szczotkę, czesząc włosy po
pełnej długości.
–
Wcale nie – mruknęła naburmuszona. – Mają stworzyć klimat. Po prostu –
wyszeptała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Astley zaczął powoli przeklinać to
mazanie się Pomidorka.
–
Usłysz mój krzyk, hm? – Zamyślił się, bębniąc palcem o ścianę. – Milcząc. –
Stwierdził po chwili.
–
Skąd wiesz? – Naff nie potrafiła ukryć zdziwienia, że chłopak poznał piosenkę,
którą nuciła. Więc ją usłyszał. Zarumieniła się, pozwalając wielkim pomidorom
zagościć na swojej twarzy.
–
Znam się na muzyce – prychnął pogardliwie. – Chociaż muszę przyznać, że twoja
wersja wersu „usłysz mój krzyk” była niesamowicie oryginalna. – Zaśmiał się
mrocznie.
Keczupowowłosa
zarumieniła się jeszcze bardziej.
–
Nie moja wina, że akurat wtedy krzyknęłam! – Obruszyła się. – Poza tym nie
śpiewałam dalej, bo mi przerwałeś – mruknęła.
–
Nie kazałem ci przestać. – Wzruszył ramionami i zsunął się po plecach na
podłogę, przeczesując włosy i doprowadzając je do tradycyjnego nieładu.
Naff
westchnęła ciężko i po chwili usiadła obok Astleya.
–
Usłysz mój krzyk, gdy patrzę, milcząc,
usłysz mój krzyk, gdy płonę ciszą, usłysz choć raz, gdy ciebie wołam lub zabij
uczucie, nim mnie pokona. – Zaśpiewała, po czym zerknęła ukradkiem na
białowłosego, który trwał z wzrokiem utkwionym w ścianie. Ciekawe, o czym teraz
myśli, pomyślała. Ale zanim zdołała go o to spytać, drgnął, jakby został
wytrącony z myśli.
–
Zaczynasz od środka – westchnął. – Zacznij od nowa. – Uśmiechnął się wrednie w
jej stronę, jakby chciał ją wytrącić z równowagi. Na chwilę mu się to udało.
Naff zarumieniła się po raz kolejny.
–
Gdyby jutro miało nigdy nie narodzić się,
uwierz, powiedziałabym ci wprost, że choć nie znasz mnie, ja czuję, że gdzieś w
poprzednim życiu byłeś tak blisko mnie. – Zaczęła cicho i niepewnie, bojąc
się, że zrobi coś źle i skompromituje się przed kimś bardzo, bardzo dla niej
ważnym, ale gdy usłyszała swój lekko drżący głos, zacisnęła usta i kontynuowała
z determinacją. – Choć spojrzenie me
wydaje się tak zwyczajne, uwierz, że w środku cała drżę. Wiem, że czas jest
dziś mym wrogiem, bo nasze ścieżki wkrótce rozejdą się… – Jej głos stał się
pewny siebie i czysty, podobny do oryginalnego wykonania. Spojrzała na Astleya,
który znów wydawał się zatopiony w myślach, jakby były bezkresnym oceanem, w
którego głębi właśnie dryfował. Nie, nie dryfował, tonął. Musiała go uratować,
najlepiej metodą usta – usta, ale wiedziała, że obecnie było to niemożliwe. Poczuła
piekące w oczach łzy, oznakę zbliżającego się płaczu. Śpiewała aż tak
koszmarnie, że chłopak wolał rozmyślać niż ją słuchać? Nie zwracała na siebie
wystarczającej uwagi wydawaniem z siebie w miarę czystego, według jej uznania,
brzmienia? Zamilkła. – Astley – wyszeptała cicho, choć w głębi swojego
nienawidzącego pomidory serca nie chciała tego mówić, aby mu nie przeszkadzać.
– Dlaczego nie zwracasz na mnie uwagi? – spytała niepewnie.
Białowłosy
drgnął niepewnie i przeczesał leniwie włosy rozcapierzoną ręką, po czym powoli
skierował na nią spojrzenie swoich błyszczących, fiołkowych oczu, które
wpatrywały się w nią z nikłym cieniem zirytowania i sporą dozą chłodu, który
zresztą wypisany był na całej twarzy. Czasami Naff zastanawiała się, dlaczego
nie jest też chłodny w dotyku – odzwierciedlało by to idealnie jego charakter,
dawało ostrzeżenie. Było jednak przeciwnie, ciało Astleya za każdym razem
emanowało przyjemnym ciepłem.
–
Dlaczego jesteś taki chłodny? – Kontynuowała, widząc, że nareszcie zwrócił na
nią uwagę.
– I'm insane, well, I can feel it in my bones coursing through my veins,
when did I become so cold? – Zaczął śpiewnym głosem, który sprawił, że Naff
zadrżała na całym ciele. Idealnie
czystym, tonem i dźwiękiem tak bardzo zbliżonym do oryginału. Dziewczyna
poczuła, jak policzki zaczynały jej płonąć, a motyle w brzuchu zaczynały swój
taniec, trzepocząc skrzydłami pod wpływem emocji. – For goodness sakes, where is my self control? If home is where my heart is, then my heart has lost
all hope. – Zakończył, również śpiewając.
Keczupowowłosa
otworzyła szeroko usta ze zdumienia, nie wiedząc już, co powiedzieć. Fakt, że
chłopak, w którym zakochała się na zabój, potrafił śpiewać – i to jak śpiewać!
– sprawił, że zapragnęła go jeszcze bardziej. Jej myśli od razu zaatakowało
wyobrażenie tych licznych duetów, koncertów, na które poszliby razem, kołysanek
śpiewanych wspólnym dzieciom – dwójce minimum, dziewczynki i chłopca, którzy
odziedziczyliby po tatusiu fiołkowe oczy. Takie rzeczy dało się załatwić u pana
Bociana, pomyślała Naff. Musiała w końcu do niego zadzwonić.
–
U – Umiesz śpiewać? – wyjąkała cicho, wciąż nie wierząc wydarzeniom sprzed chwili.
–
Nie. To tylko zwodnicze jęki mojej zbłąkanej duszy. – Oznajmił przepełnionym
mrokiem głosem. – Słyszysz jej lament?
Naff
zamrugała parę razy oczyma, próbując zrozumieć słowa wypowiedziane przez
białowłosego, po czym nie widząc w nich sensu, który mogłaby odnaleźć,
przyłożyła głowę do jego piersi, nasłuchując bicia serca. Uśmiechnęła się
błogo, kiedy wreszcie usłyszała miarowy rytm i poczuła ciepło bijące od ciała,
które tak bardzo pragnęła mieć przy sobie zawsze.
–
Słyszę, jak puka do drzwi mojego serduszka – wymruczała. – Poczekaj, otworzę! –
Zaszczebiotała radośnie.
Astley
gwałtownie odsunął ją od siebie, chmurząc się.
–
Do twojego serca może pukać doktor stetoskopem – prychnął, nie siląc się już
nawet na dobrą ripostę. – Chociaż do niektórych desek do nawet dzięcioły
pukają. – Uśmiechnął się wrednie pod nosem, chichocząc mrocznie.
Keczupowowłosa
zacisnęła usta, powstrzymując się od płaczu. Chciała odpowiedzieć, ale czuła,
że mogłoby to spowodować niekontrolowany płacz. Dlatego też milczała, patrząc
załzawionymi oczyma na chłopaka, czekając, aż coś zrobi.
– When you feel my heat, look into my eyes. It's where my demons hide,
it's where my demons hide. Don't get too close, it's dark inside, it's where my
demons hide – wyszeptał melodyjnym głosem, z wzrokiem utkwionym gdzieś
przed siebie. Milczał przez chwilę, a
dziewczyna zaczęła się zastanawiać, co miał na myśli.
Demony
w tak pięknych oczach? Niemożliwe.
– They say we are what we are, but we don’t have to be. I’m bad behavior
but I do it in the best way. I’ll be the watcher of the eternal flame. – Zanucił po chwili, a Naff zdziwiła się, że śpiewanie
w jej obecności wychodziło mu tak dobrze. Nie, poprawiła się w myślach. Dziwiło
ją to, że w ogóle śpiewał w jej obecności. Tak pewnie i czysto, melodyjnie i…
idealnie.
Dziewczyna
pociągnęła nosem i bawiąc się końcówkami włosów, zerknęła nieśmiało na swojego
towarzysza, na którego twarz padał blask księżyca. Uwydatniał nieco wystające
kości policzkowe i błysk czający się we fiołkowych oczach. Wydawało się, że
podkreślał urodę chłopaka, co jeszcze bardziej cieszyło keczupowowłosą.
– I see the fire in the sky, see it all around me. I said the past is
dead, the life I had is gone. Said I won't give up until I see the sun. – Zaśpiewała pod wpływem chwili, nawiązując do wiecznego
płomienia, o którym wspomniał Astley. Od razu przypomniała sobie też
przeszłość, którą tak rozpaczliwie chciała porzucić. Westchnęła cicho i
potrząsnęła głową, wlepiając spojrzenie w siedzącego naprzeciwko chłopaka i
czekając na jego ruch. Zaśpiewa ponownie, zamilknie czy też zgasi ją niezbyt miłą
uwagą?
– 'Cause the view from the top is beautiful but fleeting. The world seems
to stop but looks can be deceiving. You're surrounded, but you'll always be
alone. So pick a place, pretend it's home. – Zamruczał w odpowiedzi. Serce Naff zadrżało z radości. Takie wymienianie się
cytatami z losowych piosenek – z czego jeszcze większość znała – było prawie
jak duet! Uśmiechnęła się mimowolnie pod nosem, ale zaraz potem spochmurniała.
Chwila, ton Astleya był poważny i choć ciężko było to wyczuć – odrobinę smutny.
Czyżby
zaczął śpiewać o sobie?
W
sumie ona właśnie to robiła. Wybierała starannie cytaty z setek piosenek, które
znała, aby zaśpiewać te najbardziej odnoszące się do niej, jakby swobodnie
rozmawiała z białowłosym, wcale nie śpiewając w prawie duecie.
–
You can't quit until you try, you can't
live until you die, you can't learn to tell the truth until you learn to lie. –
Odpowiedziała mu cytatem ze swojej ulubionej piosenki, nawet, jeśli nie za
bardzo tutaj pasował. Nie była to rozmowa, ale wymiana spostrzeżeń i
przeżyć.
– Alone again, haunted by all your shadows and memories. Coldest rain
hides emotions that are pouring from me to you. Crazy again, forced to face all
truth and exist. - Przeniósł na
nią swój wzrok, w którym ujrzała chłód i brak emocji, a przede wszystkim
smutku, który wyczuwała momentami w jego głosie. A może po prostu jej się
wydawało?
–
Let it out, let it out, you can scream and you can shout. Keep your secrets in
the shadows and you'll be sorry. – Odparowała.
– You don’t know anything about me.
– Stwierdził lakonicznie,
po czym podniósł się z ziemi i oparł o ścianę, której chłód poczuł przez cienką
tkaninę koszulki.
– Frozen inside without your touch, without your love, darling only you
are the life among the dead. – Zanuciła, obserwując bacznie każdy ruch
chłopaka. Znajdował się niedaleko
okna, a jako że nie mogła wskoczyć do jego głowy i przejrzeć jego myśli – co w
sumie zrobiłaby z chęcią – nie wiedziała, czy nie miał przypadkiem w planach
uciec.
– I'm scared to get close and I hate being alone. I long for that feeling
to not feel at all. The higher I get, the lower I'll sink. I can't drown my
demons, they know how to swim. - Ściszył głos, przeczesując rozcapierzoną
dłonią włosy.
– With you I fall. It's like I'm leaving all my past in silhouettes up on
the wall. With you I'm a beautiful mess. It's like we're standing hand in hand
with all our fears up on the edge. So stop time right here in the moonlight, Cause
I don't ever wanna close my eyes. – Zacytowała, śpiewając. Tym razem mogła stwierdzić, że jej wokal wyszedł
całkiem nieźle.
– I never bought a suit before in my life, but when you go to meet God
you know you wanna look nice. – Zaśmiał się, a Naff zadrżała pod wpływem
tego dźwięku. Jeszcze nigdy nie
słyszała w jego obecności tak przerażającego śmiechu, który wydawałby właśnie
on. Przez chwilę łudziła się nawet, że to dziwne odgłosy zza okna, ale prawda
uderzyła ją wraz z kolejnym śpiewanym cytatem: – I never thought I’d feel this, guilty and I’m broken down inside,
livin’ with myself, nothing but lies. I
always thought I’d make it, but never knew I’d let it get so bad, livin’ with
myself is all I have. I feel numb, I can’t come to life, I feel like I’m
frozen in time. Livin’ in a world so cold, wasting away. Livin’ in a shell with
no soul. – Zanucił ku zdumieniu keczupowowłosej, która trwała nieruchomo. Zaśpiewał tak dużo, pomyślała, a zaraz potem dodała:
i to tylko w jej obecności. Chociaż musiała przyznać, że ta nagła zmiana
panującego w pomieszczeniu nastroju nie była zbytnio przyjemna.
– Who's gonna fight for what's right? Who's gonna help us survive? We're in the
fight of our lives. – Odpowiedziała.
Płomienie świec zaczęły drgać, blask księżyca przygasł razem z gwiazdami. Astley
uśmiechnął się złowieszczo i pstryknął palcami, gasząc światło w pokoju.
Naff
wstrzymała oddech, kiedy poczuła falę ciepła przy swojej szyi. Przymknęła oczy
z przerażenia, jakby miałoby to cokolwiek pomóc i pisnęła cicho.
– You should have known, the price of evil and it hurts to know that you belong
here, yeah. Oooooh it's your fucking nightmare! – warknął, na co keczupowowłosa podskoczyła ze
strachu. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Ciepło, które czuła przy szyi,
zwiększyło się.
– When you walk away, nothing more to say, see the lightning in your
eyes, see ‘em running for their lives – wyszeptała drżącym głosem, tracąc
całą odwagę i pewność siebie. Drżała na całym
ciele, a jednak doskonale wiedziała, że Astley nic jej nie zrobi. Nie mógłby. Nie
on.
– You better run, better run, better run, yeah I’m coming after you, when
you’re sleeping at night, yeah there’s nothing you can do, there’s no place you
can hide, cause I’m coming after you… – Zamruczał jej do ucha, chichocząc
pod nosem. Odgarnął włosy z karku
dziewczyny, a jego dotyk wydawał się Naff nagle lodowato chłodny.
Usłyszała
po chwili cichy syk, po którym pokój znów rozświetliły płomienie świec. Przed
sobą miała twarz białowłosego, którego usta wykrzywiły się w sztucznym,
współczującym uśmiechu. Oczy błyszczały niebezpiecznie, mieniła się w nich
dziwna iskra, której keczupowowłosa nie potrafiła rozszyfrować.
Wstrzymała
oddech po raz drugi.
– And I mean if you believe, that there is something still between you
and me, then baby honestly, yeah. – Zamilkł
na chwilę I uniósł delikatnie podbródek Naff dwoma palcami, wpatrując się w jej
oczy. Dziewczyna poczuła, jak jej serce przyspiesza. – You're not the one for me. – Zanucił na koniec, uśmiechając się
zawadiacko i puszczając ją. Zaśmiał się jeszcze cicho, po czym zniknął w
fioletowych płomieniach.
Naff
wpatrywała się w pustą przestrzeń, w której stał przed chwilą jeszcze parę
minut, zanim przyjęła wszystko do wiadomości. Serce ścisnęło się jej mocno w
piersi, do oczu zbiegły się łzy, nogi zadrżały, ciało upadło bezwładnie na
kolana, wstrząśnięte nagłym szlochem, który można było usłyszeć przez otwarte
jeszcze okno pokoju.
Nie
minęła nawet minuta, kiedy drzwi otworzyły się z impetem. Dziewczyna zerknęła w
ich stronę, mając nikłą nadzieję, że to Astley, który wrócił, jednak zamiast niego
ujrzała swoją złotowłosą towarzyszkę.
–
Naff – wyszeptała drżącym głosem. Keczupowowłosa zmierzyła ją wzrokiem. Smagane
przez wiatr włosy, czerwone oczy, mokre od łez policzki, usta wykrzywione w
podkowę, niepasująca do reszty niebieska sukienka. Na chwilę przestała myśleć o
Astleyu, martwiąc się o Królika. Zanim zdołała jednak spytać, co się stało,
dziewczyna ją uprzedziła. – Collin. Collin zginął.
Jej
szloch zagłuszył wybuch eksplozji gdzieś w oddali.
___________
Bang i Naffstley! >D
Spis piosenek, z których cytaty się tutaj znajdują:
Shawn
Mendes, Bring it back
Avenged
Sevenfold, Nightmare
Can
you feel my heart, Bring me the horizon
Diecast,
the coldest rain
Evanesceance, Bring me to life
Fall Out Boy, Immortals
Falling
in reverse, I’m not a vampire
Fit
for rivals, Damage
Hollywood
undead, Bullet
Hollywood
undead, Another way out
Imagine
dragons, demons
Marta Bijan, Milcząc
Beth Crowley, Pretend
Its’s Home
Red, Hold me now
Sixx am, life is beautiful
Sixx am, this is gonna hurt
Skillet, Hero
We the kings, sad song
Three Days Grace, World so cold
The offspring, You’re gonna go far, kid
Ha, pierwsza! ^^
OdpowiedzUsuńZabieram się za czytanie.
No, ja długiego komentarza nie będę pisać. Wiem, jestem zła, wciąż nie nadrobiłam, rozdziały rosną w liczbę ;____; ale w końcu znajdę chwilę. Nawet teraz gdy przyćpana miałam się iść kąpać, zerknęłam. Ta! Zerknęłam! I przeczytałam całość XD. Moją opinię zresztą znasz. Brołken hart tak bardzo. I... i... w ogóle to skomentuję, jak nadrobię resztę ;_____;
OdpowiedzUsuńWIELKIE BUM!!!!!!!!
A więc jestem przy końcu. W sumie tak sobie myślę... ten rozdział lekko zbrołkował mi harta, więc nie chcę go czytać jeszcze raz w obawie przed wpadnięciem w depresje XD wydaje mi się, że wszystkie swoje emocje zawarłam ci w fejsbukowej rozmowie. Naffstley brołkujący. Od razu przypomina mi się Rain i w ogóle teraz będzie przeskok i... i... no, kurde. Zaczyna się rewolucja. Cieszmy się! A może smućmy? Pewnie dużo osób zginie, to smućmy! :c Tak więc... Bądź ze mnie dumna, przebrnęłam przez wszystko. Nie zamierzałam dziś czytać wszystkiego, ale się wciągnęłam. Tzw. dzień z łowcą XD! Aż mnie gały bolą od mieszania czerni z bielą! Oj tam, oj! Teraz postaram się być na bieżąco <3
UsuńCześć :)
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam już wczoraj na telefonie, ale do prawie dwunastej oglądałam siatkówkę, poza tym byłam zbyt zmęczona bólem głowy (który dobił mnie dzisiaj rano) i nie dałam rady skomentować. Więc robię to dzisiaj.
Rozdział pięćdziesiąty trzeci. Tak niewiele pozostało do końca części pierwszej. A jeszcze tyle się może wydarzyć.
Tytuł taki przejmujący. Nie jesteś tą jedną dla mnie. Czyli będzie Naffstley (udaję, że o tym nie napisałaś na fanpage'u :P). Ale po przeczytaniu wczoraj rozdziału mam ochotę Cię wyściskać. Bo to nie było takie słodkie spotkanie Naff i Astleya. Było smutne. Ale przez to tak wspaniałe :3
Pierwsze opisy są świetne! Takie mroczne, fascynujące i naturalne. <3
Śpiewająca Naff! <3
"Więc po prostu dziś będę twoim koszmarem. – Zakończył, chichocząc mrocznie." - aż mam ciarki :3
Sarkazm! <3
Ten muzyczny dialog, przecież to jest boskie! A jak doszłam do momentu z "Demons", to prawie dostałam ataki hiperwentylacji, aż sobie ten fragment zaśpiewałam <3 I po opublikowaniu tego komentarza chyba zrobię sobie male araoke :3
Astley jest przerażający w tym rozdziale. Bo ewidentnie bawi się uczuciami Naff. Choć z niej jestem dumna, bo nie zaczęła płakać tuż na samym początku.
Króliczek. Mam ochotę ją przytulić, straciła tak ważnego dla siebie przyjaciela. Moje małe biedactwo, chlip.
"Jej szloch zagłuszył wybuch eksplozji gdzieś w oddali." - epickie zdanie zakończenia. Jaram się, bo rewolucja!
Czekam na nn ^^
Ściskam mocno! :*
Według pamięci Króliczka, dzisiaj Łowca kończy roczek. Więc składam życzenia wszystkiego dobrego wszystkim bohaterom, nawet tym, którzy zginą czy coś. Najlepszego!
Usuń