piątek, 10 lipca 2015

Rozdział pięćdziesiąty drugi - Pierwsza randka

Cisza panująca w szkole kiedyś byłaby przerażająca i podejrzana, mój umysł zacząłby wyszukiwać w niej odgłosów potworów, skrzypiących drzwi jak w horrorze, stukotu butów o posadzkę. W ciemności widziałabym świecące, wąskie jak u kota oczy, dziwne cienie przemykające po ścianach, błyski metalu.
Wszystko to znikało w obecności Emila, który ciągnąc mnie za rękę zmierzał przed siebie, jakby doskonale znał tą szkołę, choć nigdy w niej nie był. Kiedy dotarliśmy do końca korytarza, przystanął na chwilę i rozejrzał się nieco zdezorientowany wokół i wskazał palcem na drzwi po naszej prawej.
– Tam. – Stwierdził, otwierając drzwi. Konieczne do tego były kolejne partie sztuczek z udziałem lodu, ale nie był to dla niego problem. Posługiwał się nową mocą pewnie i mądrze. Nie mogłam sobie wtedy wyobrazić, że jeszcze nie tak dawno uczyłam go, jak z niej korzystać.
Nie znałam jeszcze rozkładu szkoły na tyle dobrze, aby wiedzieć, że za drzwiami kryła się sala chemiczna. Długie, trzyosobowe ławki ustawione w rzędach, pomieszczenie ze wszystkimi chemikaliami i przyrządami do doświadczeń, układ okresowy pierwiastków chemicznych na ścianie – wszystko, co można było w takiej klasie znaleźć.
Emil zaświecił światło, a po chwili skrzywił się nieznacznie, jakby niekoniecznie tutaj chciał mnie zabrać. Poprowadził mnie przez środek sali aż do tablicy, po czym uśmiechnął się łobuzersko i chwycił w dłoń kredę, rozpisując na niej jakieś równanie chemiczne. Zdziwiona przypatrywałam się, z jak zdumiewającą szybkością zdążył je zapisać, bez żadnego zawahania się.
– Co to? – spytałam niepewnie, unosząc brew i zerkając pytająco na chłopaka. Nigdy nie stwierdziłabym, że interesował się chemią, a tym bardziej, że znał jakiekolwiek równanie chemiczne na pamięć.
– Zobaczysz. – Zaśmiał się i ruszył w stronę drzwi schowka z chemikaliami. Kiedy zauważył, że idę za nim, przystanął na chwilę i posłał mi rozbawione spojrzenie. – Zaczekaj chwilę, Lucy.
Nieco zmieszana usiadłam na ławce, kołysząc nogami. Oryginalności Emilowi nie mogłam odmówić, jednak powoli zaczynałam się zastanawiać, co takiego mogliśmy robić w szkole. Przeczuwałam, że jutro do niej nie zawitam. Nie tylko z braku chęci, ale także z powodu dzisiejszego włamania – nawet, jeśli nie planowaliśmy jej podpalić, co zresztą spodobałoby się uczniom.
Emil wyszedł ze schowka po chwili, niosąc ze sobą dwa słoiczki i butelkę zwykłej wody. Położył je na ławce obok mnie, po czym z kieszeni wyciągnął łyżeczkę laboratoryjną. Odmierzył na nią proszków z obu słoiczków i usypał na drewnianej powierzchni w niewielki kopiec.
– Zamierzasz spalić szkołę? – spytałam pół żartem, pół serio. Nie znałam się zbytnio na reakcjach chemicznych, więc nie miałam pewności, co planował brunet.
– Nie. – Zaśmiał się Emil, nalewając odrobinę wody do zakrętki butelki. Jego ręka odrobinę się trzęsła, jakby się denerwował. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok. Czyżby się stresował przebiegiem randki?
– Więc co zamierasz zrobić? – jęknęłam, chcąc wyciągnąć od niego upragnioną informację.
– Patrz – odpowiedział, wlewając wodę na usypany poprzednio kopiec i odsuwając się aż do krawędzi ławki, na której siedziałam. Po niedługiej chwili z kopca zaczął unosić się fioletowy dym, który rozproszył się wokół nas. W powietrzu unosił się delikatny zapach spalenizny, a gaz zaczął zmieniać powoli kolor na czerwony, a następnie różowy. Wpatrywałam się jak oczarowana w tak proste, a zarazem niesamowite zjawisko. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że dym ułożył się w nieco krzywe serce. Zaśmiałam się cicho.
– I jak się podoba? – Emil zerknął na mnie wyczekująco, kiedy dym zniknął, rozpraszając się w powietrzu. Został po nim tylko niewielki stosik popiołu i delikatny zapach.
– Piękne – wyszeptałam, całując go delikatnie w policzek. – Nie wiedziałam, że potrafisz coś takiego zrobić. – Stwierdziłam.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Nie sądziłem, że kiedykolwiek mi się to przyda, ale jednak. – Uśmiechnął się. – W sumie to nigdy nie sądziłem też, że zaproszę kogoś na randkę do szkoły – burknął. – Mam nadzieję, że tego nie spieprzę.
– Będzie świetnie. W biologicznej zrobimy sekcję żaby, w fizycznej pobawimy się kołyską Newtona, w technicznej posklejamy patyki. – Zaśmiałam się. – A potem na gimnastycznej zaczniemy się walać po materacach.
– Czy ty mi coś proponujesz? – Uniósł brew, rozbawiony. – Materac to już jakaś jedna trzecia łóżka. – Oznajmił.
– A to wciąż mniej niż połowa. – Posłałam mu kuksańca w bok, czując jednak, że nieznacznie się rumieniłam.
– Czyli w jednej trzeciej chciałabyś mnie zaciągnąć do łóżka. – Wybuchnął radosnym śmiechem, który sprawił, że poczułam ciepło w okolicach serca. – Wiesz, to zawsze coś. Jeśli znajdę jakieś poduszki, szanse wzrosną. – Na jego twarzy wykwitł łobuzerski uśmiech, a oczy zabłysnęły radośnie pełnią życia.
– Na szczęście nie powinno ich być w szkole – odetchnęłam z udawaną ulgą. Brakowało mi tego droczenia się z nim.
– A kto powiedział, że wezmę je ze szkoły? – Zachichotał jak mała dziewczynka, co tylko sprawiło, że miałam ochotę się roześmiać.
Przewróciłam oczami z uśmiechem.
– Zamierzasz mnie zaciągnąć do łóżka na pierwszej randce? – Odparowałam.
– To ty zamierzasz mnie zaciągnąć do jednej trzeciej łóżka na pierwszej randce. – Stwierdził i wyciągnął w moją stronę dłoń, którą natychmiast uchwyciłam i zeskoczyłam z ławki. – Ale na to będziemy mieć jeszcze czas. – Uśmiechnął się szerzej, odsłaniając zęby i ruszył w stronę drzwi, nie zwracając uwagi na pozostawione po doświadczeniu chemicznym przedmioty. Cóż, nie chodził przecież do tej szkoły, a mnie jakoś niespecjalnie ciągnęło do nauki w obecnej sytuacji. Wniosek był prosty: olać wszystko i żyć tą cudowną chwilą, pełną uroku i beztroski dzięki Emilowi.
Po wyjściu z sali i zamknięciu za sobą drzwi – jak kulturalni ludzie, którymi oczywiście byliśmy – ruszyliśmy w stronę schodów. Emil przystanął na chwilę przed pierwszym stopniem i zamyślił się głęboko.
– Coś się stało? – spytałam, posyłając w jego stronę przepełnione troską spojrzenie.
Zanim zdążyłam również ścisnąć mocniej jego dłoń w pocieszającym geście, ten chwycił mnie mocno w objęcia i po chwili znajdowałam się na jego rękach. Zapiszczałam z przerażenia – nie pamiętałam, kiedy ostatnio to robiłam. O ile w ogóle kiedyś tak zrobiłam.
Emil śmiał się cicho pod nosem, zadowolony z udanego chwytu. Podrzucił mnie delikatnie do góry i sprawdził, czy na pewno nie spadnę, po czym powoli ruszył po schodach na piętro. Zaczęłam bawić się włosami, wlepiając wzrok przed siebie.
– Mam nogi, mogę iść sama – mruknęłam po chwili. Powiedziałam to w sumie mimo woli, bo w ramionach Emila było cholernie wygodnie i ciepło. Czułam się bezpiecznie i tak… przytulnie.
– A ja mam dobre chęci, żeby zrobić to za ciebie. – Wyszczerzył się chłopak. – Uwierz mi, dźwigałem cięższe rzeczy.
– Jak na przykład rekrutów Zabójców Cieni? – Uniosłam brew.
Emil wzdrygnął się.
– Wolałbym nie dźwigać rekrutów Zabójców Cieni. Wszyscy są dziwni. Większość z nich wygląda tak, jakby uciekli z psychiatryka – mruknął.
Poczochrałam jego włosy, śmiejąc się cicho.
– Dalej jesteś rekrutem, co? – spytałam, po czym nie czekając na odpowiedź, dodałam: – Wolałbyś dźwigać żołnierzy?
Brunet przystanął na chwilę i zachwiał się delikatnie na jednym ze schodów. Zacisnęłam dłonie na jego bluzce, bojąc się, że straci równowagę. Po chwili jednak kontynuował powolne i mozolne wychodzenia na piętro.
– W życiu nie tknąłbym tyłka Jamesa – burknął niezadowolony. Trafiłam w czuły punkt. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego był to tyłek niejakiego Jamesa.
Chwila, znałam jednego Jamesa. Poznałam go przy regale z herbatami, kiedy byłam na zakupach w osiedlowym sklepiku.
– Jak wygląda? – spytałam, pogrążona we własnych myślach. Czy mężczyzna, którego poznałam wtedy w sklepie, był tym samym, którego na myśli miał Emil?
– Tyłek Jamesa? – Odezwał się brunet po chwili ciszy. – Nie wiem, Lucy, nie jestem gejem – mruknął. – Ale jeśli miałbym go sobie wyobrazić… – Zamyślił się. – To byłby… – Zamilkł na chwilę i potrząsnął głowę. – Ja pieprzę, nigdy więcej nie wyobrażę sobie Jamesa nagiego – jęknął.
– Nie chodziło mi o tyłek Jamesa! – prychnęłam, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. Wyszliśmy nareszcie na górę, ale Emil wciąż nie chciał pozwolić dotknąć moim nogom posadzki. – Chodziło o Jamesa. – Wyjaśniłam.
– A co, ja ci się już nie podobam? – Uniósł brew i spojrzał na mnie z poważnym wyrazem twarzy. Zazdrośnik.
Przewróciłam oczami i pocałowałam go w policzek z lekkim uśmiechem.
– Podobasz. – Stwierdziłam. – Więc jak wygląda James? – Powtórzyłam.
Emil zamyślił się na chwilę, jakby przywoływał w pamięci obraz mężczyzny.
– Wysoki jak tyka, głupi jak motyka, włosy w odcieniu błota zmieszanego z pan Bóg jeden wie czym, zielone oczy, dużo mięśni i tym podobne – burknął. – Ale jest już zajęty – prychnął.
Porównałam opis Emila z obrazem Jamesa w mojej głowie. Zgadzał się. Więc w sklepie spotkałam wtedy jednego z Zabójców Cieni.
– Znam go. – Wzruszyłam ramionami. – Chciał mi sprzątnąć opakowanie herbaty sprzed nosa.
– Gnojek – warknął złowrogo brunet, po czym delikatnie postawił mnie na podłodze. – Jak tylko wrócę, dostanie ode mnie porządne lanie.
Zachichotałam cicho pod nosem.
– Kim jest James? – spytałam. – Jeśli chodzi o rangę u Zabójców Cieni? – Naciągnęłam rękawy bluzy i odgarnęłam kosmyki włosów z czoła.
– Zastępcą przywódczyni – burknął w odpowiedzi, kierując się w stronę jednej z sal klasowych. Ruszyłam za nim. – Ustawił się. Nie dość, że zaręczony z Charlie, to jeszcze jest jej zastępcą – prychnął.
– Charlie? – Spochmurniałam. – A to kto?
Emil westchnął i otworzył po chwili kolejne drzwi do klasy, tym razem przepuszczając mnie w nich przodem.
– Opowiem ci. – Oznajmił, zaświecając światło w pomieszczeniu.
Tym razem trafiliśmy na salę biologiczną. W rogu chciał nas nastraszyć przerażający szkielet człowieka, w szafkach po naszej prawej ustawionych pod ścianą ustawiono masę martwych zwierzątek, służących za ekspozycje. Chłopak podszedł do nich i przez chwilę przy nich majstrował, a ja w tym czasie zajęłam miejsce na ławce nieopodal. Wolałam milczeć, niż zadawać kolejne pytania o to, co właśnie zamierzał zrobić. W sali chemicznej przekonałam się, że Emil miał cel w swoich działaniach, więc nie miałam się czego bać.
Zdołałam ujrzeć, jak ułożył dłoń na szkielecie jednego z ptaków, konkretnie na czaszce. Pokrył się on cienką warstwą lodu, ledwo widoczną dla ludzkiego oka. Emil w skupieniu pogłaskał zwierzę po łepku, a ono nagle zatrzepotało skrzydłami i wzniosło się w powietrze.
Wstrzymałam oddech, obserwując, jak ptak zataczał kółka nad ławkami, aż w końcu przysiadł na moim kolanie i zmierzył mnie wzrokiem swoich pustych oczodołu. Zadrżałam, ale sama nie wiedziałam, czy z faktu braku oczu, czy też z faktu żyjącego szkieletu, który bądź co bądź przerażał.
– Przepraszam, już go ubiorę. – Zaśmiał się Emil, ale na jego twarzy zobaczyłam wymalowane zdumienie. Czyżby sam nie wiedział, jakim cudem coś takiego się stało? Lód nie mógł ożywić innych przedmiotów, więc dokonanie chłopaka graniczyło wręcz z cudem.
Brunet podszedł do mnie i po raz drugi ułożył rękę na szkielecie zwierzęcia – tym razem na grzebieniu. Po chwili drobne ciało ptaka zaczęło pokrywać się drobnymi, lśniącymi w świetle lampy, lodowymi piórkami, ostrymi niczym igła. Puste oczodoły wypełniły drobne kryształki lodu, dziób zaostrzył się na końcu – ptak zaczynał wyglądać jak prawdziwy.
Zanim ptak zdążył dojść do siebie, Emil wrócił do szafki z eksponatami i pokrywał lodem martwe motyle, które nagle odżywały i latały w powietrzu razem z kolejnymi ptakami.
Ręka chłopaka zatrzymała się przy żabach, jaszczurkach i ropuchach – najwyraźniej stwierdził, że takie żyjątka nie będą pasowały do sytuacji. Dziękowałam mu za to w myślach, jednocześnie obserwując nagle żywe zwierzątka, których widok zapierał dech w piersiach.
– I jak się podoba? – spytał niepewnie Emil.
– Piękne – wyszeptałam, zdolna powiedzieć tylko to. Chłopak machnął ręką ku podłodze, która natychmiast pokryła się ostrymi igiełkami. Wyglądały jak pokryta szronem trawa, jednak ich końce nie wydawały się zbyt przyjemne. Okazało się jednak, że było całkiem inaczej, kiedy Emil spoczął na lodowej trawie, opierając głowę o ścianę i zachęcając mnie gestem, abym usiadła obok.
Pogłaskałam delikatnie siedzącego na moim kolanie ptaszka, jakbym bała się, że zaraz się rozpadnie, po czym pokonałam odległość między mną, a Emilem i usiadłam obok niego, opierając głowę na jego ramieniu.
– Jak to zrobiłeś? – Utkwiłam wzrok w krążących nad nami motylach i ptakach, które przysiadły na krawędzi szafki, ćwierkając cicho. Chłopak machnął ręką, a z ziemi wyrosło niewielkie drzewo, które nagle zakwitło. Jego gałęzie poruszały się na wietrze, a liście co chwila opadały delikatnie na ziemię.
– Nie wiem – wyszeptał, również wpatrzony w efekt swojej pracy. – Po prostu… to odżyło. – Stwierdził.
– Ale… – Zaczęłam.
– Nie myślmy o tym teraz – westchnął, przerywając mi.
– W takim razie… – Zamyśliłam się. – Opowiedz mi.
I opowiedział mi. O tym, jak znalazł się u Zabójców Cieni, jak poznał swoją siostrę, Charlotte, która okazała się przywódcą tejże organizacji. O tym, jak James z początku był dla niego miły, ale teraz stał się gnojkiem, o Cesarze, którego zapewne zajarałyby kreskówki dla dzieci, o Collinie, który stał się jego przyjacielem i towarzyszem broni. O tym, jak dowiedział się o ciąży swojej siostry, jak ciężkie były treningi, o swoich misjach oraz o tym, jak został uwięziony u Asa, gdzie widział tortury i śmierć Collina.
Widziałam, jak powstrzymywał się od warknięć przy wspomnieniach o Asie i słyszałam, jak bardzo łamał mu się głos przy wspomnieniach o młodym Zabójcy Cieni. Potrafiłam wyczytać z jego twarzy emocje, tak różne i znajome. Musiałam przyznać, że to jego cierpienie, którego zaznał dodawało mi otuchy, wiedziałam, że nie byłam sama. Że oprócz mnie on także przeklinał w duchu różne osoby, które spotkał i tęsknił za mną.
– A teraz ty mi opowiedz. – Poprosił, kiedy skończył swoją historię.
Wtedy ja zaczęłam swoją opowieść.
Opowiedziałam mu o tym, jak to okazało się, że całe moje życie było kłamstwem, a teraz wspomnieniom zachciało się do mnie wracać i ukazywać po kawałeczku prawdziwy przebieg mojego życia, o tym, jak to oficjalnie stałam się Śmiercią i poznałam Jeźdźców Chaosu w kompletnym składzie, o tym, jak to miałam sprowadzić Astleya na dobrą ścieżkę, ale ten okazał się moim durnym bratem, Rookiem, który zostawił mnie samą w obliczu śmierci i nawet nie chciał przyznać faktu pokrewieństwa między nami. O tym, jak nie chciał odpowiedzieć na moje pytania, milczał, a po wszystkim uciekł niczym tchórz. Wspomniałam nawet o Alex i Mefiku, którzy – o dziwo – wciąż grzecznie spali w kieszeniach mojej bluzy.
Nie sądziłam nawet, że wypowiedzenie tego wszystkiego na głos, wyżalenie się komuś, mogło być tak pomocne. Poczułam się, jakby wielki kamień spadł mi z serca.
– Lucy, nie płacz – wyszeptał Emil, ocierając moje łzy. Nawet nie zauważyłam, że płakałam, zbyt zajęta wlewaniem emocji w moją opowieść. – Jestem przy tobie, tak?
– Tak. – Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, szczęśliwa z tego faktu. Chłopak objął mnie ramieniem, wtulając głowę w moje włosy. Przymknęłam oczy, myśląc o tym, jak dobrze mi z nim było. Jak wygodnie czułam się, leżąc w jego ramionach, słuchając ćwierkania ptaków i cichego wiatru muskającego gałęzie lodowego drzewa.
– Emil? – spytałam cicho po dłuższej chwili, bojąc się, że go obudziłam. Jednak nie spał, wciąż nade mną czuwał.
– Tak? – wymruczał.
– To była moja najlepsza pierwsza randka w życiu. – Stwierdziłam.
Nie musiałam otwierać oczu i zerknąć na niego, żeby widzieć wykwitający na jego ustach uśmiech.
– Moja też. – Zaśmiał się.
Westchnęłam cicho i ułożyłam się wygodniej na jego klatce piersiowej, chłonąc ciepło bijące od jego ciała, wsłuchując się w bicie jego serca przeplatanego ćwierkotem ptaków i szumem wiatru. I zanim zdążyłam pomyśleć o tym, że jednak nie zdążyliśmy pobawić się kołyską Newtona, zrobić sekcji żab czy też spocząć na materacu – jednej trzeciej łóżka – zasnęłam.
Pierwszy raz od dawna śpiąc głęboko i spokojnie, jak nigdy w życiu.


4 komentarze:

  1. Ha, pierwsza!
    Piękny nagłówek tak w ogóle.
    Zabieram sie do czytania. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :)

    Tak sobie pomyślałam - randka nie tak dawno po tym, jak Emil był świadkiem śmierci przyjaciela? Okay...

    Mnie się chemia podobała, ale eksperymenty mnie nie jarały. Byłam dziwna.
    "Czyżby się stresował przebiegiem randki?" - no co ty.
    "– Więc co zamierasz zrobić? " - zamierasz?
    "– Będzie świetnie. W biologicznej zrobimy sekcję żaby, w fizycznej pobawimy się kołyską Newtona, w technicznej posklejamy patyki. – Zaśmiałam się. – A potem na gimnastycznej zaczniemy się walać po materacach.
    – Czy ty mi coś proponujesz? – Uniósł brew, rozbawiony. – Materac to już jakaś jedna trzecia łóżka." - glebłam xD
    "– Czyli w jednej trzeciej chciałabyś mnie zaciągnąć do łóżka. – Wybuchnął radosnym śmiechem, który sprawił, że poczułam ciepło w okolicach serca. – Wiesz, to zawsze coś. Jeśli znajdę jakieś poduszki, szanse wzrosną. " - czy to tylko ja, czy Emil na coś liczy? :D
    "– Zamierzasz mnie zaciągnąć do łóżka na pierwszej randce? – Odparowałam.
    – To ty zamierzasz mnie zaciągnąć do jednej trzeciej łóżka na pierwszej randce. " - matko smocza, jacy oni słodcy, choć rozmawiają o czymś takim. Jeej ^__^
    "olać wszystko i żyć tą cudowną chwilą, pełną uroku i beztroski dzięki Emilowi." <3
    Na ręce, tak! Jeej ^_________^
    "– W życiu nie tknąłbym tyłka Jamesa – burknął niezadowolony. Trafiłam w czuły punkt. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego był to tyłek niejakiego Jamesa.
    Chwila, znałam jednego Jamesa. Poznałam go przy regale z herbatami, kiedy byłam na zakupach w osiedlowym sklepiku.
    – Jak wygląda? – spytałam, pogrążona we własnych myślach. Czy mężczyzna, którego poznałam wtedy w sklepie, był tym samym, którego na myśli miał Emil?
    – Tyłek Jamesa? – Odezwał się brunet po chwili ciszy. – Nie wiem, Lucy, nie jestem gejem – mruknął. – Ale jeśli miałbym go sobie wyobrazić… – Zamyślił się. – To byłby… – Zamilkł na chwilę i potrząsnął głowę. – Ja pieprzę, nigdy więcej nie wyobrażę sobie Jamesa nagiego – jęknął." - GLEBŁAM xD! Bo tyłek Jamesa, huehuehue :D
    Emil ma tę moc, ma tę moooc!
    Dobrze, że oboje opowiedzieli, co się u nich wydarzyło. Brakowało mi tej pary i całego rozdziału dla nich. Nastolatkowie zasługują na chwile szczęścia w swoim towarzystwie, przynajmniej ja tak twierdzę.

    Bardzo dobre opisy, jest sarkazm i mała romantyczność. I like it!

    Czekam na nn ^^
    Ściskam mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Huehue,tak sobie wpadłam na chwilę i poczytałam dialog Lucmilki na temat łóżka >D banan nie schodził mi z twarzy huhu. Wychodzą brudne myśli Królika >D! Ohoho!
    Dzisiaj nadrobię przynajmniej kilka rozdziałów c: to znaczy tyle, na ile pozwoli mi czas, bo dziś wielkie sprzątanie ;___;
    Miłego pobytu nad morzem. Już tęsknię uee.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A! Pacz! Już wiem skąd wiedziałam, ze Lucmilka się spotkają XD. Przecież ja czytałam ten rozdział po części buahaha. Brawa dla mojej pamięci. Jest perfekcyjna XD.
      "– Będzie świetnie. W biologicznej zrobimy sekcję żaby, w fizycznej pobawimy się kołyską Newtona, w technicznej posklejamy patyki." - huhuhu, uroczo <3.
      I teraz ten dialog o materacach. Tak! Już pamiętam jak to czytałam! *odkrycie roku*.
      "– Czyli w jednej trzeciej chciałabyś mnie zaciągnąć do łóżka. – Wybuchnął radosnym śmiechem, który sprawił, że poczułam ciepło w okolicach serca. – Wiesz, to zawsze coś. Jeśli znajdę jakieś poduszki szanse wzrosną" - <3 no, najlepszy tekst tego rozdziału, jeżeli nie znajdą się jakieś inne uhuhuhhuhu <3. Lucmilka, Lucmilka, Lucmilka~ *nuci* Tak się jaram <3
      "ten chwycił mnie mocno w objęcia i po chwili znajdowałam się na jego rękach." - ochochcocococh, rozpłynę się zaraz <3 tyle serduszek, tyle miłości! Tak się cieszę, że wreszcie się ze sobą spotkali! Że w końcu spędzają normalnie czas! I tak mi się łezka w oku kręci, że hej!
      "– Tyłek Jamesa? – Odezwał się brunet po chwili ciszy. – Nie wiem, Lucy, nie jestem gejem" - i parsknęłam takim morderczym śmiechem, przez co Aruś spojrzał na mnie ponownie jak na debila XDDD. Ale co tam!
      Jejciuuuuuuuuuuu.Lodowe motylki i ptaszek <3 och. Bralabym!
      "– Lucy, nie płacz – wyszeptał Emil, ocierając moje łzy. Nawet nie zauważyłam, że płakałam, zbyt zajęta wlewaniem emocji w moją opowieść. – Jestem przy tobie, tak?" - O Boże ;______; teraz to będę płakać z radości.
      "Pierwszy raz od dawna śpiąc głęboko i spokojnie, jak nigdy w życiu." - no, ja się nie dziwię! Niby randka krótka i w ogóle, ale nareszcie mogli spędzic czas ze sobą i to jest takie urocze. Ueeee. Chcę więcej Lucmilki ;_____________;

      Usuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^