Sam już nie wiem, co
wyrwało mnie z głębokiego, lecz dziwnego snu. Szarpnięcie? Zapach dymu unoszącego
się w powietrzu? Ból? Być może wszystkie te czynniki na raz? Nie interesowało
mnie to zbytnio, zwłaszcza kiedy uświadomiłem sobie, że pode mną znajdowała się
zimna, kamienna podłoga, a przed moimi oczyma wyrastała gruba tafla szkła,
przez które mogłem zobaczyć opartego o ścianę naprzeciwko Collina z opuszczoną
głową.
Powoli podniosłem się z
ziemi, czując narastający ból w boku i usiadłem – podobnie jak mój towarzysz –
opierając się o ścianę. Zerknąłem w stronę źródła bólu, po czym ujrzałem dość
sporą powierzchnię mojego ciała pokrytą lodem, oznakę regeneracji naruszonego
ciała. Skrzywiłem się i próbowałem przypomnieć, kto mnie zaatakował, aż w końcu
po paru minutach, podczas których udało mi się wytrzeźwieć, zrozumiałem, że bok
bolał mnie dzięki nożom Collina, a ja sam znajdowałem się w czymś w rodzaju
szklanej pułapki, złapany najwyraźniej przez Asa.
Zakląłem cicho pod
nosem, niezadowolony z faktu, że dałem się zaskoczyć. Kiedy już myślałem, że
zdołaliśmy uciec, przeciwnik zaatakował ścianą ognia, która zdołała nas
pochłonąć. Obejrzałem starannie moje ręce, na których nie dostrzegłem jednak
najmniejszych śladów poparzenia. Ciekaw byłem, czy Collin również ich nie miał.
Zerknąłem na niego niepewnie, jednak nie dostrzegłem wiele. Znajdował się w
odległości jakichś pięciu metrów ode mnie, jednak światło skutecznie padało na
szybę, odbijając się w niej i zasłaniając mi obraz chłopaka.
Zapach dymu unosił się
w ciężkim, suchym powietrzu, drażniąc mnie. Rozglądnąłem się po dość sporym
pomieszczeniu, w którego środku znajdowały się tylko nasze dwie pułapki z nami
w środku. Na szarych ścianach nie widniały pochodnie, których zresztą się
spodziewałem, sam nie wiedząc, dlaczego. Może chora wizja średniowiecznych
lochów z pułapkami utkwiła mi mocno w głowie. Zdecydowanie za dużo czytania książek
osadzonych w tej właśnie epoce.
Mimo braku pochodni, w
pomieszczeniu było jasno. Szukałem wzrokiem źródła światła, aż wreszcie
spostrzegłem, że najprawdopodobniej przy podłodze ulokowane były jakieś dziwne
lampy, których światło wzbijało się w górę ściany, oświetlając ją. W takim
razie skąd brał się zapach dymu?
Zauważyłem również
drzwi po mojej lewej. Duże, wykonane z ciemnego drewna, o potężnej, mosiężnej
klamce. Nie było przy nich żadnych strażników, nikogo, kto mógłby nas pilnować.
Zmrużyłem niepewnie oczy i zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu, jednak albo
ich po prostu nie było, albo były doskonale ukryte. Obstawiałem jednak tą
pierwszą opcję, co oznaczałoby, że As zostawił nas tutaj samych, uwięzionych w
marnych, szklanych pułapkach, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że lód może
rozsadzić szkło.
Uśmiechnąłem się
łobuzersko pod nosem, wstając powoli, opierając się ręką o ścianę i chwiejnym,
niepewnym krokiem podszedłem do szyby, kładąc na niej dłoń. Poczekałem chwilę,
aż lód zaczął ją pokrywać coraz głębiej, jednak musiałem stwierdzić, że szklana
ściana była dość gruba i mój lód nie wystarczał, aby ją rozsadzić. Westchnąłem
cicho i cofnąłem się z powrotem pod ścianę, formując z lodu większe i mniejsze
kulki, którymi zacząłem rzucać w stronę przeszkody stojącej na mojej drodze.
Rozbijały się na niej z cichym trzaskiem, jednak dopiero po jakiejś dziesiątej
próbie jedna z nich zdołała zrobić na szkle małą, ledwo widoczną rysę.
Przekląłem pod nosem po
raz drugi i zrezygnowany schowałem dłonie do kieszeni. Mój lód nie zdziała więc
tutaj dużo, byłem zdany jedynie na siebie i na to, że Collin wpadnie na jakiś
genialny pomysł, który nas uwolni. O ile As nie wkroczy tu wcześniej i nie
zacznie się z nami bawić aż do pieprzonej śmierci.
Usłyszałem cichy jęk,
dobiegający niedaleko, a mój wzrok natychmiast powędrował w stronę Collina,
który właśnie podniósł głowę i rozglądał się zaspanym wzrokiem wokół siebie.
Mimowolnie odetchnąłem
z ulgą. Przynajmniej żył i funkcjonował, jednak nie wyglądał najlepiej. Pod
dziwnie wygasłymi i zamglonymi oczyma miał cienie, jego policzki były
zaróżowione, warga przecięta. Na twarzy nie dostrzegłem żadnych większych
obrażeń.
Jego wzrok spoczął na
mnie i wpatrywał się w moją postać dość długo, aż wreszcie blondyn zamrugał parę
razy oczyma i przeczesał włosy dłonią.
- Emil? – spytał
niepewnie, jakby nie był pewien, że mnie widzi. – Co ty tutaj robisz? –
Przekrzywił głowę, nie spuszczając ze mnie wzroku. Dotknął delikatnie szklanej
szyby obok, a jego oczy rozszerzyły się. – Zimne. – Stwierdził odkrywczo.
Zauważyłem, że na przedramieniu miał dość spore poparzenie, które nie wyglądało
najlepiej. Zaczerwieniona skóra, miejscami ciemniejsza. Gdzieniegdzie widniała
na nim zaschnięta krew.
- Co tutaj robię? –
Powtórzyłem za nim, unosząc brew. – Tak się składa, że dałem się złapać razem z
tobą – mruknąłem niechętnie.
- Złapać? – zapytał
zdziwiony chłopak, patrząc na mnie jak na idiotę, ale najwyraźniej przypomniał
sobie wydarzenia sprzed jakiejś ostatniej godziny, bo wyraz jego twarzy zmienił
się z zaskoczonej na nieco spokojniejszą. – No tak – westchnął cicho. – Ogień,
As, ciepło.
- Gorące przywitanie –
burknąłem ironicznie.
- To ciekawe, że nadal
używają szklanych pułapek. – Wstał, chwiejąc się nieco i zastukał parę razy w
szybę. Tym razem dostrzegłem, że jego spodnie są podarte, a w odsłoniętych
miejscach skóra była czerwona lub zdarta. – O, zwiększyli jej grubość. –
Zauważył, przesuwając delikatnie palcem po szklanej nawierzchni, po czym
zerknął na mnie ukradkiem. – Nie rozsadzisz jej, co? – Uniósł brew.
Pokręciłem głową.
- Próbowałem też
rozwalić ją lodowymi kulkami, ale jest za twarda. Musiałbym uderzać nimi bity
tydzień – odpowiedziałem.
- Pomyślał o wszystkim
– mruknął cicho Collin, po czym zaczął sprawdzać kieszenie i swój pas, którego
nie znalazł. – Zero broni. Więc lubią macać i okradać nieprzytomnych. –
Stwierdził, wzruszając ramionami. Podziwiałem go za to, że w ogóle się nie bał
tego, co mogło nas czekać. U mnie było to zrozumiałe – w końcu byłem
nieśmiertelny i władałem lodem, ale on niestety nie miał tyle szczęścia, a do
tego był dość poważnie ranny.
- Wszystko w porządku?
– spytałem go po chwili, wciąż wypatrując u niego ran czy obrzęków. Poczułem
się jak starszy brat, martwiący się o swoje młodsze rodzeństwo, którego nie
miałem. – Coś cię boli?
- Nie. – Chłopak
uśmiechnął się krzywo pod nosem i przejechał palcem po swoim poparzeniu na
ręce. – To nic w porównaniu z tym, co nas czeka, jeśli nie uciekniemy.
Zamilkłem. Jego słowa
przypomniały mi o tym, że blondyn już kiedyś gościł w siedzibie Złodziei Czasu,
którzy to współpracowali z Asem. Ostatnim razem przetrwał i zdołał, martwiłem
się teraz o to, że tym razem nie będzie tak samo.
- Ciekaw jestem, czy As
zaszczyci nas swoją obecnością – westchnął cicho Collin, kierując na mnie swój
wzrok. – Łowcy gustują w wolnym odbieraniu życia, kawałek po kawałeczku, aby
tylko zwiększyć ból. – Zamyślił się. – Wykończą nas albo oni, albo ich
przywódca. Z tym, że ten drugi zapewne też ma zamiar sprawić, abyśmy cierpieli.
– Wzruszył ramionami, niewzruszony. – Mamy przynajmniej szansę dowiedzieć się,
czy As także jest Łowcą.
- Tak po prostu go
spytasz? – prychnąłem.
- Jeśli będzie sam, a
poczujesz nagłe zmęczenie i osłabienie, przechodzące w ból, As jest Łowcą –
mruknął, siadając na kamiennej posadzce i opierając głowę na dłoni. – Gorzej,
jeśli przyjdzie z innymi. Wtedy szukaj błyszczących, pełnych życia oczu i
rozszerzonych źrenic jak u narkomana. – Pouczył mnie. – Chyba, że będą działać
razem – westchnął. – Wtedy ta kwestia zostanie nam nieznana, jeśli nie
zobaczymy oczu przywódcy.
- A zapewne tak będzie.
– Stwierdziłem ponuro.
Collin nie
odpowiedział. Wzruszył tylko ramionami i patrzył w drzwi czujnym wzrokiem,
podczas gdy ja oparłem głowę o ścianę i zamknąłem oczy, próbując wymyślić jakiś
sposób na wydostanie się stąd. Poczułem wyrzuty sumienia, że zawzięcie chciałem
walczyć z Asem, podczas gdy Collin odmawiał, nakłaniał do ucieczki, którą
zresztą nakazała nam Charlie. Ciekaw byłem, czy siedziała właśnie w siedzibie
Zabójców Cieni i płakała, przerażona, gdzie zaginął jej ukochany braciszek i
jego przyjaciel. Nie, nie płakałaby. Była twarda, więc nie mogłoby jej to
złamać. Poza tym miała przy sobie Jamesa, który przytuliłby ją do swojej piersi
i pogłaskał czule po kruczoczarnych włosach, pocieszając ją. Chciałbym tak samo
jak on mieć przy sobie Lucy, jednak nawet jeśli błagałbym o nią godzinami, moje
życzenie nie mogłoby się spełnić. Nie wiedziałem nawet gdzie była i co właśnie
robiła, jak się czuła, z kim przebywała, kogo nowego poznała. Nienawidziłem
tego uczucia, niewiedzy, która towarzyszyła mi od naszego rozstania.
Jednak nie mogłem teraz
o niej myśleć, podczas gdy sam byłem uwięziony razem z Collinem, zapewne z
mojej winy. Jeśli posłuchałbym chłopaka i uciekł w porę, ogień nie mógłby nas
dosięgnąć i moglibyśmy siedzieć teraz bezpieczni w siedzibie, mówiąc
pozostałym, co nas spotkało. Collin nie byłby ranny, a mój bok nie pokryłby się
lodem, próbując zregenerować naruszoną tkankę ciała. Przekląłem w myślach tą
moją dziwną pewność siebie podczas spotkania z Asem, kiedy to byłem święcie
przekonany, że mam siłę i potęgę, aby go pokonać.
Jakiż byłem głupi.
- Ktoś idzie – szepnął
gorączkowo Collin, mrużąc odrobinę oczy.
Wytężyłem słuch i
zacząłem nasłuchiwać kroków, jednak ich nie usłyszałem. Już miałem otworzyć
usta i powiadomić towarzysza, że nie miał racji i musiał się przesłyszeć, kiedy
rozległy się miarowe, ciche dźwięki kroków. Pojedynczej osoby. Zdziwiła mnie
umiejętność, z jaką blondyn potrafił nasłuchiwać, ale po chwili domyśliłem się,
że nauczył się tego przez czas spędzony u Łowców. Być może przybywał wtedy w
takiej samej, szklanej pułapce, w tym samym pomieszczeniu, gdzie kroki
rozlegały się po korytarzu w identyczny sposób.
Nagle kroki ucichły, a
klamka zadrżała. Drzwi otworzyły się z impetem, a ja nagle wstałem pod wpływem
impulsu. Zerknąłem na Collina, który jednak wciąż siedział, wpatrzony w postać
stojącą w drzwiach. Od razu zacisnąłem dłonie w pięści i powstrzymałem się od
cichego warknięcia pod nosem.
Odwiedził nas nikt
inny, jak As.
W swoim
krwistoczerwonym płaszczu, włóczącym się delikatnie po ziemi, czarnych
rękawiczkach i błyszczącej masce, w której szkle odbijało się wnętrze
pomieszczenia i nasze twarze. Przystanął dopiero wtedy, kiedy znalazł się w
niewielkiej odległości od nas. Mógł zobaczyć nas obu, jednak przekrzywił głowę
w stronę Collina. Nie musiałem widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, że właśnie
szeroko się uśmiechał.
- Widzimy się po raz
drugi, szczeniaku. – Odezwał się po chwili oschłym, chłodnym tonem głosu, pod
którego wpływem chłopak lekko drgnął. – Przykro mi, że ostatnim razem
przeżyłeś.
- Przykro mi, że nie
zdążyłeś się mną nacieszyć. – Odparował blondyn.
- Tym razem nie
będziesz miał tyle szczęścia – prychnął As.
- Takie już właśnie
jest. – Wzruszył ramionami w odpowiedzi mój towarzysz. – Raz jest, raz go nie
ma. Trzyma się raczej tych głupich, żeby w życiu nie było im tak strasznie źle,
ale do tych mądrych też zagląda – mruknął.
- W takim razie Asa
musi się trzymać kurczowo – prychnąłem pogardliwie, próbując zwrócić na siebie
uwagę rewolucjonisty. Zerknął na mnie przelotnie, jednak nie odpowiedział.
- Collin, tak? –
spytał, podchodząc bliżej do chłopaka. – Szczeniak. – Stwierdził.
- As. – Odezwał się
blondyn. – Jeden z czterech. Jesteś pikiem, prawda? – Uśmiechnął się krzywo. –
Gdzie twoi pozostali przyjaciele? Kier, karo, trefl? – Uniósł brew.
- Jeden ci nie
wystarczy? – Zaśmiał się mrocznie As, wyciągając swoje nieodłączne karty i
pokazując Collinowi cztery z nich. Zapewne asy, jak zdołałem wywnioskować. –
Asa pik możesz uznać za ich króla. – Oznajmił.
- Mogę, nie muszę –
mruknął w odpowiedzi młody Zabójca Cieni.
- To już nie ma
większego znaczenia. – Stwierdził rewolucjonista, chowając karty z powrotem do
kieszeni płaszcza. – I tak dziś zginiesz, szczeniaku.
- Prędzej zginiesz ty –
warknąłem, próbując zwrócić na siebie uwagę po raz drugi. As spojrzał na mnie
przelotnie.
- Tobą zajmę się
później, młody – westchnął znudzony. – Najpierw zobaczysz, jak twój towarzysz
ginie w cierpieniach. – Oznajmił głosem przepełnionym jadem, patrząc ponownie
na swoją ofiarę.
Collin zbladł
nieznacznie, a rumieńce na jego policzkach i cienie pod oczami uwydatniły się.
Po raz pierwszy sprawiał wrażenie przestraszonego.
- To ja chcę cię zabić,
nie on – prychnąłem, próbując tylko odciągnąć zainteresowanie Asa od Collina.
Marny trik, który być może zadziałałby przy bezmyślnym zwierzęciu, ale przy
człowieku o rozległych planach destrukcji – raczej nie.
- To nie ty już raz
przeżyłeś atak Łowców – mruknął znudzony przywódca rewolucjonistów,
przyglądając się z satysfakcją blondynowi. – Ten szczeniak jest w cholerę
wytrzymały. Trzeba go złamać. – Oznajmił.
- Sprawdź też moją
wytrzymałość. – Zaśmiałem się głośno, po części z desperacji. – Nie zawiodę
cię. – Zapewniłem go. W końcu jestem nieśmiertelny, dodałem w myślach.
- Jesteś okropnie
niecierpliwy – westchnął zirytowany As, nawet nie spoglądając w moją stronę. –
Tobie też zapewnię rozrywkę, kiedy twój przyjaciel będzie jęczał z bólu.
- A ty wolisz oglądać
bajeczki czy durne seriale, kiedy wreszcie cię dorwę? – warknąłem. – To będzie
idealna rozrywka dla kogoś takiego jak ty!
- To, że ty gustujesz w
takich gatunkach, nie oznacza, że ja także – prychnął. Udało mu się go
zirytować choć trochę. Pierwszy raz pożałowałem, że nie było przy mnie Sally –
jej gadanina o żelkach i błagania o nie mogły zirytować każdego.
- Zajmij się mną,
idioto – warknąłem po raz drugi. – Stanowię większe zagrożenie, to ze mną
będziesz bawił się lepiej. – Zachęcałem go.
- Jakiś ty szlachetny.
– Zaśmiał się perliście As. – Próbujesz uratować tego szczeniaka – westchnął,
wodząc palcem po szybie pułapki Collina, który tylko kręcił znacząco głową,
abym zamilknął. – Blake? – Odezwał się po chwili ponownie, z mocą i potęgą.
Zorientowałem się po chwili, że kogoś przywoływał. Chciałem już zerknąć w
stronę drzwi, kiedy szkło pułapki pociemniało i zmieniło kolor na czarny niczym
noc. Prawie usłyszałem, jak Collin wstrzymał oddech razem ze mną.
Ze ściany szkła wyłonił
się wysoki chłopak o włosach w kolorze mlecznej czekolady. Kiedy już stanął
obiema nogami na kamiennej posadzce, czerń zniknęła, a pułapka wróciła do
poprzedniego stanu. Szatyn przeszył wzrokiem swoim czarnych oczu pomieszczenie.
Zatrzymał je na mnie, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. Nie wyglądał
groźnie. Czarne ubranie złożone z podkoszulka i dżinsów przywodziło mi tylko na
myśl nastolatka Emo. Patrzył na mnie przez krótką chwilę, po czym skłonił się
nonszalancko w stronę Asa, niczym posłuszny sługa.
- Do usług – zamruczał,
prostując się.
As odsunął dłoń z szyby
i zmierzył Blake’a wzrokiem, jakby zastanawiał się, co z nim zrobić. Po jakiejś
minucie skinął w moją stronę głową.
- Zwiąż ręce. –
Rozkazał.
Szatyn skinął
posłusznie głową. Nie zdążyłem wykonać nawet najmniejszego ruchu, kiedy coś
dziwnego oplotło moje dłonie wokół nadgarstków – mocno i szybko. Szarpnąłem
nimi, jednak nie zdołałem przerwać więzów. Były wykonane z czegoś innego. Nie
był to sznur ani metal kajdanek. Coś delikatnego, ale jednocześnie wżynającego
się niemiłosiernie w skórę.
- Gotowe. – Oznajmił
Blake, opierając się o pułapkę Collina. Blondyn wciąż siedział na posadzce, z
wzrokiem utkwionym w swoje dłonie. Nie udało mi się go uratować. – Buźkę też mu
zasznurować? – Zaproponował.
- Nie – odpowiedział
As, pstrykając palcami. Wokół pułapki zapłonął niewysoki, ognisty krąg, zaś
szklane ściany rozbiły się na tysiąc małych kawałeczków. Na szczęście żaden z
nich nie zdołał zranić Collina. Przyłapałem się na tym, że cholernie się o
niego martwiłem. Być może dlatego, że traktowałem go jako przyjaciela, być może
dlatego, że znajdowaliśmy się tutaj w dużej mierze przeze mnie.
Blondyn momentalnie
stanął na nogi, zaciskając dłonie w pięści i mierząc przeciwników wzrokiem.
Spodziewałem się w nim wrogości, jednak zamiast niej dostrzegłem tylko
niewinność.
- Cienie. – Usłyszałem
ponownie głos Asa, na co Blake cofnął się nieznacznie i wykonał zamaszysty,
szybki i niedbały ruch dłonią. Dopiero teraz zauważyłem, że unosił się wokół
nich dziwny, czarny dym czy też mgła – w każdym razie coś w tym stylu. Wokół
szatyna utworzyły się dwa nałożone na siebie trójkąty, tworzące gwiazdę Dawida,
na środku której stał. Z jej końców wyrosły w mgnieniu oka cieniste kreatury,
których kontury co chwila rozpływały się w powietrzu. Unosił się z nich dym,
podobny do tego wokół dłoni Blake’a. Chociaż nie widziałem ich często, od razu
wiedziałem, czym są. Chłopak w jakiś sposób mógł przywoływać Cienie.
Collin zbladł bardziej
i wyglądał tak, jakby miał zamiar wycofać się pod ścianę i uciec, jednak stał
nieruchomo. Wciąż nie widziałem w jego oczach strachu, nawet jeśli wiedział, co
potrafiły zrobić te podstępne kreatury.
As zaśmiał się cicho,
po czym skinął głową na Collina.
- Zabawę czas zacząć.
Ciemny znak gwiazdy
Dawida zniknął, a Cienie zawarczały cicho pod nosem, po czym – jakby spuszczone
z niewidzialnej smyczy – rzuciły się łapczywie na Collina.
Cześć :)
OdpowiedzUsuńJak już pisałam na FB, nagłówek mi się podoba, jaram się nim! <3 Więc mi go nie zmieniaj! Przynajmniej nie przed końcem pierwszej części, chcę się nim nacieszyć.
Emil? Czyżby powrót do Emilki? Jeej, jaram się! ^__^
Tak, jest! Powrót do Zabójców. Stęskniłam się odrobinę.
Biedactwo moje, dało się zaskoczyć. Lizaka chcesz?
Średnowiecze - ciemne czasy, dlatego używano tylu pochodni. Bazinga!
"O ile As nie wkroczy tu wcześniej i nie zacznie się z nami bawić aż do pieprzonej śmierci." - jakaś perspektywa to to jest.
"O, zwiększyli jej grubość." - Collin, czyżbyś tu już był? Jego opis nasuwa mi spostrzeżenie, że chłopak został poparzony, by móc go osadzić w szklanej pułapce (i w głowie pojawił mi się Bruce Willis, great).
A no tak, jesteśmy u Złodziei, ta informacja i wspomnienie o przeszłości Collina gdzieś w mojej pamięci się schowały. Ale je znalazłam (i teraz widzę takie popitalające kłębiaste kulki wabiące się "myśli". Boże, mnie już odbija, ratuj!).
" – Przykro mi, że ostatnim razem przeżyłeś.
- Przykro mi, że nie zdążyłeś się mną nacieszyć. " - wszystkim przykro, okay, teraz łapki na zgodę i nastolatkowie niech idą, a As niech się czymś pobawi.
"- Tym razem nie będziesz miał tyle szczęścia – prychnął As.
- Takie już właśnie jest. – Wzruszył ramionami w odpowiedzi mój towarzysz. – Raz jest, raz go nie ma. Trzyma się raczej tych głupich, żeby w życiu nie było im tak strasznie źle, ale do tych mądrych też zagląda – mruknął.
- W takim razie Asa musi się trzymać kurczowo" - glebłam xD Ale rozkmina o szczęściu świetna ;)
" – Asa pik możesz uznać za ich króla. – Oznajmił.
- Mogę, nie muszę" - Collin chyba zostanie moim miszczem :D
Rozległe plany destrukcji, jak to epicko brzmi! <3
"Pierwszy raz pożałowałem, że nie było przy mnie Sally – jej gadanina o żelkach i błagania o nie mogły zirytować każdego." - aww *__* Pingwinek został doceniony.
Blake? Ten sukinsyn jest tutaj? Mogę go uderzyć? Tak z dziesięć razy? Albo ukraść kubek? Nie? Kurde, plany poszły w pizdu.
Dlaczego przerwane w takim momencie? Ale się jaram, bo będzie akcja!
Oczywiście, jak zwykle opisy ubóstwiam, sarkazm kocham w każdej postaci, a Collina lubię jeszcze bardziej!
Czekam na nn ^^
Ściskam mocno! :*
Ja tu się produkuję, treści tak mało, zdechła jestem, a Królik rypie przy moich komentarzach XD. GOD, WHY. W ogóle... ta podjarka pocztówką <3 ihihihi. Jeszcze lepiej będzie mi się czytać! O! I wchodzę sobie tak na e-maila, bo dzień bez zaglądania co najmniej 20 razy na e-maila to nie dzień (to co, noc? wtf) i paczam: wtf! Królik komentował WCN! Dam dam daaaaaaaaam! Banan na twarzy! <3 i taką euforię czuję. Aż się podjarałam. Dobra, kiedy ja się nie jarałam. Opowiadania zawsze jarają. Czy to twoje, moje, czy Cleo, czy nasze wspólne i... i w ogóle! XD Nie wiem co gadam. CHOLERA. Aruś pyta mnie o godzinę. Dwa razy. Nie odpowiedziałam, bo pisałam. Z nudów biedak zaczął sprzątać dom. Walić! Łowca wzywa XD!
OdpowiedzUsuńEhm, ehm, powracamy do Emilkiiii! *dlaczego w głowie miałam słowo: śledzia? WTF, MUSKU!*. W ogóle dlaczego mam wrażenie, że to scena rodem z Wieczerzy? Tak to się nazywało? Nie pamiętam, ale wtedy Łowcy żarli energię z ludziów, nie? To tak mi to wygląda. WTF.
- Gorące przywitanie - ach, tak? I od razu przypominają mi się słowa Naff dotyczące ognia. Tyle symboli, tyle znaczeń, ale...no, w końcu gorące przywitanie boooo... bo As też jest gorący <3. Brałabym, smyrałabym, piszczałabym, tykałab... czekaj, to brzmi jak jakaś scena z pornola. STOP. *i od razu wspomnienie "50 twarzy Astleya" XD*.
Ha! Wiedziałam, że ta szklana pułapka oznacza jednak Łowców c:
"- Widzimy się po raz drugi, szczeniaku." - I w takich momentach śmieję się jak psychol. Huehueheuhehueuhe XD.
"– Gdzie twoi pozostali przyjaciele? Kier, karo, trefl?" - o, brzmi intrygująco. A więc tamci też mają jakieś znaczenie? Eeeeej, jaram sięęęę. Akurat As kojarzy mi się z Pikiem. No, tak. Wyslałaś mi kiedyś Asa pik w liście XD buahaha.
Blake - nastolatek emo XD. Czyżby był drugim "królem" łowców >D?! W sensie, że którąś z kart?
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! Colliiiiiin! Tym bardziej, że wiem co go czeka po ostatnim rozdziale ;_______;