środa, 1 lipca 2015

Rozdział czterdziesty dziewiąty - Zabawę czas zacząć

Sam już nie wiem, co wyrwało mnie z głębokiego, lecz dziwnego snu. Szarpnięcie? Zapach dymu unoszącego się w powietrzu? Ból? Być może wszystkie te czynniki na raz? Nie interesowało mnie to zbytnio, zwłaszcza kiedy uświadomiłem sobie, że pode mną znajdowała się zimna, kamienna podłoga, a przed moimi oczyma wyrastała gruba tafla szkła, przez które mogłem zobaczyć opartego o ścianę naprzeciwko Collina z opuszczoną głową.
Powoli podniosłem się z ziemi, czując narastający ból w boku i usiadłem – podobnie jak mój towarzysz – opierając się o ścianę. Zerknąłem w stronę źródła bólu, po czym ujrzałem dość sporą powierzchnię mojego ciała pokrytą lodem, oznakę regeneracji naruszonego ciała. Skrzywiłem się i próbowałem przypomnieć, kto mnie zaatakował, aż w końcu po paru minutach, podczas których udało mi się wytrzeźwieć, zrozumiałem, że bok bolał mnie dzięki nożom Collina, a ja sam znajdowałem się w czymś w rodzaju szklanej pułapki, złapany najwyraźniej przez Asa.
Zakląłem cicho pod nosem, niezadowolony z faktu, że dałem się zaskoczyć. Kiedy już myślałem, że zdołaliśmy uciec, przeciwnik zaatakował ścianą ognia, która zdołała nas pochłonąć. Obejrzałem starannie moje ręce, na których nie dostrzegłem jednak najmniejszych śladów poparzenia. Ciekaw byłem, czy Collin również ich nie miał. Zerknąłem na niego niepewnie, jednak nie dostrzegłem wiele. Znajdował się w odległości jakichś pięciu metrów ode mnie, jednak światło skutecznie padało na szybę, odbijając się w niej i zasłaniając mi obraz chłopaka.
Zapach dymu unosił się w ciężkim, suchym powietrzu, drażniąc mnie. Rozglądnąłem się po dość sporym pomieszczeniu, w którego środku znajdowały się tylko nasze dwie pułapki z nami w środku. Na szarych ścianach nie widniały pochodnie, których zresztą się spodziewałem, sam nie wiedząc, dlaczego. Może chora wizja średniowiecznych lochów z pułapkami utkwiła mi mocno w głowie. Zdecydowanie za dużo czytania książek osadzonych w tej właśnie epoce.
Mimo braku pochodni, w pomieszczeniu było jasno. Szukałem wzrokiem źródła światła, aż wreszcie spostrzegłem, że najprawdopodobniej przy podłodze ulokowane były jakieś dziwne lampy, których światło wzbijało się w górę ściany, oświetlając ją. W takim razie skąd brał się zapach dymu?
Zauważyłem również drzwi po mojej lewej. Duże, wykonane z ciemnego drewna, o potężnej, mosiężnej klamce. Nie było przy nich żadnych strażników, nikogo, kto mógłby nas pilnować. Zmrużyłem niepewnie oczy i zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu, jednak albo ich po prostu nie było, albo były doskonale ukryte. Obstawiałem jednak tą pierwszą opcję, co oznaczałoby, że As zostawił nas tutaj samych, uwięzionych w marnych, szklanych pułapkach, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że lód może rozsadzić szkło.
Uśmiechnąłem się łobuzersko pod nosem, wstając powoli, opierając się ręką o ścianę i chwiejnym, niepewnym krokiem podszedłem do szyby, kładąc na niej dłoń. Poczekałem chwilę, aż lód zaczął ją pokrywać coraz głębiej, jednak musiałem stwierdzić, że szklana ściana była dość gruba i mój lód nie wystarczał, aby ją rozsadzić. Westchnąłem cicho i cofnąłem się z powrotem pod ścianę, formując z lodu większe i mniejsze kulki, którymi zacząłem rzucać w stronę przeszkody stojącej na mojej drodze. Rozbijały się na niej z cichym trzaskiem, jednak dopiero po jakiejś dziesiątej próbie jedna z nich zdołała zrobić na szkle małą, ledwo widoczną rysę.
Przekląłem pod nosem po raz drugi i zrezygnowany schowałem dłonie do kieszeni. Mój lód nie zdziała więc tutaj dużo, byłem zdany jedynie na siebie i na to, że Collin wpadnie na jakiś genialny pomysł, który nas uwolni. O ile As nie wkroczy tu wcześniej i nie zacznie się z nami bawić aż do pieprzonej śmierci.
Usłyszałem cichy jęk, dobiegający niedaleko, a mój wzrok natychmiast powędrował w stronę Collina, który właśnie podniósł głowę i rozglądał się zaspanym wzrokiem wokół siebie.
Mimowolnie odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej żył i funkcjonował, jednak nie wyglądał najlepiej. Pod dziwnie wygasłymi i zamglonymi oczyma miał cienie, jego policzki były zaróżowione, warga przecięta. Na twarzy nie dostrzegłem żadnych większych obrażeń.
Jego wzrok spoczął na mnie i wpatrywał się w moją postać dość długo, aż wreszcie blondyn zamrugał parę razy oczyma i przeczesał włosy dłonią.
- Emil? – spytał niepewnie, jakby nie był pewien, że mnie widzi. – Co ty tutaj robisz? – Przekrzywił głowę, nie spuszczając ze mnie wzroku. Dotknął delikatnie szklanej szyby obok, a jego oczy rozszerzyły się. – Zimne. – Stwierdził odkrywczo. Zauważyłem, że na przedramieniu miał dość spore poparzenie, które nie wyglądało najlepiej. Zaczerwieniona skóra, miejscami ciemniejsza. Gdzieniegdzie widniała na nim zaschnięta krew.
- Co tutaj robię? – Powtórzyłem za nim, unosząc brew. – Tak się składa, że dałem się złapać razem z tobą – mruknąłem niechętnie.
- Złapać? – zapytał zdziwiony chłopak, patrząc na mnie jak na idiotę, ale najwyraźniej przypomniał sobie wydarzenia sprzed jakiejś ostatniej godziny, bo wyraz jego twarzy zmienił się z zaskoczonej na nieco spokojniejszą. – No tak – westchnął cicho. – Ogień, As, ciepło.
- Gorące przywitanie – burknąłem ironicznie.
- To ciekawe, że nadal używają szklanych pułapek. – Wstał, chwiejąc się nieco i zastukał parę razy w szybę. Tym razem dostrzegłem, że jego spodnie są podarte, a w odsłoniętych miejscach skóra była czerwona lub zdarta. – O, zwiększyli jej grubość. – Zauważył, przesuwając delikatnie palcem po szklanej nawierzchni, po czym zerknął na mnie ukradkiem. – Nie rozsadzisz jej, co? – Uniósł brew.
Pokręciłem głową.
- Próbowałem też rozwalić ją lodowymi kulkami, ale jest za twarda. Musiałbym uderzać nimi bity tydzień – odpowiedziałem.
- Pomyślał o wszystkim – mruknął cicho Collin, po czym zaczął sprawdzać kieszenie i swój pas, którego nie znalazł. – Zero broni. Więc lubią macać i okradać nieprzytomnych. – Stwierdził, wzruszając ramionami. Podziwiałem go za to, że w ogóle się nie bał tego, co mogło nas czekać. U mnie było to zrozumiałe – w końcu byłem nieśmiertelny i władałem lodem, ale on niestety nie miał tyle szczęścia, a do tego był dość poważnie ranny.
- Wszystko w porządku? – spytałem go po chwili, wciąż wypatrując u niego ran czy obrzęków. Poczułem się jak starszy brat, martwiący się o swoje młodsze rodzeństwo, którego nie miałem. – Coś cię boli?
- Nie. – Chłopak uśmiechnął się krzywo pod nosem i przejechał palcem po swoim poparzeniu na ręce. – To nic w porównaniu z tym, co nas czeka, jeśli nie uciekniemy.
Zamilkłem. Jego słowa przypomniały mi o tym, że blondyn już kiedyś gościł w siedzibie Złodziei Czasu, którzy to współpracowali z Asem. Ostatnim razem przetrwał i zdołał, martwiłem się teraz o to, że tym razem nie będzie tak samo.
- Ciekaw jestem, czy As zaszczyci nas swoją obecnością – westchnął cicho Collin, kierując na mnie swój wzrok. – Łowcy gustują w wolnym odbieraniu życia, kawałek po kawałeczku, aby tylko zwiększyć ból. – Zamyślił się. – Wykończą nas albo oni, albo ich przywódca. Z tym, że ten drugi zapewne też ma zamiar sprawić, abyśmy cierpieli. – Wzruszył ramionami, niewzruszony. – Mamy przynajmniej szansę dowiedzieć się, czy As także jest Łowcą.
- Tak po prostu go spytasz? – prychnąłem.
- Jeśli będzie sam, a poczujesz nagłe zmęczenie i osłabienie, przechodzące w ból, As jest Łowcą – mruknął, siadając na kamiennej posadzce i opierając głowę na dłoni. – Gorzej, jeśli przyjdzie z innymi. Wtedy szukaj błyszczących, pełnych życia oczu i rozszerzonych źrenic jak u narkomana. – Pouczył mnie. – Chyba, że będą działać razem – westchnął. – Wtedy ta kwestia zostanie nam nieznana, jeśli nie zobaczymy oczu przywódcy.
- A zapewne tak będzie. – Stwierdziłem ponuro.
Collin nie odpowiedział. Wzruszył tylko ramionami i patrzył w drzwi czujnym wzrokiem, podczas gdy ja oparłem głowę o ścianę i zamknąłem oczy, próbując wymyślić jakiś sposób na wydostanie się stąd. Poczułem wyrzuty sumienia, że zawzięcie chciałem walczyć z Asem, podczas gdy Collin odmawiał, nakłaniał do ucieczki, którą zresztą nakazała nam Charlie. Ciekaw byłem, czy siedziała właśnie w siedzibie Zabójców Cieni i płakała, przerażona, gdzie zaginął jej ukochany braciszek i jego przyjaciel. Nie, nie płakałaby. Była twarda, więc nie mogłoby jej to złamać. Poza tym miała przy sobie Jamesa, który przytuliłby ją do swojej piersi i pogłaskał czule po kruczoczarnych włosach, pocieszając ją. Chciałbym tak samo jak on mieć przy sobie Lucy, jednak nawet jeśli błagałbym o nią godzinami, moje życzenie nie mogłoby się spełnić. Nie wiedziałem nawet gdzie była i co właśnie robiła, jak się czuła, z kim przebywała, kogo nowego poznała. Nienawidziłem tego uczucia, niewiedzy, która towarzyszyła mi od naszego rozstania.
Jednak nie mogłem teraz o niej myśleć, podczas gdy sam byłem uwięziony razem z Collinem, zapewne z mojej winy. Jeśli posłuchałbym chłopaka i uciekł w porę, ogień nie mógłby nas dosięgnąć i moglibyśmy siedzieć teraz bezpieczni w siedzibie, mówiąc pozostałym, co nas spotkało. Collin nie byłby ranny, a mój bok nie pokryłby się lodem, próbując zregenerować naruszoną tkankę ciała. Przekląłem w myślach tą moją dziwną pewność siebie podczas spotkania z Asem, kiedy to byłem święcie przekonany, że mam siłę i potęgę, aby go pokonać.
Jakiż byłem głupi.
- Ktoś idzie – szepnął gorączkowo Collin, mrużąc odrobinę oczy.
Wytężyłem słuch i zacząłem nasłuchiwać kroków, jednak ich nie usłyszałem. Już miałem otworzyć usta i powiadomić towarzysza, że nie miał racji i musiał się przesłyszeć, kiedy rozległy się miarowe, ciche dźwięki kroków. Pojedynczej osoby. Zdziwiła mnie umiejętność, z jaką blondyn potrafił nasłuchiwać, ale po chwili domyśliłem się, że nauczył się tego przez czas spędzony u Łowców. Być może przybywał wtedy w takiej samej, szklanej pułapce, w tym samym pomieszczeniu, gdzie kroki rozlegały się po korytarzu w identyczny sposób.
Nagle kroki ucichły, a klamka zadrżała. Drzwi otworzyły się z impetem, a ja nagle wstałem pod wpływem impulsu. Zerknąłem na Collina, który jednak wciąż siedział, wpatrzony w postać stojącą w drzwiach. Od razu zacisnąłem dłonie w pięści i powstrzymałem się od cichego warknięcia pod nosem.
Odwiedził nas nikt inny, jak As.
W swoim krwistoczerwonym płaszczu, włóczącym się delikatnie po ziemi, czarnych rękawiczkach i błyszczącej masce, w której szkle odbijało się wnętrze pomieszczenia i nasze twarze. Przystanął dopiero wtedy, kiedy znalazł się w niewielkiej odległości od nas. Mógł zobaczyć nas obu, jednak przekrzywił głowę w stronę Collina. Nie musiałem widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, że właśnie szeroko się uśmiechał.
- Widzimy się po raz drugi, szczeniaku. – Odezwał się po chwili oschłym, chłodnym tonem głosu, pod którego wpływem chłopak lekko drgnął. – Przykro mi, że ostatnim razem przeżyłeś.
- Przykro mi, że nie zdążyłeś się mną nacieszyć. – Odparował blondyn.
- Tym razem nie będziesz miał tyle szczęścia – prychnął As.
- Takie już właśnie jest. – Wzruszył ramionami w odpowiedzi mój towarzysz. – Raz jest, raz go nie ma. Trzyma się raczej tych głupich, żeby w życiu nie było im tak strasznie źle, ale do tych mądrych też zagląda – mruknął.
- W takim razie Asa musi się trzymać kurczowo – prychnąłem pogardliwie, próbując zwrócić na siebie uwagę rewolucjonisty. Zerknął na mnie przelotnie, jednak nie odpowiedział.
- Collin, tak? – spytał, podchodząc bliżej do chłopaka. – Szczeniak. – Stwierdził.
- As. – Odezwał się blondyn. – Jeden z czterech. Jesteś pikiem, prawda? – Uśmiechnął się krzywo. – Gdzie twoi pozostali przyjaciele? Kier, karo, trefl? – Uniósł brew.
- Jeden ci nie wystarczy? – Zaśmiał się mrocznie As, wyciągając swoje nieodłączne karty i pokazując Collinowi cztery z nich. Zapewne asy, jak zdołałem wywnioskować. – Asa pik możesz uznać za ich króla. – Oznajmił.
- Mogę, nie muszę – mruknął w odpowiedzi młody Zabójca Cieni.
- To już nie ma większego znaczenia. – Stwierdził rewolucjonista, chowając karty z powrotem do kieszeni płaszcza. – I tak dziś zginiesz, szczeniaku.
- Prędzej zginiesz ty – warknąłem, próbując zwrócić na siebie uwagę po raz drugi. As spojrzał na mnie przelotnie.
- Tobą zajmę się później, młody – westchnął znudzony. – Najpierw zobaczysz, jak twój towarzysz ginie w cierpieniach. – Oznajmił głosem przepełnionym jadem, patrząc ponownie na swoją ofiarę.
Collin zbladł nieznacznie, a rumieńce na jego policzkach i cienie pod oczami uwydatniły się. Po raz pierwszy sprawiał wrażenie przestraszonego.
- To ja chcę cię zabić, nie on – prychnąłem, próbując tylko odciągnąć zainteresowanie Asa od Collina. Marny trik, który być może zadziałałby przy bezmyślnym zwierzęciu, ale przy człowieku o rozległych planach destrukcji – raczej nie.
- To nie ty już raz przeżyłeś atak Łowców – mruknął znudzony przywódca rewolucjonistów, przyglądając się z satysfakcją blondynowi. – Ten szczeniak jest w cholerę wytrzymały. Trzeba go złamać. – Oznajmił.
- Sprawdź też moją wytrzymałość. – Zaśmiałem się głośno, po części z desperacji. – Nie zawiodę cię. – Zapewniłem go. W końcu jestem nieśmiertelny, dodałem w myślach.
- Jesteś okropnie niecierpliwy – westchnął zirytowany As, nawet nie spoglądając w moją stronę. – Tobie też zapewnię rozrywkę, kiedy twój przyjaciel będzie jęczał z bólu.
- A ty wolisz oglądać bajeczki czy durne seriale, kiedy wreszcie cię dorwę? – warknąłem. – To będzie idealna rozrywka dla kogoś takiego jak ty!
- To, że ty gustujesz w takich gatunkach, nie oznacza, że ja także – prychnął. Udało mu się go zirytować choć trochę. Pierwszy raz pożałowałem, że nie było przy mnie Sally – jej gadanina o żelkach i błagania o nie mogły zirytować każdego.
- Zajmij się mną, idioto – warknąłem po raz drugi. – Stanowię większe zagrożenie, to ze mną będziesz bawił się lepiej. – Zachęcałem go.
- Jakiś ty szlachetny. – Zaśmiał się perliście As. – Próbujesz uratować tego szczeniaka – westchnął, wodząc palcem po szybie pułapki Collina, który tylko kręcił znacząco głową, abym zamilknął. – Blake? – Odezwał się po chwili ponownie, z mocą i potęgą. Zorientowałem się po chwili, że kogoś przywoływał. Chciałem już zerknąć w stronę drzwi, kiedy szkło pułapki pociemniało i zmieniło kolor na czarny niczym noc. Prawie usłyszałem, jak Collin wstrzymał oddech razem ze mną.
Ze ściany szkła wyłonił się wysoki chłopak o włosach w kolorze mlecznej czekolady. Kiedy już stanął obiema nogami na kamiennej posadzce, czerń zniknęła, a pułapka wróciła do poprzedniego stanu. Szatyn przeszył wzrokiem swoim czarnych oczu pomieszczenie. Zatrzymał je na mnie, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. Nie wyglądał groźnie. Czarne ubranie złożone z podkoszulka i dżinsów przywodziło mi tylko na myśl nastolatka Emo. Patrzył na mnie przez krótką chwilę, po czym skłonił się nonszalancko w stronę Asa, niczym posłuszny sługa.
- Do usług – zamruczał, prostując się.
As odsunął dłoń z szyby i zmierzył Blake’a wzrokiem, jakby zastanawiał się, co z nim zrobić. Po jakiejś minucie skinął w moją stronę głową.
- Zwiąż ręce. – Rozkazał.
Szatyn skinął posłusznie głową. Nie zdążyłem wykonać nawet najmniejszego ruchu, kiedy coś dziwnego oplotło moje dłonie wokół nadgarstków – mocno i szybko. Szarpnąłem nimi, jednak nie zdołałem przerwać więzów. Były wykonane z czegoś innego. Nie był to sznur ani metal kajdanek. Coś delikatnego, ale jednocześnie wżynającego się niemiłosiernie w skórę.
- Gotowe. – Oznajmił Blake, opierając się o pułapkę Collina. Blondyn wciąż siedział na posadzce, z wzrokiem utkwionym w swoje dłonie. Nie udało mi się go uratować. – Buźkę też mu zasznurować? – Zaproponował.
- Nie – odpowiedział As, pstrykając palcami. Wokół pułapki zapłonął niewysoki, ognisty krąg, zaś szklane ściany rozbiły się na tysiąc małych kawałeczków. Na szczęście żaden z nich nie zdołał zranić Collina. Przyłapałem się na tym, że cholernie się o niego martwiłem. Być może dlatego, że traktowałem go jako przyjaciela, być może dlatego, że znajdowaliśmy się tutaj w dużej mierze przeze mnie.
Blondyn momentalnie stanął na nogi, zaciskając dłonie w pięści i mierząc przeciwników wzrokiem. Spodziewałem się w nim wrogości, jednak zamiast niej dostrzegłem tylko niewinność.
- Cienie. – Usłyszałem ponownie głos Asa, na co Blake cofnął się nieznacznie i wykonał zamaszysty, szybki i niedbały ruch dłonią. Dopiero teraz zauważyłem, że unosił się wokół nich dziwny, czarny dym czy też mgła – w każdym razie coś w tym stylu. Wokół szatyna utworzyły się dwa nałożone na siebie trójkąty, tworzące gwiazdę Dawida, na środku której stał. Z jej końców wyrosły w mgnieniu oka cieniste kreatury, których kontury co chwila rozpływały się w powietrzu. Unosił się z nich dym, podobny do tego wokół dłoni Blake’a. Chociaż nie widziałem ich często, od razu wiedziałem, czym są. Chłopak w jakiś sposób mógł przywoływać Cienie.
Collin zbladł bardziej i wyglądał tak, jakby miał zamiar wycofać się pod ścianę i uciec, jednak stał nieruchomo. Wciąż nie widziałem w jego oczach strachu, nawet jeśli wiedział, co potrafiły zrobić te podstępne kreatury.
As zaśmiał się cicho, po czym skinął głową na Collina.
- Zabawę czas zacząć.

Ciemny znak gwiazdy Dawida zniknął, a Cienie zawarczały cicho pod nosem, po czym – jakby spuszczone z niewidzialnej smyczy – rzuciły się łapczywie na Collina. 

2 komentarze:

  1. Cześć :)

    Jak już pisałam na FB, nagłówek mi się podoba, jaram się nim! <3 Więc mi go nie zmieniaj! Przynajmniej nie przed końcem pierwszej części, chcę się nim nacieszyć.

    Emil? Czyżby powrót do Emilki? Jeej, jaram się! ^__^
    Tak, jest! Powrót do Zabójców. Stęskniłam się odrobinę.
    Biedactwo moje, dało się zaskoczyć. Lizaka chcesz?
    Średnowiecze - ciemne czasy, dlatego używano tylu pochodni. Bazinga!
    "O ile As nie wkroczy tu wcześniej i nie zacznie się z nami bawić aż do pieprzonej śmierci." - jakaś perspektywa to to jest.
    "O, zwiększyli jej grubość." - Collin, czyżbyś tu już był? Jego opis nasuwa mi spostrzeżenie, że chłopak został poparzony, by móc go osadzić w szklanej pułapce (i w głowie pojawił mi się Bruce Willis, great).
    A no tak, jesteśmy u Złodziei, ta informacja i wspomnienie o przeszłości Collina gdzieś w mojej pamięci się schowały. Ale je znalazłam (i teraz widzę takie popitalające kłębiaste kulki wabiące się "myśli". Boże, mnie już odbija, ratuj!).
    " – Przykro mi, że ostatnim razem przeżyłeś.
    - Przykro mi, że nie zdążyłeś się mną nacieszyć. " - wszystkim przykro, okay, teraz łapki na zgodę i nastolatkowie niech idą, a As niech się czymś pobawi.
    "- Tym razem nie będziesz miał tyle szczęścia – prychnął As.
    - Takie już właśnie jest. – Wzruszył ramionami w odpowiedzi mój towarzysz. – Raz jest, raz go nie ma. Trzyma się raczej tych głupich, żeby w życiu nie było im tak strasznie źle, ale do tych mądrych też zagląda – mruknął.
    - W takim razie Asa musi się trzymać kurczowo" - glebłam xD Ale rozkmina o szczęściu świetna ;)
    " – Asa pik możesz uznać za ich króla. – Oznajmił.
    - Mogę, nie muszę" - Collin chyba zostanie moim miszczem :D
    Rozległe plany destrukcji, jak to epicko brzmi! <3
    "Pierwszy raz pożałowałem, że nie było przy mnie Sally – jej gadanina o żelkach i błagania o nie mogły zirytować każdego." - aww *__* Pingwinek został doceniony.
    Blake? Ten sukinsyn jest tutaj? Mogę go uderzyć? Tak z dziesięć razy? Albo ukraść kubek? Nie? Kurde, plany poszły w pizdu.
    Dlaczego przerwane w takim momencie? Ale się jaram, bo będzie akcja!

    Oczywiście, jak zwykle opisy ubóstwiam, sarkazm kocham w każdej postaci, a Collina lubię jeszcze bardziej!

    Czekam na nn ^^
    Ściskam mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tu się produkuję, treści tak mało, zdechła jestem, a Królik rypie przy moich komentarzach XD. GOD, WHY. W ogóle... ta podjarka pocztówką <3 ihihihi. Jeszcze lepiej będzie mi się czytać! O! I wchodzę sobie tak na e-maila, bo dzień bez zaglądania co najmniej 20 razy na e-maila to nie dzień (to co, noc? wtf) i paczam: wtf! Królik komentował WCN! Dam dam daaaaaaaaam! Banan na twarzy! <3 i taką euforię czuję. Aż się podjarałam. Dobra, kiedy ja się nie jarałam. Opowiadania zawsze jarają. Czy to twoje, moje, czy Cleo, czy nasze wspólne i... i w ogóle! XD Nie wiem co gadam. CHOLERA. Aruś pyta mnie o godzinę. Dwa razy. Nie odpowiedziałam, bo pisałam. Z nudów biedak zaczął sprzątać dom. Walić! Łowca wzywa XD!
    Ehm, ehm, powracamy do Emilkiiii! *dlaczego w głowie miałam słowo: śledzia? WTF, MUSKU!*. W ogóle dlaczego mam wrażenie, że to scena rodem z Wieczerzy? Tak to się nazywało? Nie pamiętam, ale wtedy Łowcy żarli energię z ludziów, nie? To tak mi to wygląda. WTF.
    - Gorące przywitanie - ach, tak? I od razu przypominają mi się słowa Naff dotyczące ognia. Tyle symboli, tyle znaczeń, ale...no, w końcu gorące przywitanie boooo... bo As też jest gorący <3. Brałabym, smyrałabym, piszczałabym, tykałab... czekaj, to brzmi jak jakaś scena z pornola. STOP. *i od razu wspomnienie "50 twarzy Astleya" XD*.
    Ha! Wiedziałam, że ta szklana pułapka oznacza jednak Łowców c:
    "- Widzimy się po raz drugi, szczeniaku." - I w takich momentach śmieję się jak psychol. Huehueheuhehueuhe XD.
    "– Gdzie twoi pozostali przyjaciele? Kier, karo, trefl?" - o, brzmi intrygująco. A więc tamci też mają jakieś znaczenie? Eeeeej, jaram sięęęę. Akurat As kojarzy mi się z Pikiem. No, tak. Wyslałaś mi kiedyś Asa pik w liście XD buahaha.
    Blake - nastolatek emo XD. Czyżby był drugim "królem" łowców >D?! W sensie, że którąś z kart?
    NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! Colliiiiiin! Tym bardziej, że wiem co go czeka po ostatnim rozdziale ;_______;

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^