niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział czterdziesty ósmy - Rook

Okej, jak na razie ignoruję shota dla Aktiny i zajmuję się Łowcą aż do skończenia pierwszej części. Dziękować całemu rozmyślaniu na ten temat dzisiaj. 
Rozdział 48 tak bardzo. W sumie to nie wiem, czy reakcja jest dobra, nie wiem, czy opisy są dobre, nie wiem, czy ten rozdział jest dobry. Tak właśnie się czuję ostatnimi czasy, kiedy piszę. Dziękuję, baj baj. 

                Sama już nie wiedziałam, co powinno się ze mną dziać, kiedy stał przede mną ktoś, kto był moim bratem, którego uważano za martwego. Ktoś, kto zostawił mnie w obliczu śmierci i stchórzył, kto oszukiwał mnie przez cały ten czas, kto był na tyle zamknięty, aby o niczym nie pisnąć. Powtarzałam te same słowa w myślach odkąd tylko się dowiedziałam o naszym pokrewieństwie, ale to chyba dlatego, że nie miałam zielonego pojęcia, co mogłabym zrobić innego. Na język cisnęło mi się mnóstwo pytań, jednak wiedziałam, że nawet jeśli wypowiem je na głos i skieruję do Astleya, nie dostanę odpowiedzi. Taki już był. Nie miał zamiaru podawać mi odpowiedzi na tacy. Nawet teraz musiałam dowiedzieć się sama tego, że jest moim bratem. Nie był na tyle odważny, aby powiedzieć mi to prosto w twarz. Prosto w te same oczy, jakie miał on sam.
- Czyżbyś dowiedziała się czegoś interesującego? – Astley uniósł brew po uprzednim zlustrowaniu pokoju, a w tym strzępów jego szkicu na podłodze i rzuconym gdzieś w kąt zielonym notatnikiem. – Szokującego? – Uśmiechnął się złośliwie i przeniósł wzrok na mnie. Bezwstydnie wpatrywał się prosto w moje oczy, jakby doskonale wiedział, jakie emocje we mnie wzbudził. Tyle że nawet ja dokładnie nie wiedziałam, jak je opisać. – Niewyobrażalnego? – Ciągnął, wykrzywiając usta w coraz to szerszym uśmiechu.
Zacisnęłam dłonie w pięści, milcząc. To było najlepszą odpowiedzią na wszystko. Zaprzeczanie i płacz wydawały mi się żałosne i przereklamowane, zwłaszcza w towarzystwie innych. Nie, musiałam być twarda i trzymać to wszystko w sobie. Chociaż cholernie tego nie nienawidziłam, musiałam. Tego właśnie wymagała sytuacja. Powtarzania na okrągło w myślach wciąż tych samych kwestii, prób bycia silną i nieustraszoną. Ostatnio coraz częściej chciałam przekląć całą tą farsę i to, kim się stałam.
Nie pamiętałam już nawet, od czego to wszystko się zaczęło. Od pożaru w Salidie? O, przepraszam bardzo – sztucznym Salidie. Stworzonym ponoć specjalnie dla mnie.
Po raz kolejny zaczęłam się zastanawiać, dlaczego rodzice mi to zrobili. Stworzyli coś sztucznego, abym mogła żyć w bezpiecznym kłamstwie. Co prawda wiedziałam, że umarłam i byłam martwa, ale tą liczbę potroili i wymyślili bardziej dramatyczne scenariusze, unikając tego realistycznego – śmierci na głupim placu zabaw, nie znając nawet jej przyczyny, w towarzystwie brata, który uciekł po wszystkim. Po tym wszystkim zadbali tylko o to, abym żyła – a raczej nie żyła, w końcu byłam martwa – w przekonaniu, że moi rodzice dawno umarli, a ja zostałam sama razem z babcią Śmiercią – swoją drogą, ciekawe co robiła tak naprawdę na swoich misjach – i wujaszkiem Lucyferem, który w największej mierze przyczynił się do mojego obecnie zniszczonego życia. Dziękuję, wujku! Jestem ci bardzo wdzięczna!
- Milczysz. – Zauważył białowłosy. Brawo, należy się Oscar za spostrzegawczość. – Czyżbyś nie potrafiła  nic powiedzieć? – Zaszydził ze mnie. Uśmiech zniknął z jego twarzy, malowała się teraz na niej powaga i dziwne zmęczenie. Odwróciłam wzrok, nie mogąc patrzeć na chłopaka dłużej. Zaczynałam dostrzegać w nim mojego brata, a nie było to dobre. Nie chciałam dać się opanować temu stwierdzeniu. Nie chciałam go znać.
- To ty nie potrafiłeś powiedzieć – warknęłam cicho przez zaciśnięte zęby, zdziwiona tym, że przez moje gardło mogło przejść tak rozległe zdanie. Byłam raczej skłonna myśleć, że będę tak stać jak skończona idiotka aż w końcu wybuchnę płaczem lub złością.
- Tak? – Astley udał zaskoczonego.
- Tak – warknęłam po raz drugi, nie siląc się już nawet na uspokojenie zszarganych myśli. – Nie potrafiłeś powiedzieć mi o wszystkim.
- Nie pytałaś – westchnął znudzony, przewracając oczyma.
- Nie wiedziałam! – krzyknęłam oburzona. – Nie miałam pojęcia, że możesz być… - Zamilkłam, szukając odpowiedniego określenia. - … kimś takim. – Dokończyłam. – A gdybym spytała, kim jesteś, odpowiedziałbyś na pewno coś innego. Na pewno nie to, czego dowiedziałam się dzisiaj.
Astley zamyślił się na chwilę, przymykając swoje ślepia i wzdychając cicho.
- Masz rację. – Przyznał. – Nie powiedziałbym ci o tym sam.
- Dlaczego? – spytałam cicho, nagle czując wielki zawód i rozczarowanie. Mój własny brat nie chciał mi o tym powiedzieć. Brat, którego tak dawno nie widziałam. Rozluźniłam dłonie, czując, jak cała złość zaczęła ze mnie uciekać.
Tym razem to chłopak nie odpowiadał. Otworzył oczy i patrzył na mnie bezwyrazowo, jakby czekał, aż zacznę mówić więcej lub się rozpłaczę. Bez żadnych emocji, bez żadnych słów. Po prostu trwał i wpatrywał się we mnie. Miałam ochotę wydzielić mu za to porządnego policzka.
- Nie odpowiadasz. – Wysiliłam się na stanowczy i pewny siebie ton głosu, aby nie dać po sobie poznać, jak właśnie się czułam. – Odpowiedz. – Rozkazałam mu. – Odpowiedz, dlaczego to zrobiłeś. Dlaczego o niczym mi nie powiedziałeś.
Wciąż milczał.
- Odpowiedz – warknęłam złowrogo, czując nawrót złości. – Odpowiedz, dlaczego mnie zostawiłeś. O niczym nie powiedziałeś. Uciekłeś jak ostatni tchórz. – Ciągnęłam, starając się, aby mój głos się nie załamał. – Ukryłeś przede mną wszystko, jakbyś był nieznajomym kolesiem, którego spotkałam zupełnie przypadkiem.
Wciąż milczał, a moja złość narastała. Poczułam, jak Alex wbijała mi w ramię swoje drobne paznokcie, a Mefisto wciąż gładził kosmyki moich włosów. Wzięłam głęboki oddech i po raz kolejny zacisnęłam dłonie w pięści.
- Dlaczego udawałeś obojętnego? – warknęłam, nie kryjąc już tego, jak bardzo byłam zła. – Nie chciałeś się otworzyć? Nie powiedziałeś ani słowem, o tym, kim dla mnie byłeś? – Zaakcentowałam wyraźnie ostatnie słowo, chcąc dać mu do zrozumienia, że ta więź, która między nami istniała rozpadła się na tyle, ile mogła. – Zachowałeś się wobec mnie jak wobec każdego innego! – krzyknęłam, uwalniając chociaż cząstkę emocji mojego wnętrza. – Wyśmiałeś! Bawiłeś, jak kot z myszą! – Wycedziłam.
Astley wypuścił powietrze ze swoich płuc i postawił krok w moją stronę, jednak nie pozwoliłam mu iść dalej. Wykonałam zamaszysty ruch dłonią i pozwoliłam wyrosnąć przed nim ścianie lodu, sięgającej prawie do sufitu. Zatrzymał się przed nią i zmierzył wzrokiem, jakbym go odrobinę zaskoczyła. Jednak nie stopił jej. Patrzył wciąż na mnie przez taflę lodu, tymi samymi fiołkowymi oczyma. Odwróciłam wzrok i przygryzłam wargę ze złości. Poczułam w ustach specyficzny smak krwi.
- Myślałam, że będziesz się cieszyć, że siostra, która ponoć umarła, tak naprawdę żyje. – Ciągnęłam podniesionym tonem głosu. – Że na przywitanie ją przytulisz, spytasz, jak przeżyła. A jednak zrobiłeś coś innego – prychnęłam. – Uwięziłeś w płomieniach. Na przywitanie. Gorące przywitanie. – Ironizowałam. – Potem zaopiekowałeś się mną, kiedy źle się czułam. Wtedy naprawdę myślałam, że tak naprawdę masz serce, które potrafisz wykorzystać. Że nie jesteś tylko chłodnym, egoistycznym typkiem, który leni się ze swoją durną talią kart w mglistej krainie dla złoczyńców – warknęłam po raz kolejny. Przez moment chciałam zamilknąć, ale z moich ust wydobył się kolejny potok słów. – A jednak nim jesteś. Przekonałam się o tym, kiedy chciałeś mną manipulować przy naszym ostatnim spotkaniu w Indab. Przekonałam się wtedy, że tak naprawdę przez cały czas traktowałeś mnie jako zabawkę – wrzasnęłam, a lodowa ściana nagle runęła i zmieniła się w drobne kryształki lodu. – Że nic dla ciebie nie znaczyłam, pomimo naszej wspólnej przeszłości!
Białowłosy czekał, aż ucichnę na chwilę, po czym przeczesał dłonią włosy i westchnął cicho.
- Ta talia nie jest durna – mruknął niechętnie po chwili, a ja zezłościłam się jeszcze bardziej, że zamiast się bronić przed moimi zarzutami, odpowiedział czymś takim. Ukazywało to więc, że moje zarzuty były słuszne i nie potrafił się przed nimi obronić.
- Ta talia znaczy dla ciebie więcej niż ja – warknęłam i wykonałam kolejny ruch dłonią, pozwalając kryształkom pozostałym z lodowej ściany wspiąć się po nogach Astleya i unieruchomić go. Nie zareagował, co tylko bardziej mnie zirytowało. – Wszystko znaczy dla ciebie więcej niż ja!
Wciąż żadnej odpowiedzi.
- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo cię teraz nienawidzę. – Ciągnęłam, słysząc, jak głos załamał mi się na chwilę. O nie, tego nie chciałam. Słabościom mówimy stanowcze „nie” i sprawiamy wrażenie twardej. Ugryzłam się w język i westchnęłam głośno. – Jak bardzo mam ochotę ci coś zrobić, jakoś się zemścić, nawet, jeśli to nic nie da – wysyczałam.
- Lucy, spokojnie. – Usłyszałam spokojny, lecz stanowczy głos Alex, która próbowała mnie uspokoić. Za późno, kędziorku. Już zaczęłam swoją walkę. – Porozmawiajcie.
- Zabij go – warknął z satysfakcją Mefisto. – Zrobił ci to samo, zabij, zabij! – krzyczał podekscytowany.
Pierwszy raz od rozpoczęcia naszej rozmowy – a raczej mojego monologu, bo Astley nie był na tyle łaskawy, aby mi odpowiadać – zamilkłam. Przez chwilę nie miałam zielonego pojęcia kim byłam i co właśnie chciałam zrobić. Jakby ktoś usunął mi wszystkie wspomnienia w sekundę. Na szczęście zaraz po tym wszystko wróciło do normy, a złość skierowana w stronę białowłosego wróciła. Jednak wciąż nie wiedziałam, co z nim zrobić. Zabić? Czy też uspokoić się i puścić cały incydent w niepamięć?
- Zabij ją. – W pokoju rozległ się nowy głos, ochrypły i kuszący. Wyrwał mnie z przemyśleń i nakazał skierować wzrok na ramię Astleya. Na prawym z nich siedział kolejny miniaturowy anioł, tym razem w wersji męskiej. Oczywiście z kręconymi, złocistymi loczkami, mądrymi, niebieskimi oczyma i śnieżnobiałą szatą. Ideał. Z kolei na lewym ramieniu o szyję chłopaka opierał się dłonią nieco niższy od Mefista diabeł. Ognisto rude włosy ułożyła na bok, pozwalając grzywce opadać na oczy w kolorze krwistej czerwieni. Usta ułożone miała w cienką kreskę, a w dolnej wardze dostrzegłam mieniący się srebrem drobny kolczyk. Podobnie jak diabelski towarzysz, ubrana był na czarno – z tą różnicą, że spodnie i koszulkę zastąpiła tutaj przewiewna suknia bez ramion, ledwo zakrywająca niektóre partie ciała. Długie i szczupłe nogi odziane były w lakierowane kozaki za kolana. Zapewne większość mężczyzn uznałaby ją za seksowną i ponętną, ale czy Astley? Szczerze w to wątpiłam.
- Przesadzasz – westchnął anioł, przewracając oczyma. – Porozmawiaj z nią. W końcu ma prawo wszystko wiedzieć, nie?
- Nie – warknął złowrogo białowłosy, zrzucając istotki z siebie gwałtownym ruchem dłoni. Zniknęły, jakby rozpłynęły się w powietrzu, ale po chwili pojawiły się w tym samym miejscu z niezadowoleniem wypisanym na twarzy.
- Archaniele Gabrielu, dopomóż – mruknął błagalnie blondyn, wznosząc oczy do nieba.
- Astaroth, weź w końcu rusz ten tyłek i wykastruj tego dupka – odezwała się jednocześnie diablica.
- Naamah, dobrze wiem, że chciałabyś mnie uprowadzić i uwięzić w swoim łóżku. – Uśmiechnął się zawadiacko Mefisto, spoglądając na diablicę. – Nie ukrywaj już więcej, że to ty wymyśliłaś fabułę do „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. – Zaśmiał się perliście.
- Nie byłeś gorszy – odpowiedziała znudzonym tonem głosu Naamah. – W końcu to słynny Mefik wymyślił fabułę „Muminków” i „Mody na sukces”.
- Cisza – warknął złowieszczo Astley po raz kolejny.
- Przynajmniej „Smerfy” są czyste! – Pomachała dłonią w powietrzu Alex, uśmiechając się delikatnie. – Ja je wymyśliłam, Michael!
- To nie umywa się do mojego „Reksia”, Lex – westchnął ciężko anioł, który wygładzał właśnie fałdy na swojej szacie.
Prychnęłam wściekła pod nosem i wykonałam kolejny gest dłonią, a lód pokrył tym razem ciało białowłosego aż po szyję. Zmrużyłam złowrogo oczy, nie zważając już na konsekwencje.
- Odpowiesz mi teraz grzecznie na pytania – warknęłam, zwiększając grubość pokrywy lodowej na nim. – Głośno i wyraźnie. – Dodałam.
- Durna, nie odpowie ci – prychnęła Naamah. – Tak dobrze znasz swojego braciszka, że nie potrafisz wywnioskować nawet tego? – Uniosła brew.
- Ej, próbuj dalej! – Zachęcała mnie Alex. – Nie może być taki zły, prawda? Każdy ma w sobie cząstkę dobra!
Poczułam lekkie ukłucie w głowie. Dwa diabły i dwa anioły, w tym jeden czysty szatan w ludzkiej skórze były dla mnie zbyt dużą dawką wrażeń.
- Odpowie – warknęłam głośniej, pozwalając lodowi utworzyć sporej wielkości kolec, który zatrzymał się tuż przed twarzą chłopaka, która jednak pozostawała niezmieniona i wciąż bez uczuć malujących się na niej. – Mów coś, debilu! – krzyknęłam desperacko.
- Zabij go – mruczał kusząco Mefisto. – Zabij, no dalej.
- Porozmawiaj – jęknęła Alex.
- Zareaguj, durniu – warknęła do Astleya diablica.
- Odpowiedz jej w końcu – westchnął Michael.
- Zamknijcie się w końcu! – wrzasnęłam, zaś lód pokrył w przeciągu sekundy cały pokój. Zrobiło się chłodno, a gdzieniegdzie zaczynały powoli latać płatki śniegu, wirując w swoim chaotycznym, lecz pięknym tańcu w asyście z wiatrem.
Małe istotki z ramienia Astleya spojrzały na mnie bez większego poruszenia, zakładając równocześnie ręce na piersi i przewracając oczyma ze znudzeniem. Nawet jeśli chciałam myć groźna, oni nie traktowali mnie na poważnie. Wszystkie moje starania spaliły się na panewce.
- Zabij, zabij, zabij. – Kontynuował Mefik, nie zwracając uwagi na moją narastającą złość. – Zgnieć jak robaka, daj nauczkę, zemścij się, zabij! – warczał triumfalnie.
- Spokojnie – odzywała się po nim cicho Alex. – Można to rozwiązać inaczej. Przemoc nie jest dobra – szeptała gorączkowo, a ja po raz pierwszy poczułam wielką przepaść pomiędzy jednym, a drugim wyborem.
Astley westchnął cicho i stopił pokrywający jego ciało lód w mgnieniu oka. Chłód panujący w pomieszczeniu zastąpiło ciepło, które zaczęło parzyć moją skórę. Chłopak znów machnął dłonią, aby odpędzić natrętne istotki ze swojego ramienia, jednak nie zdziałało to zbyt wiele. Michael i Naamah wrócili niedługo po tym na swoje miejsca, przewracając jednocześnie oczyma – co wyglądało zresztą odrobinę śmiesznie, kiedy diabeł i anioł wykonywali tą samą czynność w tym samym czasie, jakby byli idealnie ze sobą zgrani.
Próbowałam zamrozić Astleya raz jeszcze, jednak nieudolnie. Płomienie otaczały go, nie zamierzając ustąpić chociażby na sekundę. Niegroźne, trzymające się ściśle miejsca, jakie wyznaczył im chłopak, odgradzały mnie od niego. Były czymś w rodzaju muru, który powstał niedawno między nami. Teraz tylko stopniowo się zwiększał i stawał coraz trudniejszym do obalenia.
- Rook, odpowiedz – jęknęłam, zaprzestając już wszelkich prób unieruchomienia go czy też zemszczenia się. Teraz chciałam tylko poznać odpowiedź. – Dlaczego mnie zostawiłeś? – spytałam niepewnie. – Dlaczego wtedy uciekłeś, Roo?
Astley zmrużył oczy i zdecydowanym krokiem podszedł do mnie, patrząc mi wściekle w oczy. Usłyszałam cichy pisk Alex dochodzący zza mojego ramienia i spokojny oddech Mefisto. Nie musiałam go teraz widzieć, aby stwierdzić, że wpatrywał się w białowłosego nienawistnie. Ten zaś wyciągnął już dłoń w stronę mojej szyi, jakby chciał mnie udusić, ale cofnął ją po chwili wahania. Przeklął cicho pod nosem i zacisnął dłonie w pięści.
- Nie nazywaj mnie tak – warknął. – Jestem Astley. Takiego mnie poznałaś, takim mnie zapamiętaj.
Zamilkłam, zaciskając usta i powstrzymując się od płaczu. Nie myśląc już nawet o tym, co robiłam, wymierzyłam mu porządnego policzka, który przez chwilę pokrył się szronem. Odsunęłam rękę jak najszybciej, jakbym bała się, że kontakt z Astleyem sprawi, że spłonę.
Chłopak zmierzył mnie swoim spojrzeniem, jednak dostrzegłam, że nieco zaskoczyłam go tym gestem. Punkt dla mnie. Prychnął pogardliwie pod nosem i pozwolił swoim płomieniom zmienić kolor na fioletowy, taki, jak przy naszym pierwszym spotkaniu i pochłonąć siebie. Zniknął, a wraz z nim Naamah oraz Michael. Moje problemy i prawda zostały jednak, wiercąc we mnie coraz większą dziurę. Opadłam bezwładnie na łóżko, zakrywając twarz dłońmi i starając się nie rozpłakać.
- Wybrałaś mnie – wyszeptała Alex, gładząc mnie delikatnie po szyi. – Porozmawiałaś z nim. W dość nietypowy sposób, ale… - Zamilkła na chwilę. – Dziękuję. – Uśmiechnęła się ciepło.
- Idiotka – mruknął niezadowolony Mefisto. – Jakbyś nie mogła go po prostu zabić – prychnął.

Otóż nie mogłam go zabić. Bądź co bądź wciąż był silniejszy ode mnie, a co gorsza – był moim bratem. A ja nie mogłam tego zmienić zemstą ani płaczem. 

2 komentarze:

  1. Cześć :)

    Kjulik, co jest z Tobą? A gdzie radość z pisania? Albo chęć rozwalenia wszystkiego w pył, co ja czasami odczuwam? Tylko ta niewiedza, czy to dobre. Może za mało żelków ostatnio zjadłaś?
    Ile będzie mieć pierwsza część Łowcy? Chcę być przygotowana w razie czego.

    "- Czyżbyś dowiedziała się czegoś interesującego? " - nie, no co ty, wydaje ci się tylko. God. Dlaczego Lucy nie może mieć przy sobie kogoś, kto jej pomoże, wskaże drogę? Wszystkiego musi się dowiadywać sama, jakby życie do tej pory nie dawało jej w kość.
    "– Szokującego? – Uśmiechnął się złośliwie i przeniósł wzrok na mnie" - normalnie mam ochotę w tej chwili wejść do Łowcy, stanąć przed Astleyem i uderzyć go prosto w tę jego przystojną twarzyczkę *wybacz mi to, Naff, ale Twój ukochany mnie potwornie denerwuje*
    Można wciąż udawać silną, ale w końcu bezradność da o sobie znać. Tak jak złość.
    Ten sarkazm Lucy jest zrozumiały, pewnie także byłabym strasznie ironiczna, gdyby mnie spotkało to co ją.
    Do jasnej cholery, Astley, odpowiedz wreszcie na zadawane ci pytania! Przestań chronić się ciszą, która kiedyś się na tobie odegra!
    Zapomniałam o Alex i Mefiku, no ale mam nerwy na Astleya, obecność tej dwójki mnie raczej nie uspokoi. Lucy chyba też nie.
    Ten wybuch białowłosej mi się strasznie podoba ^__^ A Astley i ta uraza, że jego talia kart nie jest nudna... Człowieku, chcesz oberwać z noża w żebra? Bo chętnie bym ci takie coś zaserwowała.
    Dlaczego ja teraz popieram Mefisto? Użyjmy przemocy, zamroźmy go całego!
    What the fuck?! Nie no, glebłam xD Bo "- Astaroth, weź w końcu rusz ten tyłek i wykastruj tego dupka – odezwała się jednocześnie diablica.
    - Naamah, dobrze wiem, że chciałabyś mnie uprowadzić i uwięzić w swoim łóżku. – Uśmiechnął się zawadiacko Mefisto, spoglądając na diablicę. – Nie ukrywaj już więcej, że to ty wymyśliłaś fabułę do „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. – Zaśmiał się perliście.
    - Nie byłeś gorszy – odpowiedziała znudzonym tonem głosu Naamah. – W końcu to słynny Mefik wymyślił fabułę „Muminków” i „Mody na sukces”." Skąd Ty to wzięłaś? Przyznam, teraz się uśmiechnęłam. Ale złość na Astleya nie zniknęła.
    "Każdy ma w sobie cząstkę dobra!" - ale nosi również cząstkę zła, to człowiek wybiera, którą z dwóch dróg - światła czy ciemności - chce iść.
    Lucy się denerwuje, ja jej się nie dziwię. Lód, lód wszędzie. Bo masz tę moooc, masz tę mooc!
    "Nawet jeśli chciałam myć groźna, (...)" - hmm, chyba miało "być".
    No tak, najlepiej zniknąć. Brawo za dojrzałość, Astley, po prostu brawo! Się pan porządny znalazł, pff.
    Rodzina powinna się trzymać razem. Nawet mimo trudnej przeszłości.

    Jak widzisz, jestem cięta na Astleya i to strasznie. Choć nie tak strasznie, jak na Nathiela swego czasu. Ale Auvrey to inna bajka. Dosłownie.
    Powracając. Rozumiem reakcje Lucy, noszę w sobie odrobinę złych emocji, ale też pozostaję rozbawiona przez Naameh i Mefika.

    Czekam na nn ^^
    Ściskam mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. "- Milczysz. – Zauważył białowłosy. Brawo, należy się Oscar za spostrzegawczość" - TAK! Budzi się w Lucy waleczność! I to mi się podoba! Cholernie podoba! Że w końcu nie płaka, tylko okazuje swoją waleczność i złość >D! GOD. Powinnam kibicować Astleyowi. Kibicuję Lucy. To trzeba gdzieś zapisać, w jakimś kalendarzu. No, cholera.
    "- Ta talia nie jest durna " - miałam ochotę powiedzieć "typowy Astley". No, bo ej XDD ja tu taka podjarana, bo Lucy na niego się drze, unosi się gniewem i... i w ogóle! TAKIE EMOCJE! A tu bang... nagle Astley tak chłodno o talii kart XD.
    WTF, Astley też ma te istotki? COOO XD. W ogole... to takie niemożliwe mi się wydaje, nie wiem czemu XD buahah, zaskoczyło mnie to, że w ogóle takie istotki w Łowcy istnieją XD! Ej! I te kłótnie. Matko. Aż mi w mózgu pęka ściana XD! I tylko czekać, aż Lucy totalnie wybuchnie, albo Astley coś zrobi!
    "- Nie nazywaj mnie tak – warknął. – Jestem Astley. Takiego mnie poznałaś, takim mnie zapamiętaj" - i dlaczego od razu widzę Daire'a i jego tekst o miłości XD. Jak to szło? Kurde. Zapomniałam, a niedawno trójkę czytałam ;______; cholewka.
    W ogóle! TAK!!!!!!!! Lucy zdzieliła Astleyowi! *czemu mi się to podoba, przecież go biła ;____;*. Przydało mu się, ej! *no, w sumie*. Kurde, może ja też mam jakiś głos rozsądku >D! *huehueuhe, NOŁP*.
    Jaram sięęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę!

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^