niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział czterdziesty szósty - Kołysanka

I tak jak w 45 akcja się zaczęła, tak tutaj przygasa. Rozdział pisany już dawno, na świeżo tylko poprawiony. Z moją własną, twórczą wstawką w ustach jednego z dzisiejszych bohaterów. Kiedyś sądziłam, że tekst jest spoko, teraz mam ochotę go zakopać. Ale do sytuacji akurat pasuje, więęęc... cóż, zostawiam. I taka zapowiedź: podobnych tekstów będzie więcej. Teraz tylko mieć nadzieję, że się zorientujecie o jaki tekst chodzi *tak bardzo nie chce używać słowa wiersz albo kołysanka*. 
__________________________________________________________

Promienie słońca przebijały się przez deszczowe chmury, które poddały się w walce z nimi i ustępowały miejsca, a lekki wietrzyk kołysał krzewami wokół. Było ciepło, lecz nie przesadnie – na tyle, aby nie było potrzeby ubierania kurtki czy płaszcza.
Szłam bokiem drogi z rękoma wetkniętymi w kieszenie. Nie byłam sama. Ktoś mi towarzyszył. Zerknęłam na osobę obok. Zdecydowanie nade mną górowała, a jej wzrok był utkwiony gdzieś przed siebie. Podążyłam za nim i ujrzałam plac zabaw, taki sam jak ten zlokalizowany niedaleko mojego domu. Zastanawiało mnie, dlaczego i z kim zmierzałam w jego kierunku. Twarz mojego towarzysza wciąż była zamazana i niewyraźna. Po raz kolejny przeklęłam to w myślach. Jakby wspomnienia nie mogły mi ukazać chociaż raz dobrego jakościowo obrazu.
- Rose znowu z nami nie poszła. – Usłyszałam głos, który należał do osoby po mojej prawej. Dochodził jakby z oddali, zagłuszany przez coś podobnego do morskich fal, jednak po brzmieniu jego głosu stwierdziłam, że to chłopak.
- Musiała ćwiczyć – mruknęłam automatycznie. – Niebawem ma występ, prawda?
- Tak – westchnął mój towarzysz. – Ale ostatnio spędza z nami za mało czasu.
Przed nami wyrósł nagle plac zabaw, a ja znów zlustrowałam wzrokiem osobę obok. Jej twarz stała się odrobinę wyraźniejsza, jednak nie na tyle, bym mogła bez problemu określić jego wygląd. Na pewno miał jasne włosy, tylko to udało mi się rozszyfrować. Więc musiał to być mój brat.
- To trochę śmieszne, że przychodzimy tu już niezmiennie od dziesięciu lat. – Na jego twarzy dostrzegłam cień uśmiechu. – Jakby na to nie patrzeć, jesteśmy już trochę starzy.
Zaśmiałam się perliście w odpowiedzi.
- Lubię to miejsce – wyszeptałam. – Jest tu cicho i spokojnie.
W odpowiedzi usłyszeliśmy gwałtowne kroki ciężkich butów uderzających o asfalt. Moje serce nagle przyspieszyło, zaś Rook ściągnął brwi ze zdziwieniem i obrócił się w stronę, z której dochodziły odgłosy. Zrobiłam to samo i natychmiast zorientowałam się, że to był błąd. Coś ostrego zatopiło się w moim ciele i kiedy już myślałam, że to koniec, poczułam kolejne przeszywające mnie ostrza. Upadłam na ziemię, a moim oczom ukazały się gromadzące się z powrotem na niebie chmury, zwiastujące deszcz. Spodziewałam się bólu przeszywającego moje ciało przy uderzeniu o twardy asfalt, jednak nie poczułam nic, jakby mój układ nerwowy się wyłączył i nie mógł nic czuć. Jednak tak nie było i doskonale o tym wiedziałam. Słyszałam jakieś słowa, potok słów, jednak nie mogłam zrozumieć ich sensu.
Czułam, jak słabnę, a życie opuszczało mnie tak, jak powietrze z pękniętego balonika. Szybko, bez ustanku, aż na końcu zostawić miało pustą formę. Po raz pierwszy i ostatni miałam się czuć właśnie tak, jak teraz. Ostatnie chwile mojego życia spędzić na rozmyślaniu czym właściwie jest śmierć i jak wygląda. Dużo ludzi chciałoby zapytać, czy to boli.
Otóż tak. Cholernie boli, jeśli jest się zadźganym z zaskoczenia przez nieznanych ci gości. Oprócz tej mrocznej myśli gdzieś w zakamarkach głowy czai się cierpienie, które trwać będzie aż do samego końca, ostatniej sekundy. Czułam ucisk serca, ale nie z powodu obrażeń, jakie mi zadano. Uświadamiałam sobie powoli, co właśnie traciłam.
Umierałam.

Czerwony kubek z kakao czekał już na Sally godzinę i zdążył wystygnąć. Siedziałam w kuchni zasypana podręcznikami i zeszytami i powoli zaczynałam się martwić. Dziewczynka poszła do jednego z pokojów na górze - tego, w którym nie tak dawno się zatrzasnęła, kiedy nagle stała się na powrót pingwinkiem. Czyżby sytuacja się powtórzyła? Nie, Sally ostatnio zjadała aż za dużo żelków, więc było to niemożliwe. Coś musiało ją zatrzymać.
Odłożyłam książkę do historii i wzdychając ciężko, wspięłam się po schodach na górę i wkroczyłam do pokoju.
- Sally, kakao ci wysty…- Przerwałam, widząc osobę, która przebywała w jednym pokoju z dziewczyną. Siedziała na łóżku obok Sal, odrywając powoli usta od jej policzka. Oniemiałam i przystanęłam, patrząc na parę jak na kosmitów.
Sally nie wydawała się być ani odrobinę zawstydzona zaistniałą sytuacją. Odsunęła się odrobinę od przybysza, wstała i wygładziła fałdy na swojej sukience. Omiotła wzrokiem pokój, aż w końcu natrafiła na mnie i uśmiechnęła się lekko.
- Straciłam ochotę na kakao. – Wzruszyła ramionami i westchnęła cicho, kierując się w stronę wyjścia. Zaraz przed drzwiami zerknęła na mnie przez ramię. – Ktoś przyszedł cię odwiedzić, pogadajcie sobie. – Zachichotała, wychodząc.
Przeniosłam wzrok na przybysza, uśmiechającego się łobuzersko. No tak, jego nawet przyłapanie na pocałunku z młodszą o ponad dziesięć lat dziewczyną nie wzruszyło.
- Witaj, Lucy. – Przywitał się głosem przepełnionym mrokiem, jakby miał wobec mnie naprawdę złe zamiary. Jednak byłam w swoim domu i nie zamierzałam dać mu przewagi.
- Witaj, Astley. – Uśmiechnęłam się tak wrednie, jak tylko potrafiłam i zmierzyłam go wzrokiem. Jak zwykle bez koszulki, pewny siebie i bezczelny. Zdołał się już wyłożyć na łóżku, jakby był we własnym domu. – Rozgość się - mruknęłam sarkastycznie.
- Już zdążyłem to zrobić. – Przymknął oczy, a uśmieszek nie schodził z jego ust. – Od zawsze uważałem to łóżko za niesamowicie wygodne. – Zachichotał cicho pod nosem.
Spojrzałam na niego, unosząc pytająco brew.
- Nigdy nie byłeś w tym pokoju – prychnęłam. – Więc skąd możesz to wiedzieć? Wywnioskowałeś po wyglądzie?
Usta Astleya wykrzywiły się w jeszcze szerszym uśmiechu.
- Byłem już w tym pokoju. – Odpowiedział.
- Niby kiedy? – mruknęłam, nie spuszczając z niego wzroku. Czułam, że nie przybył tu bez powodu. Chciał czegoś ode mnie. A sądząc po jego kpiącym uśmieszku nie było to nic, co mogło by być dla mnie przyjemne.
- Kiedyś. – Odpowiedział tajemniczo.
Zamilkłam na chwilę, zastanawiając się nad tym, czy dalej drążyć temat. Zdecydowałam jednak przejść do konkretów.
- Co tu robisz? – warknęłam.
Astley otworzył lewe oko i spojrzał na mnie przenikliwie swoimi fiołkowymi oczyma. Uśmiech zniknął z jego twarzy, powrócił chłód i obojętność.
- Leżę – prychnął. – Nie widać?
- W obcym łóżku. – Zwróciłam mu uwagę na wypadek, gdyby tego nie wiedział.
- W wygodnym łóżku. – Poprawił mnie i otworzył drugie oko, wpatrując się w sufit. – I nie jestem w obcym łóżku.
Przewróciłam oczami.
- To nie twój dom – mruknęłam. – Nie twój pokój.
Astley westchnął i zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Mylisz się, droga Lucy. – Odpowiedział w końcu, po czym znów ucichł. – Choć muszę przyznać, że masz po części rację. To był mój pokój. – Posłał w moją kpiący uśmiech.
Otworzyłam usta, aby coś odpowiedzieć, jednak natychmiast je zamknęłam. Nie spodziewałam się, że powie coś takiego. Kłamał?
Rozglądnęłam się po pokoju, którego ściany miały odcień intensywnego błękitu, przywodzącego na myśl niebo. Jasne meble rozświetlały pokój, zaś łóżko ustawione zaraz pod oknem, którego widok wychodził na plac zabaw nieopodal było przykryte czarnym kocem.
Wyglądał na odrobinę opuszczony, jakby od dawna nie było w nim żywej duszy.
Na półkach leżały zakurzone i starannie poukładane książki. Na pierwszy rzut oka połowa z nich wydawała się być horrorami i dramatami, zaś reszta nie miała tytułów wypisanych na grzbietach. Być może były to zapisane przez kogoś notatniki.
Na biurku gościł z kolei stos rozrzuconych niedbale kartek papieru z zapisanymi na nich nutami, obok których walało się mnóstwo pustych kubków. Czyżby Astley grał na jakimś instrumencie? Szczerze w to wątpiłam. Może Rose zostawiła je tu przypadkiem, kiedy odwiedziła mnie ostatnio.
Oprócz tego wszędzie porozkładane były świeczki o zapachu wanilii. Na półkach obok książek, na podłodze, na parapecie – nie można było ich uniknąć. Roztaczały w powietrzu przyjemną, słodką woń – podobną do tej, którą można było wyczuć od Astleya. To całkiem prawdopodobne, że pachniał tak dzięki właśnie zapachowym świeczkom.
W takim pokoju mógłby mieszkać każdy. Nie było w nim nic szczególnego, a tak przynajmniej wydawało się na pierwszy rzut oka. Miałam dziwne przeczucie, że po zagłębieniu się w szufladach i szafkach można by znaleźć coś interesującego. Jednak nie chciałam przeszukiwać pokoju, który nie należał do mnie.
- Nie okłamuj mnie – prychnęłam, układając ręce na piersi i posyłając w stronę Astleya spojrzenie przepełnione nienawiścią.
Białowłosy zaśmiał się perliście w odpowiedzi.
- Wyjątkowo nie kłamię. – Odpowiedział.
Zamilkłam, zastanawiając się nad tym, dlaczego ten pokój miałby kiedyś należeć do chłopaka. Mieszkał tutaj? Nie znałam historii tego domu i jego poprzednich właścicieli, więc było to możliwe.
- Wiesz, dużo faktów zostało przed tobą zatajonych. – Uśmiechnął się szyderczo w moją stronę. – Chociaż nie wygląda na to, żebyś chciała je odkryć na własną rękę.
- Co masz na myśli? – Spojrzałam na niego pytająco.
- Nie przeszukałaś domu, prawda? – Przymknął na powrót oczy, wzdychając ciężko. – Powinnaś.
- Nie miałam potrzeby, aby go przeszukać – mruknęłam pod nosem. Prawdą było jednak to, że bałam się znaleźć w nim coś, czego nie powinnam znaleźć.
- Nawet swojego pokoju nie przeszukałaś? – prychnął.
Zamilkłam, wpatrując się w Astleya. To fakt, nie przeszukałam nawet swojego pokoju. Traktowałam go raczej jako tymczasowe miejsce, w którym mogłam, a raczej musiałam spać. Nie był dla mnie szczególnie ważny.
Intruz uchylił jedno oko i spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Jeszcze tu jesteś? – Uśmiechnął się lekko. – Idź i szukaj prawdy. – Zaśmiał się cicho i ponownie przymknął ślepia.
Stałam w miejscu jeszcze przez chwilę, zastanawiając się nad sensem jego słów. Szukać prawdy w swoim pokoju? Nie mógł przecież skrywać nic specjalnego. Przeszłam do pokoju obok, który przez ostatnie tygodnie nazywałam swoim. Rozejrzałam się po nim, decydując, od czego zacząć. Szafki, półki czy szuflady?
Podeszłam ostatecznie do jednej z szuflad, by drżącą lekko dłonią otworzyć ją i zobaczyć ułożone kartki papieru. Były puste, czekały na szkic, który je zapełni. Zostawiłam je w spokoju, przenosząc wzrok na półkę powyżej, gdzie leżały ułożone jeden obok drugiego poradniki szkicowania, książki o malarstwie i parę lektur szkolnych. Nic specjalnego. Zajęłam się szafką ustawioną niedaleko łóżka. Już na początku rzuciły mi się w oczy stosy poukładanych obok siebie notatników. Każdy z nich był inny, niepowtarzalny i wyjątkowy. Ułożono je starannie według kolorów, których gama sięgała od bieli, poprzez odcienie zieleni, błękitu i reszty kolorów, do czerni. Przymknęłam oczy i na oślep wybrałam jeden z nich. Padło na grafitowy zeszyt, którego okładkę zdobiły abstrakcyjne wzory wyrysowane czarnym markerem.
Westchnęłam cicho i otworzyłam go na pierwszej stronie. Moim oczom ukazał się szkic placu zabaw, na który chodziłam czasem z Sally. Szukałam wzrokiem Rain, którą autor powinien uwiecznić na rysunku, jako że stale tam przebywała, jednak nie znalazłam jej. Nie martwiąc się tym zbytnio, przewróciłam kartkę, by ujrzeć Rose, która ze skupieniem patrzyła na struny skrzypiec, muskanych delikatnie przez smyczek. Przyjrzałam się liniom tworzącym obrazek i spostrzegłam, że były zaskakująco podobne do tych, jakie ja kreśliłam przy rysowaniu. Uśmiechnęłam się pod nosem mimowolnie i przeglądałam zeszyt dalej, napotykając kolejne szkice Rose – a to siedzącą na łóżku z książką w ręce, a to przy pianinie, a to patrzącą gdzieś w przestrzeń. Obrazków mojej siostry było sporo, zaczynałam zastanawiać się, jaki autor miał cel w uwiecznianiu jej na kartkach. Ponadto im bardziej przyglądałam się rysunkom, tym bardziej wierzyłam w to, że mogły to być moje stare prace. A to oznaczałoby, że ten pokój był kiedyś mój.
Przewracałam kolejne kartki, aż pod koniec notatnika natknęłam się na coś innego niż Rose. Ściągnęłam brwi ze zdziwieniem, przyglądając się podobiźnie. Nie miałam pojęcia, co Astley mógłby robić w tym notatniku. Co najważniejsze – uśmiechnięty Astley. Szczerze i niewinnie, zupełnie jak nie on.
Moje oczy zasnuły się mgłą, podobną do tej w Indab, a ja odruchowo ścisnęłam mocniej notes w dłoni. Po raz pierwszy wspomnienie, które objawiało się we śnie, powróciło.

Zapach deszczu lejącego się z nieba mieszał się z wonią kwiatów rosnących wokół. Drażnił moje nozdrza, sprawiał, że miałam ochotę bezustannie kichać i jak najszybciej od niego uciec. Krople uderzały o asfalt, wystukując smutną melodię, która wydawała się być ostatnią, jaką będzie mi dane usłyszeć. Po chwili usłyszałam, jak ktoś siada obok mnie. Siada? Nie, opada ze zmęczenia na kolana. Otworzyłam z trudem oczy i zmusiłam się do przeniesienia wzroku na tą osobę, rozpoznając w niej mojego brata, z którym przyszłam na plac zabaw. Wciąż nie widziałam wyraźnie jego twarzy. Uniósł delikatnie moją głowę i ułożył na swoich kolanach, głaszcząc mnie delikatnie po włosach. Jego delikatny dotyk wydawał się być jedyną rzeczą, jaka mogła mnie teraz pocieszyć. Nie wiedziałam, czy płakał. Być może deszcz zmieszał się z jego łzami.
Uśmiechnęłam się słabo. Na jego ciele również dostrzegłam wiele ran, z której sączyła się krew, kapiąca na ziemię, mieszająca się z kroplami deszczu. Jak mógł to znosić tak spokojnie?
- Zaśpiewaj mi kołysankę. – Usłyszałam cichy szept wychodzący z moich ust. Na twarzy brata dostrzegłam nikły cień uśmiechu. Westchnął ciężko, kładąc swoją dłoń na mojej, zaś ja wciąż się w niego wpatrywałam, czekając, aż zacznie.
- Gdy wokół ciebie mrok
Zerknij najmilsza w bok
Gdzie gwiazdy radośnie mrugają
Nad ludźmi, którzy rzewnie łkają. – Zaczął śpiewać. Cicho i niepewnie, jakby się bał. Jednak jego głos sprawiał, że chciałam zamknąć oczy i nigdy więcej ich nie otwierać. Był kojący, spokojny i melodyjny.
- Wokół mrok i wokół zło
Nie przeraża mnie już to
Zamknij oczy, me kochanie
Nic już złego się nie stanie
 spójrz, nie mam nic do ukrycia
Wezmę od ciebie tylko troszkę życia
Śpij, najdroższa, to sen wieczny
mną się nie martw, będę grzeczny. – Kontynuował, zmieniając nieco melodię, a ja zauważyłam, że jego twarz nareszcie stawała się wyraźniejsza. Powoli, lecz miarowo ukazywała mi prawdziwe oblicze mojego brata.
- W ciemności trwając lata
Ze złudną nadzieją na zmianę świata
Milcząc, lecz w duchu krzycząc
Tkwimy na szczęście licząc. – Stary rytm powrócił, jakby poprzednie słowa były czymś w rodzaju refrenu, a te – strofą. Jednak jego śpiew wciąż był perfekcyjny, dopracowany w każdym szczególe, a ja musiałam siłą powstrzymywać się, aby nie zamknąć oczu. Równocześnie czułam, że życie ulatywało ze mnie szybciej niż powinno, a mój czas na ziemi dobiegał końca. Miałam już nigdy więcej nie usłyszeć deszczu bębniącego o asfalt, który tak wspaniale komponował się z kołysanką mojego brata. Nigdy więcej miałam nie ujrzeć swojej rodziny, która czekała na mnie w domu, aż wrócę bezpiecznie z placu zabaw, bo ostatecznie – co złego miało mi się tam stać? Nigdy więcej miałam nie ujrzeć twarzy moich oprawców, których motywów nawet nie znałam.
- Czuję się jak złodziej, lecz nie chcę przestawać
Wolę odbierać życie niż je innym dawać
Czy to już zło i zatracenie?
Czuję jak wokół zbierają się cienie
Nie jestem zły, chcę po prostu żyć,
Tak jak inni radośnie bawić się i śnić. – Twarz chłopaka nie była już zamazana. Mogłam zobaczyć ją wyraźnie, nawet przez strugi deszczu.
Białe włosy przemoczone do suchej nitki, blada twarz, na której dostrzegłam rozmazane już przez wodę plamy krwi, fiołkowe oczy, wpatrzone we mnie, które powoli rozjaśniały się, usta, które wciąż śpiewały. Znałam go.
Moim bratem był Astley.
Zapragnęłam natychmiast zamknąć oczy. Obudzić się z tego okropnego snu, śmiejąc się radośnie, westchnąć i powiedzieć spokojnie: „to był tylko sen”. Ale nie mogłam. To nie był tylko sen, ale to okrutna prawda, od której nie mogłam uciec.
Moje powieki zaczęły mi ciążyć, a ja dziękowałam w duchu niebiosom. Sen się kończył, mogłam wrócić do rzeczywistości, gdzie Astley nie był moim bratem i nie patrzył na mnie tym smutnym, zatroskanym spojrzeniem. Jego oczy były jednak z początku przygaszone, podczas gdy teraz odżywały.
- Wokół ciebie mrok i zło
Nie przeraża mnie już to
Zamknij oczy, me kochanie
Nic już złego się nie stanie spójrz, nie mam nic do ukrycia
Wezmę od ciebie tylko troszkę życia
Śpij, najdroższa, to sen wieczny
mną się nie martw, będę grzeczny. – Zakończył, zniżając głos do szeptu, a moje powieki przymknęły się, oblewając mnie mrokiem. W głowie rozlegał się echem tylko melodyjny głos Astleya, śpiewającego jeszcze cicho kołysankę.

2 komentarze:

  1. Jeej, kolejny rozdział ^__^ To ja na chwilę porzucę Rozważną, włączę sobie Jasmine i biorę się za czytanie ;3
    Spróbuję wyłapać ten tekst :p

    Pierwszy akapit i ten opis bardzo mi się podoba :3
    Retrospekcja z Astleyem alias Rookiem. Wspomnienia atakują Lucy coraz mocniej, jak widzę. Czekam, aż przypomni sobie całą przeszłość, choć to pewnie będzie w drugiej części Łowcy.
    Nigdy nie jest się za starym na plac zabaw ;) To tylko inni twierdzą, że jest się za starym. Ja wciąż chodzę na pewną huśtawkę :3
    Osz kurde. Retrospekcja własnej jedynej śmierci. U Czyścicielki chyba tego nie będzie, choć wplecione wspomnienia raczej tak.
    Wait. Astley przyszedł do Lucy i całował Sally w policzek? WTF?! Co tu się wyprawia?
    Ten dom to rodzinny dom panny Loragx, zgadza się? Stąd ta odpowiedź Astleya, że zawsze lubił to łóżko. Nic się w nim nie zmieniło przez te lata.
    A ja nie przepadam za zapachem wanilii. Czyżby to oznaczało, że nie przepadam za Astleyem? :o
    " Idź i szukaj prawdy."
    Sama wymyśliłaś tę kołysankę? Bo jest świetna :3
    Kurde no. Tu kołysanka, w tle Jasmine śpiewająca "Let her go" (ale się wpasowałam, nosz kurde no!), musiałam się lekko wzruszyć. Ej no, smutno mi się zrobiło!
    Ale przynajmniej Lucy wie, że Astley jest jej bratem. Jakaś prawda została znaleziona.

    Czekam na nn ^^
    Ściskam mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. "Jakby wspomnienia nie mogły mi ukazać chociaż raz dobrego jakościowo obrazu" - tak już bywa ze wspomnieniami! Zazwyczaj są mgliste! Ale jaram się, bo... bo wspomnienie! I zaraz jakaś tajemnica zostanie odkryta ohohohoho! Ej, ja tą scenę już gdzieś widzialam, czytałam, jakkolwiek... W ogóle z większością fragmentów tak mam. Może to dlatego, że niektóre wstawiasz na fejsa i zawsze je czytuję, chociaż... no, kurde, tego chyba nie wstawiałaś :o?! A może to przez te spoilery?!
    Nie wiem, ale smutegowa jest śmierć Lucy ;____;
    "No tak, jego nawet przyłapanie na pocałunku z młodszą o ponad dziesięć lat dziewczyną nie wzruszyło." - niegdyś by mnie to totalnie zbrołkowało, ale już wyjaśniłaś mi tą sytuację z pocałunkiem, więc tak lekko mnie to drgnęło, choć nie powiem, że nie drgnęło XDD! ALE........ ASTLEEEEEEEEEEEEEEEEEY!!!!!!!!! Astley wszystko przyćmił! ACHH! Ogień miłości znowu płonie, serce bije jak młotem!
    I ten moment, kiedy rozmawiają o łóżku. I już wiesz, że Lucy dowie się kim jest dla niej Astley. OU YEA! Nareszcie >D!
    "- Nie przeszukałaś domu, prawda?" - no, właśnie! To mnie zawsze zastanawiało! Jakby ogólnie przeszukała dom, na pewno by się skapła co i jak!
    "Nie miałam pojęcia, co Astley mógłby robić w tym notatniku. Co najważniejsze – uśmiechnięty Astley. Szczerze i niewinnie, zupełnie jak nie on." - Niewinnie. Uśmiechnięty. Astley. COOOOOOOOOOOOOOO?! JA CHCE TAKIEGO, CHCĘ TAKIEGO, CHCĘ TAKIEGOOOO~! Na własność ;______;
    Wokół mrok i wokół zło, nie przeraża mnie już to, zamknij oczy, me kochanie, nic już złego się nie stanie~ *nuci* tak, tak, akurat ten fragment znam na pamięć! I w ogóle szczerze ci się przyznam, że miałam co najmniej z trzy podejścia do stworzenia melodii do tej kołysanki. Jedna tkwi na komórce, a przynajmniej jej nieudany fragment, druga w mojej głowie, trzeciej nie pamiętam, a generalnie to wszystkie są beznadziejne ;____________; dla kołysanki Astleya przydałoby się coś mega fajnego!
    Jezusie, ten moment ze śpiewaniem kołysanki. Aż powstrzymałam się od pisania czegokolwiek, serce tak bije, paczały wpatrzone w obraz i w ogóle, taka podjarka, podjarka! I JEEEST! MAMY TOOOO! Lucy ogarnęła, że Astley jest jej bratem! TAK TAK TAK! Choć sama scena śmierci jest smutna.
    No i ten kluczowy tekst: " Czuję się jak złodziej, lecz nie chcę przestawać
    Wolę odbierać życie niż je innym dawać" c: huhuhuuh. Jaram sięęęę!

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^