sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział czterdziesty siódmy - Mali giganci

Otworzyłam oczy pod wpływem zewnętrznej siły, która kazała mi to zrobić. Nie chciałam wracać do tego świata, ale nie chciałam też trwać w tym z wspomnienia. W tym, w którym to Astley był moim bratem.
Grafitowy notatnik zniknął z moich dłoni. Leżał teraz na podłodze, zapewne musiałam go upuścić, kiedy uderzyła we mnie niszczycielska i otumaniająca fala wspomnienia. Wpatrywałam się w niego tępo, zastanawiając się, czy go podnieść. Poczułam nagle, że całe ciało miałam sparaliżowane. Ogarniało mnie dziwne uczucie, którego nie mogłam zwyciężyć. Zaskoczenie? Nienawiść? Strach? Chciałabym potrząsnąć głową i wyrzucić to wszystko z siebie, ale nie mogłam. Przerażająca rzeczywistość trzymała się mnie kurczowo i nie zamierzała zostawić w spokoju.
Oczy zaczynały mnie ostrzegająco piec, łzy napływały do nich, chcąc dać upust uczuciom, targającym moje wnętrze. Pierwsza z nich spłynęła powoli po moim policzku, ciepła, niemal parząca moją skórę. Oznaka bezsilności, którą najchętniej ukryłabym gdzieś głęboko w moim wnętrzu, jednak nie teraz. Obecnie chciałam tylko uciec od tego wszystkiego, jak najdalej. Do Emila, który przytuliłby mnie mocno do swojej piersi i pogłaskał delikatnie po włosach, wyszeptałby, że wszystko w porządku, bo on przy mnie jest. Przeprosił za to, że zniknął na tak długo.
Jednak nie było go tutaj, a jego miejsce zajęły problemy. Cała masa wypiętrzonych do nieba problemów, otaczających mnie z każdej strony. Miałam ochotę krzyczeć i rozpłakać się, ale jednocześnie wiedziałam, że nie mogłam. Chcąc nie chcąc, byłam jedną z kluczowych osób w całym tym zamieszaniu.
Wiedziałam, że stałam się słaba. Zmieniłam się. Teraz łzy nie były mi obce, zaznałam bólu i tęsknoty, poznałam miłość i przyjaźń. Z bezlitosnego potwora bez serca, jakim byłam niedawno, który bez wahania potrafił zabijać i ranić stałam się człowiekiem, który ubolewał nad sobą i swoim losem. Nie chciałam narzekać i płakać tak często, jednak było to silniejsze ode mnie. Coś złego się ze mną stało. Nie dawałam sobie rady z życiem, tym prawdziwym, ludzkim życiem tutaj, na ziemi, w otoczeniu tłumów żyjących jeszcze dusz.
- Ej, Lucy. – Usłyszałam cienki, prawie piskliwy głosik koło mojego ucha. Mogłam w nich wyczuć nutkę przerażenia i niepewność. – Może podniesiesz wreszcie notatnik? – dodała po chwili osóbka.
Obróciłam głowę w prawo, ciesząc się, że paraliż, spowodowany najprawdopodobniej strachem, ustał. Jednocześnie wybałuszyłam oczy, widząc na swoim prawym ramieniu małego człowieczka, a konkretniej dziewczynę o długich, złotych loczkach do pasa i czymś przypominającym świetlistego, emanującego blaskiem donuta na włosach. Ubrana była w długą, powłóczystą szatę w śnieżnobiałym kolorze, na której nie dostrzegłam ani jednej, nawet najmniejszej plamy. Irytowała mnie ta doskonałość, te idealne rysy twarzy i niebieskie, szczere, jednak przerażone oczy. Irytowała dlatego, że sama taka nie byłam.
- Dzień dobry – wyszeptała istotka, zrywając się z pozycji siedzącej do pionu i kłaniając głęboko. – Na imię mi Alex. – Przedstawiła się i uniosła głowę do góry tak, aby patrzeć mi w oczy. – Od dziś będę ci pomagać. – Wyjaśniła.
- Co do… - Zaczęłam, jednak nie dane mi było skończyć, bo ktoś brutalnie mi przerwał.
- Weź to! – krzyknął kolejny głos, inny od tego. Nie był tak piskliwy i przerażony, raczej pewny siebie. Rozglądnęłam się po pokoju w poszukiwaniu jego posiadacza, jednak nic nie znalazłam. – Idiotko! – Usłyszałam, po czym ujrzałam, jak coś wielkości ołówka macha do mnie ze stosika notesów, trzymając kurczowo coś w łapkach.
Był to idealnie opalony chłopczyk o rysach nastolatka i czerwonych niczym krew oczach. Czarne włosy miał zebrane w warkocza, opadającego na plecy. Wystawały z nich małe, jednak widoczne czarne rogi. Ubrany cały na czarno, co tylko podkreślało smukłość jego sylwetki i mięśnie, rysujące się przez materiał. Jego usta wykrzywiał szatański, szeroki uśmiech, a oczy iskrzyły się z podniecenia.
W jednej chwili moja wyobraźnia zaczęła działać, a mózg kojarzyć fakty. Idealne dwie postacie. Jedna o złocistych lokach, świetlistym donutem i nieskazitelnie czystej, białej szacie, druga o drobnych rogach i czerwonych oczach. Nie musieli mówić mi więcej, już podejrzewałam kim byli.
- Mefik! – wrzasnęła rozdzierająco Alex, a strach uciekł z niej w jednej sekundzie. Wymierzyła w towarzysza oskarżycielsko palec wskazujący i ściągnęła brwi złowrogo. – Nie ruszaj niczego! – Zakazała mu.
- A bo co? – prychnął lekceważąco czarnowłosy, opierając się o trzymaną w ręce ulotkę, znalezioną gdzieś wśród stosu notesów. Zerknęłam na jej okładkę i natychmiast zmieniłam zdanie. Popularne świerszczyki raczej nie zagrzewały miejsca w mojej kolekcji.
- Bo… - Zaczęła dziewczynka, ale zarumieniła się, spojrzawszy na okładkę ulotki i aż klapnęła na moje ramię bezsilnie, wzdychając cicho.
- A wy to co? – mruknęłam niechętnie, mierząc wzrokiem istotkę z rogami wyrastającymi z włosów. – Mali giganci? – prychnęłam ironicznie.
- Wybacz moje maniery. – Uśmiechnął się szerzej chłopak, nie zważając uwagi na mój komplement. – Mefisto. – Ukłonił się nieznacznie, zaś diabelski uśmiech nie schodził z jego ust, a oczy nie przestawały złowieszczo iskrzyć. – Od dziś twój osobisty doradca finansowy i sercowy, do usług.
- Chciał powiedzieć, że od dziś mamy ci pomagać w wyborach! – Zaśmiała się niemrawo, próbując ratować sytuację. – Przysłali nas do ciebie.
- Świetnie – mruknęłam pod nosem, podnosząc wreszcie ten durny notatnik z podłogi i zamykając go z cichym pyknięciem. Dziewczynka podskoczyła na moim ramieniu z przerażenia.
- Mała, powiedz mi jedno. – Zaczął gadkę Mefisto, otwierając powoli ulotkę świerszczyka. Przewróciłam oczami, odkładając notes na stosik i przyglądając się nowemu przybyszowi. Oprócz rogów i oczu nic nie wskazywałoby na to, że jest diabłem.
- Mała? – Uśmiechnęłam się pobłażliwie pod nosem. – To nie ja noszę spodnie w rozmiarze 7XS – prychnęłam ironicznie.
- Dokładnie to 6XS. – Wzruszył ramionami, nie przejmując się uwagą. Usiadł na środku arkuszu i rozejrzał się po zdjęciach rozpalonych kobiet, które pozowały roznegliżowane ku uciesze panów.
- Nie chcę na to patrzyć – wyszeptała Alex, zasłaniając oczy.
- Większe cycki ma ta – Wskazał palcem na jakąś szatynkę o piwnych oczach, po czym przeniósł go na rudą dziewczynę z źdźbłem trawy w ustach. – Czy ta? – mruknął niechętnie. – Wiesz, sam bym to zbadał, ale tak jakby mi zabronili – burknął, drapiąc się po policzku i przyglądając to jednej, to drugiej modelce.
- Mefik – jęknęła bezradnie mała anielica. – Nie wódź na pokuszenie – wyszeptała.
Przewróciłam oczami i podniosłam czarnowłosego do góry za bluzkę, starając się to zrobić jak najdelikatniej. Mefisto zaczął się szarpać i warczeć, jednocześnie próbując ugryźć swoimi ostrymi kłami moje palce.
- Puszczaj, idiotko – warczał złowieszczo gardłowym głosem. Przeniosłam go na swoje prawe ramię, zaraz obok Alex, która chwyciła go mocno za rękę, wbijając w nią paznokcie, drugą zaś dłonią zasłoniła mu usta. Ku mojemu zdziwieniu diabeł przestał się szamotać i nawet nie próbował gryźć swojej przyjaciółki, a jedynie założył ręce na piersi i naburmuszony siedział, prychając co chwila pod nosem.
Usiadłam na łóżku, wyciągając rękę w stronę stosu notesów, jednak zawahałam się. Chciałam wiedzieć więcej? Zobaczyć więcej? Teraz byłam już pewna, że były to moje szkice, ilustrujące zapewne w większości moją rodzinę. Bałam się, że znajdę w nich coś jeszcze gorszego od Astleya.
Sięgnęłam po ten sam, grafitowy notes i przewertowałam go, aż trafiłam wreszcie na szkic białowłosego. Wydawał się ze mnie szydzić, jakby doskonale wiedział, jaką rolę dziś spełnił. Warknęłam cicho pod nosem, sama do siebie i mocnym szarpnięciem wyrwałam stronę z zeszytu, mnąc ją i rwąc ze złością.
Alex pisnęła cicho, zaciskając ręce na swojej szacie, zaś Mefisto uśmiechnął się pod nosem, a utracony honor po tym, jak przeniosłam go na swoje ramię zniknął. Teraz wpatrywał się z ciekawością w moje dłonie, które niszczyły obrazek coraz bardziej i bardziej, aż zostały z niego same strzępy.
Odetchnęłam z ulgą, wpatrując się w kawałeczki papieru, które jeszcze nie tak przypominała Astleya. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że nawet teraz go przypomina. Chłopak wydawał się być właśnie takimi strzępami, które po ułożeniu mogły ukazać spójną całość. Jednak niektóre elementy mogły zaginąć, inne zmienić się, przez co zmieniał się również końcowy efekt.
Wrócić do czekającego w pokoju obok białowłosego czy też zostać tutaj? Nie chciałam go widzieć, teraz, kiedy wiedziałam, kim dla mnie był. Nie mogłam przyjąć do siebie tego, że człowiek, który jest… po prostu Astleyem jest moim bratem. Przeklinałam się teraz w duchu, że byłam na tyle ślepa, aby nie zauważyć chociażby głupiego podobieństwa w naszym wyglądzie. Fiołkowe oczy, białe włosy. Do tej pory uważałam to za zwykłe stylizowanie wyglądu przez chłopaka, głupi wybryk, jednak nie był to żart, ale okropna rzeczywistość.
W głowie wciąż brzęczała mi kołysanka, którą śpiewał tuż przed moją śmiercią. Chwila, przecież wtedy on także umarł. Jego ciała nie odnaleziono, ale…
Jego ciała nie odnaleziono. Właśnie. Dlaczego?
Uciekł z miejsca zdarzenia.
Nie miałam zielonego pojęcia, jak udało mu się uciec żywym. Jego rany wyglądały na poważne, chociaż nie byłam co do tego pewna – w końcu obraz był rozmazany. Ale nawet jeśli był w stanie to zrobić – zostawił mnie samą, martwą, przy placu zabaw. Stchórzył i zniknął, przez co wszyscy myśleli, że zginął razem ze mną, jednak z jego ciałem nie obyto się tak łagodnie jak z moim.
Nie wiedziałam, który fakt bardziej mnie gnębił – to, że zniknął po mojej śmierci czy też to, że udawał, że mnie nie znał. Że grał nieznajomego, jakby widział mnie pierwszy raz. Nawet imię sobie wymyślił, żeby tylko nie przyznawać się do więzów, jakie nas kiedyś łączyły.
Tchórz.
Zacisnęłam dłonie w pięści, aż knykcie zbielały. Dobiegł mnie cichy pisk Alex, przerażonej moim zachowaniem. Była strasznie tchórzliwa jak na anioła. Ale czy bardziej tchórzliwa od mojego braciszka? Uśmiechnęłam się ironicznie pod nosem, czując napływającą złość, która nie tak dawno była tylko strachem i zdumieniem z nowo odkrytej informacji. Wydawało mi się śmieszne, jak szybko zmieniło się moje nastawienie do białowłosego. Kiedyś grał mi na nerwach, chciał zniszczyć, lekceważył i kłamał – teraz chciałam mu pokazać, co jego siostrzyczka potrafiła. Że nie była bezbronną dziewczynką, którą wtedy zostawił. Czas mijał, ludzie się zmieniali. Niektórzy w mniejszym stopniu, inni w większym. Część z nich znikała, a na ich miejsce pojawiali się nowi.
Ja także się zmieniałam. Ten proces jeszcze się nie zakończył i przeczuwałam, że będzie tak jeszcze przez długi czas. Wpływały na mnie w pewnej mierze bodźce ze środowiska zewnętrznego, a także targające mną uczucia. W jednej chwili mogłam zmienić się z płaczliwej i rozdartej dziewczyny w mściwą i wściekłą. Chociaż z drugiej strony – czy nie była to jedna z podstawowych cech kobiet? Zmienność, której tak bardzo nie rozumieli i nie lubili mężczyźni? Wydawało mi się, że do niedawna byłam wciąż tą samą osobą o ustalonym charakterze i regułach. Teraz wszystko zaczęło się zmieniać i nawet ja nie mogłam już określić, kim tak naprawdę byłam.
Chciałam dać Astleyowi – a może raczej Rookowi – nauczkę, której nie zapomniałby do końca swojego życia. Jednocześnie chciałam spytać o tyle różnych rzeczy: o przeszłość, o rodziców, o to, co się z nim działo. Kiedy byłam już o krok od wyrzucenia z siebie tych wszystkich pytań, przypominałam sobie, że moim bratem był białowłosy Astley. W jednej chwili wszystkie chęci znikały, kiedy uświadamiałam sobie, jaki był chłopak. Zamknięty, ironiczny, chamski i bezczelny. Nie znałam go długo – a przynajmniej w tym wcieleniu – ale mogłam stwierdzić, że nie przepadałam za nim. Rozmawiałam nim jedynie dlatego, że miałam nawrócić go na dobrą ścieżkę, z której zboczył.
Właśnie. Zboczył z dobrej ścieżki. Narodziły się we mnie kolejne pytania, na które zapewne również miałam nie dostać odpowiedzi: co takiego zrobił i kiedy?
- Zabij go – wyszeptał mi do ucha kojącym głosem Mefisto, biorąc w dłonie kosmyk moich białych włosów i gładząc je delikatnie. Jego głos sprawiał, że miałam ochotę to zrobić – nie było to przecież niemożliwe. Wystarczył chociażby kuchenny nóż i element zaskoczenia.
- Porozmawiaj z nim . – Usłyszałam po chwili cichy, ale wyjątkowo pewny siebie głosik Alex, która szeptała do mojego drugiego ucha. Jej słowa odbiły się echem w mojej głowie, były słodkie niczym miód, koiły zszargane nerwy. Chciałam ich więcej, jednak wiedziałam, że to niemożliwe.
- Zabij – warknął diabeł.
- Porozmawiaj. – Zgasiła go anielica.
Potrząsnęłam głową i wybrałam ze stosu notesów kolejny, tym razem zielony. Jego okładkę również zdobiły wymyślne esy floresy rysowane czarnym flamastrem. Musnęłam delikatnie kartki, zastanawiając się, czy na pewno chcę zobaczyć jego zawartość. Mogłam dowiedzieć się kolejnych zaskakujących informacji, jednak była to prawda, na którą miałam niezbity dowód. Westchnęłam ciężko i otworzyłam notatnik na pierwszej stronie, z której patrzyła na mnie mądrymi oczyma Rose. Widziałam tutaj wyjątkowo dużo jej szkiców, jednak ten był mniej profesjonalny. Odrobinę krzywe, niepewne linie, niedopracowane szczegóły, które – choć nie tak ważne – wpadały mi w oko.
- Chcesz przeglądać to dalej? – spytała po chwili mała blondynka. Nie odpowiedziałam. Przewróciłam kartkę i ujrzałam na niej Astleya, skupionego, wpatrującego się w okno z kubkiem w dłoni. Roztrzepane, białe włosy, cienie pod oczyma, jakieś kartki rozwalone wokół niego na łóżku. Zacisnęłam zęby i cisnęłam zeszytem w kąt. Nawet jeśli myślałam, że byłam w stanie zignorować ten fakt, podążał za mną. Nie mogłam go zostawić na pastwę losu, tak jak zostawił mnie kiedyś Astley, musiałam się z tym zmierzyć. Nie byłam takim tchórzem jak on i potrafiłam to zrobić.
- No, no, całkiem ładnie. – Zachichotał uradowany Mefisto, który uszczypnął mnie delikatnie w szyję, jakby chciał zwrócić na siebie uwagę. – Zrobiłaś się agresywna, mała.
Miałam ochotę warknąć mi prosto w tą jego miniaturową twarzyczkę, wykrzywioną diabelskim, wrednym uśmiechem prześnionym jadem, że nie byłam mała, już dawno nie byłam, ale powstrzymałam się od tego.
- Uspokój się. – Usłyszałam znowu spokojny, opanowany głos Alex. Momentalnie ochłonęłam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. – Idź i porozmawiaj z nim. Może miał jakiś ważny powód.
- Ta – prychnął czarnowłosy. – Chciał odciąć się od swojej rodziny i siostrzyczki, którą tak bardzo kochał – mruknął. – Gdyby mu na tobie zależało, na pewno nie zostawiłby cię samej, żebyś umarła, mała.
- Wiedział, że umrze, a sam chciał się ratować. – Tłumaczyła Alex. – Nie chciał źle.
- Skąd to wiecie? – spytałam cicho. – Skąd znacie jego motywy?
- Nie znamy. – Wzruszyła ramionami anielica. – Mamy za zadanie sprawić, abyś podjęła dobrą decyzję.
- Przyjmij propozycję tej małej gąski. – Mefisto wskazał niechętnie palcem na towarzyszkę. – Lub mnie, prawdziwego macho z doświadczeniem i sporym stażem. – Uśmiechnął się szeroko.
- Jakiej małej gąski?! – Oburzyła się Alex, podnosząc głos. Nawet nie wiedziałam, że tak potrafiła. Jej kłótnie z małym diabłem przypominały mi odrobinę te prowadzone przez Sally i Rain. Miałam ochotę zaśmiać się głośno z tego, że nie mieli innych zmartwień na głowie, a jednocześnie zrobić to samo, co oni.
- Ciebie, skarbie. – Zaśmiał się Mefik, a jego oczy zaiskrzyły się wesoło. – Jesteś gąską, a ja wilkiem. – Dodał po chwili, po czym uśmiechnął się z wyższością. – Gąski, gąski, do domuuu. – Zaczął, a mi przypomniały się nagle beztroskie zabawy dzieci.
- Nie znikniecie, co? – westchnęłam ciężko, wstając i rozglądając się tępo po pokoju. Teraz nie wiedziałam, co zrobić – przeszukiwać go dalej czy może wrócić do Astleya i spróbować nawiązać z nim jakąś nić porozumienia. Spytać, dlaczego to wszystko się tak potoczyło.
- Nie – odpowiedziała Alex, wygładzając swoje złociste loki. Wciąż irytowała mnie jej perfekcyjność, ten idealnie zgadzający się ze stereotypem aniołka opis. – Musimy ci pomóc. – Wyjaśniła. – Ostatnimi czasy chyba niezbyt dobrze ci się powodzi.
- No. – Przerwał jej Mefisto, gładząc mnie delikatnie po szyi, jakby chciał mnie pocieszyć. Jasne. Był dobrym aktorem i tyle. – Chłopak cię zostawił, ale nie martw się, mała – wyszeptał kojąco, ale ja znów miałam ochotę zganić go za nazwanie mnie „małą”. – Znajdę ci lepszego. – Zachichotał diabelsko.
- Nie chcę innego – wyszeptałam, zaciskając usta i starając się nie myśleć o chłopaku. Nie teraz, kiedy miałam już tyle problemów.
- Wróci. – Pocieszyła mnie z kolei mała anielica. – Zobaczysz. Jak kocha to wróci.
- A jak nie kocha to zostawi – mruknął Mefisto, kradnąc moją ostatnią nadzieję i wrzucając ją w piekielny ogień.
- A jak zostawi, bo kocha? – Usłyszałam głos, który nie należał do żadnej z małych istotek. Podniosłam wzrok i spojrzałam automatycznie w stronę drzwi. O ich framugę opierał się nonszalancko Astley, z rękoma w kieszeniach i leniwym uśmiechem na twarzy. Poczułam ucisk w sercu, a jednocześnie mrowienie w palcach. Fiołkowe oczy przeszywały mnie na wylot, ale ich spojrzenie było inne, niż kiedyś. Nie mogłam patrzeć na niego tak jak dawniej, skoro wiedziałam, kim był.
Nawet po tym wszystkim, co mi zrobił.

2 komentarze:

  1. To musiało być dla Lucy dość wstrząsające. Dowiedziała się ze swoich starych szkiców, że chłopak, którego miała z powrotem naprowadzić na drogę dobra, to jej brat. Biedna Lu. Przydałby się w pobliżu Emil, łatwiej byłoby jej to wszystko znosić.
    Oj tak, panna Loragx się zmieniła. Ale to przez prawdę, którą poznała, która wywróciła porządek jej życia do góry nogami. Trafiła w znany, choć tak obcy świat, została Śmiercią, okazało się, że nosi w sobie dużo wrażliwości.
    Alex. Taka urocza ^__^ I Mefisto. Od razu skojarzył mi się z diabełkiem. W ogóle ci Twoi "mali giganci" są świetni :D A Mefik oglądający świerszczyka - glebłam xD
    Mefik - zabij; Alex - porozmawiaj. Nie wiem, którego z nich bym posłuchała na miejscu Lucy. Za dużo tajemnic, kłamstw, nieusłyszanej prawdy. Rozumiem jej rozdarcie.
    "Jak kocha, to wróci."
    "Jak nie kocha, to zostawi."
    "A jak zostawi, bo kocha?"
    To chyba najsmutniejsza wymiana zdań. Nosz kurde, naprawdę się zasmuciłam. No i Astley stojący w drzwiach. Co będzie teraz? Wytłumaczy się? Wątpię, by dawna, zapomniana braterska relacja wróciła między Raven a Rooka.

    Wybacz taki odrobinę zdechły komentarz, ale przeczytałam rozdział wczoraj wieczorem na telefonie, a teraz jedynie opisuję uczucia, jakie we mnie po lekturze zostały. Nie ma cytatów i uwag do nich, nie ma reklamy. Jakoś ten deszcz i 12 stopni na zewnątrz nie budzą we mnie żadnych pokładów weny na cokolwiek. A przecież Rosalie spotkała Jamesa, trzeba to opisać.

    Czekam na nn ^^
    Ściskam mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, Lucy, nie masz co płakać, wiesz? Ja bym się cieszyła, gdyby moim bratem był Astley! *cisza, cisza* Dobra, nie cieszyłabym się. Wolę go jako kochanka <3. No, bo jako brat... to by się kazirodczo skończyło. I byłoby jak w moim śnie. Blaze, Avice, prysznic, mydełko i: "umyj mi plecki, braciszku", z serii: to takie normalne, nie, my wcale nie jesteśmy rodzeństwem, nie, my nie jesteśmy goli. No, a po umyciu to weź mi jeszcze plecki wytrzyj!
    Ej, cierpienie Lucy jest smutne :c. Jest mi jej w cholerę szkoda. Wszędzie kłamstwa, te zaskoczenia w postaci wspomnień, to chodzenie do umarłych... można w depresję wpaść ;_____;
    WTF, co z tymi ludzikami?! XDD Co kolejny rozdział, coraz więcej bohaterów! Mój mózg eksploduje XDD! W ogóle... WTF. Czarne włosy, czerwone oczy. Przypadeg? Nie sondze! A po rogach i w ogóle, to już wiedziałam, że to Mefisto >D
    "– Od dziś twój osobisty doradca finansowy i sercowy, do usług." - cooooooo XDDDD brzmi wątpliwie buahaha.
    "– Wiesz, sam bym to zbadał, ale tak jakby mi zabronili" - BUAHAH! Już lubię Mefika, no rypię po prostu >D! Zboczony malec! Jezu. Czekaj. Wszyscy zboczeńcy mi się podobają. To źle? Może ja jestem jakaś niewyżyta :o?! O NIE! Halo? Ryba mi umiera!
    "Przeklinałam się teraz w duchu, że byłam na tyle ślepa, aby nie zauważyć chociażby głupiego podobieństwa w naszym wyglądzie." - też mnie to zawsze zastanawiało XD mwahahh. Jak już pierwszy raz przeczytałam u Astleya: fiołkowe oczy, białe włosy, wiedziałam, że to brat Lucy~!
    Ohoooo! Dajesz, maleńka! *like a Soriel* Widzę te nerwy wylewające się z twojej wazonowej szklanki! JAZDAAAAAAAAA! Przeczuwam wielką kłótnię Lucstleya >D!
    Ach, te głosy rozsądku! Raczej jestem skłonna ku aniołkowi c: bo... hej, biczys, Astley jeszcze musi zostać moim mężem! Nie może zginąć. Zło! Poza tym... jest silny i by się tak łatwo nie dał huhu <3.
    "– Lub mnie, prawdziwego macho z doświadczeniem i sporym stażem" - Mefisto! Mwahahah! *like a Soriel*
    "- A jak nie kocha to zostawi – mruknął Mefisto, kradnąc moją ostatnią nadzieję i wrzucając ją w piekielny ogień.
    - A jak zostawi, bo kocha?" - ooo, to była epicka końcówka! Idealnie połączone dwa teksty c:
    JARAM SIĘ JARAM SIĘ JARAM SIĘ JARAM SIĘ! God, no, cholera! Tak dawno nie czytałam Łowcy i teraz mam taką sporą podjarkę! Nawet nie słyszę, kiedy do mnie piszesz na fejsie, bo tak czytam i czytam i czytam :o!
    Leczem dalej hueuhe c:

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^