poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział czterdziesty trzeci - Podpis

Z niewielkim spóźnieniem, ale jest! Kolejny rozdział.
I pytanko co do szablonu, bo pojawiły się kolejne zmiany - podoba się? >D
Przypomnę jeszcze o "konkursie" i szpadam. Długie notki na początku są tutaj akurat zbędne.

Kątem oka ujrzałam, jak Sally przygląda mi się zaszklonymi oczyma, jakby miała zamiar się rozpłakać. Jednak nie zwracałam na nią teraz uwagi. Płacz był tylko wylewającą się ze szklanki cieczą, która prędzej czy później zniknie, ustępując miejsca czemuś innemu. Jednak ku mojemu zaskoczeniu dziewczynka rozpogodziła się w jednej chwili i uśmiechnęła nawet lekko w moim kierunku.
- Musisz mianować Emilkę Mrocznym! – Oświadczyła nagle. – Potrzebuję kredek, pisaków i kartek!
Niechętnie zwlokłam się z sofy, aby przynieść jej wszystko, czego sobie zażyczyła, nie pytając nawet po co jej to potrzebne. Sal może i miała chwilami dziwne zachcianki, ale każda z nich do czegoś prowadziła. Nawet jedzenie żelków, którego celem było danie pingwinkowi szczęścia i uczucia beztroski.
Położyłam przybory przed towarzyszką i usiadłam obok z cichym westchnięciem, zerkając na nią ciekawsko.
- Po co ci to? – spytałam.
- Żeby ci wszystko wyjaśnić. – Uśmiechnęła się szerzej Sally, ściskając w dłoni czarną kredkę i rysując na niej uśmiechniętego człowieczka – patyczaka pospolitego – i jego towarzysza tego samego gatunku, tyle że z nożem w prawej ręce.
- Mamy sobie człowieka, który nagle umiera. – Zmieniła czarną kredkę na czerwony pisak i zaczęła mazać nim po uśmiechniętym człowieczku, ukazując jednocześnie, jak jego koleżka go zabił. – Krew leje się po drzwiach i oknach, zabójca ucieka. – Wytłumaczyła, szkicując już powoli kolejny obrazek: leżącego trupa w kałuży krwi z iksami zamiast oczu, zaś nad nim kogoś, kto miał chyba przypominać mnie. – Wkraczasz ty. Spełniasz ostatnie życzenie zmarłego i znikasz. – Skreśliła mnie brutalnie z rysunku, uśmiechając się szelmowsko pod nosem. – Ale ciało zostaje razem z duszą, która po pewnym czasie ucieka zniecierpliwiona. – Dorysowała unoszącą się z ciała chmurkę przypominającą ducha. – I krąży po świecie, szukając rozrywki. – Dokończyła, przedstawiając duszka w garniturze udającego się z uśmiechem do klubu go go. – Nie wiedząc nawet, że jest martwa – westchnęła, inscenizując samotną zjawę wśród tłumów. – Czasami mści się za to i straszy ludzi. – Na kolejnej kartce powstał niewielki dom z pajęczynami i przerażającym duchem. – Innym razem to akceptuje – mruknęła, rysując tym razem smutnego, przygnębionego ducha. – Ale! – Zerknęła na mnie ukradkiem, jakby chciała się upewnić, że wciąż ją słucham. – Ale jeśli po śmierci wkroczą Żniwiarze… - Nakreśliła kolejnego trupa, a nad nim bliżej nieokreślonego koleżkę z czymś na kształt kosy w ręku. – I zabierają duszę ze sobą, zapobiegając wszystkim problemom. – Duszek wniknął do kosy, a na twarzy Żniwiarza, dotychczas bez ust, pojawił się szeroki uśmiech. – To ich praca, którą lubią. – Wyjaśniła, biorąc kolejną kartkę. –  I która jest potrzebna, aby zapanował spokój. Jednak bez Mrocznego na czele nie jest to możliwe. Żniwiarze podążają za przywódcą. – Narysowała tym razem Mrocznego pośrodku tłumów Żniwiarzy, który unosił rękę w przywódczym geście i wołał bohatersko: „Idziemy na piwo?”, na co tłum odpowiadał zgodnie: „Tak!”.
Uśmiechnęłam się mimowolnie pod nosem, dziękując Sally w duchu, że potrafiła mnie pocieszyć nawet w tak beznadziejnej sytuacji, w jakiej się obecnie znajdowałam. Ogarnęłam myślami jeszcze raz całą jej wypowiedź, próbując przyswoić ją całkowicie, jednak nie sprostałam narzuconemu sobie wyzwaniu. Wciąż nie rozumiałam paru kwestii, ale nie chciałam zamęczać innych pytaniami. Miałam tylko nadzieję, że kiedyś dowiem się wszystkiego, albo chociaż większości tajemnic, które zostały przede mną zatajone.
- Dlatego Emil musi zostać Mrocznym. – Zakończyła dziewczynka, rysując jeszcze na koniec uśmiechniętego kotleta z koroną na głowie. –  Żeby poprowadzić Żniwiarzy.
- Ale jak to zrobić? – jęknęłam. – Takie rzeczy wie chyba Lucyfer? A jego nie zamierzam prosić o pomoc!
- Spodziewał się takiej reakcji – westchnęła Sally, wzruszając ramionami. – Zadbał o to i wyjaśnił mi wszystko wcześniej. – Nakreśliła na czystej kartce okrąg i wyciągnęła rękę w moją stronę. – Podaj łapę. – Rozkazała.
Położyłam swoją dłoń na jej z nikłą niechęcią, obserwując uważnie jej wzrok, który utkwiony miała we mnie.
- Nie mam noża, więc bardzo mi przykro – mruknęła, unosząc moją rękę i nagle wgryzając się w nią swoimi małymi, ostrymi zębami niczym wampir. Syknęłam cicho, mierząc ją nienawistnym spojrzeniem, ale pozwoliłam, aby kapiąca z rany krew skapywała wewnątrz okręgu, jak zresztą ustawiła ją moja towarzyszka. Krople układały się powoli w coś na kształt skrzyżowanych ze sobą kos.
- Teraz musisz wypowiedzieć jego imię – westchnęła Sally, obserwując mnie bacznie kątem oka i odsuwając moją dłoń, dając do zrozumienia, że wszystko gotowe.
- Emil – mruknęłam, czując jednocześnie ucisk w sercu, który tylko przypominał mi o tym, że chłopaka ze mną nie było i nie mogło być. Że zostaliśmy rozdzieleni przez los. Potrząsnęłam głową, powstrzymując napływające do oczu łzy i wlepiłam wzrok w dziewczynkę, patrząc na nią wyczekująco.
-  I teraz, o ile dobrze pamiętam… - Zaczęła, jednak przed moimi oczyma w błyskawicznym tempie zgromadziła się mgła, podobna do tej w Indab. Różniła się ona tylko odcieniem, który nie był tak śnieżnobiały i rażący, ale bardziej szarawy oraz tym, że niedaleko – może parę kroków ode mnie – stał piedestał, jakby przygotowany dla jakiejś ważnej osobistości, która miała właśnie wygłosić przemowę. Nie było tam jednak nikogo popularnego, żadnego burmistrza czy prezydenta. Był ktoś ważniejszy.
Za piedestałem stał Emil, rozglądający się nerwowo na boki, szukając czegoś, co mogłoby mu powiedzieć, gdzie się znajdował. Jego wzrok napotkał w końcu mnie, a kąciki ust chłopaka uniosły się w uśmiechu. Chciałam zrobić to samo, jednak nogi poniosły mnie za drugą stronę piedestału, gdzie – nie patrząc nawet na leżący na nim przedmiot, wskazałam palcem na najprawdopodobniej puste miejsce na arkuszu papieru i zachowując chłodny wyraz twarzy, wychrypiałam nie swoim głosem:
- Podpisz to.
Bez problemu zauważyłam, jak bardziej był zdziwiony moim zachowaniem. Zapewne spodziewał się przytulania, czułego powitania i kolejnej gadki o tym, jak bardzo tęskniłam. Chciałabym tak zrobić, ale nie byłam sobą. Kierował mną ktoś inny. Nie chciałam trzymać palca przy arkuszu papieru na piedestale, nie chciałam patrzyć chłodno na twarz Emila, na której malowało się rozczarowanie i dezorientacja, nie chciałam mianować go Mrocznym, nawet jeśli miało to oznaczać problemy dla innych – nie chciałam przysparzać mu problemów, ale wiedziałam, że to co robiłam, było konieczne.
- Nie ma nic do pisania – mruknął po chwili.
- Krew. – Oznajmiłam z kolei chłodno.
Emil wybałuszył oczy i spojrzał na mnie nieco przerażony, jakby widział kogoś zupełnie innego, a nie tą samą Lucy, która zmieniła się dla niego w kogoś, kto ma serce i potrafi się nim posługiwać.
- Słucham? – spytał lekko drżącym głosem.
-  Musisz podpisać to krwią – odpowiedziałam.
Czarnowłosy trwał jeszcze przez chwilę nieruchomo, jakby przetwarzał moje słowa, aż w końcu skierował wzrok na arkusz papieru i ogarnął go wzrokiem. Musiał w końcu zrozumieć, co się święciło, gdyż bez słowa wyjął nóż zza pasa i naciął delikatnie skórę przy przegubie, pozwalając krwi skapywać na puste miejsce w prawym dolnym rogu. Korciło mnie, aby przeczytać całość umowy, jednak coś nie pozwalało mi spojrzeć na kartkę dłużej niż parę sekund. Zdążyłam tylko zobaczyć, jak krople szkarłatnej cieczy utworzyły niedbały podpis Emila, wsiąkając w arkusz, co przypominało mi zresztą scenę z pierwszego lepszego horroru, gdzie zawierano pakt z samym diabłem czy też demonem.
- Lucy… - Zaczął cicho Emil, jakby nie wiedział, co powiedzieć. Podniósł nieśmiało głowę i spojrzał na mnie zasmucony.
- Od dziś jesteś Mrocznym Żniwiarzem. – Oświadczyłam chłodno wbrew swojej woli. – Wykonuj swoje obowiązki sumiennie. – Dodałam jeszcze, zanim mgła po raz kolejny otoczyła mnie i rozrzedziła się dopiero kiedy wróciłam na kanapę w moim domu, gdzie Sally wpatrywała się we mnie z nieukrywaną nutką ciekawości w swoich oczach.
- No proszę. I gotowe. – Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.
Oparłam głowę o oparcie kanapy i przymknęłam oczy, czując nagle ogromne zmęczenie, jakie ogarnęło mnie po tej niesamowicie krótkiej wizycie w nieznanym mi miejscu tylko po to, aby oficjalnie mianować Emila Mrocznym Żniwiarzem. A może wszechogarniająca mnie senność była zapowiedzią spotkania z Astleyem?
Poczułam nieprzyjemny ucisk w sercu. Nie, nie mogłam się z nim teraz spotkać. Nie chciałam. Wciąż nie zdołałam odkryć choć jednej cząstki jego prawdziwego oblicza i chyba wolałam poddać się, aniżeli wznowić nieudolne próby.
- Gotowe? – prychnęłam, wracając myślami do teraźniejszości. – To nie byłam ja, Sally. Ktoś kazał mi mówić.
- A wiedziałabyś, co mówić? – spytała dziewczynka. – Nie. Zaczęłabyś gadać z Emilem o ładnej pogodzie i takich tam. – Zachichotała pod nosem.
Otworzyłam gwałtownie oczy i zerknęłam na nią.
- Nie! – Zaprzeczyłam gwałtownie. – Rozmawiałabym z nim o czym innym – mruknęłam po chwili.
- O dzieciach? – Uniosła brew Sally, przytulając jedną z poduszek. – O tym, co robicie po ciemku pod kołdrą? – Kontynuowała.
- Nie! – Oburzyłam się, czując jednocześnie, jak coraz bardziej się rumienię. Nie umiałam ukryć czegoś takiego przed moją małą przyjaciółeczką. Wiedziałam, że kiedyś się tego dowie – ba, zamierzałam jej to kiedyś powiedzieć – ale nie byłam jeszcze na to gotowa. Na konsekwencje? Owszem. Naprawdę, którą musiałam zdradzić Sally? Niekoniecznie.
- Lucy, nie jestem głupia – żachnęła się dziewczynka. – Kiedyś was nawet widziałam, ale byliście zbyt zajęci, żeby mnie zauważyć. – Uśmiechnęła się łobuzersko.
- O matko – mruknęłam rozpaczliwie pod nosem, czując nadchodzącą falę wyrzutów z jej strony.
- Jak mogliście jeść żelki beze mnie?! – Oburzyła się Sally z łzami w oczach. – I że niby myśleliście, że pod kołdrą was nie będzie widać, tak? – Pociągnęła nosem. – Wcale nie! Trzeba było nie świecić tej durnej latarki! – Podniosła głos, zaciskając palce na poduszce. W tej chwili cieszyłam się, że zaciska je właśnie na niej, a nie na moim gardle. Jeśli chodziło o żelki, ta niepozorna dziewczynka mogła zrobić wszystko. Była jak mini bomba atomowa, której lepiej było nie detonować.
- Przepraszam – jęknęłam. – Wyjadałaś nam wszystkie! – Wytłumaczyłam.
- Mogliście się chociaż zabezpieczyć! – Pokręciła głową z rozczarowaniem Sally, najwyraźniej już nieco uspokojna. – Zamknąć drzwi czy coś – dodała po chwili, spuszczając wzrok i przyglądając się zmiętej poduszce, którą trzymała w rękach. – Wracając jednak do poprzedniego tematu… - Zaczęła. –  Lucek mówił, że zawsze tak jest. Że nagle mówisz jak maszyna, to co każą ci z góry.
- Poradzi sobie? – spytałam nagle, myśląc o Emilu, na którego znów zeszły moje myśli.
- Kto? – Sally przekrzywiła głowę i spojrzała na mnie nierozumnie.
- Emil – westchnęłam cicho, podsuwając kolana pod brodę i wpatrując się beznamiętnie w ścianę.
- Jasneee! – Zawołała radośnie po chwili dziewczynka, machając ręką, jakbym spytała o coś błahego. – Przecież radził sobie z gorszymi sytuacjami, prawda?
- Tak, ale… - Zamilkłam na chwilę. – I tak się o niego martwię.
- Nie martw się! – Zaśmiała się Sally i nagle rzuciła się na mnie z mocnym przytulasem. – Chodźmy na plac zabaw! – Zaproponowała, uśmiechając się szeroko.
- Sally, podstępna żmijo, wszystko zaplanowałaś. – Zauważyłam.
- Wcale że nie! Nie jestem żmiją! Jestem pingwinem! – Oburzyła się moja towarzyszka, która wciąż nie przestawała mnie przytulać.
- Co nie zmienia faktu, że wszystko zaplanowałaś – westchnęłam.
- Być może. – Zachichotała i zaczęła ciągnąć mnie za rękę, abym wstała. – Ale mogłabyś mnie wziąć na plac zabaw!
- Znowu chcesz oberwać od Rain? – mruknęłam.
- Tym razem ze mną nie wygra! – Odpowiedziała pewna siebie Sally. – Zainwestowałam w metalowy parasol! – Uśmiechnęła się diabelsko.
-  Słucham? – Zamrugałam oczami, nie rozumiejąc sensu jej słów.
- Cóż, poprosiłam Stormy’ego o parasol, którego Rain nie przebije swoim deszczem – westchnęła, przewracając oczami ze znudzeniem.
- Stormy’ego? – Zdziwiłam się. – Kiedy się z nim widziałaś? – zapytałam.
- Nie widziałam. – Wzruszyła ramionami. – Znalazłam jego numer zapisany na karteczce. Pewnie wypadł z kieszeni Rain. – Sally zatarła ręce z zadowoleniem, jakby knuła iście szatański plan.
- To niegrzeczne, Sally. – Zwróciłam jej uwagę, w głębi duszy zastanawiając się jednak, co takiego numer szarowłosego mógł robić w kieszeni władczyni deszczu. Myślałam, że się nienawidzili, zwłaszcza w związku z ostatnim wybuchem rewolucji i jej przywódcą, którym rzekomo był Stormy.
-  Niegrzeczne jest celowe wysyłanie deszczu na niewinnego pingwinka! – prychnęła niezadowolona dziewczynka.
- Należało ci się. – Uniosłam kąciki ust, siląc się na uśmiech.
- I ty, Brutusie przeciw mnie? – Uniosła brew Sal, patrząc na mnie z wyrzutami wypisanymi na dziecięcej twarzyczce. Spojrzałam na nią pytająco, zastanawiając się, gdzie to usłyszała. – Przeczytałam ostatnio – mruknęła w odpowiedzi. – Nie myślisz chyba, że cały dzień siedzę na kanapie i leniuchuję?
Zachichotałam pod nosem. Odpowiedź była tutaj zbędna.
- Myślałaś tak! – Sally wymierzyła we mnie oskarżycielsko palca. – Zdrajca!
- Skąd wzięłaś książki? – Zmieniłam temat, unikając kolejnego spięcia z dziewczynką, które nie mogło skończyć się najlepiej. Chociaż te małe kłótnie stały się już częścią naszych rozmów i szczerze mówiąc – nie przeszkadzały mi one. Czasem potrzebne jest trochę sporów, aby przyjaźń nie była tylko słoikiem słodkiego miodu, w którym nie znajdziesz nic gorzkiego czy nawet kwaśnego.
- Eee… - Zaczęła Sal, spuszczając wzrok, ale czując, że patrzę na nią podejrzliwie, westchnęła cicho. – Pamiętasz pokój, w którym się zatrzasnęłam? – spytała. – Było tam parę książek.
- Na pewno nie są to dla ciebie trudne tematy? – Zastanowiłam się. Co prawda nie widziałam tytułów, jakie można było tam znaleźć na półkach, ale spodziewałam się masy książek naukowych i historycznych. Pokój wyglądał na niezamieszkany i może ktoś upchnął tam wszystkie niepotrzebne egzemplarze encyklopedii, słowników i tym podobnych.
- Nie. – Pokręciła głową Sally. – Są ciekawe!
- Czytasz jeszcze coś? – Zagadnęłam, wstając z kanapy i poprawiając fałdy na bluzce.
-  Czasem książkę telefoniczną, ale tylko sporadycznie. – Wzruszyła ramionami.
Zachichotałam cicho.
- Mogę dać ci książki, które są naprawdę ciekawe. Wyobraź sobie na przykład, że Harry Potter to nie tylko film. – Posłałam w jej stronę ciepły uśmiech.
- Wiem. Znalazłam egzemplarz w tym pokoju. – Odpowiedziała, patrząc na mnie z niecierpliwością. –  Pójdziemy na plac zabaw? – spytała słodkim głosikiem.
- Dobrze – westchnęłam. – Ale obiecaj, że będziesz miła dla Rain.
- Oczywiście. – Sally zatarła ręce po raz kolejny i zniknęła gdzieś w przedpokoju, szukając swojego nowego, metalowego parasola, a ja narzuciłam na siebie płaszcz, zerkając tęsknie w okno, jakbym spodziewała się zobaczyć za szybą Emila. Nawet jeśli chciałam, nie mogłam wyrzucić go ze swoich myśli. Tym bardziej, że został Mrocznym Żniwiarzem.

3 komentarze:

  1. Łuhu, ale tu ładnie :) I te gwiazdeczki dookoła, mrrr <3 Podoba mi się :)
    Jak ja się stęskniłam za Emilką <3 Szkoda, że tak na krótko... I liczyłam na ciepłe powitanie z Lucy, jakiś pocałunek mały, przytulasek, zabrakło mi tego trochę, ale z drugiej strony rozumiem, obowiązki. Ciekawe jak sobie poradzi w nowej funkcji, pewnie jak zwykle świetnie :P
    Sally <3 To przedstawienie rysunkowe wyjaśniające sytuację mi się podobało wiesz? hihi. A ta Twoja radość przy tworzeniu - super, jak takie małe dzieciątko, które się dorwało do kredek i zeszytu albo bloku :D
    I krąży po świecie, szukając rozrywki. – Dokończyła, przedstawiając duszka w garniturze udającego się z uśmiechem do klubu go go. *glebłam haha.
    - Znowu chcesz oberwać od Rain? – mruknęłam.
    - Tym razem ze mną nie wygra! – Odpowiedziała pewna siebie Sally. – Zainwestowałam w metalowy parasol! – Uśmiechnęła się diabelsko. *i po raz drugi sobie glebnę, jeśli pozwolisz :D :D
    (...) narzuciłam na siebie płaszcz, zerkając tęsknie w okno, jakbym spodziewała się zobaczyć za szybą Emila. Nawet jeśli chciałam, nie mogłam wyrzucić go ze swoich myśli. Tym bardziej, że został Mrocznym Żniwiarzem. *zamartwianie się o drugą osobę jest częścią zakochania moja droga ;) I tęsknota również, więc to nic dziwnego, skoro go kochasz :*
    Czekam na nn, moja Króliczyco huehue <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział przeczytałam już wczoraj, ale na telefonie, a dobrze wiesz, jak bardzo lubię komentować w WordPadzie. Więc na moją opinię trzeba czekać.
    Co do szablony - te sygnaturki przy nazwach poszczególnych okienek są świetne! Szczególnie Sally - wielbię! :3
    Co do konkursu - wezmę się za pisanie pracy, jak tylko przepiszę 12 rozdział WiP'a, skończę shota i napiszę 65 rozdział. Terminy tak bardzo.
    A teraz treść.

    Wyobraziłam sobie taką małą dziewczynkę z kredkami rysującą panów patyczaków i uśmiercającą jednego z nich. I to wcale nie jest przerażające w mojej głowie, raczej fascynujące :D
    To mechaniczne zachowanie Lucy da się wytłumaczyć, choć tak jak Edzia wolałabym przytulenie i całusa na przywitanie. No ale nie można mieć wszystkiego ;)
    Czytająca Sally? Ohoho, mam problem z imaginowaniem sobie tego :D Ale lubię tych, co czytają. A czytający pingwinek to dopiero coś! :3
    Rozwaliło mnie to: "Lucy, nie jestem głupia – żachnęła się dziewczynka. – Kiedyś was nawet widziałam, ale byliście zbyt zajęci, żeby mnie zauważyć. – Uśmiechnęła się łobuzersko." - glebłam xD W ogóle cała ta rozmowa jest genialna, bo ma takie wyraźne drugie znaczenie, że szok :D Ja myślę jedno, Sally - niewinny pingwinek - myśli o tym, co widziała. Mam spaczony umysł. Kurde.
    Metalowy parasol? A co będzie, jak Stormy wywoła burzę? Będzie piorunująca zabawa z tym parasolem :D

    Czekam na nn ^^
    I na Lucmilkę! Bo ja chcę więcej Lucmilki!

    OdpowiedzUsuń
  3. No i przybywam do następnego rozdziału! Badum tssssss! >D
    "– Potrzebuję kredek, pisaków i kartek!" - COOOOOOOOO XDDDD. Skojarzyło mi się, że będą maziać po Emilu. Takie epickie znaki. Serduszka, kosy bo Żniwiarz i w ogóle >D, motylki, kotki, kwiatuszki, och, jak słodko <3
    "przedstawiając duszka w garniturze udającego się z uśmiechem do klubu go go" - czekaj, czekaj, kto to szedł do klubu go-go u nas? Chana! TAK! W ramach wyzwania Annais robiła striptiz! Yea! >D
    „Idziemy na piwo?” - BUahahaha, rozwaliło mnie XD i wyobraziłam sobie stado takich kościotrupów z kosami, chlejących piwo!
    "– O tym, co robicie po ciemku pod kołdrą?" - COOOOOOOOO XDDDD. I tak czytam dalej, robię takie wielkie oczy bo... LOOOL, Lucmilka w takim wieku i w ogóleeee, i wtf, Królik, chyba spaczenie po naszych opowiadaniach, a tu nagle BANG! Chodziło o żelki XD to mnie wkręciłaś.
    A, no kurde i się zaczytałam, zapomniałam napisać coś o Lucmilce! Scena z podpisem taka fajna, ale... ueeee, ta niechciana nieczułość D: dlaczegoooooo. Ja chcę w końcu ich miłoooości! Tak za nimi tęsknię, że mi się serduszko nieczule łamie ;_________;
    Rain. I od razu moje serce jest zbrołkowane. Ale za chwilę tak mi się myśli. Stormy, Rain, Stormy, Rain. Huehuehhuehuehue. Kto się czubi ten się lubi.
    "- Czasem książkę telefoniczną, ale tylko sporadycznie." - REALLY XDDDD? Ja za to hejtuję książkę telefoniczną!
    Noo! To mamy Mhhhrokowego Emilkę! >D JAZDAA!
    10 rozdziałów do końca!

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^