Yay, rozdział napisany w praktycznie jeden dzień taki pięknyyy! Troszku zdechły, bo nie ma akcji. >D Tytuł znowu taki piękny. Wyobraźcie sobie, że Tim mówi to właśnie do Waaas! *ja taka kurde motywująca*.
Oficjalnie to powinien to być rozdział 42, ale rozwlekam je troszkę przez opisy. I tak rozdział 44 z rozpiski stał się rozdziałem... 46? Mniejsza. Miłego czytania, sialala~
W
oddali ujrzałam zarys placu zabaw, który jak zawsze oblegała Rain. Jednak tym
razem oprócz niej, dostrzegłam też trzy całkiem inne osóbki. Siedziały razem na
huśtawce, delikatnie odpychając się nogami od ziemi i kołysząc, jednocześnie
pozwalając wiatrowi na smaganie włosów – to w tył, to zaś w przód.
Z
oddali mogłam tylko stwierdzić, że ubrane były jednakowo – w grube, czarne
swetry oraz spodnie i ciężkie buty tego samego koloru. Dwie z nich miały jasne
blond włosy, zaś ostatnia – kruczoczarne. Wyglądały podobnie i dość młodo –
mogłabym stwierdzić, że są mniej więcej w wieku Sally.
Nie
powiem, dość mocno mnie to zdziwiło. Na osobistym placu Rain znajdowały się aż
trzy inne osoby niż ona, a wokół nie było widać żadnych wybuchów czy eksplozji.
Czyżby władczyni deszczu je zaprosiła? Zdziwiłam się jeszcze bardziej. To ona
miała przyjaciół?
-
Sprowadziła posiłki, mała menda – prychnęła z pogardą Sally, zaciskając mocniej
w dłoni metalowy parasol od Stormy’ego. Ciekawe, czy szarowłosy planował na
dzisiaj małą burzę – w takim wypadku dziewczynka miałaby niezbyt przyjemne
spotkanie z jedną z jego błyskawic.
-
Nie możesz być tak wrogo nastawiona do Rain. – Przewróciłam oczami, zganiając
towarzyszkę. – Stoi po naszej stronie. – Wyjaśniłam.
-
Po waszej. – Sprostowała. – Jest dla mnie wredna! – Oburzyła się.
-
Może i jest wredna, ale ma dobre
intencje – westchnęłam.
-
Skąd ta pewność? – Zastanowiła się przez chwilę. – Może ona tylko czeka, aż
przestaniemy być czujne i…
-
I wyskoczy, sprowadzając na nas ulewę – mruknęłam ironicznie, przerywając jej.
– Straszne. Roztopimy się.
- Nie! – Zamachała parasolem w powietrzu Sally.
– Może zaatakować!
-
Sally, przestań dramatyzować – westchnęłam.
-
Nie jadłam dzisiaj akuku! Mogę dramatyzować! – Obruszyła się.
Zmierzyłam
ją spojrzeniem, które miało mówić: „weź się w końcu zamknij i pogódź z tym, że
ktoś cię nie lubi na tym świecie”. Zamilkła i odwróciła wzrok, wlepiając go
znów w plac zabaw.
-
Nie lubię Rain – wymruczała. – Jeszcze ją pokonam!
Zignorowałam
ją i zerknęłam na siedzącą na zjeżdżalni Rain, która wpatrywała się w nas z
kpiącym uśmieszkiem i błyszczącymi, ciekawskimi oczyma, które niezależnie od
tego, jak często je widziałam, zawsze przypominały mi deszczowy dzień.
-
Dobry. – Przywitałam się niechętnie.
-
Znowu się spotykamy! – wykrzyknęła Sal, wymierzając w niebieskowłosą swój
metalowy parasol.
Rain
zeskoczyła ze zjeżdżalni i stanęła przed dziewczynką, odpowiadając tym samym –
z tą różnicą, że jej parasol był dziś czerwony i najzwyklejszy.
-
Pyskaty krasnoludek. – Skwitowała.
-
Przemoczony troll – prychnęła Sally, unosząc dumnie głowę i pokazując jej, że
nie miała najmniejszego zamiaru porzucić swojej dumy i honoru.
-
Wiecznie nienażarty kosz na jedzenie.
-
Siedząca na zjeżdżalni desperatka.
-Wysysający
nadzienie z żelków gnom.
-
Wpadająca przez okno farbowana dziewczyna.
-
Stań do walki, siedlisko żelków.
-
Jestem gotowa, deszczowa pannico! – Sally zamachała demonstracyjnie parasolem w
powietrzu, ściągając ze złości brwi. Oparłam się o zjeżdżalnię i przyglądałam
się dziewczynom bez najmniejszej nutki zaciekawienia. Ich kłótnie stały się już
dla mnie czymś normalnym.
Rain
zaśmiała się perliście i naparła na dziewczynkę delikatnie parasolem, na co ta
odpowiedziała jej tym samym. Westchnęłam, a przeczuwając, że zanosiło się na
kolejną walkę przedszkolaków z piaskownicy, zerknęłam nieśmiało na siedzące na
huśtawce dziewczyny. Tak jak sądziłam, były w wieku Sally. Wszystkie ubrane tak
samo, dwie z nich o jasnych, prostych włosach do łopatek, a trzecia, siedząca
na środku – o kruczoczarnych lokach do ramion. Wpatrywały się we mnie
paciorkami swoich jasnym, prawie że białych oczu, co wyglądało zresztą dość
dziwnie. Blade, jakby rzadko widywały słońce. A gdybym miała określić je jednym
słowem – odrobinę pochmurne.
-
Witajcie? – spytałam niepewnie, uśmiechając się delikatnie.
Siedząca
po mojej prawej dziewczynka wstała i podbiegła do mnie ochoczo, wyciągając
dłoń.
-
Cloudine. – Uśmiechnęła się do mnie ciepło.
Siedząca
po mojej lewej jasnowłosa również wstała i stanęła obok towarzyszki, również
wyciągając rękę.
-
Cloudia. – Przedstawiła się.
Ostatnia
z nich, o czarnych włosach, wstała i przeciągnęła się leniwie, po czym
dołączyła do pozostałych i także wyciągnęła dłoń w moją stronę.
-
Cloudy – mruknęła.
Uścisnęłam
ich ręce po kolei, siląc się na uśmiech.
-
Lucy.
-
Jesteśmy Pogodynkami Chmur. – Oznajmiła nagle Cloudia, patrząc na mnie z
całkowitą powagą wypisaną na swojej dziecięcej twarzyczce. Albo mi się
wydawało, ale idealnie się w nią wpasowała.
-
A ja jestem Śmiercią – westchnęłam, chowając ręce w kieszeniach.
-
Miło poznać. – Spojrzała na mnie z podziwem Cloudine i uśmiechnęła do mnie.
-
Jesteście Pogodynkami Chmur, tak? – Zagaiłam. – Czym się zajmujecie?
-
W zależności od dnia operujemy chmurami.
– Wzruszyła ramionami Cloudia. – Ja cirrusami, Cloudine cumulusami, a Cloudy
stratusami.
-
Ta – mruknęła pod nosem czarnowłosa.
-
Dlaczego tu jesteście? – spytałam.
-
Rain nas wezwała. – Wyjaśniła Cloudine, chowając dłonie w kieszeniach, podobnie
jak ja. Zimny wiatr omiótł nas swoimi ramionami, a ja zadrżałam przez chwilę z
zimna. A może ze strachu? Wiatr z niewiadomych przyczyn przypomniał mi Astleya.
Może dlatego, że jego charakter był taki chłodny, a chłopak sam w sobie
nieokiełznany i nieco… dziki.
-
W jakim celu? – mruknęłam i potrząsnęłam delikatnie głową, chcąc zapomnieć o
białowłosym. Niech przejdzie do myśli kogoś innego, niech tylko wynosi się z
mojej głowy.
-
Sądzi, że Stormy jest Asem, więc chce ograniczyć jego moce, aby sprawdzić, czy
w tym czasie potęga Asa również osłabnie – westchnęła Cloudia.
-
Każe nam przez parę dni utrzymywać bezchmurne niebo, bo bez chmur nie ma burzy.
A Stormy jest burzą. – Wyjaśniła Cloudy, uśmiechając się wrednie, jakby
cieszyło ją to, że szarowłosy nie będzie mógł stworzyć bez nich burzy.
-
Całkiem logiczne. – Zauważyłam.
-
To nie wypali – mruknęła Cloudine. – I bez tego ma jakąś cząstkę mocy, którą
może dobrze wykorzystać. A chmury nie są takie łatwe do opanowania.
-
Ostatnio wyrywają się wyjątkowo silnie – wyszeptała Cloudia.
-
Czy to może coś oznaczać? – Uniosłam pytająco brew.
-
Nie wiemy. Władamy nimi we trójkę, oprócz nas nie ma nikogo innego. Może rwą
się tak do Stormy’ego. – Stwierdziła Cloudy, a ja w myślach nie powstrzymałam
się od sarkastycznej uwagi: a może po prostu te chmury na niego lecą. I aż
mokre są, jak go widzą. Tak bardzo, że zaraz na ziemię spada deszcz.
Próbowaliście kiedyś łapać jego krople na język? Myśleliście, że to
najzwyklejsza woda z nieba? Nie! Oczywiście Lucy musiała wam popsuć piękne
złudzenie! Teraz będziecie widzieć chmury jako zarumienione na widok szarowłosego
dupka panienki! Myślicie, że dlaczego pod koniec dnia są różowe?
-
Może – mruknęłam i odwróciłam wzrok, napotykając siedzącą w kałuży Sally,
której policzki przypominały dwa pomidory. Była zła. Nie, była wściekła.
Zacisnęła mocno usta, starając się nie wybuchnąć, a w jej oczach szkliły się
drobne łzy. Przez chwilę nawet zrobiło mi się jej żal, który po chwili zniknął.
Hej, sama tego chciała! Poza tym walka z bardziej doświadczonym i – nie
oszukujmy się – wyższym przeciwnikiem nie była dobrym pomysłem. Nawet metalowy
parasol nie mógł tutaj pomóc.
Rain
machała parasolem w powietrzu, śmiejąc się głośno, a cała postawa jej ciała
wyrażała triumf.
-
Nie poskakuj krasnoludku, następnym razem nie będę tak łaskawa! – wykrzyknęła
radośnie.
-
JESZCZE CIĘ POKONAM! – warknęła złowrogo dziewczynka, podnosząc się i
otrzepując z wody, co zresztą nie przyniosło większego rezultatu. Wciąż była
mokra.
Jak
chmury na widok Stormy’ego, natychmiast odezwał się mój mózg, a ja mimowolnie
uśmiechnęłam się pod nosem. Uśmiech jednak natychmiast zszedł mi z twarzy,
kiedy uderzył we mnie silny ból głowy. Mózg od razu podsunął masę reklam ze
środkami przeciwbólowymi. Przed oczami pojawiły mi się mroczki, starałam się
utrzymać na nogach i nie upaść.
Nie
poczułam jednak bólu. Bo zaraz po mroku zasnuwającym moje oczy, pojawił się
nowy widok. Dziecięcy pokój o zielonych ścianach z wywieszonymi obrazkami
nabazgrolonymi niedoświadczoną jeszcze ręką. Szafka, biurko, kosz z zabawkami,
mały dywanik na podłodze. Jednak najważniejsze było tutaj łóżko, a właściwie
osóbka, która w nim leżała. Drobny, brązowowłosy chłopczyk o przygasających już
oczach w kolorze czekolady, którymi wpatrywał się tępo w sufit. Przykryty po
szyję kołdrą, o zarumienionych – najprawdopodobniej od gorączki, sądząc po
kroplach potu na czole – policzkach i grymasie wykrzywiającym dziecięcą
twarzyczkę. Poczułam lekki ucisk w sercu i od razu zaczęło mi być przykro tego
dziecka. Umierało, inaczej nie pojawiłabym się przy nim. W tak młodym wieku i
najwyraźniej w cierpieniu.
Podeszłam
cicho do jego łóżka i bez pytania usiadłam na brzegu, wpatrując się w
chłopczyka. W tej chwili nie interesowało mnie nawet to, że zobaczy moją twarz.
Mogłam narzucić na nią kaptur – to przecież tylko jeden ruch dłoni, wysiłek
równy prawie zeru. Jednak nie, nie chciałam tego robić.
Dziecko
zerknęło na mnie kątem oka i otwarło usta ze zdziwienia. Milczałam, czekając na
jego dalszą reakcję. Przeniósł się powoli do pozycji siedzącej, sycząc cicho z
bólu, aż w końcu oparty o zagłówek łóżka spojrzał na mnie uważnie. Dopiero
teraz dostrzegłam zaciśniętego w jego drobnej dłoni misia. Uśmiechnęłam się
słabo.
-
Kim jesteś? – spytał ochrypłym, cichym głosem, po czym skrzywił się. Nawet wypowiedzenie
dwóch prostych słów sprawiało mu ból.
Zastanawiałam
się przez chwilę, co odpowiedzieć. Być bezpośrednią i oznajmić, że jestem
Śmiercią, która zabierze go z tego świata? Nie, ta wymówka była dobra dla
dojrzalszych ludzi, ale dla dziecka? W jednej chwili spanikowałam. Nie mogłam
być dla niego za ostra, musiałam łagodnie i w miarę obrazowo przekazać mu
informacje o jego obecnej sytuacji. Wyobraziłam sobie, że muszę powiedzieć to
Sally. Beztroskiej, pyskatej, małej Sally, która patrzy na mnie paciorkami
swoich czarnych oczek, w których widać malującą się ciekawość. To samo
widziałam w oczach chłopca.
-
Jestem… - Zamilkłam na chwilę, ważąc przez chwilę słowa, które miałam zaraz
wypowiedzieć. – Lucy. – Uśmiechnęłam się do niego ciepło. – Za chwilę zaśniesz,
wiesz? – Przekrzywiłam głowę i przyglądałam mu się, obserwując jego reakcję. –
A wtedy znajdziesz się w lepszym miejscu, gdzie będzie pełno zabawek i
słodyczy. – Zakończyłam, jednocześnie zastanawiając się, czy w niebie
faktycznie będzie coś takiego. Gdyby chłopczyk wybierał się do Salidie – a przynajmniej
do tego fałszywego Salidie – wiedziałabym, co może tam zastać. Szare domki,
wędrujące czarodziejki Królik i Naff, moją „babcię”, Kapturka, uciekającego
przed władzami, szare domy i nudnych ludzi, którzy nie potrafią zrozumieć nawet
najprostszego żartu o pukaniu do drzwi. W niebie nigdy nie byłam i
najprawdopodobniej nie miałam być. Śmierć była raczej tym złym organem władzy,
a w najlepszym przypadku – tym neutralnym. Na pewno nie miała prawa trafić do
nieba i śpiewać radosne „Alleluja” wśród złotowłosych aniołków i świętych z
aureolami nad czuprynami.
-
Jestem Tim. – Przedstawił się chłopczyk, po czym odkaszlnął na boku. – Chcesz powiedzieć,
że umrę? – spytał i przeniósł wzrok swoich mądrych oczu z powrotem na moją
twarz.
Zamarłam.
O matko, ten dzieciak wiedział, co go czeka. Nie wiedziałam, ile miał lat,
aczkolwiek wyglądał na młodego. Był przygotowany do śmierci?
A
ja wciskałam mu kit o słodyczach i miśkach.
Po
prostu świetnie.
-
Tak – mruknęłam niechętnie. – Umrzesz. Za chwilę. A wtedy… - Zaczęłam, jednak
Tim mi przerwał.
-
Jesteś piękna – wyszeptał zafascynowany, a ja oniemiałam. Nie przywykłam do
tego, że ktoś, kto zaraz miał umrzeć mi to mówił. Tym bardziej, że był to
jeszcze dzieciak.
Szukałam
w sobie odpowiedzi na jego słowa, jednak nie mogłam ich znaleźć. Dopiero po
chwili uświadomiłam sobie, co mogłam odpowiedzieć.
-
Dziękuję – wyszeptałam, wciąż zdziwiona jego słowami. Opuściłam głowę, nieco
zawstydzona, po czym uświadomiłam sobie, że nie jestem tu ot, tak i miałam
zrobić coś ważnego. Inaczej chłopaczek byłby nieszczęśliwy przez całą wieczność
– a co gorsza – przeze mnie.
-
Proszę. – Uśmiechnął się słabo Tim i przytulił do siebie misia.
-
Słuchaj, Tim – westchnęłam. – Jestem Śmiercią. – Oznajmiłam.
-
I jesteś bardzo ładna. – Wtrącił mi się do zdania. – Wszyscy mówili, że pani
Śmierć to taka starsza pani z kosą. – Zakasłał cicho. – I że chodzi w długim, czarnym
płaszczu, że jest pomarszczona i brzydka, że nie lubi dzieci i…
-
Tim. – Przerwałam mu z bólem serca. – Posłuchaj, naprawdę nie mamy czasu.
Jestem tutaj, żeby spełnić twoje ostatnie życzenie. – Wyjaśniłam. – Powiedz mi,
co mam zrobić. – Uśmiechnęłam się na koniec.
-
Napisz list – westchnął. – Do moich rodziców, dobrze? – Przyjrzał mi się
uważnie, jakby bał się, że kłamię i nie wypełnię jego życzenia. Podeszłam do
biurka, gdzie wśród kolejnych rysunków znalazłam czystą kartkę i ołówek.
Zasiadłam z powrotem na brzegu jego łóżka i zerknęłam na Tima, unosząc brew.
-
Kochani rodzice – wyszeptał słabym głosem, ściskając mocno palcami misia.
Wiedziałam, że zbliża się jego koniec. – Umarłem. – Podyktował mi, a ja
nabazgroliłam na kartce w miarę wyraźnie jego słowa. – Ale nie płaczcie. –
Zakaszlał znowu i zacisnął mocno zęby, milcząc przez chwilę. – Pani Śmierć jest
bardzo ładna i miła. – Uśmiechnął się do mnie słabo, a ja odwzajemniłam jego
gest. – Na pewno zaprowadzi mnie we właściwe miejsce. Kiedyś się spotkamy –
dodał ciszej. – Kocham was, Tim. – Zakończył i wyciągnął lekko drżącą rękę w
moją stronę. – Dasz? – spytał. – Chcę jeszcze im coś narysować. – Zaśmiał się
cicho, po czym znów zakaszlał. Wiedziałam, że nie wystarczy mu czasu, żeby coś
narysować, jednak podałam mu kartkę i ołówek, przyglądając się jego powolnym,
starannym ruchom. Rysował mnie.
Jego
ręka nagle zamarła, a dziecko zaniosło się kaszlem. Poczułam dziwny impuls,
który kazał mi podbiec w jego stronę i mocno go przytulić, powiedzieć, że
wszystko będzie dobrze, a on sam nie umrze. Chciałam kłamać, że wyjdzie z tego
cało, żeby tylko mu ulżyło. Jednak powstrzymałam się. Zacisnęłam usta i
przyglądałam się, jak Tim cichnie i opada na poduszki, oddychając ciężko. Wciąż
miał otwarte oczy, wciąż żył. W jednej dłoni zaciskał wciąż misia, w drugiej
kartkę z listem do rodziców i moim niedokończonym obrazkiem.
-
Lucy? – spytał cicho. – A jak umrę to będę szczęśliwy?
-
Chyba tak – wyszeptałam po chwili zastanowienia.
-
Fajnie. – Stwierdził, przymykając oczy. – Moja siostra ma się niedługo urodzić.
– Wyznał mi. – Szkoda, że mnie nie zobaczy – westchnął, a po jego policzku
spłynęła pojedyncza łza. – Chciałbym ją jeszcze odwiedzić, wiesz? Powiedzieć
jej, jak to jest tam o. – Uśmiechnął się smutno.
-
Przykro mi – odpowiedziałam bezsilnie. Dlaczego jako Śmierć nie mogłam ocalić
od niej niektórych? Przecież Tim miał prawo żyć. Był jeszcze młody i miał przed
sobą jeszcze tyle rzeczy.
Skarciłam
się w myślach za takie myślenie. Nie mogłam kwestionować wyborów samego Boga.
Chciał, aby Tim umarł i tak też miało się stać. Przeciwko niemu nie mógł
działać nikt.
-
Jesteś… naprawdę ładna – wyszeptał chłopczyk, przymykając oczy. Jego klatka
piersiowa przestała się unosić, dłonie wypuściły ze swoich objęć misia i list.
Wstałam i podeszłam do niego, kładąc mu dłoń na policzku i ocierając łzę, która
miała właśnie spłynąć na pościel.
-
A ty naprawdę dzielny, Tim – wyszeptałam, zanim znów ujrzałam przed oczyma
mrok, który zabrał mnie z dziecięcego pokoju. Usłyszałam jeszcze krzyk,
dobiegający gdzieś z pokoju obok i nerwowe słowa kobiety, matki chłopca: „Śniło
mi się, że Tim umarł!” Zaraz po tym po niewielkim domku rozległy się kroki,
skrzypienie otwieranych drzwi i szloch. Przepełniony goryczą, rozpaczą i
smutkiem głośny szloch matki, która właśnie straciła syna.
Rain! Dzień dobry wieczór! Co u Cciebie?
OdpowiedzUsuńTrzy inne postaci? Huehuehue. Miło będzie poznać, jeśli to ktoś nowy :3
"To ona miała przyjaciół?" - kto by pomyślał. Szok!
"- Sprowadziła posiłki, mała menda – prychnęła z pogardą Sally" - glebłam xD Sally! <3
"- Nie jadłam dzisiaj akuku! Mogę dramatyzować!" - mam takie "WTF?!" na twarzy. Kocham tego pingwinka! To miłość na wieki :3
Podzielam zdanie Lucy. Po co obawiać się Rain? Przecież Lucy to Śmierć, co może jej zagrażać?
"Zmierzyłam ją spojrzeniem, które miało mówić: „weź się w końcu zamknij i pogódź z tym, że ktoś cię nie lubi na tym świecie”." - Sally, pamiętaj, że ktoś cię kocha! Ja! I mogę wysłać Królikowi żelki, by ci je przekazała :3
Ten dialog, to wyzywanie się z gracją - bajka! <3
Te trzy są dziwne z wyglądu. Ale mnie fascynują :3
Siostry Chmury :D Świetnie wymyślone, brawo!
"Wyjaśniła Stormy, uśmiechając się wrednie, jakby cieszyło ją to, że szarowłosy nie będzie mógł stworzyć bez nich burzy." - chyba, Królik, pomyliłać imiona z roztargnienia.
"a może po prostu te chmury na niego lecą. I aż mokre są, jak go widzą. Tak bardzo, że zaraz na ziemię spada deszcz. Próbowaliście kiedyś łapać jego krople na język? Myśleliście, że to najzwyklejsza woda z nieba? Nie! Oczywiście Lucy musiała wam popsuć piękne złudzenie! Teraz będziecie widzieć chmury jako zarumienione na widok szarowłosego dupka panienki! Myślicie, że dlaczego pod koniec dnia są różowe?" - zryłaś mi mózg! I jak ja mam teraz oglądać serial o Jeźdzcy bez głowy, skoro w głowie mam chmurki sikające na widok Stormy'ego?! God. Glebłam xD
Śmierć dziecka zawsze jest tą najgorszą. Tak młoda osóbka nie miała czym zawinić, a umiera. To straszne.
Ten opis, kiedy Lucy jest u Tima mnie wzruszył. Ma w sobie cień magii, choć jest też smutny. Piękny. :')
Czekam na nn ^^
Ściskam :*
Dobry wieczór :)
UsuńZostałaś nominowana przeze mnie do LBA!
Więcej szczegółów tutaj: http://una-infinidad.blogspot.com/2015/06/liebster-blog-award.html
Ściskam mocno! :*
Fajny rozdział i taki długi. Też chcę takie pisać. :C
OdpowiedzUsuńCoś mało u ciebie komentuję. Be, po prostu nie umiem.
Czekam na nn,
*wcale nie chamska reklama!*
Kyu z kingdomofninesouls.blogspot.com (trzecia i ostatnia domena, przyrzekam)
Rozdział świetny! Bardzo podobają mi się opisy i myśli Lucy :)
OdpowiedzUsuńKłótnie Rain z Sally <3
Hahaha, mokre chmurki xD A ja nie tak dawno wystawiałam język na deszczówkę! D:
Brawo ja! :D
Tim :( Prawie się rozpłakałam jak to czytałam ;(
Przy okazji, komentuję dopiero teraz, bo dopiero niedawno nadrobiłam Łowcę Czasu :) Śmiertelną Myśl również :3 Piszesz po prostu świetnie i mam nadzieję, że szybko nie przestaniesz ^^
Czekam na nn,
Ann :3
No i lecę dalej, bo mnie ciekawość zżera. Huehuehue. Nie, nie czytam, żeby czytać i nadrobić, po prostu się stęskniłam za czytaniem Łowcy <3 *nie, wcale nie za Astleyem! Nieee, nie czekam na niego! Ani trochę!*
OdpowiedzUsuń- Pyskaty krasnoludek
- Przemoczony troll - hueheheu i ten uśmiech na moim ryjku.
Pogodynkami Chmur? No, proszę, kolejni bohaterowie, czy ja ich wszystkich spamiętam XD? To jakieś trojaczki kurcze muszą być! Bynajmniej koncepcja zajmowania się poszczególnymi rodzajami chmur fajna. Tylko te ich imiona takie... ciężkie do spamiętania XD mwahhaha! *taa*
"Wiatr z niewiadomych przyczyn przypomniał mi Astleya. Może dlatego, że jego charakter był taki chłodny, a chłopak sam w sobie nieokiełznany i nieco… dziki" - i tylko gdy wspomniane jest coś o Astleyu, oczywiście Naff uśmiecha się w iście zabójczy sposób i jara tak, że Aruś patrzy na nią, jakby coś znowu przyćpała <3.
I ten moment, kiedy Królik przypadkiem pisze: "wyjaśniła Stormy". A ja takie: wtf, Stormy to chłopak, wtf, go tu nie było, wtf.
"a może po prostu te chmury na niego lecą. I aż mokre są, jak go widzą." - COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO XDDDDD. Rozwaliło mnie to. BUahahaha.
"– Za chwilę zaśniesz, wiesz? – Przekrzywiłam głowę i przyglądałam mu się, obserwując jego reakcję. – A wtedy znajdziesz się w lepszym miejscu, gdzie będzie pełno zabawek i słodyczy." - cooooo. No i masz ci los. Zmusiłaś mnie do płaczu, bo... umiera małe dziecko ;________; takie biedne, małe dziecko.
wędrujące czarodziejki Królik i Naff? Mwahahha. I te wspomnienia z śmiertelnej myśli <3. Tak bardzo.
A więc ten malec to Tim. I jeszcze bardziej chce mi się płakać.Mądre, małe dziecko ;___; a to jego "jesteś piękna". Wodospad łez.
- A ty naprawdę dzielny, Tim - NIEEEEEEE! NIE NIENIENIE! Pobeczałam się tak, że Aruś spojrzał na mnie jak na debila i spytał: co znowu? Na co Naff: Tim umaaaarłłłł! Aruś*poker face, wraca do czytania książki*.
Zbrołkowało mi to harta. Mam depresje. Idę jeść lody.