sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział trzydziesty siódmy: Blake

Bang! Rozdział miał być jutro, ale będzie dzisiaj. Nareszcie powracam do pisania Łowcy, chociaż jak na razie mnie do tego nie ciągnie. D: Mniejsza.
Na początek to życzę wesołych świąt wielkanocnych/bożego narodzenia*. <3 
A tak ogólnie to chyba powracamy do zdechłych rozdziałów. Chociaż w tym pojawia się nowa postać *na trzy, czte, ry: znowuuuuu?*. Nie mam zielonego pojęcia, czy Blake przypadnie wam do gustu, ale i tak jest tylko pobocznym bohaterem *chyba, że najdzie mnie na 3 część - wtedy będzie kimś wielkim ahah*. Czeka na was w bohaterach, jak na razie bez opisu. 
Jeszcze raz wesołych i miłego! :3

*niepotrzebne skreślić (bo przecież śnieg ;____;)


        
Nie czekałam nawet na dzwonek obwieszczający koniec lekcji. Po prostu wstałam, zapakowałam swoje rzeczy i wyszłam na korytarz. Przystanęłam zaraz potem i zastanowiłam się, co właściwie robiłam. Nie mogłam iść za Asem, na pewno wyczułby moją obecność i zabił mnie na miejscu. Ciekawość zżerała mnie od środka, jednak nie mogłam sobie tym razem pozwolić na zbadanie sprawy. Może i nie miałam zielonego pojęcia, skąd rewolucjonista znał moje imię i wiedział, że zabiłam kiedyś człowieka, ale choćbym starała się tego dowiedzieć, na pewno natrafiłabym na nic. Musiałam się pogodzić z faktem, że ostatnimi czasy wszyscy wiedzieli o mnie rzeczy, o których zdążyłam zapomnieć. Irytowało mnie to, jednak powoli się do tego przyzwyczajałam. Sprawy przybrały nieoczekiwany obrót, do którego musiałam się niestety przystosować.
Wróciłam do klasy i poczekałam na dzwonek. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Większość klasy pocieszała nauczycielkę, którą zdołali przebudzić. Ona także musiała się pogodzić z faktem, że część jej uczniów już nie wróci. Zdecydowali dołączyć do armii Asa, szykując się na pewną śmierć, bo - nie oszukujmy się - co mogli zrobić piętnastolatkowie w walkach rewolucjonistów? Wrzucić mentosa do coli i latać z butelką po mieście, używając jej jako broni? Na pewno nie będą przecież w stanie zabić człowieka. Byli ludźmi, niewinnymi nastolatkami. Nie mordercami jak As.
Po zakończeniu lekcji wyszłam ze szkoły i wróciłam do domu. Darowałam sobie resztę zajęć. Dzień i tak był już do bani. Niewiarygodne, że wystarczyła do tego tylko krótka wizyta jednego człowieka.
Rzuciłam plecak na bok i poszłam do kuchni, aby zrobić herbatę, która uspokoiłaby moje odrobinę zszargane nerwy, jednak pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam była Abigail, uderzająca patelnią otwartą dłoń i spoglądająca na mnie z morderczym błyskiem w oku oraz oparta o blat Cleo, popijająca spokojnie herbatę, patrząc na mnie z cieniem zawodu w oczach. Nie zauważyłam Królika i Naff i przez chwilę zastanawiałam się, czy nie schowały się znowu w mojej lodówce, jednak miny dziewczyn były zbyt poważne, żeby nawet one miały czas na wygłupy. Więc dziś ich nie było. Ciekawe, dlaczego.
- Gdzie byłaś? - warknęła Abigail.
Usiadłam przy stole, biorąc uprzednio banana z miski i obierając go ze skórki.
- W szkole. - Wzruszyłam ramionami i ugryzłam kęs.
- Mówiłyśmy ci, że chodzenie do szkoły jest niebezpieczne. – Odrzekła Cleo spokojnie, chociaż na jej twarzy malowała się złość. Chyba nie spodobało jej się, że poszłam do szkoły mimo zakazu. Cel osiągnięty.
- Tak, dobrze o tym wiem – mruknęłam. – I właśnie dlatego do niej poszłam.
- Kpisz sobie z nas! – prychnęła złowieszczo Abigail, wyciągając spod płaszcza kolejną patelnię.
- Może. – Wzruszyłam ramionami, nie przejmując się zbytnio ich reakcją.
- Lucy – westchnęła Cleo. – Chcemy ci pomóc. Współpracuj.
- Chcecie mi pomóc, ratując tylko mnie? – Zaśmiałam się mimo woli. – To pogrąża mnie bardziej. Wolałabym zginąć razem z tymi ludźmi, niż przeżyć i mieć na sumieniu ich życia – warknęłam.
- Przykro mi, ale zlecono nam ochronę tylko ciebie – mruknęła niezadowolona Abby.
- Przykro mi, ale troszczę się także o innych. – Przywołałam na moją twarz wredny uśmiech.
- To nie tak, że nie troszczymy się o innych. – Usłyszałam ciche westchnienie Cleo. – W tamtej sytuacji nie było innego wyjścia.
- Gdyby Abigail mnie nie popchnęła do portalu, mogłabym jeszcze utworzyć lodowe kolumny, które podtrzymałyby gmach. W tym czasie mogłybyście ratować ludzi. – Wytłumaczyłam spokojnie.
- Ale Abby wepchnęła cię do portalu i uratowała ci życie, bardzo mi przykro! – Oburzyła się Miachar, odwracając ode mnie wzrok i wpatrując się w kubek herbaty trzymany w dłoniach. Pociągnęła z niego kolejny łyk, a w kuchni nastała cisza, przerywana jedynie naszymi miarowymi oddechami.
Przerwała ją Sally, która wkroczyła po chwili, przecierając piąstką zaspane oczka i rozglądając się po pomieszczeniu.
- Gdzie ten chłopak, co obiecał mi trzy paczki żelków? – spytała cicho.
Ściągnęłam brwi, zastanawiając się nad tym, o jakiego chłopaka chodziło dziewczynce. Jednak po dłuższym czasie skojarzyłam parę faktów i odkryłam, że ostatnio Astley obiecywał Sal żelki w zamian za zostawienie drzwi w spokoju.
Jakby się nad tym dłużej zastanowić to znikł bez śladu po tym, jak się mną zaopiekował. Zapewne wrócił do Indab, skoro ostatnio go tam widziałam.
Westchnęłam cicho pod nosem i spojrzałam na moją małą współlokatorkę.
- Poszedł. – Odpowiedziałam.
Sally potrząsnęła głową i uśmiechnęła się dziwnie, jakby przed chwilą wciągnęła co najmniej pięć kilogramów proszku do prania. Podeszła do lodówki i wyjęła z niej karton mleka.
- Niemożliwe. – Zaśmiała się niemrawo. – Przecież obiecał mi żelki. – Zatrzasnęła drzwiczki i spojrzała na mnie, jakby czegoś wyczekiwała.
- Nie ma go tutaj. – Odpowiedziałam głośno i wyraźnie. – Zniknął.
Dziewczynka napiła się mleka z kartonu, po czym otarła usta dłonią.
- Nie drażnij się ze mną – mruknęła pod nosem.
- Sally, obudź się wreszcie. Astley zniknął – warknęłam, zniecierpliwiona.
Sal odłożyła na bok karton z napojem, zamrugała parę razy oczami, jakby starała się wszystko przyjąć do świadomości, po czym ściągnęła brwi. Chyba nareszcie do niej dotarło.
- Ale jak to?! – wykrzyknęła zbulwersowana.
Wzruszyłam ramionami.
- Przykro mi, twój nowy dostawca żelek uciekł – rzuciłam bez emocji.
Na twarzy Sally pojawiły się urocze rumieńce złości, kiedy zaczęła tupać nogą o podłogę i drzeć się na cały dom.
- Wiedziałam, że to się tak skończy! – wrzasnęła. – Wytrzymał stanowczo za mało wystukiwania „Ody do radości”! Co za gnojek! Palant! Kłamca! Debil! Dopadnę go! Dopadnę i zatłukę! Idiota!
Podeszłam do niej i przykucnęłam, unikając jednocześnie jej rąk, którymi machała na prawo i lewo.
- Znajdę go! I zabiję! Dureń! Idiota! Skur…
Zatkałam jej błyskawicznie usta dłonią i przytuliłam delikatnie, wzdychając ciężko.
- Sally, uspokój się – szepnęłam najbardziej kojącym głosem, jakim potrafiłam. Jednak słysząc dalsze pomrukiwania, dodałam: - Kupię ci pięć paczek żelek.
Istotka ucichła, po czym mruknęła pod nosem:
- Sześć.
- Pięć. – Upierałam się.
- Zabiję i zatłukę! – Zaczęła na nowo Sally.
- Dobra! – Wypuściłam Sally z objęć, poddając się. – Sześć paczek, sprzedane!
Dziewczynka schowała mleko z powrotem do lodówki, po czym wspięła się na blat, by zaglądać do kolejnych szafek w poszukiwaniu ulubionego przysmaku. Kątem oka ujrzałam, jak Cleo przyglądała się jej z nikłą troską w oczach.
- Lucy, musisz wreszcie przyjąć do wiadomości, że chcemy ci pomóc – westchnęła Abigail, wracając do nieprzyjemnego tematu.
-  Jakoś nie widać było chęci pomocy, kiedy Królik i Naff zaczęły zabijać żołnierzy w ratuszu. – Odparłam chłodnym tonem.
- Miały trudną przeszłość – odpowiedziała Miachar po dłuższej chwili ciszy.
Trudna przeszłość? To ja miałam trudną przeszłość. To nie Królika i Naff okłamywano przez tak długi czas. To nie one straciły swoją miłość, której tak długo poszukiwały. Jednak zastanawiało mnie, co takiego musiały przejść, aby nie zapanować nad żądzą zabijania.
- To nie usprawiedliwia waszego zachowania. Wy także o mało co nie zaczęłyście biegać z nożami i zabijać kogo popadnie – mruknęłam.
- My także nie miałyśmy łatwej przeszłości – westchnęła Cleo, przymykając oczy. – Dlatego stałyśmy się bardziej… - Zaczęła szukać odpowiedniego określenia. - … inne, kiedy pojawiła się okazja zabójstwa.
Poczułam ukłucie w sercu na samą myśl o tym, że każdy z Jeźdźców miał trudną i mroczną przeszłość. Była to kolejna rzecz, której o nich nie wiedziałam. Ile jeszcze tajemnic skrywały?
- Wy przynajmniej znacie swoją przeszłość – prychnęłam.
-  Ale czasami wolałybyśmy jej nie znać – wyszeptała cicho Abigail, odwracając wzrok.
- Błoga niewiedza, czyż nie? – Dodała Czyścicielka.
Nastąpiła niezręczna cisza, przerywana jedynie pełnymi rozczarowania westchnieniami Sally, która nie mogła znaleźć żelków. Spuściłam wzrok i wpatrywałam się przez chwilę w podłogę, aż w końcu słowa same wyszły z moich ust:
- Chciałabym pobyć sama – mruknęłam.
- Czy ty nas wypraszasz? – spytała z oburzeniem Abby, ściągając brwi.
Wzruszyłam ramionami.
- Chcę po prostu pobyć sama. Nie powiedziałam wprost, że chcę, abyście wyszły – odpowiedziałam.
Cleo prychnęła cicho pod nosem i skierowała się w stronę wyjścia.
- Idziemy, Abigail – mruknęła, a w jej głosie wyczułam nutkę złości. Usłyszałam, jak drzwi trzaskają i zostaję w kuchni sama z Sally.
- Nareszcie je znalazłam! – wykrzyknęła z kolei radośnie Sally, zeskakując z blatu i wymachując paczką żelków. – Musisz je tak przede mną ukrywać? – Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym wyrzutów.
-  Inaczej zjadłabyś wszystkie naraz – odpowiedziałam niechętnie.
Dziewczynka machnęła dłonią, by podkreślić nieważność sytuacji i zaśmiała się perliście.
- Przesadzasz!
Westchnęłam ciężko. Nie byłabym tego taka pewna.
- Coś się stało? – Sally patrzyła na mnie troskliwie z przekrzywioną głową.
Otworzyłam usta, aby odpowiedzieć, ale natychmiast je zamknęłam. Sal była pingwinem i mogła nie zrozumieć tego wszystkiego, co właśnie działo się w moim sercu. Może dlatego, że sama tego nie wiedziałam. Jednak co taka mała istotka jak ona mogłaby zrobić? Nie chciałam jej martwić, ale jednocześnie czułam chęć, aby się komuś wyżalić.
- Sally, to wszystko mnie przytłacza – jęknęłam.
Dziewczynka wyciągnęła w moją stronę rękę z otwartymi już żelkami i uśmiechnęła się ciepło.
- Chcesz jednego? – spytała.
Zamrugałam parę razy oczami, przetwarzając zaistniałą sytuację. Sally dzieliła się ze mną żelkami. Odkąd ją znałam, nigdy tego nie zrobiła. Zawsze zjadała wszystkie sama.
- Dzięki – mruknęłam, biorąc jednego z słodyczy.
- Tylko tak mogę ci pomóc. – Uśmiechnęła się Sally. – Wspomnienia muszą wrócić do ciebie same.
- Ale ile czasu minie, zanim powrócą? Miesiące? Lata? – prychnęłam w odpowiedzi. – Do tego czasu mogę zginąć, nie poznając prawdy.
- Nie zginiesz – odparła poważnie dziewczyna. – Nie dopuszczę do tego.
Uśmiechnęłam się delikatnie, widząc powagę w jej oczach.
- Sally, wyglądasz zabawnie, kiedy mówisz tak śmieszne rzeczy. – Stwierdziłam.
- Mogę zginąć, ale ty musisz żyć – ciągnęła, nie tracąc poważnego wyrazu twarzy. Powoli zaczynałam się bać, że naprawdę nie żartuje.
- Ja z kolei nie dopuszczę do tego, abyś tu musiała zginąć. – Rozczochrałam atramentowe włosy pingwinka i wysiliłam się na szczery uśmiech. –  A teraz leć oglądać kolejny film dokumentalny o pingwinach.
- Uważaj na siebie, Lucy – dodała jeszcze smutnym głosem, po czym natychmiast się rozpogodziła. – Dzisiaj ma być ciotka Marie! – Oznajmiła. – Nie przepadam za nią, bo zawsze mówiła, że jestem dość gruba jak na pingwina. – Nadęła policzki ze złości i założyła ręce na piersi. – Rozumiesz to? Im grubszy pingwin, tym bardziej uroczy! – Oburzyła się, wymachując rękoma na prawo i lewo. – To odwieczne prawo rządzące światem!
Zachichotałam pod nosem.
- W takim razie dlaczego ją oglądasz? – spytałam.
- Bo to moja rodzina – westchnęła. – A takiej to trzeba kibicować, kiedy przychodzi czas próby.
Ty przynajmniej miałaś rodzinę, Sally. Kochającą rodzinę. Nie to, co ja. Siostra nie chciała wyjaśnić mi, co się dzieje, rodzice zaginęli, ukochany wujaszek utajnił to wszystko przede mną na długi czas.
-  Dlatego kibicuję ci w tym trudnym czasie! – Dokończyła, uśmiechając się od ucha do ucha i puszczając mi oczko, po czym przeszła do salonu.
Czy Sally właśnie nazwała mnie swoją rodziną?
Potrząsnęłam głową, obracając się, aby wziąć sok pomarańczowy i dołączyć do dziewczynki oglądającej program telewizyjny. Cofnęłam się jednak o krok, gdy zobaczyłam, że nie byłam już w kuchni sama.
O kuchenny blat opierał się w nonszalancki sposób wysoki chłopak o opalonej cerze. Włosy w odcieniu czekolady ułożone były w nieładzie, a woda skapywała z nich na przemoczony już biały podkoszulek oraz dżinsy. Miał przymknięte oczy i popijał spokojnie dziwny napój z kubka trzymanego w dłoniach, przy których gromadziła się dziwna, czarna mgła.
Nagle przybysz odsunął od ust kubek z tajemniczym napojem, a po jego wardze spłynęła strużka czarnej substancji – najwyraźniej kawy. Oblizał ją pospiesznie i otworzył czarne niczym noc oczy, kierując ich spojrzenie na mnie. Wykrzywił usta w szerokim uśmiechu, odsłaniając jednocześnie śnieżnobiałe zęby. Zaczął powoli kołysać kubkiem w dłoniach, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Paskudztwo, ale dobrze robi. – Usłyszałam ciepły, przyjemny dla ucha głos chłopaka. Co w żadnym przypadku nie sprawiło, że wydawał mi się bardziej przyjacielski.
- Kim jesteś? – spytałam chłodno.
- Wysłano mnie do ciebie. – Odpowiedział, a uśmiech nie znikał z jego ust.
- Dlaczego? – Starałam się zgrywać obojętną, jednak w głębi duży byłam zaskoczona obecnością nieznajomego. Wyglądał na młodego, ale i dość groźnego. Nasuwało się więc kluczowe pytanie: wróg czy sprzymierzeniec?
Chłopak wzruszył ramionami.
- Nie wiem.
Ściągnęłam brwi ze złością i nie wyciągnąwszy nawet dłoni w jego stronę, posłałam skierowaną na ciało przybysza wiązkę lodu. Jednak czarna mgła, krążąca dotychczas wokół chłopaka, zagarnęła do swojego wnętrza kubek, a następnie to samo zrobiła z lodem. Odsunęłam się do tyłu jeszcze bardziej, nieco przerażona zjawiskiem, które właśnie ujrzałam. Więc nieznajomy nie był bezbronny. Chociaż mogło to być jasne od początku. Inaczej nie zachowywałby się tak beztrosko.
- Widzę, że masz dość dziwny sposób witania gości. – Obcy przechylił głowę, przyglądając mi się z zaciekawieniem, a jego kąciki ust uniosły się lekko.
- Spytam jeszcze raz: kim jesteś? – warknęłam.
Szatyn ukłonił się szarmancko.
- Blake. – Przedstawił się.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – Uniosłam brew z pogardą.
Chłopak wyprostował się, znów wlepiając we mnie spojrzenie swoich czarnych oczu.
- Spodziewałaś się czegoś więcej? – spytał.
- Cel, w jakim tu jesteś? – burknęłam pod nosem.
- Dostałem takie polecenie. – Wzruszył ramionami. – Po prostu je wykonuję.
- Od kogo? – Serce zabiło mi szybciej na myśl, że mógł to być któryś z Zabójców Cieni wysłanych przez Emila. Może miał mnie do niego zaprowadzić? Zdradzić lokalizację ich siedziby? Przekazać ważne informacje?
Blake uśmiechnął się szerzej i zamachnął się w powietrzu ręką, w której nagle pojawił się ponownie ten sam kubek, co wcześniej. Zaczął powoli sączyć z niego napój, sprawiając, że stawałam się coraz bardziej niecierpliwa. Kiedy już miałam go pospieszyć, przeniósł wzrok z kubka na mnie.
- Od Asa.

5 komentarzy:

  1. Królik, wciąż z Tobą nie rozmawiam, ale rozdział przeczytam. Rezerwuję sobie miejsce!
    Radosnych Świąt Wielkiej Nocy, smacznego jajka i mokrego dyngusa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To musi być dziwne uczucie, gdy tylu ludzi zna twoją prawdziwą przeszłość, a ty sam nie masz pojęcia. Borykałam się z tym pośrednio przy pisaniu o amnezji Rose. Ważne, by znalazł się ktoś odpowiedni do uświadomienia o dawnej części ciebie. Tylko żeby to nie był As.
      Niektórym piętnastolatkom przychodzi do głowy zakoszenie nitrogliceryny z sali chemicznej i tworzenie bomby. Lucy, nie bądź taka pewna, co do możliwości swoich kolegów. Zwabieni buntem mogą stać się maszynami do zabijania.
      Ja patrząca na kogoś z cieniem zawodu w oczach? Raczej z rozczarowaniem i wzdychająca między kolejnymi łykami herbaty. Właśnie muszę po nią iść.
      Już z kubkiem w ręce i paskiem mlecznej Milki od Abigail czytam dalej.
      Ja się tak szybko nie oburzam. Może czasami. Ale zgodzę się, byłabym zła na Lucy za takie coś. To niegrzeczne nie słuchać próśb osób, które mają już jako takie doświadczenie w walce z potężnym złem.
      Sally! <3 Będę czerpać radość garściami ze spotkania z nią, bo wiem, że zginie. Wciąż się z tym nie pogodziłam i się nie pogodzę!
      Czy po wciągnięciu pięciu kilogramów proszku do prania jest się w stanie jeszcze uśmiechać?
      Trzy paczki żelków? Ale się Sally napaliła.
      Że ja to kiedyś umiałam śpiewać Odę do radości w oryginalnej wersji, tj. po niemiecku...
      No tak, ściganie dusz po trzech wymiarach to nie lada walka ze swoją morderczą naturę, do tego cztery wymiary, których trzeba pilnować. Ech.
      "Im grubszy pingwin, tym bardziej uroczy! (...) To odwieczne prawo rządzące światem!" - to trzeba gdzieś zapisać, może jakaś zakładka z cytatami? :D
      Przybyłem znikąd! Hello, Blake, nice to meet you.
      Nie możesz być posłańcem kogoś dobrego, prawda?
      Rozumiem zachowanie Lucy, jednocześnie postąpiłabym jak ja. Dobra treść, odpowiednia kompozycja, świetne opisy :)

      Czekam na nn ^^

      Usuń
  2. Yea! Przybywam! >D Dzisiaj od rana chodzę po blogach i wszystkie komentuje, wtf. Mój mózg siada od komentarzy, a oczy bolą, tak bardzo bolą *i znów to uczucie, że gdy Królik odpisze na fragment, przeniosę oczy z czarnego na białe i oślepnę XD*
    Tak w ogóle to wesołych świąt. Raz jeszcze. Dla mnie w sumie święta to przede wszystkim powód doooo... ŻARCIA! BANG!
    "co mogli zrobić piętnastolatkowie w walkach rewolucjonistów? Wrzucić mentosa do coli i latać z butelką po mieście, używając jej jako broni?" - BANG! I Madlene z rodu Naffencjuszy leży na podłodze wijąc się niczym jednooki wąż! >D Tak dobrze znana broń! Królik! Myślisz, ze mentos w butelce koli nie zbawi świata?! MYLISZ SIĘ! XD
    "Dzień i tak był już do bani" - dzień z życia typowej nastolatki >D!
    "jednak pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam była Abigail" - wydało się. Abigail nie jest człowiekiem! JEST RZECZĄ :O! WIEDZIAŁAM! Abigail to patelnia! *Abigail z rodu Patelniarzy XD?*
    "- Wytrzymał stanowczo za mało wystukiwania „Ody do radości”! Co za gnojek! Palant! Kłamca! Debil! Dopadnę go! Dopadnę i zatłukę! Idiota!" - Sally i jej bulwers o żelki! Co najmniej, jakby jej ktoś rodzinę zabił XD! *Sally z rodu Pingwincjuszy? Albo... z rodu Żelkojadów!*. I eeej! Nie obrażaj mojego ukochanego Astleya! *jak zwykle musi wspomnieć o Astleyu, wczoraj się podjarała, bo fragmenty duet nighta hueuheuhe, takie kochane!*
    "Trudna przeszłość? To ja miałam trudną przeszłość" - oj, kochana Lucy! Naffliczki baaaardzo dużo w życiu przeszły >D! Dlatego stały się psychopatycznymi sadystkami! I jak to nie straciły miłości? To jeszcze nad... *SPOILER*
    "- Mogę zginąć, ale ty musisz żyć" - i od razu przypomina mi się ciągłe gadanie Królika, że Sally zginie. Ale ja ci nie wierzę! Pewnie zrobisz tak, że zginie, ale w rzeczywistości nie zginie! *deal with logika Naffa*. Bez Sally byłoby smutne. W ogóle to takie kochane, że dzieli się żelkami z Lucy ;____;
    Już po samym opisie Blake'a zaczęłam skakać na krześle i piszczeć jak podjarana! Czyżbyyy... czyżby kolejna osoba do kochania?!?! Nie! Nie do kochania! Kocham tylko Astleya <3 ale... ale... mokrymi przystojniakami nie pogardzę >D *If you know what I mean BUAHAHA XD*
    JEEEEJ! As ją tu wysłał *nieee, wcale tego nie wiedziała, w ogóle, serio huehueuhe*. Jest imprezaaaa >DD! Teraz to tylko czekać na następny rozdzial! Chcę więcej Blake'a! JUHU! >D

    OdpowiedzUsuń
  3. No to chyba wszystko nadrobiłam :D Wy to jakbyście wszystko prowadziły jakoś w jednym miejscu, albo chociaż w jako takiej ciągłości, to bym się nie gubiła tak - cholera no hahaha. Jedno opowiadania tu, drugie tam, a następne znowu gdzieś indziej. A w dodatku ciągle nowe pomysły wam się rodzą w międzyczasie, i mi gmatwacie jeszcze bardziej :D Masakra. Weźcie mi to uporządkujcie jakoś co? Będę ogromnie wdzięczna, naprawdę <3 Jedna Ruda się nie myli u mnie chyba tylko, bo za Wami dziewczyneczki moje kochane, już nie nadążam po prostu :P
    Także Cleo, Króliczyca i Naff - napiszcie mi nie wiem, na blogu, na Google+ czy na maila, gdziekolwiek, wszystkie adresy opowiadań, które macie i które są dopiero w trakcie tworzenia, bo piszecie genialnie, więc chciałabym to mieć. Ok? Dziękuję serdecznie :* :D

    A rozdział super. Uwielbiam patelniowo-kotletowo-demoniczne historie, zwłaszcza odkąd zaczęłam Cię czytać haha. Trzymaj tak dalej Króliczyca <3
    Też chcę więcej Blake'a. Wszyscy są kuźwa zajęci, to może on mi zostanie do kochania chociaż :P Nara.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od Asa do lasa. Hop sa sa *takie skojarzenie jeszcze ode mnie. Buahahah, za dużo budyniu wiśniowego - sorry :D

      Usuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^