BANG! Nareszcie konkretna akcja. >D Co prawda jakoś mało pasjonująca, ale hm... Jest. Zawsze to lepsze niż masa teorii, jaka była w ostatnich rozdziałach. D: Ale na pocieszenie w 37 pojawi się ktoś nowy!
Obudziłam się w bezpiecznym otoczeniu mojego pokoju, a mój wzrok po chwili napotkał wyświetlacz zegara, który wskazywał na to, że za parę minut nastąpi godzina siódma. Za oknem wciąż dostrzegałam ciemność, ale nie zaskoczyło mnie to- powoli zbliżała się zima, więc dni stawały się coraz krótsze. Westchnęłam głęboko, zastanawiając się nad tym, czy iść dzisiaj do szkoły. Chęci miałam niewielkie, ale z drugiej strony czułam się już całkiem nieźle, a nadrabianie zaległości nie uśmiechało się do mnie zbytnio.
Jeźdźcy powiedzieli mi,
abym na czas rewolucji odpuściła sobie lekcje, jednak po ostatnim spotkaniu z
nimi niespecjalnie chciałam stosować się do tych poleceń.
Zwlokłam się powoli z
łóżka, ziewając przeciągle. Zrobienie czegoś na przekór Jeźdźcom przekonało
mnie do spędzenia dnia w szkole.
Wrzuciłam naprędce
potrzebne książki do plecaka i przebrałam się w strój odpowiedni do wyjścia, po
czym zbiegłam na dół po schodach i porywając jeszcze jabłko z kuchni, ruszyłam
leniwym krokiem do pobliskiego budynku gimnazjum.
Udało mi się dziś
uniknąć Sally, która nadal spała na kanapie w salonie, wtulona w poduszkę.
Wyglądała nadzwyczaj uroczo, kiedy spała i mimo woli zawsze uśmiechałam się pod
nosem. Jednak gdyby ta mała bestia dowiedziała się, że mimo zakazom dziewczyn
chcę iść dziś do szkoły, na pewno odradzałaby mi ten pomysł. Nie byłam tego
stuprocentowo pewna, ale nie zdziwiłabym się z takiej reakcji. Jeźdźcy mogli
przekupić Sally żelkami, a jeśli tak się stało: mają zapewnione zwycięstwo.
Pogoda znów nie dopisywała
i krople deszczu bębniły o asfalt, mocząc mnie do suchej nitki. Chmury nie
pozwalały wychylić się nawet drobnym promyczkom słońca, a chłodny wiatr szalał
nieprzerwanie.
Astley znów dziwnie się
zachowywał. Z każdym naszym spotkaniem wydawał mi się być coraz bardziej
tajemniczy i przerażający. Jak długo go znałam? Może tydzień. W ostatnich
dniach czas mijał niesamowicie szybko z powodu natłoku wydarzeń. Jednak te
siedem dni wystarczyło, aby białowłosy kompletnie namieszał mi w głowie swoim
zachowaniem. Chwilami troskliwy i opiekuńczy, zaraz po chwili mroczny i
przerażający. Gdzieś w tym wszystkim czaiła się jego prawdziwa twarz, ale nie
mogłam jej wciąż odnaleźć. Wręcz przeciwnie: im bardziej pragnęłam poznać jego
dawną osobowość, tym bardziej się gubiłam. Mimo wszystkich porażek, nie
chciałam jednak zaprzestać poszukiwań. Wydawało mi się to kluczem do
rozwiązania zagadki. Dzięki temu mogłabym wreszcie do niego dotrzeć i
wytłumaczyć mu, że właściwą stroną w tej bitwie jest dobro. Zyskałabym
kolejnego sojusznika przeciwko Asowi.
Jednak Astley ani
trochę nie ułatwiał mi zadania. Nadal pozostawał zamknięty w sobie i zagadkowy.
Była to chyba jedyna rzecz, jaka się w nim nie zmieniła od początku. I chyba
jedna z tych, która irytowała mnie najbardziej.
Jednocześnie moje myśli
atakowało pytanie, krążące w moim umyśle od jakiegoś czasu: kim tak naprawdę
jest As? Czy jest nim Stormy? Wiele wskazywało na to, że tak. Chociażby
wtargnięcie Rain do mojego domu zaraz przed pożarem ratusza. Stwierdzenie, że
Stormy znowu jej uciekł. Czyżby na rewolucję? Chłopak był dość młody i nie
wydawało mi się, że potrafiłby poprowadzić bunt na tak dużą skalę. Poza tym
miał przy sobie malutką siostrę, która po służbie jako Śmierć wydawała się być
w nienajlepszym stanie. Nie powinien się nią opiekować? Wyglądał na
opiekuńczego, zwłaszcza, jeśli chodziło o Jasmine. Rain mówiła, że dziewczynka
przybiegała do niej, kiedy brat przypalał wodę.
Przystanęłam na chwilę,
przypominając sobie ostatnią kłótnię Rain i Stormy’ego. Wynikało z niej, że
Władczyni Deszczu dość dobrze zna chłopaka, skoro jego siostra skarżyła się jej
na brak umiejętności szarowłosego w gotowaniu. W takim razie co łączyło tą
dwójkę?
Nawet nie dostrzegłam
momentu, kiedy stanęłam w drzwiach szkoły. Zostawiłam przemoczoną kurtkę w
szatni i ruszyłam do sali, w której miał się rozpocząć angielski. Nie zostało
mi wiele czasu, dzwonek miał zadzwonić już wkrótce.
Zajęłam miejsce i
wyciągnęłam na ławkę zeszyt, spoglądając ukradkiem na pozostałych. Niedługo po
moim wejściu do klasy przybyła nauczycielka, kobieta po czterdziestce w
okularach i posiwiałych nieco włosach upiętych w kok, podrygujący przy każdym
jej ruchu. Przywitała się z nami, mrucząc coś pod nosem, po czym rozdała
arkusze papieru kartkówki, która- sądząc po protestach uczniów- była
niezapowiedziana.
Zerknęłam na arkusz z
pytaniami, wzdychając cicho. Chciałam już pisać odpowiedź na pierwsze pytanie,
kiedy do drzwi klasy rozległo się miarowe pukanie.
Klasa ożywiła się,
podnosząc głowy znad kartkówek i spojrzała na nauczycielkę, która z
zaskoczeniem przyglądała się drzwiom, jakby nigdy ich nie widziała. Już
otwierała usta, zapewne po to, aby powiedzieć coś w stylu „proszę wejść!”,
jednak przybysz nie zamierzał czekać na pozwolenie. Drzwi otworzyły się z
impetem, a w wejściu stał nie kto inny, jak As we własnej osobie.
Po sali rozległo się
westchnienie zachwytu uczniów, a ja zauważyłam, że nauczycielka zacisnęła mocniej
dłonie na długopisie, a jej knykcie zbielały.
- Widzę, że przyszedłem
nie w porę.- As włożył ręce do kieszeni krwistoczerwonego płaszcza i podszedł
do biurka pani Adams, która pod wpływem jego spojrzenia zza maski odsunęła się
w kąt.
Poczułam, jak
adrenalina sprawia, że moje serce zaczyna bić szybciej. Czy pod tą chłodną
maską kryła się twarz Stormy’ego? Spojrzałam na Asa ukradkiem, czując ukłucie
strachu. Bałam się go, ale jednocześnie miałam ochotę zabić go gołymi rękoma.
Jednak w szkole nie mogłam używać swojej mocy, gdyż strzelanie lodem na prawo i
lewo nie wydawałoby się normalne, a cała szkoła dowiedziałaby się, że jeden z
ich uczniów nie jest człowiekiem.
- Co… eee… Pana tu
sprowadza?- wybąkała cicho nauczycielka, poprawiając okulary.
As zaśmiał się, a
wszyscy podskoczyli na krzesłach z przerażenia.
- Pana? Niepotrzebne
nam tu formalności- prychnął.- Zapewne jestem młodszy od pani.- Zlustrował
wzrokiem kobietę.
Jej twarz wykrzywiła się
w słabym uśmiechu.
- Bez wątpienia.
Przybysz usiadł na
biurku, wyciągając ręce z kieszeni i spoglądając na nas z zaciekawieniem.
Zapadła cisza, którą przerwał śmiech rewolucjonisty.
- Widzę, że pani Adams
zapowiedziała na dziś kartkóweczkę.- W jego głosie wyczułam pogardę i kpinę,
jakby chciał nas sprowokować.
- Nie zapowiedziała.-
Rozległ się głos jednego z uczniów, siedzącego na tyłach klasy.
As przekrzywił głowę i
spojrzał na nauczycielkę.
- Naprawdę?- Poczekał, aż kobieta skinie głową.-
W takim razie…- westchnął głęboko, pstryknął palcami odzianymi w tkaninę białej
rękawiczki, a po sekundzie wszystkie kartkówki leżące spokojnie na szkolnych
ławkach zapłonęły.
Wszyscy uczniowie z
moim wyjątkiem wstali gwałtownie, patrząc z przerażeniem na arkusze papieru w
ogniu. Niektórzy otwierali już usta, aby zacząć krzyczeć i panikować, jednak As
ich uprzedził.
- Jeśli ktoś teraz
krzyknie, skończy podobnie jak te kartki papieru.- Usłyszeliśmy przepełniony
mrokiem głos rewolucjonisty.
Niektórzy zasłanili
usta, aby nie krzyknąć, podczas gdy As zaczął się śmiać, niczym psychopata,
cieszący się ze strachu innych.
Uniosłam brew, gdyż
spodziewałam się błyskawicy lub chociaż odgłosu eksplozji przed samozapłonem papieru.
Obserwowałam, jak ogień trawił kartkówkę swoimi płomieniami. Czy As podłożył
ładunki, dzięki którym zapłonęła? Ostatecznie przywódca władał piorunami i
operując nimi stwarzał ogień.
Arkusze powoli
przygasały i zostawał z nich jedynie popiół, który strzepnęłam na ziemię
niedbale dłonią. Uspokojeni uczniowie siadali z powrotem za ławkami.
Rewolucjonista wyjął
karty i zaczął powoli je przeglądać, spoglądając na nas ukradkiem.
- Proszę bardzo,
kartkówki nie będzie, nie musicie dziękować- mruknął pod nosem.
Wszyscy spojrzeli na
niego ze zdziwieniem, a po chwili zaczęli szeptać pod nosem ciche „dziękuję”.
Nie przyłączyłam się do nich. Jako jedyna nie podążałam za tłumem.
- Ale w zamian
odpowiecie mi na parę pytań.- Dodał przybysz i wyciągnął jedną z kart,
obracając ją w dłoniach i ukazując jej postać.- Co to za karta?
- As pik- odrzekł ktoś
odważnie, jednak jego głos odrobinę zadrżał.
Karta wbiła się w ławkę
odpowiadającego ucznia i zapłonęła.
- Dobra odpowiedź.-
Stwierdził As.- Wiecie, kogo symbolizuje?
- Ciebie.-
Odpowiedziała jedna z uczennic cicho.
- A kim jestem?-
Schował karty z powrotem.
- Mordercą.-
Odpowiedziałam.
Zapanowała cisza, w
czasie której wszyscy utkwili swój wzrok na mnie. Powiedziałam na głos to, co
myślałam. I niczego nie żałowałam.
Rebeliant zaśmiał się
głośno, a z jednej z ławek usłyszałam ciche „już jest martwa”. Uśmiechnęłam się
krzywo pod nosem. Jakbym dała się tak łatwo zabić.
- Nie mogę powiedzieć,
że to dobra odpowiedź, ale po części to prawda.- Odezwał się As, patrząc na
mnie w dalszym ciągu. Uczniowie wstrzymali oddech.
- Mógłbym wszystkich
tutaj pozabijać w jednej sekundzie, ale widzisz- Zeskoczył z biurka i podszedł
do mnie powolnym i leniwym krokiem. Starałam się zachować niewzruszoną minę,
podczas gdy serce łomotało mi w piersi.- Nie przyszedłem tutaj po to, aby
zabijać.- Jego dłoń odziana w śnieżnobiałą rękawiczkę uniosła delikatnie mój
podbródek i skierowała mój wzrok na jego maskę, w miejscu, gdzie powinny
znajdować się jego oczy.- Jeszcze nie- wyszeptał mrocznie i puścił mnie,
wracając na miejsce przy biurku.
- Więc planujesz nasz
jeszcze pozabijać- prychnęłam, nie mogąc powstrzymać się od odpowiedzi.
Rewolucjonista zmierzył
mnie wzrokiem.
- Ciebie z pewnością
tak.- Zaśmiał się, jakby właśnie odpowiedział świetny żart, jednak uważałam
jego wypowiedź za poważną.- Ale mam dla was pewną propozycję.- Zamilkł na
chwilę.- Propozycję wstąpienia do moich szeregów.
Usłyszałam ciche
jęknięcie nauczycielki, a sama poczułam ucisk w żołądku na jego słowa. Chciał
zwerbować uczniów do swoich szeregów? Musiał żartować. Choć z drugiej strony
brzmiał całkiem poważnie.
- Wiesz o tym, że mamy
piętnaście lat?- Rozległ się nieśmiały głos.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę- prychnął.-
Właśnie tak młodych, buntowniczych duszyczek potrzebuję.
- A- ale uczniowie mają
obowiązek uczęszczać do szkoły, a za niepotrzebne zamieszki i…- Zaczęła pani
Adams, jednak umilkła, napotkawszy spojrzenie Asa.
Przybysz przeniósł
wzrok z powrotem na klasę.
- Może powtórzę.
Proponuję wam- Rozłożył ręce na boki.- Wstąpienie do moich szeregów.
- A niby dlaczego mamy
to zrobić?- spytał ktoś.
- Czy to nie oczywiste?-
odpowiedział pytaniem na pytanie As.
- Niech pan sobie
wyobrazi, że nie- odpowiedział ten sam uczeń.
As zaśmiał się
ponownie.
- Bardziej w twoim
głupiutkim zachowaniu śmieszy mnie to, że uważacie mnie za starego dziada,
który zaplanował sobie przejąć miasto.- Rzekł, po czym nagle spoważniał.-
Jestem niewiele starszy od was.- Oznajmił.- Dlatego was rozumiem i wiem, że to
wy będziecie najlepsi do buntu.
Rozległ się odgłos
odsuwanego od ławki krzesła. Jeden z uczniów wstał, a pozostali obrócili się i
spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Dołączę do ciebie-
odparł poważnie.
Spojrzałam na twarz
śmiałka i otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Był to Frank Tropson, który na
chemii postanowił zabawić się w naukowca. Wyglądał zaskakująco poważnie i
zwątpiłam w to, że jego słowa były żartem.
- Jesteś tego pewny?-
spytał As, wzdychając.
- Tak.- Odpowiedział
Frank.
Rewolucjonista wybrał
jedną z kart, po czym rzucił ją na ławkę chłopaka, po czym spojrzał na resztę
klasy.
- Ktoś jeszcze?-
mruknął.
Zgłosiło się jeszcze
pięć innych uczniów, a każdy kolejny wywoływał u nauczycielki głośniejszy jęk
rozczarowania. Tymczasem As zaczął przechadzać się po sali i spoglądać na
poszczególnych uczniów, którzy mogliby się nadać do jego armii.
- A- Ale…- Usłyszałam
cichy, załamany głos pani Adams, która skuliła się jeszcze bardziej, widząc
całą sytuację. Długopis wypadł jej z ręki, a jej oczy nagle się zaszkliły.
Przybysz znów na nią
spojrzał i posłał w jej stronę kartę, która wbiła się w ścianę obok i zaczęła
płonąć.
- Zamilcz.- Rozkazał
jej władczym głosem.
- Dlaczego werbujesz
nowych rekrutów?- spytałam z nutą pogardy w głosie.- Czyżby starzy się
skończyli?- prychnęłam.
Karta przecięła
powietrze i utkwiła w mojej ławce, jednak pozostawałam niewzruszona. W miarę
upływu czasu, jaki spędził z nami As miałam coraz większą ochotę na to, aby go
pokonać.
- Byłabyś dobrym rekrutem.-
Podszedł do mnie i pochylił się nad moim uchem.- Dołącz do mnie, Lucy-
wyszeptał kuszącym głosem.
Zadrżałam, słysząc jego
słowa. Strach powrócił.
- Zastanów się nad tym,
po której stronie chcesz stać. Która strona jest tą dobrą stroną- westchnął
cicho.- Nie wszystko jest takie, jak ci się wydaje. Być może nie jestem taki
zły?
Otrząsnęłam się i
wróciłam do zmysłów. Nie mogłam przegrać.
- Jesteś zły. Mordercy
tacy są- warknęłam w odpowiedzi.
Dłonie Asa zakryły moje
oczy, a ja poczułam bijące od nich ciepło. Poczułam się niepewnie, chciałam
zaatakować, jednak paraliżujący strach i obecność innych mi na to nie pozwalały.
- A więc ty także
jesteś zła.
Znieruchomiałam do
końca. Skąd ten mężczyzna znał moje imię i wiedział, że w przeszłości
zabijałam?
- Nie jestem mordercą.-
Skłamałam.
- Ian Salvadge, zmarł w
tajemniczych okolicznościach w swoim mieszkaniu na przedmieściach. Mówią, że
przed śmiercią zdążył nagrać swojego oprawcę. I była nim zakapturzona
dziewczyna o białych włosach.- Zaśmiał się cicho.
Przypomniałam sobie, że
moja rzekoma babcia zleciła mi kiedyś zabicie jednego z mieszkańców miasta,
gdyż cały czas uciekał przed śmiercią. Musiałam łyknąć tabletki, aby stać się
widzialną, bo bez tego nie mogłabym wyjaśnić mojej ofierze paru istotnych
spraw, które należało mu powiedzieć przed śmiercią. Nie miałam pojęcia, że
gnojek mnie nagrywał.
A więc As wiedział.
Przygryzłam nerwowo dolną wargę.
- Może to była inna
dziewczyna o białych włosach?- mruknęłam, próbując się ratować.
- Tonący brzytwy się
chwyta.- Stwierdził.- I tak wiem, że to
ty, Lucy. To ty jesteś tutaj mordercą. To ty jesteś tą złą.- Odsłonił mi oczy,
którymi zamrugałam parę razy. Przybysz podszedł do drzwi i spojrzał na swoich
nowych rekrutów.- Idziemy- warknął władczo i wyszedł, a za nim reszta uczniów.
Drzwi trzasnęły głośno, a nauczycielka jeszcze przez chwilę wpatrywała się w
nie z nadzieją, po czym zemdlała, wyczerpana po długich przeżyciach
dzisiejszego poranka.
Dlaczego mam wrażenie, że ten rozdział to... to ten, gdzie As przybywa do szkoły?! XDDD Bo ja już chyba ten początek gdzieś widziałam! *nie, wcale nie wtedy, kiedy przypadkiem opublikowałaś rozdziały, nieeeeee! SERIO! JA tylko kazałam Sorielowi wkraść się w twoje pliki i skopiować wszystko na pendrive'a! TAK! Bo Soriel to od czarnej roboty, wiadomo! Taki mudżyn!*
OdpowiedzUsuńLucy - nastoletni bunt! Kurde, brzmi jak tytuł jakiegoś filmu! >D TAK! Pędź do szkoły, walić Jeźdźców! *jak piszę walić jeźdźców, to nie walę samej siebie ;___;? Nie, czekaj, dziwnie to brzmi :o*
Pierwsza wzmianka o Astleyu, a na ustach Naff już szeroki uśmiech. Pisiont twarzy Astleya! BANG! Nie martw się, kotku, miłości starczy na wszystkie twarze <3 *mina psychopatki* Huehueuheu.
"w szkole nie mogłam używać swojej mocy, gdyż strzelanie lodem na prawo i lewo nie wydawałoby się normalne" - I teraz... Mam tę mooooc, mam tę moooc! Rozpalę to co się tliiiiiiiiiiii! *wyje*. Czy tylko mi się ten moment skojarzył z Frozen XD?!
"- Widzę, że pani Adams zapowiedziała na dziś kartkóweczkę." - i tylko ten tekst wystarczył, żebym zaczęła się cieszyć jak głupia hueuheuhehu~ hueheuuhe~ *psychopatyczny śmiech* heheeuh~
"- Jeśli ktoś teraz krzyknie, skończy podobnie jak te kartki papieru" - *śmiech psychopaty cd.* huehehe. We're gonna start a fire! OHOHHOHO! Ja mogę tak spłonąć z miłości <3! *dlaczego przypomniała mi się patelnia?*
Teoretycznie jakby był to Stormy *hueheu*, to przecież pod wpływem piorunu też mógłby spalić te kartki! A moze akurat tego piorunu nie było widać XD? Bo takie wzium palcem zrobił!
"- Mordercą.- Odpowiedziałam." - odwaga Lucy dosłownie mnie podjarała >D! Nareszcie nasza stara Lucy powraca! JEEEEJ! Nie daj się Asowi! XDD Zadźg... nie, nie dźgać ;___; As fajny gość *huehue* no, przecież! *hueheuhe* psychopaci zawsze są fajni *huehueuh* c:
"- Właśnie tak młodych, buntowniczych duszyczek potrzebuję."- OHOHOH! A ja znowu śmieję się do siebie jak psychopatka! Akcja taka... taka... aaaaaaaaaa! Normalnie się jaram jak pochodnia! *nie, nie dlatego, ze to As, serio, no, gdzie tam, jaaaaa?*.
"- Jesteś zły. Mordercy tacy są- warknęłam w odpowiedzi.
Dłonie Asa zakryły moje oczy, a ja poczułam bijące od nich ciepło." - No i po tym cieple już powinna się skapnąć! No, sorry! Ja bym od razu poznała ciepło dłoni .... *CISZA* ... MORDERCY! XD Tak! Ciepło dłoni mordercy! Dłonie mordercy są charakterystyczne! *tak bardzo miała okazje dotknąć ręce mordercy XD*
"- I tak wiem, że to ty, Lucy. To ty jesteś tutaj mordercą. To ty jesteś tą złą" - NIEPRAWDA! Lucy robiła to kiedyś bo musiała! Poza tym jest Smiercią i to jej rola! Nie daj się zmanipulować, Lucy >D! As jest świetnym manipulatorem! *takie oburzenie* AAAA! Podjarałam się akcją :o. Chociaż musisz mi wybaczyć za zdechły komentarz *powiedziała Marlu ze stojącą ku górze grzywką, przyćpaną minką, z różową piżamką i szalikiem na głowie, mina a'la: jeszcze się nie obudziłam*. Czekam na następny rozdział! *a do 40-stego jeszcze 4 rozdziały huhuuhuh*
Rezerwuję sobie miejsce. Miałam to zrobić w nocy, no ale jarałam się zazdrosnym Usuim, więc sama rozumiesz ;)
OdpowiedzUsuńSkomentuję, jak włączę lapka. Ale już sobie zaspoilerowałam końcówkę, więc na pewno tu przybędę.
Jestem!
UsuńAkapit Ci na początku zjadło.
Jest Sally! Stęskniłam się za tym pingwinkiem. :3 Tak bardzo wszyscy wiedzą, że można ją żelkami przekupić, biedna. Za to najedzona.
Rain chyba ma dobry humor, stąd ten deszcz.
To wszystko to zaledwie tydzień? :o Wow, ale zastopowałaś kalendarz, myślałam, że znają się dłużej. Przez ten czas Naff i Królik już się dowiedziały o pokrewieństwie między Lucy a Astleyem, As zaatakował, było spotkanie z Emilem. Królik, jesteś władcą czasu? :o
Ponoć człowiek ma trzy twarze. Astley ma ich chyba z dziesięć, zmienia się jak w kalejdoskopie.
What the hell?! As przybył do szkoły? Skąd taki pomysł? I like it!
"- Jeśli ktoś teraz krzyknie, skończy podobnie jak te kartki papieru." - piroman się znalazł od siedmiu boleści.
"Już jest martwa." - jakoś to Lucy nie rusza. Przecież to Śmierć. A mogła Jeźdźców posłuchać i zostać w domu. Przynajmniej dowiedziała się, że As chce ją zabić.
Nie ma to jak urządzać rekrutację podczas zajęć, przeciez to takie normalne. Znalazłam sobie postać do disowania u Królika, ohoho.
Wait, As, chyba nie nadążam. Chcesz zabić Lucy czy ją uwieść swoim głosem?
As wie zdecydowanie za dużo o Lucy, wywleka jej przeszłość na wierzch wśród jej kolegów, którzy teraz pewnie zastanawiają się, o co chodzi.
Ciekawy rozdział muszę przyznać :) Mogę wieszać psy na Asie, podziwiać głupią odwagę Lucy, dziwić się działaniom rewolucjonisty i oczekiwać więcej ;)
Czekam na nn ^^