niedziela, 19 kwietnia 2015

Kwietniowy shot bez tytułu

No cóż, rozdziału dzisiaj nie będzie, na Naffstleya sobie poczekacie, a to dlatego, że mam tylko jeden rozdział w zapasie i wolę go na razie zachować. Jak tylko skończę shota wezmę się z powrotem za czterdziestkę, trzy dni wolnego powinny mi w tym pomóc. A tymczasem można sobie poczytać Naffrusiowego shota pisanego na 2 kwietnia. Jakoś tak nie chciałam go publikować, bo troszku... inny, mało śmieszny jak na mnie, że tak powiem i dlatego, że miał być tylko dla Naff, ale jak to stwierdziła - mój shot, mogę go publikować. A będzie to idealna przerwa od zawikłanej akcji *tak bardzo* Łowcy. So indżoj, nie przedłużam. 


Dawno, dawno temu, kiedy światem rządziły jeszcze gwiazdy, a świat porastała pachnąca i kolorowa roślinność, szczycąca się licznymi właściwościami leczniczymi, pośród szumiących radośnie w dolinach rzek i potoków oraz lasów pełnych zielonych drzew kołyszących się na wietrze, za pokrytymi lodem górami, dotykającymi swoimi wierzchołkami nieba czaiło się rozległe królestwo Orion. Dzieliło się ono na cztery krainy: Lepus, Serpens, Vulpecula i Apus, zaś ich granice wyznaczała przepływająca między nimi Miracle, czyli rzeka cud, której woda uzdrawiała prawie każde rany. Każdemu państwu przypadł choć jej skrawek, przez co ustały dawne bitwy i walki, a między ludźmi panował pokój, który utrzymywał się tutaj zresztą nieprzerwanie od dziesiątków lat.  
Lepus – czyli kraina zająca – była najstarszą częścią królestwa Orion. Mieszkali w niej przeważnie mili ludzie o dobrym sercu, służący pomocą nawet w największym problemie. Skromni i życzliwi, nie potrzebowali do życia wiele – ich wioski były więc niezbyt wielkie, zaś mieszkania nie były szczególnie ozdobne. Utrzymywano tu prosty wygląd przeciętnej wioski, którą można było odwiedzić na dalekim południu – różniły się jednak od Lepus wnętrzem, które w innych wioskach pozostawało wciąż skromne i na swój sposób puste, podczas gdy w krainie zająca było ono bogate i wręcz magiczne.
W Serpens, czyli krainie węża, mieszkali najpodlejsi ludzie w całym królestwie. Specjalizowali się w oszukiwaniu i zwodzeniu innych, pełzając wśród wysokiej trawy, by w końcu zaatakować i zniszczyć ofiarę. Pochodzili stamtąd zazwyczaj szpiedzy i zwiadowcy, lecz nigdy nie można im było ufać do końca. Byli po prostu złymi ludźmi – a przynajmniej duża część mieszkańców tej krainy, bowiem nie należało wrzucać wszystkich do jednego worka z etykietką „stereotypowi Serpensi”.
Wśród rozległych nizin na zachodzie rozciągało się z kolei Apus, kraina rajskich ptaków. Jej mieszkańcy byli optymistyczni, lecz często bujali w obłokach, zaś w ich mieszkaniach można było znaleźć parę błyskotek, niczym te, które sroki lubią ukrywać w swoich gniazdach. Do Apus przybywały latem rajskie ptaki, które gościły tam aż do początku jesieni – stąd też nazwa tejże krainy. Choć trzeba było też przyznać, że jej mieszkańcy przypominali swoim zachowaniem beztroskie ptaki, które odlatują myślami gdzieś w chmury.
Velpecula była najniżej położoną krainą spośród wszystkich. Kraina lisa szczyciła się tym, że jej mieszkańcy byli sprytni, bystrzy i przebiegli, a miejsce ich zamieszkania przypominało norę, w której chcieli schronić przed innymi swoje skarby i własną osobę. Większość zamieszkujących Velpeculę ludzi miało – jak można by się zresztą spodziewać – rude lub ognistoczerwone włosy, wyróżniające ich z tłumów.
Każdą z krain można było rozpoznać po zachowaniu i sposobie bycia, dlatego też niepotrzebne były oznakowania poszczególnych osób, tak jak znakowało się bydło w zagrodach, aby rozróżnić ich przynależność. Krainy mimo różnic żyły w zgodzie, a wszelkie konflikty – nawet te małe i nieznaczne – rozwiązywano od razu. Orion był istną utopią, w której prawie każdy był szczęśliwy i prowadził dostatnie życie. Poszczególne krainy znały się nawzajem i tak jak Zające potrafili przejrzeć na wylot podstępy Lisów, tak Rajskie Ptaki doskonale sprowadzały na dobrą ścieżkę Węże. Dobro współżyło ze złem, dopełniając się i tworząc spójną całość.
Królestwo położone było w większości na nizinach, jednakże jego część ulokowała się na wyżynach i wzgórzach. Na największym z nich wybudowano okazały zamek, stanowiący siedzibę królów, rządzących Orionem od stuleci. Budowlę wykonano z czarnego niczym noc kamienia, wydobywanego w kopalniach jedynie na północy kraju, niezwykle rzadkiego i trudnego do zdobycia, który nocą wydawał się stanowić jedność z panującą ciemnością i mrokiem. Gdzieniegdzie pobłyskiwały w słońcu diamentowe szyby, w których to władcy tak bardzo upodobali sobie spoglądanie na swoje królestwo, zaś wieże wznosiły się ponad chmury, jakby ich szczyt znajdował się już nie na ziemi, ale w niebie. Drzwi były tutaj otwarte od świtu do zmierzchu, stojąc otworem dla ludności poszukującej pomocy. Wokół zamku roztaczały się łąki tak zielone, że mogłoby się wydawać to sprawką pomocnych chochlików, które po zmroku pieczołowicie malowały trawę pędzlami, gdzieniegdzie rozjaśniając ją lub przyciemniając. Od strony zachodniej przechodziły one następnie w sporych rozmiarów park, stworzony z rozkazu rządzącej kiedyś królestwem królowej Daisy, pierwszej żony króla Fiore’a XXI, dzięki to któremu królestwo porosła niezliczona ilość kwiatów, które powieszone nad drzwiami mieszkań miały odstraszać złe duchy.
Park ten – zwany po łacinie Rever, czyli sen – otwierała alejka drzew wiśniowych, zakwitających wiosną. Po pewnym czasie rozszerzała się ona, tworząc okrąg, pośrodku którego znajdowało się krystalicznie czyste księżycowe jezioro, zaś w jego tafli odbijały się korony drzew, smaganych delikatnym wiatrem. Dokładnie na jego środku usypano wysepkę z czarnego piasku pustyń nocy, w którym to znajdowały się korzenie jednej z najrzadszych roślin tego świata – Białej Wdowy, gwiezdnej wiśni o srebrzystych płatkach kwiatów i białej niczym śnieg korze. Zakwitała ona jedynie raz na tysiące lat, w dodatku nieregularnie. Dlatego też każdy, kto zobaczył ją w pełni jej piękna, uważany był za wybrańca i zwiastowano mu szczęście na kolejne lata.
 Jeśliby udać się dalej, drzewa wiśniowe ustąpiłyby miejsca innym roślinom, które dawały schronienie przed słońcem w gorące sierpniowe dni, służąc cieniem rzucanym przez swoje korony. Te również tworzyły długie alejki, wywołujących niesamowite wrażenie na gościach odwiedzających park, jednak nie dorównywały one alejce wiśniowej, która była najbardziej uwielbiana przez wszystkich władców od czasów utworzenia parku. Nie bez powodu była niegdyś znana w całym królestwie. Pamięć o niej zanikła dopiero parę lat temu, kiedy to zamknięto park dla zwykłych, szarych ludzi, którzy w końcu zapomnieli o niesamowitym widoku i aurze, którą rozsiewały wokół kwitnące w Rever wiśnie.
Skręcając w jedną z licznych bocznych uliczek, można było dotrzeć do niewielkiego stawu z łabędziami pływającymi po jego lustrze. Obok znajdowała się sporych rozmiarów altanka z jasnego drewna, na której to tak bardzo lubiły czasem przysiadać motyle fruwające nad ogrodami wiosną i latem. Cieszyły wtedy oko swoją różnobarwnością i pięknem, kiedy już zebrały się w większą grupę, która wypłoszona ze swojego schronienia w kwiatach przelatywała nad stawem. Wyglądała wtedy niczym kolorowa chmura, przemieszczająca się w zawrotnym tempie, aż w końcu zanikała, kiedy motyle rozpraszały się, każdy w inną stronę, by ponownie osiąść na innym kwiecie.
W ogrodzie rosło też parę rzadkich gatunków roślin, uporządkowanych tam według idealnej harmonii, która miała wprowadzić magiczną atmosferę – a przynajmniej tak głoszono w legendach. Róże, stokrotki, magnolie, goździki i masa innych kwiatów rozbrzmiewały swoją paletą kolorów i sprawiały, że w powietrzu unosił się co prawda lekko zmieszany, lecz piękny zapach. Tworzyły kwiecisty plac i były jedyną częścią parku, gdzie ustawiono misternie rzeźbione białe ławki, służące zmęczonym już przechodzeniem się przybyszom. Wieczorami całość rozświetlał jedynie księżyc oraz gwiazdy, zaś czasami oprócz nich – świetliki, lubujące się w krążeniu nad księżycowym jeziorem.
Orion nieprzerwanie od stuleci był krainą szczęścia i radości. Panujący władcy starali się dogodzić swoim podwładnym w największym stopniu, odsuwali na bok wszystkie wojny, panujące na dalekim wschodzie, troszczyli się o to, aby ich następcy byli godni tronu królewskiego. Wszystko było idealne i perfekcyjne.
Przynajmniej do czasu, kiedy w zamku nie znaleźli się Arcadius i Aislin, potomkowie króla Hodge’a, jednego z najbardziej walecznych władców królestwa. Przybyli oni tutaj niedługo po śmierci swojego ojca, który zginął na wojnie, prowadzonej na wschodzie – nie mógł już dłużej trwać na tronie i dbać o pokój, więc udał się na bitwę, gdzie głowy pozbawił go jeden z Węży. Odszedł w świadomości, że na świecie zostawia jedynie swojego syna, żyjącego na królewskim dworze od urodzenia.
Nie wiedział o młodszej od niego córce, która urodziła się i wychowała w Lepus pod opieką jednej z hrabin. Aislin dorastała w nieświadomości o swoim królewskim pochodzeniu, aż w wieku piętnastu lat nie zobaczyła swojego braciszka na audiencji po śmierci króla. Sama nie wiedziała jak, jednak od razu poczuła, że są ze sobą związani. Po paru tygodniach przeszukiwania papierów, badaniach krwi i porównywania pod względem genów, okazało się, że Arcadius i Aislin naprawdę są rodzeństwem. Zamieszkali razem w zamku i tam prowadzili razem swoje spokojne życie, czekając na koronację przyszłego władcy, jedynego syna Hodge’a III, Arcadiusa.
I podczas gdy jeszcze niedawno wszystko utrzymywało się w ryzach harmonii, ładu i szczęścia, tak teraz wszystko runęło, pozostawiając jedynie odłamki przeszłości.
- Aruuuuś! – Po całym zamku rozległ się nieco piskliwy, zirytowany głos, który dobiegał z komnaty królewskiej. Kamienne ściany przytłaczały, a na jednej z nich wywieszono wielką, błękitną flagę z wyhaftowaną na niej gwiazdą – Orionem, symbolem królestwa. Zaraz przed nią ustawiono dwa trony, wykonane z czarnych diamentów, błyszczących się w świetle wpadającym przez wielkie okna, z których roztaczał się idealny widok na Rever. Na jednym z nich siedziała ubrana w długą, niebieską suknię z dodatkami bieli młoda dziewczyna, na oko szesnastoletnia. Miała długie do ramion włosy w odcieniu mysiego blond, zaś długie nogi wyłożyła na jeden z podłokietników tronu, na którym ułożyła się bokiem. W wyciągniętych przed siebie rękach trzymała małego zajączka, który spokojnie mógłby się zmieścić w rozpostartej dłoni, o czarnej jak smoła sierści i czerwonych oczach, który wyglądał bardziej jak pomiot Szatana aniżeli milutkie zwierzątko. Zielone oczy dziewczyny utkwiły w nim swój znudzony czekaniem wzrok, zaś usta wygięły się w grymasie niezadowolenia.
W drzwiach komnaty stanął wysoki chłopak, o szczupłej sylwetce, roztrzepanych, wypłowiałych blond włosach i wystających kościach policzkowych. Na jego twarzy malowało się nikłe zdenerwowanie, zapewne dlatego, że musiał przerwać czytanie jednej ze swoich ulubionych ksiąg. Nieco pochmurne oczy w ciemnym odcieniu niebieskiego wlepiły się w dziewczynę wyłożoną na tronie, a z ust wydobyło się ciche westchnienie.
- Czego znowu? – mruknął z niezadowoleniem, zakładając na białą koszulę bogato przyozdobioną pelerynę wykonaną z czerwonego materiału przyjemnego w dotyku. Wokół obszyta ona była charakterystycznym dla władców futrem z gronostajów, które dodawało wdzięku i dostojności. Co rusz jeden ze zdobiących ją klejnotów odbijał światło, które rozświetlało kolejne zakamarki komnaty. Wyglądał niczym prawdziwy następca tronu ze swoim chłodem wypisanym na twarzy i powagą.
Wzrok dziewczyny przeniósł się ze zwierzęcia na zmierzającego w stronę drugiego z tronów chłopaka. Ułożyła na swoim brzuchu zająca, który wpatrywał się w przybysza z ciekawością. A może była to po prostu iskra, która miała mówić coś w stylu: „chętnie bym cię zjadł”. Kto wie, co siedziało w głowie niewinnego zajączka?
- Za chwilę zacznie się audiencja – westchnęła, przewracając oczami. – Wiesz, wpada do nas tłum mieszkańców Orionu i skarżą się na to i owo. – Jej dłoń powędrowała na grzbiet zwierzęcia i zaczęła ją delikatnie gładzić.
Aruś zmrużył oczy i spojrzał na dziewczynę.
- Aislin, ściągnęłaś mnie tu tylko po to, żebym wysłuchiwał próśb nędznych ludzi? – Opadł na tron, wzdychając ciężko. – Jesteś wredna. – Dodał po chwili.
- To przyszły następca tronu powinien tego wysłuchiwać! – Obruszyła się, prychając na boku. – Nie jego siostra!
Blondyn odwrócił wzrok i utkwił go w ścianie.
- Kiedy ma się zacząć? – mruknął z nutką znudzenia w głosie i oparł głowę na dłoni.
- Punkt trzynasta – odpowiedziała Aislin, chichocząc cicho. – Z tego co słyszałam, dziś są ich tłumy. Będziesz miał co robić.
Chłopak warknął cicho pod nosem w odpowiedzi, wyrażając tym samym, jak bardzo jest niezadowolony. Nienawidził audiencji i ciągłego wysłuchiwania lamentu poddanych. Co niby miał z tym zrobić? Świat się przecież nie zmieni.
- Jaką złotą radę wymyśliłeś na dziś? – Dziewczyna uśmiechnęła się, patrząc na załamanego brata. Uwielbiała go wpychać w wir obowiązków, kiedy najmniej tego chciał.
- Jeszcze nie wiem – mruknął pod nosem. – Może wykorzystam jakąś starą? – Zamyślił się.
- W takim razie myśl szybciej. – Aislin wstała, biorąc zająca na ręce i rzucając w stronę brata zdawkowe spojrzenie. – Za chwilę przyjdzie moja Gwardia, a chciałam jeszcze usłyszeć radę dnia. – Oznajmiła z uśmiechem.
Arcadius przeniósł na nią wzrok i uniósł brew ze znużeniem.
- Gwardia? Znowu? – westchnął. – To już trzeci raz w tym tygodniu.
Dziewczyna zaśmiała się i obróciła wokół własnej osi, zaś jej suknia powiała na wietrze przez krótką chwilę, aż nie zatrzymała się, przybierając nieco mroczny wyraz twarzy.
- Uwielbiam moją Gwardię – odpowiedziała. – I to nie moja wina, że ostatnimi czasy wszystko jest tak stresujące! – westchnęła teatralnie, zerkając w widok za oknem.
- Stresujące? – prychnął Aruś i pstryknął siostrze w czoło, uśmiechając się przy tym jak dziecko. – Co dla ciebie jest stresujące, Lin? – spytał, pstrykając jednocześnie palcami. Natychmiast pojawiła się para służących, które ukłoniły się głęboko przed królewskimi potomkami, po czym spojrzały wyczekująco na chłopaka. – Jeden kielich. Dość duży – mruknął, zaś służki od razu zrozumiały jego rozkaz. Podczas gdy jedna z nich zniknęła od razu, druga zerknęła jeszcze na Aislin, która jednak uśmiechnęła się, kręcąc głową i dopiero wtedy zniknęła w drzwiach. Minęła się przy tym ze swoją przyjaciółeczką po fachu, która niosła już w swoich zniszczonych pracą dłoniach złoty kielich, wypełniony winem, które przy każdym jej kroku falowało, jakby miało zaraz wylać się na podłogę. Naczynie powędrowało do rąk Arcadiusa, który podziękował skinięciem głowy.
- Co jest dla mnie stresujące? – Powtórzyła pytanie blondynka, kiedy służąca zniknęła za drzwiami. Przybrała zamyślony wygląd twarzy i przycisnęła do siebie mocniej zajączka, jakby miało to jej pomóc w myśleniu. – To, że codziennie muszę cię zapędzać do twoich obowiązków – mruknęła. – I wysłuchiwanie próśb poddanych za ciebie też jest męczące, wiesz? – Uniosła brew i spojrzała na brata. – To nie ja zostanę przecież przyszłym królem. – Zakończyła.
- Ale zostaniesz przyszłą księżniczką. – Obruszył się Aruś i upił z kielicha łyk napoju, rozkoszując się jego smakiem. – A jeśli dobrze się ustawisz, może zwiążesz się z jakimś wpływowym hrabią? – Uśmiechnął się, jednak po chwili westchnął ciężko. – Oh, zapomniałem. Przecież masz już w czym przebierać. Cała Gwardia goni za tobą jak smoki za emigrującymi kaczkami. – Przewrócił oczami, zirytowany.
- Podoba mi się to. – Zaśmiała się perliście Aislin. – Dzięki temu nawet nie domyślają się nawet, co ich czeka po przekroczeniu progu mojej komnaty. – Jej usta wykrzywił iście diabelski uśmiech, a zając zastrzygł uszami, jakby zgadzał się z właścicielką.
- Bo wiedzą o tym jedynie ja, trójka katów z lochów i Mefisto – mruknął pod nosem. – Jesteś jak kameleon z ukrywaniem tego, co robisz z chłoptasiami po wybraniu ich z dziesiątek innych.
- Jestem po prostu dobra w swoim fachu. – Odpowiedziała blondynka z pełną powagą w głosie. – Wykorzystuję to. Jeszcze kiedyś będziesz mnie prosić o przysługę. – Mrugnęła do niego porozumiewawczo.
- Do czego to wykorzystujesz? – prychnął Arcadius, pociągając kolejny łyk wina, którego słodki smak rozlewał się na języku. – Masz kolekcję niesamowitych części ciała, o której nie wiem?
Aislin przewróciła oczami i obróciła się do niego tyłem.
- Mefisto lubi ludzkie mięso – mruknęła. – Myślisz, że z jakiego powodu tak często cię kąsa? – Blondynka ułożyła zwierzątko na ramieniu, które zaczęło skubać jej włosy. – Smakujesz bardzo dobrze. – Oznajmiła.
Aruś odsunął na chwilę kielich od ust i spojrzał na siostrę z nieukrywanym zdziwieniem.
- A ty niby skąd to wiesz? – spytał, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę podejrzliwości.
Lin przewróciła oczami i uśmiechnęła się szeroko.
- Przecież nie raz cię gryzłam, głupku – odpowiedziała. – Na pewno został ci po tym jakiś ślad. Moje zęby są za ostre, żeby nie pozostawiły czegoś po sobie.
- Nie oczekuj, że zacznę się przed tobą rozbierać! – Chłopak wycelował w jej stronę oskarżycielski palec i zmrużył oczy. – Nie masz prawa mi rozkazywać! – warknął.
Aislin przewróciła oczami.
- Zawsze będę twoją siostrą, Arusiu. – Zaszczebiotała słodkim do bólu głosem. – Jeśli będziesz niegrzeczny, poszczuję cię Mefisto! – Pogroziła mu.
- Jesteś idiotką – mruknął pod nosem Aruś, kręcąc w powietrzu kielichem i wpatrując się w jego wnętrze. – Może Mefisto jest małym potworem, ale mnie nie zabije.
- Skąd ta pewność? – Dziewczyna obróciła się w jego stronę z szatańskim uśmieszkiem i uniosła wyzywająco brew. – Wychowałam go przecież osobiście. – Zachichotała.
Arcadius chciał już otworzyć usta, aby się odgryźć, jednak rozległ się stukot potężnej, złotej kołatki do drzwi głównych. Aislin zerknęła znacząco na brata, po czym przeniosła Mefisto ze swojego ramienia w dłonie, gdzie głaskała go po lśniącym, czarnym futerku.
- Wejdź – odpowiedział władczym głosem blondyn, odstawiając kielich na podłokietnik tronu i wlepiając spojrzenie ciemnoniebieskich oczu w wejście, w którym to ukazał się niski, nieco przysadzisty mężczyzna o brodzie zawiniętej w warkoczyk i rozwianych przez wiatr brązowych włosach. Musiał biec, świadczyły o tym zarumienione policzki. Wyglądał na faceta koło czterdziestki, zaś jego strój – eleganckie, zdobne szaty – wskazywał na to, że musiał być jedną z wyżej postawionych osób w królestwie. Jego oczy w kolorze świeżo wywarzonego piwa patrzyły to na Aislin, to na jej brata, jakby nie mógł zdecydować się, z którym z nich miał porozmawiać. W końcu zdezorientowany utkwił wzrok w dziewczynie, która westchnęła z rozczarowaniem.
- To jednak nie moja Gwardia – mruknęła cicho.
- Czego chcesz? – spytał Arcadius, lustrując wzrokiem przybysza. Jak dla niego to koleś był już stracony. Złamał już jedną z zasad, które wysoko cenił – jako pierwsze utkwił wzrok w jego siostrze. Musiał doskonale wiedzieć, kto był następcą tronu, wolał jednak go zlekceważyć i wpatrywać się w Aislin niczym cielę na malowane wrota. Zirytowało go to i mimo wszelkich obietnic, że będzie stosunkowo miły chociażby dla urzędników, prychnął cicho pod nosem i uśmiechnął się kpiąco, akurat w chwili, kiedy mężczyzna przeniósł na niego swój wzrok.
Urzędnik zobaczywszy reakcję chłopaka, od razu poczuł, że zrobił źle i skłonił się tak nisko, że jego czoło o mały włos nie dotknęło posadzki.
- Wasza wysokość. – Zaczął skruszonym głosem, nie podnosząc głowy. – Nazywam się Tyberiasz i…
- I od razu przejdziesz do szczegółów, jak na grzecznego podwładnego przystało. – Zaśmiała się cicho Lin, zasiadając na tronie obok brata. Co prawda miała ochotę na zabawę ze swoją Gwardią, jednak wyglądało na to, że jeszcze trochę na nią poczeka. A ten mały człowieczek, kłaniający się przed chłopakiem wyglądał na dość ciekawego. Albo jej się zdawało, albo był nowy. Nie widziała go jeszcze nigdy na zamku.
Tyberiasz zmieszał się i wyprostował, patrząc się w oczy Arcadiusa, które jednak były na tyle pochmurne, że mężczyzna odwrócił wzrok.
- Z czym do nas przychodzisz? – westchnął Aruś, pociągając łyk wina z kielicha. Nie spuszczał wzroku z przybysza, który wydawał się być wyraźnie zdezorientowany obecnością dwóch osób w komnacie królewskiej. Tak, bez wątpienia musiał tu gościć po raz pierwszy.
Mężczyzna tkwił chwilę bez ruchu, jakby przetwarzał słowa, po czym zaczął gorączkowo przeszukiwać kieszenie, by w końcu wyciągnąć z jednej z nich białą kopertę, zapieczętowaną z tyłu. Wyciągnął w stronę chłopaka drżącą rękę i ponownie uchylił czoło.
- Przesyłam wiadomość od Stepujących Karaluchów. – Oświadczył łamiącym się głosem. – Wygląda na to, że połączyli siły z Plotkującymi Świetlikami. – Dodał.
Aislin klasnęła w dłonie, na co Tyberiasz poderwał się przestraszony do góry.
- Świetnie! – Zaszczebiotała. – Nasze dwa ulubione zespoły, Aruś! – Zaśmiała się cicho. – Jak myślisz, będą lepsi razem czy gorsi? – Zamyśliła się, kładąc palec na ustach.
Arcadius zbył ją machnięciem dłoni na boku i przyjął kopertę, patrząc na nią przez chwilę w ciszy.
- Co jest w środku? – spytał posłańca, wpatrując się nadal w wypisane na arkusiku imiona: Aislin i Arcadius z rodu Krutcheriuszy. Nie wiedział, czego mogli chcieć od królewskiej rodziny członkowie zespołu. Dofinansowania? Jeśli tak, wyglądało na to, że kolejny zespół stoczył się na tyle nisko, aby prosić o złoto samego władcę i jednocześnie automatycznie trafić na listę: „w sumie to lubiłem, ale byli żałośni”.
- Nie mam pojęcia, wasza wysokość – jęknął Tyberiasz, patrząc z trwogą na chłopaka. Bał się jego reakcji na zawartość listu. Jeżeli byłaby to zła wiadomość, wyglądało na to, że najlepszym rozwiązaniem byłaby ucieczka. Jednak czy zdołałby uciec niezauważony, kiedy nawet malutki zając siedzący na dłoniach Aislin przypatrywał mu się tak, jakby zamierzał go zjeść? Wzdrygnął się na samo wyobrażenie tego. Czerwone oczy zwierzęcia przerażały go niemniej niż oczy Arcadiusa. Teraz pozostawało tylko pytanie, czy dziewczyna jest przyjaźnie nastawiona. Chociaż po jej uwadze o posłusznym podwładnym, można było przewidzieć odpowiedź. Więc Tyberiusz stał przed następcą tronu, drżąc ze strachu i czekając tylko na to, aż będzie mógł bezpiecznie czmychnąć.
Aruś dotknął delikatnie palcem pieczęci, obrysowując jej zarysy, po czym zdecydowanym ruchem oderwał ją od koperty, wyciągając pojedynczy arkusik papieru znajdujący się w niej. Jego wzrok błądził przez chwilę, przesuwając się po poszczególnych literach, aż w końcu blondyn uśmiechnął się lekko.
Tyberiasz odetchnął z ulgą na ten widok. Wyglądało na to, że wiadomość była dobra, a jego życie – bezpieczne.
- Co tam pisze? – Aislin wydęła policzki z niecierpliwości i spojrzała wyczekująco na brata. – Aruuuś, powiedz! – Rozkazała władczym tonem głosu, nie mogąc już czekać na wiadomość zawartą w liście.
Arcadius podniósł wzrok znad arkusiku papieru i spojrzał na posłańca, mrużąc złowrogo oczy. W jednej chwili wrażenie, że w liście było coś dobrego znikło, przez co Tyberiasz znów obawiał się o swoje przyszłe losy.
- Panie, przepra… - Zaczął, schylając czoło po raz kolejny, drżąc delikatnie na całym ciele.
- Wyjdź – warknął chłopak, wskazując na drzwi, drugą ręką miętosząc wciąż w dłoni arkusik papieru, który co chwila szeleścił i miął się coraz bardziej.
Mężczyzna uniósł głowę i błyszczącymi się oczami wpatrywał się jeszcze przez chwilę w następcę tronu, po czym szybkim krokiem opuścił komnatę, potykając się o własne nogi. Kiedy drzwi zamknęły się za nim, Aislin naburmuszyła się jeszcze bardziej i spojrzała złowieszczo na brata.
- Co tam pisze? – spytała po raz drugi, zaś siedzący do tej pory spokojnie na jej kolanach Mefisto zaczął się wiercić, jakby także chciał się dowiedzieć tego, co było napisane w liście. Blondynka przełożyła zwierzątko na ramię, wzdychając cicho.
Aruś wcisnął do ręki Lin arkusik, sięgając po kielich i pociągając z niego łyk, podczas gdy dziewczyna śledziła uważnie kolejne zdania, napisane wymyślnym, ozdobnym pismem w kolorze czarnego atramentu. Im bardziej zagłębiała się w lekturę, tym jej uśmiech stawał się szerszy, aż w końcu list wypadł jej z rąk, a ona sama rzuciła się na brata z uściskiem.
- Żarłoczne Tasiemce brzmi może dziwnie, ale to połączenie naszym dwóch ulubionych zespołów! – Zapiszczała mu do ucha, na co on skrzywił się. – To niesamowite, że zaprosili nas na ich pierwszy występ! – Jej ręce oplotły się wokół jego szyi niczym wąż boa. – Jestem taka podekscytowana! – Zaszczebiotała radośnie.
- Matko, Aislin – burknął niezadowolony blondyn, próbując odsunąć od siebie siostrę i jednocześnie nie rozlać wina. Jakby tego było mało, do jego ust dobierał się Mefisto. Nie to, żeby chciał go pocałować, ale z drugiej strony: kto wie, co siedziało w głowie niewinnego zajączka?
W oczach sierści ucha błyszczały dziwne iskry, które najbardziej przypominały chyba te spotykane u głodnych wilków. Iskry głodu i żądzy krwi. Nieposkromionego instynktu, nad którym tak łatwo było stracić kontrolę, trudniej było natychmiast ją odzyskać. Tak właśnie stało się w przypadku zajączka, który zaczął zachowywać się niczym smok, który nie jadł przez wieki. Skradał się powoli w stronę Arcadiusa, strosząc złowrogo sierść.
- Lin, weź Mefisto od moich ust – jęknął, odsuwając się jak najdalej. Jednak nie pomogło mu to zbytnio, tron ograniczał jego ruchy razem z wyłożoną na nim niczym dusiciel siostrą.
Dziewczyna westchnęła i usiadła na podłokietniku, łapiąc przy okazji w locie zająca, który już chciał skosztować smaku nowej przekąski.
- Nie podzielasz mojej radości – burknęła z niezadowoleniem.
Aruś wygładził fałdy na swojej koszuli i pociągnął kolejny łyk z kielicha, myśląc po raz kolejny, jak bardzo nienawidzi piekielnego zwierzaka.
- Podzielam – mruknął. – Ale jakoś nie mogłem tego powiedzieć, kiedy leżałaś na mnie, paplając cały czas o tym, jak to bardzo się cieszysz. I być może nie zauważyłaś, ale Mefisto znowu się do mnie dobierał. – Posłał przepełnione złością spojrzenie na zająca, który w objęciach swojej właścicielki stawał się grzeczny i spokojny niczym baranek. – Dlaczego w ogóle z nami mieszka? – Uniósł pytająco brew.
- Bo go kocham. – Zaśmiała się perliście Aislin, przytulając mocniej gryzonia. – Jest kochany i broni mnie od zawsze. – Uśmiechnęła się delikatnie.
Blondyn przewrócił oczami i odstawił pusty już kielich na bok.
- Wygląda na to, że czeka nas wycieczka do Apus – westchnął. – Trafimy akurat na czas przylotu rajskich ptaków. – Przypomniał sobie, po czym dodał cicho: – Zawsze chciałem je zobaczyć.
- Widziałam je parę razy z daleka – odpowiedziała Lin, wstając. – Ale widok z Lepus nie może się równać z obserwacją z wieży w Apus. – Zerknęła na Mefisto, jakby oczekiwała od niego potwierdzenia. Zając zastrzygł uszami, jakby potwierdzał jej słowa. – Kiedy wyruszamy? – Zerknęła na brata przez ramię z zaciekawieniem.
Aruś zamyślił się i oparł głowę na dłoni.
- Jutro? – zapytał jakby sam siebie. – Nie warto czekać. Żarłoczne Tasiemce wystąpią za dwa dni, a tydzień odpoczynku w Apus dobrze nam zrobi. – Oznajmił, wpatrując się nieobecnym wzrokiem gdzieś w dal. Próbował sobie przypomnieć, jak wyglądała kraina rajskich ptaków, jednak nie był tam od kilku lat – a wiele się od tego czasu zmieniło.
Lin kiwnęła głową i ruszyła powoli w stronę wyjścia do komnat.
- W takim razie zacznę się szykować. – Zachichotała cicho. – Wygląda na to, że moja Gwardia trochę się spóźni – dodała po chwili, chmurząc się. – Zostawię sobie jakąś niespodziankę, żeby pobawić się po powrocie – westchnęła i zniknęła w wyjściu, a echo jej kroków rozchodziło się jeszcze przez chwilę po królewskiej komnacie. Zaraz po tym kołatka znów zastukała w drewno. Arcadius warknął cicho pod nosem. Nie mógł zaznać nawet chwili spokoju.
- Wejść! – warknął, a gdy ujrzał w drzwiach znajomego mu urzędnika od spraw ludowych, spochmurniał bardziej niż zwykle. Więc lament mieszkańców się zaczynał.
- Wasza wysokość. – Urzędnik skłonił się i uchylił drzwi nieco szerzej. – Mieszkańcy przyszli na audiencję. Wprowadzić? – Uniósł pytająco brew, jednak dobrze znał odpowiedź. Następca tronu nie mógł odmówić, gdyż zagrażałoby to jego przyszłej posadzie.
- Oczywiście – burknął, zły na cały świat. Nawet zamknięcie bram i wprowadzenie straży nic nie dało. Mieszkańcy Orionu nadal się skarżyli.
Urzędnik stanął przy drzwiach, w których pojawił się mężczyzna w starszym wieku, który już z daleka wyglądał na żołnierza walczącego na wschodzie. Opalona cera,  ostre rysy twarzy, zmęczone życiem oczy, zsiwiałe włosy. Specjalnie ubrał dziś swój mundur. Uklęknął przed blondynem, schylając głowę.
- Panie, mam prośbę. – Ucichł, jednak kiedy zauważył, że jego rozmówca nie odpowiada, ciągnął dalej. – Jeden z węży perfidnie mnie oszukuje. – Oświadczył. – Jest nieuczciwy w handlu i najwyraźniej zawiązał sojusz z Lisem.
Arcadius zamyślił się przez chwilę, szukając dobrej rady na dziś. Przewertował wszystkie możliwości, aż w końcu znalazł jedną, która wydawała się dla niego odpowiednia.
- A zabij go – mruknął pod nosem.
Żołnierz podniósł głowę i uniósł pytająco brwi, uznając to za żart, jednak gdy ujrzał poważną minę następcy tronu, wstał powoli i trwał w milczeniu, czekając jakby na dalsze rozwiązanie problemu.
- Następny – westchnął ciężko Aruś, machając ręką. Znienacka przy mężczyźnie pojawiła się dwójka strażników, która wyprowadziła go za drzwi.
I tak minęły kolejne minuty na wysłuchiwaniu próśb poddanych, zaś na wszystkie z nich odpowiedź była taka sama: „a zabij go”. Trwało to dłuższy czas, aż w drzwiach nie pojawił się młody chłopak o włosach czerwonych niczym płomienie. Już na pierwszy rzut oka widać było po nim, że pochodzi z Velpeculi. Rozglądnął się po komnacie, póty jego wzrok nie zatrzymał się na osobie siedzącej ze znudzeniem na tronie.
- Panie. – Skłonił głowę z uznaniem. – Przybyliśmy do księżniczki Aislin. – Oznajmił, a zza jego pleców wychyliło się więcej głów, wypatrujących niecierpliwie dziewczyny.
Arcadius westchnął ciężko, po czym wstał i pozwalając końcówce swojej królewskiej peleryny włóczyć się po ziemi podszedł do schodów prowadzących na jedną z wież.
- Lin? – mruknął, a echo poniosło jego głos do góry. – Gwardia przybyła. – Rzucił kątem oka na grupkę chłopaków stojących przy wejściu.
Po chwili na schodach rozległy się ciche kroki, a w wejściu ukazała się blondynka z nieodłącznym zajączkiem na ramieniu, którego oczy zdawały się zabłyszczeć na sam widok przybyszów.
Jeden z chłopaków ukłonił się przed nią, a pozostali zrobili to samo.
- O pani. – Przywitali ją. – Przybyliśmy na twe wezwanie. – Unieśli głowy i wpatrywali się w nią niczym w ósmy cud świata.
- Witajcie. – Uśmiechnęła się delikatnie dziewczyna, podchodząc do tronu i zasiadając na nim, a następnie spojrzała na swoich gości wyczekująco. Po chwili zgromadzili się oni wokół niej, nie spuszczając z niej oczu, które lustrowały ją jakby była co najmniej piękną, leśną nimfą. – Widzę, że jest was dziś mniej, niż ostatnio. – Zmartwiła się, jednak Aruś przewrócił oczami na ten widok, wiedząc, że siostra jedynie udaje. W rzeczywistości zniknięcie jednego Gwardzisty było jej zasługą. Dzisiaj mieli zresztą wyparować kolejni. Teraz tylko czekać na szczęśliwych wybrańców.
Następca tronu usiadł i kiwnął głową w stronę urzędnika od spraw ludowych, dając mu znak, że może kontynuować te niezmiernie ciekawe skargi mieszkańców.
Następna była młoda brunetka, ubrana w łachmany. Twarz miała umorusaną, zaś twarz aż nader wychudzoną. Złożyła niezgrabny ukłon przed chłopakiem, po czym spojrzała na niego błagalnie.
- Jestem matką gromadki dzieci i nie mam wystarczającego majątku, aby wszystkie wykarmić – wyszeptała nieśmiało. – Dokucza nam głód i…
- A zabij go – mruknął Aruś, nawet nie słuchając, o czym kobieta mówiła. Odprawił ją już na wstępie.
- Ale… - Próbowała jeszcze się ratować podwładna, jednak strażnicy wyprowadzili ją za drzwi. Urzędnik stojący przy drzwiach przejął coś od jednego z przybyszów – krzepkiego mężczyzny o czarnych włosach i opalonej cerze – który wyszedł na środek komnaty i ukłonił się, zaś dostojnik podszedł do Arcadiusa, wręczając mu do rąk drobną butelkę.
- Wasza wysokość, przyniosłem wino, aby podziękować za pomoc. – Oznajmił, nie podnosząc wzroku.
Chłopak obejrzał uważnie butelkę, po czym wcisnął ją z powrotem w dłonie urzędnika.
 - Otwórz i nalej. – Rozkazał, wystawiając przed siebie kielich, który już po chwili wypełnił się napojem, jednak blondyn wpatrywał się w nie dłuższy czas, nie konsumując go.
Nagle Mefisto siedzący na ramieniu Aislin zadrżał na całym ciele i zeskoczył na jej kolana, strzygąc uszami. Zgromadzeni wokół dziewczyny adoratorzy wpatrywali się z niego z wyrzutami, zaś zajączek nie zwracając na nich uwagi pokicał do tronu Arusia. Ten z kolei wyciągnął w jego stronę dłoń, na które zwierzę zgrabnie wskoczyło, a znalazłszy się przy rękach następcy króla natychmiast ruszyło w stronę kielicha, aby po paru sekundach wpatrywania się w purpurową ciecz położyć jedno z uszu po sobie.
- Oszust – prychnął chłopak, rzucając spode łba spojrzenie na mieszkańca, który chciał podarować mu cudowne wino w ramach podzięki. Jednak rodzina królewska dobrze wiedziała, że nie może zbytnio ufać wszystkim naokoło. Dlatego też przed konsumpcją wina z zewnątrz Arcadius sprawdził, czy nie jest zatrute. A ponieważ Mefisto potrafił wyczuć truciznę z odległości kilometrów, doskonale sprawdzał się jako szybki tester wina. – Zabrać go – warknął cicho.
Straż pochwyciła osobę chcącą otruć ich pana, nie zważając na jego szamotanie się. Po chwili mężczyzna zniknął za drzwiami, zaś urzędnik schylił głowę, jakby przepraszał za zamieszanie. Zajączek wrócił z kolei na swoje stałe miejsce przy swojej księżniczce, do której to docierały coraz to nowsze komplementy. Jednak w końcu Lin klasnęła w dłonie, wstając i rozejrzała siępo zgromadzonych wokół niej chłopakach. Wskazała palcem trzech z nich – bruneta, szatyna oraz płomiennowłosego.
- Wy zostaniecie ze mną. – Uśmiechnęła się ciepło, zaś pozostali westchnęli cicho i wyszli z komnaty. Aruś obserwował wybór kolejnych ofiar przez siostrę już niepamiętny raz, jednak zawsze go to irytowało. Odwrócił wzrok od wybrańców i spojrzał na urzędnika, unosząc pytająco brew.
- Zostali jeszcze jacyś? – mruknął, odsuwając kielich na bok.
- Tak, panie. – Mężczyzna ukłonił się. – Ale nie musisz przyjmować ich więcej. To ty masz decydujący głos.
Jak zwykle go podpuszczał. Arcadius doskonale wiedział, że musi odsłuchać mieszkańców, nawet jeśli ich sprawy go kompletnie nie obchodzą. Taki był obowiązek króla, który musiał wypełnić. W przyszłości miał zamiar po prostu znieść ten nakaz, ale póki musiał trzymać się regulaminu swojego ojca nie mógł narzekać.
- Wprowadź ich – westchnął, patrząc jeszcze, jak siostra prowadzi za sobą trójkę pechowców, z których większość miała stracić życie jeszcze dzisiaj. Do tej pory nie mógł znaleźć powodu, dla którego pasją Aislin musiałby być tortury. Kiedy opowiadała mu o swoim dawnym życiu w Lepus, wyglądało na to, że była tam względnie szczęśliwa. Potrząsnął delikatnie głową, chcąc wyrzucić z niej rozmyślania o hobby swojej siostry. Teraz miał coś innego do zrobienia. Musiał przeżyć kolejną falę żalenia się poddanych. – Niech widzą, jak przyszły król się o nich troszczy.
***
Trzy dni po przyjeździe do Apus, już po koncercie Żarłocznych Tasiemców i oglądaniu rajskich ptaków, zmierzających do krainy, Aislin i Aruś postanowili wziąć wolny od wszelkich obowiązków dzień. Zaraz po przyjeździe tutaj musieli załatwić sprawy organizacyjne, następnego dnia przygotowywali się na koncert i pozdrawiali mieszkańców, zmierzając miastem, zaś teraz, kiedy ich pobyt zbliżał się do końca, nie zostało nic innego jak poświęcić trochę czasu dla siebie.
Udali się więc razem do przyramkowego ogrodu, który był wypełniony wiśniami, które zresztą zaczynały kwitnąć. W Orionie drzewa te cieszyły się dużym uznaniem ze względu na swoją królową, znajdującą się w centrum całego kraju – Białą Wdowę. Dlatego też sadzono je przy każdym zamku, aby zapewnić mieszkającej tam rodzinie szczęście i dostatek.
Słońce zawisło na bezchmurnym niebie, zaś drzewa rzucały na zieloną trawę cień, który dawał ukojenie w takie dni jak ten. Toteż Aislin zasiadła razem z Mefisto pod jedną z wiśni, obserwując, jak płatki jej drzew spadają na ziemię, by za chwilę wzbić się w powietrze, unoszone przez wiatr. Mefisto kicał po zielonej trawie, korzystając ze świeżego powietrza i krótkiej chwili prawdziwej wolności na dworze, a Aruś oparty o drzewo wpatrywał się w niebo, rozmyślając o przyszłości, jaka go czeka.
- Aruś, patrz! – Lin poderwała się nagle i wskazała palcem na coś między koronami drzew.
Chłopak oderwał się od drzewa i rozejrzał zdezorientowany, aż w końcu zatrzymał wzrok na siostrze.
- Co? – mruknął, spoglądając w kierunku, który wskazywała. Nie dostrzegł jednak nic.
- Ptak! – odpowiedziała. – Inny niż wszystkie! – Dodała, a ton jej głosu sprawił, że nawet Mefisto zatrzymał się i patrzył z ciekawością w kroony drzew, strzygąc uszami.
- I co w związku z tym? – westchnął blondyn, unosząc brew.
Dziewczyna rzuciła w jego stronę błagalne spojrzenie.
- Złap go dla mnie! – Poprosiła, zaś jej oczy zaszkliły się nieznaczenie.
Arcadius rozważył prośbę, jednak widząc, że Mefisto przygląda mu się z morderczym błyskiem w oczach, stwierdził, że może spróbować. Przewrócił oczyma i podszedł do drzewa wiśni, na którym najprawdopodobniej znajdował się ptak. Wybrał jednak to umiejscowione obok, gdyż miało bardziej rozłożyste gałęzie, z których zapewne łatwo będzie przedostać się na drzewo obok. Zaczął powoli się na nie wspinać, zaś Aislin obserwowała go bacznie z dołu.
Kiedy znajdował się już na jednej z gałęzi, usiadł i rozejrzał się w poszukiwaniu ptaka. Okazało się, iż był to drobny ptak, nieco większy od wróbla o czerwonym brzuszku i niebiesko czarnym ogonie. Jego pióra miały różne barwy w zależności od tego, gdzie się znajdowały: kuper ptaka był biały, zaś na czarnych skrzydłach występowała biała pręg. Zwierzę pogwizdywało cicho, a jego oczy utkwione były w czymś, co znajdowało się po lewej stronie chłopaka. Aruś zaczął powoli skradać się w stronę ptaka, starając się nie hałasować, aby go nie wypłoszyć. Kiedy już wyciągnął rękę, by schwytać zwierzę, usłyszał dochodzący z okna zamku obok głos:
- Przeklęty rum z Czarnobyla! – mruknął ktoś z niezadowoleniem. Głos był zdecydowanie dziewczęcy, wydawał się też być ciepły i melodyjny. Blondyn zatrzymał się, a po chwili usłyszał delikatną, nieco przyciszoną melodię fortepianu, która przecięła powietrze i dotarła do jego uszu, sprawiając wrażenie zaczarowanej. Po chwili rozległ się do niej śpiew, ale jego piękno było tak wielkie, że Aruś zrozumiał dokładnie słowa dopiero przy refrenie:
You’re one in a million, you’re once in a life time
You made me discover one of the stars above us
You’re one I a million, you’re once in a lifetime
You made me believe in love in heaven above us.
Pech chciał, że akurat w tym momencie gałąź załamała się pod ciężarem chłopaka. Nie słyszał jej złowieszczego trzaskania, zasłuchany w głos dziewczyny, toteż zaraz po usłyszeniu ostatniego wersu refrenu spadł na ziemię, podczas gdy ptak zdołał w porę odlecieć i uniknąć jego losu.
- Nic ci nie jest? – spytała bez wyrazu Aislin, patrząc z odległości na brata, któremu na szczęście nic się nie stało. Oczywiście nie obędzie się bez lekko obolałych kości i siniaków, ale wypadek nie zagroził poważnie jego zdrowiu, a tym bardziej życiu. Miękka trawa zamortyzowała upadek.
- Nic – burknął z niezadowoleniem, podnosząc się z ziemi z jękiem.
W oknie zamku pojawiła się blada twarzyczka okalana włosami w kolorze ciemnej czekolady, które opadały na ramiona. Niebieskie oczy zlustrowały ogród, aż napotkały wstającego chłopaka, zaś policzki zarumieniły się nieznacznie. Ubrana była w długą, czarną suknię, która lśniła lekko w promieniach słońca.
- Żyjesz? – spytała piskliwym głosem nieznajoma.
Aruś odwrócił się do dziewczyny i przez dłuższą chwilę wpatrywał w nią bez słowa, aż w końcu potrząsnął głową i westchnął cicho.
- Żyję – mruknął pod nosem, otrzepując ubranie z płatków wiśni i źdźbeł trawy.
- W ogóle na siebie nie uważasz! – Obruszyła się Lin, zakładając ręce na piersi i mierząc blondyna złowrogim spojrzeniem. – Nie słyszałeś, jak gałąź trzaskała? Musiała trzaskać! – Stwierdziła. – Nie załamałaby się tak nagle!
Arcadius przewrócił oczami.
- Zamyśliłem się – odpowiedział.
- To moja wina! – Zawołała dziewczyna, stojąca wciąż w oknie. – Przepraszam! – Załkała.
- Panienka z okienka? – Aislin przekrzywiła głowę i przyjrzała się nieznajomej, jakby zauważyła ją dopiero teraz. – Niby dlaczego uważasz, że to przez ciebie mój niezdarny brat spadł z drzewa? – zapytała.
- Bo… - Zamyśliła się w odpowiedzi szatynka, rumieniąc się jeszcze bardziej.
- Lin, czy to ważne, kogo to wina? – Uniósł brew chłopak. – Spadłem z drzewa, mój tyłek przywitał się z gruntem, ale żyję – westchnął. – Robisz z igły widły. – Zamilkł na chwilę, po czym dodał: - Znowu.
Blondynka ściągnęła brwi i chwyciła w dłonie błąkającego się przy jej bosych stopach Mefisto.
- Mogłeś zginąć – syknęła przez zaciśnięte zęby. – Jeśli to wina panienki z okienka, należy jej się kara, czyż nie? – prychnęła na boku.
Dziewczyna przysłuchująca się wszystkiemu pisnęła cicho z przerażeniem, z kolei Aruś przewrócił oczami i zerknął na nią.
- Mogłabyś zejść? – spytał. – Lepiej będzie rozmawiać w cztery oczy, nie sądzisz? – mruknął.
Nieznajoma skinęła powoli głową i usiadła w oknie, mierząc wzrokiem wyrastające przed nią drzewo.
- Nie skacz! – Aislin zaczęła wymachiwać rękoma z przejęciem. – Jeszcze nie wymierzyliśmy ci kary! – krzyknęła rozpaczliwie.
Jednak szatynka postawiła jedną z nóg na gałęzi drzewa i powoli, lecz ostrożnie zaczęła schodzić na dół, podczas gdy królewskie rodzeństwo przypatrywało jej się z ciekawością. Nagle jedna z jej stóp osunęła się, a dziewczyna spadła z drzewa, podobnie jak jej poprzednik. Lecz tym razem blondyn zdążył złapać ofiarę morderczej wiśni, przez co uniknęła nawet najmniejszego siniaka.
- Otwórz oczy. – Rozkazał Arcadius, patrząc w twarz nieznajomej. Musiał przyznać, że z bliska była jeszcze piękniejsza. Zmienił zdanie, kiedy dziewoja uniosła powieki i ukazała oblicze swoich ślepi – wtedy stwierdził, że nie była piękna. Była niesamowita.
- Przepraszam – wyszeptała przepraszająco, utrzymując z nim kontakt wzrokowy, a im dłużej na niego patrzyła, tym jej policzki bardziej przypominały dwa pomidory.
Chłopak potrząsnął głową, powracając do zdrowych zmysłów i postawił dziewczynę na ziemi, skłaniając lekko głowę.
- Czy mógłbym poznać twe imię, o pani? – spytał, kładąc jedną dłoń na sercu, zaś drugą chwytając rękę dziewczyny.
Nieznajoma zdębiała i zastygła z otworzoną buzią, wpatrując się w Arusia przez dłuższą chwilę, aż w końcu dygnęła i odpowiedziała:
- M- Madlene z rodu Naffencjuszy – wyszeptała cicho, a gdy poczuła, że blondyn składa na jej dłoni delikatny pocałunek, odsunęła ją powoli, powstrzymując się od pisku strachu. – Przepraszam za wszystko. – Dodała po chwili.
- Arcadius z rodu Krutcheriuszy. – Przedstawił się dumnym tonem głosu chłopak, po czym wskazał na blondynkę, ściskającą zajączka z przejęciem. – Oraz moja siostra, Aislin.
- I Mefistoteles Amadeusz Kicaj – dodała Lin, uśmiechając się ciepło.
- Przyszła rodzina królewska. – Zakończył Aruś, wzdychając. – Z wyjątkiem królika.
- Zająca! – Oburzyła się zielonooka, mrużąc oczy.
- R- Rodzina królewska? – wyjąkała Madlene, cofając się.
Aruś skinął głową.
- Ale nie gryziemy. – Umilkł na chwilę, zamyślając się. – Ja nie gryzę. – Sprostował, uśmiechając się pokrzepiająco. – Więc nie ma się czego bać.
- Przepraszam, to przeze mnie spadłeś. – Szatynka dygnęła po raz kolejny. – To się nie powtórzy. Zamilknę już na wieki – wyszeptała.
Chłopak pokręcił gwałtownie głową, dziwiąc się swoją impulsywną reakcją. Odchrząknął cicho i utkwił wzrok w korze drzewa.
- Przestępstwem byłoby zakazać śpiewu takiemu słowikowi jak ty. – Stwierdził, na co Mad zamieniła się w chodzącego pomidorka. – Dlatego nalegam – nie, wręcz rozkazuję, abyś śpiewała dalej. – Odpowiedział. – I jeśli to możliwe, rób to w mojej obecności.
- Jeżeli tylko wydasz mi rozkaz, wykonam go – powiedziała cicho dziewczyna. – Jesteś przyszłym królem, więc muszę ci się podporządkować – mruknęła.
- A tam, przyszły król! – Aislin machnęła niedbale ręką. – To dzieciak i idiota, który na prośby poddanych ma stałą wymówkę! – Zaśmiała się cicho, zaś Madlene wydawała się być zdezorientowana jej wypowiedzią.
- Zamknij się – warknął w stronę siostry chłopak, mrużąc złowrogo oczy. – Odezwała się wzorowa księżniczka. – Przewrócił oczami, po czym nagle uśmiechnął się w stronę nowopoznanej. – Zechcesz przyjąć zaproszenie na wspólny posiłek? – spytał łagodnym głosem, nieporównywalnym w niczym do tego sprzed minuty.
Mad westchnęła cicho, nie wiedząc już, co o tym wszystkim myśleć. Następca tronu, który jeszcze przed chwilą był tak oschły i chamski dla swojej siostry, teraz zwracał się do niej z szerokim uśmiechem i propozycją na wspólny obiad. Z kolei stojąca za blondynem dziewczyna kręciła stanowczo głową, dając znak, aby się nie zgadzać. Jednak… chciała tego. Chciała poznać bliżej Arcadiusa. I musiała mu wynagrodzić to, że przez jej śpiew spadł z drzewa. Chociaż gdyby się nad tym głębiej zastanowić – co właściwie robił na tym drzewie? Odruchowo zasłoniła dłonią usta z oburzenia. Podglądał ją?!
- Zgódź się – mruknął po chwili. – Nie lubię jadać sam.
- Jem przecież z tobą! – Oburzyła się Lin, ściągając brwi ze złości. – Ty kłamco! – prychnęła.
- Dziś na obiad grzyby. – Posłał w stronę blondynki wredny uśmiech przez ramię, a widząc, jak się krzywi, odetchnął cicho i znów spojrzał na Madlene. – Więc? – Uniósł jedną z brwi.
- Tak? – odpowiedziała cicho i niepewnie dziewczyna.
Na twarzy Arcadiusa zagościł triumfalny uśmieszek.
- Tak się składa, że jemy teraz. – Zaśmiał się cicho i niespodziewanie chwycił szatynkę za rękę, ciągnąc ją w stronę zamku.
- H- Hej! – Oburzyła się „panienka z okienka”. – Co tak nagle?
- Jeszcze obiad wystygnie – mruknął w odpowiedzi Aruś, ciągnąc ją dalej za sobą.
- Ty mendo! – warknęła Aislin. – Zostawiasz mnie! – Zaczęła powoli iść za bratem, chmurząc się z minuty na minutę coraz bardziej. – Zostaw Naffencjuszkę, zajmę się nią dobrze – burknęła.
- Chcę, żeby została przy życiu – warknął blondyn, nawet nie oglądając się za siostrą. – Mała sadystka – prychnął.
Lin przystanęła w miejscu i otworzyła usta z oburzenia, milcząc przez chwilę, przyglądając się bratu odchodzącego z nowopoznaną.
- W takim razie baw się dobrze! – prychnęła, ruszając w przeciwnym kierunku. – Ja też będę się dobrze bawić – mruknęła do siebie. – Razem z nowymi chłopakami z krainy rajskich ptaków.
***
Po obfitym obiedzie Arcadius wylądował razem z Mad w jego sypialni. Chłopak wyłożył się wygodnie na swoim łożu, wpatrując w sufit, zaś szatynka stała przy drzwiach, sama nie wiedząc co robić. Bądź co bądź była właśnie w sypialni następcy tronu, którego poznała tylko przez to, że spadł z drzewa, kiedy śpiewała. Co więcej nie znała jego zamiarów. Bo niby po co przyszły król przyprowadzał do siebie całkiem niewinne dziewoje?
- Zaśpiewaj mi – mruknął Aruś, zamykając oczy.
Madlene do tej pory tępo wpatrywała się w nieco dziecinną i niewinną twarz blondyna, przez co kiedy ujrzała, jak jego usta się poruszyły, nie usłyszała jego głosu.
- Co? – spytała, przekrzywiając delikatnie głowę.
- Zaśpiewaj. – Usłyszała ciche westchnięcie w odpowiedzi.
Szatynka usiadła przy dużym biurku ustawionym w kącie, nie spuszczając z wzroku towarzysza.
- Dlaczego mam śpiewać? – Uniosła brew. – Ostatnim razem kiedy to zrobiłam, spadłeś z drzewa – dodała ciszej.
- Lubię twój śpiew. – Odpowiedział.
Mad otworzyła usta, aby coś odpowiedzieć, jednak zarumieniła się, a jej plany spaliły na panewce. Odwróciła wzrok od Arcadiusa i utkwiła go tym razem w pustym kielichu stojącym na biurku.
- Co zaśpiewać? – zapytała, siląc się w końcu na znikomą odwagę.
- To, co śpiewałaś wtedy. – Aruś uśmiechnął się delikatnie na samo wspomnienie. – Zdołałem rozróżnić słowa tylko w refrenie. – Zamilkł na chwilę. – I cóż, o przeklętym rumie z Czarnobyla jeszcze usłyszałem. – Zachichotał cicho.
Naffencjuszka zaczerwieniła się jeszcze bardziej i zacisnęła dłonie na materiale swojej sukni, przełykając głośno ślinę. Jej serce przyspieszyło swój rytm. Stresowała się, to jasne. Bo… chłopak nie był jakimś pierwszym lepszym napotkanym na rynku czy w tłumie na dworze. Był następcą tronu i miał w sobie coś, co sprawiało, że Madlene miała ochotę się na niego rzucić i przytulić. Jednak coś ją przed tym hamowało. Dokładnie – zdrowy rozsądek. Nie znała go, więc wolała mu do końca nie ufać.
Z komnaty obok dobiegł ich trzask zamykanych drzwi, a zaraz po nim cichy, dziewczęcy chichot.
- Kochanie, pora na kolejne małe co nieco? – Rozległ się perlisty głos, który blondyn rozpoznał w mgnieniu oka. Otworzył nagle oczy i poderwał się, siadając na łóżku. Dlaczego Aislin zachciało się nagle zabawić? Akurat teraz, kiedy razem z nim była Mad?
- Madlene, zaśpiewasz w końcu? – Arcadius uśmiechnął się w jej stronę, próbując odwrócić jej uwagę od dźwięków dochodzących zza ściany. Że też były one takie cienkie.
Szatynka zerknęła na niego nieśmiało spod grzywki.
- Nie mogę jutro? – spytała cicho.
- Jutro już mnie tu nie będzie – westchnął z rozczarowaniem chłopak. – Wracam do królestwa.
- No tak – mruknęła dziewczyna. – Przecież wkrótce zostaniesz królem – wyszeptała.
- Głębiej. – Usłyszeli ponownie ten sam, perlisty śmiech, jednak tym razem przeplatały go też ciche jęki. – Z pasją!
Mad ściągnęła brwi i spojrzała pytająco na Arusia, który jednak odwrócił wzrok i utkwił go w ścianie, wzdychając cicho.
- A teraz schowaj miecz do pochwy. – Rozległ się stanowczy głos, który nagle stał się stosunkowo chłodny i władczy. Przez chwilę trwała cisza, przerywana jeszcze jękami, lecz potem nawet one ucichły. – Chodź, maleńki. – Zachichotała dziewczyna. – Urosłeś. – Stwierdziła po chwili. – Wcześniej mieściłeś się tu bez problemu – westchnęła cicho.
Arcadius warknął cicho pod nosem i uderzył pięścią w ścianę, czego od razu pożałował z powodu bólu, jaki przeszył jego rękę. Starał się jednak zachować niewzruszoną minę.
- Aislin, jeśli masz ochotę na zabawy, poczekaj aż wrócimy do Orion! – warknął, wściekły na siostrę. W odpowiedzi usłyszał tylko cichy śmiech, który wydawał się z niego kpić.
Madlene wstała gwałtownie i posłała w stronę następcy tronu przerażone spojrzenie, które i tak nie wyrażały strachu, jaki czuła.
- C- Co ona tam robi?! – spytała drżącym głosem.
Aruś przeklął cicho pod nosem. Że też jego siostra wybrała akurat dzisiejszy dzień na tortury.
- Lin właśnie się bawi – mruknął pod nosem.
- Tak się bawi?! – Głos dziewczyny stał się piskliwy.
Chłopak zamilkł, rozważając, czy zdradzić szatynce sekret o pasji Lin. Z jednej strony nie znał jej długo, ale chciał ją jeszcze przy sobie zatrzymać i przede wszystkim usłyszeć ponownie jej śpiew. Więc pozostała mu tylko jedna opcja.
- Aislin lubi tortury – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Normalnie nie atakowałaby tutejszych, ale jest na mnie zła. A zabawy z niewinnymi chłopaczkami uznaje za relaksujące – prychnął cicho.
Mad wybałuszyła oczy, słysząc jego wytłumaczenie i wycofała się w stronę drzwi.
- Nienienienienie. – Powtarzała jedno słowo tak szybko, że zlało się ono w jedno. – To niemożliwe – wyszeptała.
- Madlene, zostań ze mną. – Poprosił blondyn, wstając i wyciągając w jej stronę rękę. – To tylko chora obsesja mojej siostry, nie moja. – Tłumaczył się.
- Nie! – Pisnęła dziewczyna i wybiegła, trzaskając drzwiami komnaty.
- Aislin! – warknął głośno Aruś, zaciskając dłonie w pięści. – Tym razem ja się z tobą zabawię!
***
Od wizyty w Apus minęło kilka dni. W Orion widać było gołym okiem wiosnę, która panowała tu od parunastu dni. Wiśnie właśnie rozkwitały, a słońce wisiało wysoko na niebie, obserwując mieszkańców z góry.
Aruś znów siedział na swoim tronie z kielichem wina w ręce i wpatrywał się tępo w ścianę, rozmyślając o Madlene, którą był zmuszony pozostawić w Apus nawet bez pożegnania i przeprosin. Aislin wpatrywała się z kolei w Rever, kwitnące w nim wiśnie i taflę jeziora, w którym odbijały się promienie słońca.
- Coś taki zamyślony? – mruknęła blondynka, głaszcząc delikatnie Mefisto po uszach, które dziś wyjątkowo położył po sobie. – Jesteś taki odkąd przyjechaliśmy z Apus. – Dodała po chwili.
- Nie twoja sprawa – burknął pod nosem chłopak, wzdychając cicho i pociągając z kielicha łyk wina, jednak nawet ono nie pozwalało mu zapomnieć o szatynce z krainy rajskich ptaków. – Wyrzuć ją z myśli, wyrzuć – mruczał do siebie.
- Mówiłeś coś? – Lin uśmiechnęła się delikatnie, zerkając ukradkiem na zajączka, który przymknął z zadowoleniem czerwone ślepia.
- Nie – warknął Arcadius, niezadowolony, że siostra usłyszała jego mamrotanie.
- Mogę już sprowadzić moją Gwardię? – spytała blondynka.
- Nie – odpowiedział stanowczo następca tronu. – Trzeba było nie torturować tego chłopaka z Apus – prychnął.
- Nie moja wina, że mnie wkurzyłeś! – Oburzyła się. – Wolałeś zjeść obiad z tą panienką z okienka niż ze mną!
Aruś przewrócił oczami ze znużeniem.
- Co nie zmienia faktu, że zabiłaś kolejnego niewinnego człowieka – mruknął. – I to w miejscu, gdzie każdy to słyszał.
- Spokojnie, dobrałam odpowiednie słowa. – Zaśmiała się cicho Aislin. – A Mefisto zjadł wszystko. – Zajączek zastrzygł uszami, jakby potwierdzał jej słowa.
- Mała, wredna sadystka – burknął pod nosem blondyn, zaś jego myśli znowu przeszły na Mad. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem, wspominając jej śpiew. Oddałby wszystko, żeby usłyszeć go jeszcze raz.
- Aruś, wyglądasz jakbyś znowu planował gwałt na marchewce. – Odezwała się nagle dziewczyna. – Twoje zachowanie można by też porównać do stanu zakochania, ale – nie oszukujmy się – mój brat nie mógł się zakochać. – Zachichotała, ale widząc, że chłopak jej nie słuchał, ale dalej wpatrywał się tępo w ścianę, odwróciła się w jego stronę i zmrużyła oczy. – Zakochałeś się? – spytała.
Nie odpowiedział, co Lin uznała za wystarczający znak na to, że to prawda. Jej brat właśnie kogoś pokochał. 
- Prędzej podejrzewałabym gwałt na marchewce – mruknęła.
- To było tylko raz! – prychnął cicho Aruś. – I wypiłem odrobinę za dużo wina. – Dodał po chwili.
- Winny się tłumaczy. – Zaśmiała się cicho Aislin, jednak po chwili spochmurniała i zamyśliła się. – Więc jednak się zakochałeś - westchnęła. 
Arcadius znów nie odpowiedział, ale pociągnął łyk wina z kielicha i uśmiechnął się sam do siebie na wspomnienie oczu Mad, niebieskich niczym lazurowe jezioro na zachodzie. 
- I ci z tym zrobisz? – Lin przekrzywiła głowę i spojrzała na brata z nieukrywaną ciekawością.
Blondyn natychmiast spochmurniał.
- Nic – burknął. – Madlene została w Apus, podczas gdy ja jestem tutaj – odpowiedział. 
- I zamierzasz tak po prostu zostawić dziewczynę, którą pokochałeś? – Blondynka uniosła brew ze zdziwieniem.
Jednak w odpowiedzi usłyszała ciszę. Prychnęła cicho pod nosem i ściskając Mefisto w objęciach, wyszła, trzaskając drzwiami. Aruś nawet nie zdążył zapytać, gdzie idzie, ale czy naprawdę go to obchodziło? Teraz skupiał się bardziej na oczyszczeniu myśli z pewnej osoby, o której nie mógł zapomnieć.
***
Madlene stanęła pod potężnymi drzwiami prowadzącymi do zamku i wzięła głęboki oddech. Nigdy jeszcze nie była w zamku w Orion, więc nie znała jego wnętrza. Chociaż widok z zewnątrz zrobił na niej ogromne wrażenie.
Została tutaj wezwana przez rodzinę królewską. Domyślała się, że przez Arcadiusa, jednak w jakim celu? Przeskrobała coś? A może przypomniał sobie o tym, że to przez nią spadł z drzewa i teraz chciał ją skazać na śmierć?
Jęknęła cicho, a stojący przy wrotach strażnicy zmierzyli ją złowrogim, surowym wzrokiem, który miał jej przypomnieć, że stoi właśnie przed zamkiem króla. Dziewczyna zaczerwieniła się lekko i wyciągnęła dłoń w kierunku drzwi, aby je otworzyć i wreszcie mieć to za sobą. Jednak wrota otworzyły się i ukazała się w nich blondynka, która razem z Arusiem przybyła do Apus. Jego siostra, jak zdołała zapamiętać Mad. Siostra, której pasją były tortury.
- Witaj. – Przywitała się Aislin, uśmiechając się delikatnie w stronę gościa. Zajączek siedział na jej ramieniu i grzmocił Madlene wzrokiem, który mógł równie dobrze mówić, że ją zje.
Szatynka wycofała się powoli do tyłu i wysiliła się na słaby uśmiech, który jednak bardziej przypominał grymas niezadowolenia.
- Dzień dobry – odpowiedziała cicho, obserwując dziewczynę uważnie.
Lin przewróciła oczami i chwyciła nagle dłoń Mad, ciągnąc ją za sobą w stronę ogrodu.
- To ja cię tu sprowadziłam, nie mój debilny brat – mruknęła pod nosem, uprzedzając jej pytanie. – Sytuacja przedstawia się następująco – westchnęła. – Aruś się w tobie zakochał, a przez akcję w Apus zakazał mi sprowadzać moją Gwardię. – Wytłumaczyła. – Dlatego jeśli cię do niego sprowadzę, może odwoła zakaz, a ja znowu będę się mogła bawić. – Zaśmiała się cicho. Co prawda odrobinę skłamała z tym, że sprowadziła Naffencjuszkę po to, aby jej brat odwołał zakaz, ale nie mogła się przyznać do tego, że chce ich spiknąć. Wtedy zaprotestowaliby natychmiast, a z jej misternego planu nici.
- Jesteś sadystką – wyszeptała Mad. – I psychopatką. – Dodała po chwili.
- Owszem – westchnęła Aislin, uśmiechając się. – Jednak jako nieliczna z Zająców nie jestem szaraczkiem. – Zaśmiała się cicho. – Może dlatego, że do Lepus trafiłam przypadkiem.
- Gdzie mnie prowadzisz? – spytała szatynka, zerkając na towarzyszkę. Co prawda widziała przed nimi wiśnie, jednak ciągnięcie kogoś do miejsca, gdzie drzewa wszystko zasłaniają i stwarzają idealne miejsce do morderstwa było podejrzane.
- Do Rever – odpowiedziała dziewczyna. – To taki nasz królewski ogród. Powinien ci się spodobać.
- A- Ale dlaczego mnie tam bierzesz? – Madlene zatrzymała się gwałtownie i spojrzała z ciekawością na blondynkę. – Przecież to królewski ogród. – Zauważyła. – A mieszkańcy nie mogą do niego wchodzić od lat – burknęła, przypominając sobie, jak służba w zamku rozmawiała o zamknięciu Rever dla poddanych.
- To my zamknęliśmy go dla innych. – Lin przewróciła oczami i chwyciła ją za rękę mocniej, ciągnąc dalej mimo protestów. – Dlatego mogę zdecydować, kto tu wejdzie, tak?
Naffencjuszka zamilkła, czując, że nie wygra. Nie warto było zresztą zadzierać z kimś, kto jest członkiem rodziny królewskiej i w dodatku lubi tortury. Zawsze można wtedy skończyć w grobie.
Kiedy dziewczęta dotarły do wejścia w wiśniową alejkę, Aislin westchnęła cicho i zerknęła ukradkiem na Madlene.
- Swoją drogą, przepraszam za tą akcję w Apus – mruknęła niechętnie. – Ale Aruś dobrze wiedział, co się stanie, jeśli mnie zdenerwuje – prychnęła cicho.
Szatynka skinęła głową, rozglądając się wokół. Wiśnie zakwitały w przeciwieństwie do tych z krainy rajskich ptaków, które już przekwitły. Jak cudownie było zobaczyć znów ich zakwitnięcie.
Aislin zmierzyła wzrokiem Mad, po czym położyła palec na ustach i zamyśliła się.
 - Wyglądasz dobrze. – Stwierdziła w końcu, po czym spojrzała dziewczynie w oczy. – Posłuchaj. – Oznajmiła pełnym powagi głosem. – Za wiśniową alejką jest jezioro. Jeśli znam mojego brata, a znam go dość dobrze, powinien tam teraz siedzieć. – Wyjaśniła. – Dlatego zrób coś. Nie wiem, zaśpiewaj mu? – westchnęła. – Czekał na to już długo.
Madlene zerknęła w głąb wiśniowej alejki, której końca nie było widać.
- Dlaczego miałabym to zrobić? – spytała, unosząc brew.
- Kochasz go? – Aislin patrzyła na nią ze śmiertelną powagą, a jej oczy zaiskrzyły się nieznacznie.
Mad zarumieniła się i spuściła wzrok.
- A więc kochasz. – Zaśmiała się cicho blondynka. – Idź do niego. – Uśmiechnęła się ciepło i popchnęła lekko towarzyszkę do przodu, po czym sama gdzieś zniknęła.
Naffencjuszka ruszyła więc niepewnie w głąb Rever. Wokół niej roztaczał się cudowny zapach kwiatów wiśni, świerszcze zaczęły swoje wieczorne już koncerty, sprawiając, że dziewczyna zaczęła podśpiewywać cicho, zachwycając się pięknem tego miejsca, jakie dano jej było oglądać. Z czasem jednak drzewa zaczęły się przerzedzać, aż w końcu Madlene zobaczyła jezioro, w którego tafli odbijał się księżyc wiszący na granatowym niebie. Obok niego migotały radośnie gwiazdy.
Aruś siedział przy brzegu, wpatrując się w rosnącą na środku jeziora wiśnię, która była inna niż wszystkie. Szatynka słyszała o nim. Biała Wdowa, mimo tego, że prawie nikt z mieszkańców jej nie zobaczył, była legendą w całym Orion. Wciąż nie zakwitła.
Chłopak obrócił się, słysząc nieustający śpiew, który wydawał mu się dziwnie znajomy, a jego oczy zaiskrzyły się z radości, kiedy zobaczył znajomą osobę.
- Madlene? – spytał, nie wierząc w swoje szczęście. – Co tu robisz? – spytał cicho.
- Nie wiem. – Zaśmiała się dziewczyna i usiadła obok blondyna, również wpatrując się w drzewo na środku jeziora. – Coś mnie tu przygnało.
- Może przeznaczenie? – Uśmiechnął się Arcadius.
- Może – odpowiedziała szatynka, zerkając ukradkiem na jego twarz. Jego uśmiech przypominał ten, jaki można było dostrzec u dziecka. Tylko dodawało mu to uroku.
- Pięknie, prawda? – wyszeptał Aruś, na co w odpowiedzi Mad skinęła głową, jednak wciąż wpatrywała się w chłopaka. Kiedy to zauważył, spojrzał jej w oczy i uniósł brew. – Coś nie tak? – zapytał.
- Nie, wszystko dobrze – mruknęła dziewczyna, rumieniąc się, lecz nie odwracając wzroku.
- Wyglądasz pięknie. – Uśmiechnął się ciepło blondyn, a jego dłoń niby przypadkiem napotkała rękę szatynki, która odruchowo splotła z nią palce.
- Wiesz, Aruś? – Na twarzy Madlene zagościł uśmiech, zaś oczy błyszczały się niczym dwie gwiazdy. – Kocham cię. – Zaśmiała się cicho, jednak jej serce przyspieszyło pod wpływem nagłego wyznania. Dlaczego w ogóle to powiedziała? Zaczęła żałować impulsu i poniesienia się chwili.
- Ja ciebie też. – Chłopak odwzajemnił uśmiech i ścisnął mocniej jej dłoń.
Dziewczyna nie myśląc nawet długo, przybliżyła się do jego ust i złożyła na nich delikatny i nieśmiały pocałunek, który Aruś odwzajemnił. Księżyc oświetlał ich twarze, a świerszcze koncertowały dalej, nie wiedząc nawet, że właśnie dwa serca złączyły się.
I nawet Biała Wdowa, czując unoszącą się w powietrzu miłość, postanowiła nagle wypuścić swoje pąki i ukazać światu swoje piękno, zaś czająca się gdzieś w koronie wiśni blondynka uśmiechnęła się szeroko i pogłaskała zajączka siedzącego obok niej na gałęzi drzewa.
- I żyli długo i szczęśliwie – wyszeptała.







3 komentarze:

  1. Dziękujemy Naff za przemówienie Ci do rozumu!

    A już myślałam, że zacznie się od słów: "Dawno, dawno temu w odległej galaktyce..." Ostatnio oglądałam zwiastun siódmej części Gwiezdnych Wojen i się zastanawiam, co to będzie. Bo na pewno nie najlepsza część. Raczej jedna z gorszych. Czyli najgorsza. Disney niszczy mi klasykę. Szlag.

    Orion! Mój ulubiony gwiazdozbiór :3
    Twój świat na razie jawi mi się niczym Śródziemie Tolkiena - tak, Silmarilion niszczy mi mózg, ale obiecałam sobie, że go przeczytam do końca.
    Panuje harmonia, która pewnie coś zaburzy.
    Daisy? Serio? Dlaczego w tym momencie ja mam w głowie Kurosakiego?! God.
    "Cała Gwardia goni za tobą jak smoki za emigrującymi kaczkami." - glebłam! <3
    Mefisto. Morderczy czarny królik o czerwonych oczach. Luckowi się ludzcy słudzy znudzili i teraz ma króliczych?
    Stepujące Karaluchy? Plotkujące Świetliki? Buahahahaha!
    "Przeklęty rum z Czarnobyla!" - <3
    O rany, "you're one in a milion"! Piosenka Naffrusia! Ach <3 Aż sobie musiałam ten fragment zaśpiewać :3
    "M- Madlene z rodu Naffencjuszy" - :D
    " I Mefistoteles Amadeusz Kica" - glebłam po raz drugi.
    Nie ma to jak spadanie z drzew. Ja nigdy nie spadłam, a przez tyle lat się wspinałam na czereśnie na podwórku. Bo mnie te drzewa lubiły, ich najwidoczniej nie. Huehuehue.
    "Po obfitym obiedzie Arcadius wylądował razem z Mad w jego sypialni." - to wcale nie brzmi dziwnie. Wcale.
    Okay, Aislin mnie przeraża. Co ona robi tym chłopakom?! Okay, wolę nie wiedzieć. Jak to kiedyś powiedziała Rose: "Niewiedza bywa zbawieniem".
    Torturuje mężczyzn, zabija ich, a morderczy zając zjada zwłoki? Całkiem normalne. God, mdli mnie. I to ja bywam przerażająca, gdy obcinam ofiarom palce. Taa.
    Gwałt na marchewce?! Królik, co Ty ćpałaś podczas pisania?
    Aww ^___^ Świetne! God, aż się teraz uśmiecham, końcówka, jest taka słodka!

    Ja chcę więcej króliczkowych shotów!
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już komentowałam na fejsie to cudowne dzieło sztuki i w ogóle! Najlepsiejsza scena to ta ze spadaniem z drzewa XD! Spadanie z drzewa takie w stylu Naff! Tyle razy z nich już spadła! I w ogóle cały opis krainy i morderczego rodzeństwa (Aruśliczek? XD wtf) i... i szkoda, że tak mało! XDDD brałabym więcej! Znaczy czytałabym! Ueee. Ogólnie króliczkowe shoty są boskie. Muszę się od ciebie nauczyć pisać shoty ;____; moje są jakieś zdechłe! I wcale nie uważam, ze ten shot był nieśmieszny! Na dodatek się cały czas rumieniłam huhuuh >D!
    A teraz czekać na 39 rozdział *się jara* >D!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rever, kraj kwitnącej wiśni. Uwielbiam <3
    - Aruuuuś! *czy tylko ja mam skojarzenia? :P
    Aislin jest trochę przerażająca, i ten królik... czy on naprawdę chciał pocałować Arcadiusa? hehe. Mefisto, no nie mogę, chyba nie widziałam tak przedstawionego szatana jeszcze :D
    - Przesyłam wiadomość od Stepujących Karaluchów. – Oświadczył łamiącym się głosem. – Wygląda na to, że połączyli siły z Plotkującymi Świetlikami. – Dodał. *poważnie? buahahaha.
    - Przeklęty rum z Czarnobyla! *Chryste Panie, skąd Ci się to bierze :P
    Spadłeś z drzewa? UUU, dziewczyna się spodobała, czyż nie? Romans wisi w powietrzu coś tak czuję :D
    - M- Madlene z rodu Naffencjuszy *hihi, znowu mam skojarzenia.
    - I Mefistoteles Amadeusz Kicaj *doprawdy? ale w sumie skoro rodzina królewska, to nazywać się musi dostojnie też :D Masakra, ja nie wiem co się dzieje w tej Twojej głowie - jakby tam wleźć, to chyba w takim labiryncie ugrzęźniesz, że się kurwa zgubisz na wieki haha. Uwielbiam Cię <3
    Po obfitym obiedzie Arcadius wylądował razem z Mad w jego sypialni. *Cleo, oczywiście, że to brzmi dziwnie :D Jak już Edzia widzi, to nie ma to tamto :P
    - Zaśpiewaj mi – mruknął Aruś, zamykając oczy *w sypialni z dziewczyną to mi to nie brzmi jakoś, spodziewałabym się czego innego raczej - i znowu się zwracam do Cleo, sorry :D
    Aj ta niedobra Lin, kobietę mu spłoszyła no hehe.
    Następca tronu coś zamyślony, uhu hu :P
    - Aruś, wyglądasz jakbyś znowu planował gwałt na marchewce *hły hły, ja po pijaku też różne dziwne rzeczy robię, ale aż tak to się jeszcze nie upiłam chyba :P
    - I zamierzasz tak po prostu zostawić dziewczynę, którą pokochałeś? – Blondynka uniosła brew ze zdziwieniem. *no właśnie ja też. Chłopie, rusz dupę w troki i mnie nie denerwuj :D
    Fakt, od czego się ma siostrę... W sumie to po Lin bym się nie spodziewała, ale może nie jest taka zła. Ma dziwne upodobania, racja, ale jak chodzi o rodzinę, to pewnie dobrze mu życzy. Już mi się nie wydaje taka przerażająca jak na początku :)
    - Kochasz go? – Aislin patrzyła na nią ze śmiertelną powagą, a jej oczy zaiskrzyły się nieznacznie.
    Mad zarumieniła się i spuściła wzrok.
    - A więc kochasz. – Zaśmiała się cicho blondynka. – Idź do niego. – Uśmiechnęła się ciepło i popchnęła lekko towarzyszkę do przodu, po czym sama gdzieś zniknęła. *kobieta zawsze kobietę zrozumie :P
    - Wiesz, Aruś? – Na twarzy Madlene zagościł uśmiech, zaś oczy błyszczały się niczym dwie gwiazdy. – Kocham cię. – Zaśmiała się cicho, jednak jej serce przyspieszyło pod wpływem nagłego wyznania. Dlaczego w ogóle to powiedziała? Zaczęła żałować impulsu i poniesienia się chwili.
    - Ja ciebie też. – Chłopak odwzajemnił uśmiech i ścisnął mocniej jej dłoń. *a nie mówiłam? <3 :D
    I nawet Biała Wdowa, czując unoszącą się w powietrzu miłość, postanowiła nagle wypuścić swoje pąki i ukazać światu swoje piękno, zaś czająca się gdzieś w koronie wiśni blondynka uśmiechnęła się szeroko i pogłaskała zajączka siedzącego obok niej na gałęzi drzewa.
    - I żyli długo i szczęśliwie – wyszeptała. *wiedziałam, że zakwitnie. Łuhu :D

    Że ja nie umiem nawet czegoś takiego napisać. Zazdraszczam - jak ja to mówię hły hły. Cudowne! :*

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^