No cóż, rozdziału dzisiaj nie będzie, na Naffstleya sobie poczekacie, a to dlatego, że mam tylko jeden rozdział w zapasie i wolę go na razie zachować. Jak tylko skończę shota wezmę się z powrotem za czterdziestkę, trzy dni wolnego powinny mi w tym pomóc. A tymczasem można sobie poczytać Naffrusiowego shota pisanego na 2 kwietnia. Jakoś tak nie chciałam go publikować, bo troszku... inny, mało śmieszny jak na mnie, że tak powiem i dlatego, że miał być tylko dla Naff, ale jak to stwierdziła - mój shot, mogę go publikować. A będzie to idealna przerwa od zawikłanej akcji *tak bardzo* Łowcy. So indżoj, nie przedłużam.
Dawno,
dawno temu, kiedy światem rządziły jeszcze gwiazdy, a świat porastała pachnąca
i kolorowa roślinność, szczycąca się licznymi właściwościami leczniczymi,
pośród szumiących radośnie w dolinach rzek i potoków oraz lasów pełnych
zielonych drzew kołyszących się na wietrze, za pokrytymi lodem górami,
dotykającymi swoimi wierzchołkami nieba czaiło się rozległe królestwo Orion. Dzieliło
się ono na cztery krainy: Lepus, Serpens, Vulpecula i Apus, zaś ich granice
wyznaczała przepływająca między nimi Miracle, czyli rzeka cud, której woda
uzdrawiała prawie każde rany. Każdemu państwu przypadł choć jej skrawek, przez
co ustały dawne bitwy i walki, a między ludźmi panował pokój, który utrzymywał
się tutaj zresztą nieprzerwanie od dziesiątków lat.
Lepus
– czyli kraina zająca – była najstarszą częścią królestwa Orion. Mieszkali w
niej przeważnie mili ludzie o dobrym sercu, służący pomocą nawet w największym
problemie. Skromni i życzliwi, nie potrzebowali do życia wiele – ich wioski
były więc niezbyt wielkie, zaś mieszkania nie były szczególnie ozdobne.
Utrzymywano tu prosty wygląd przeciętnej wioski, którą można było odwiedzić na
dalekim południu – różniły się jednak od Lepus wnętrzem, które w innych
wioskach pozostawało wciąż skromne i na swój sposób puste, podczas gdy w
krainie zająca było ono bogate i wręcz magiczne.
W
Serpens, czyli krainie węża, mieszkali najpodlejsi ludzie w całym królestwie.
Specjalizowali się w oszukiwaniu i zwodzeniu innych, pełzając wśród wysokiej
trawy, by w końcu zaatakować i zniszczyć ofiarę. Pochodzili stamtąd zazwyczaj
szpiedzy i zwiadowcy, lecz nigdy nie można im było ufać do końca. Byli po
prostu złymi ludźmi – a przynajmniej duża część mieszkańców tej krainy, bowiem
nie należało wrzucać wszystkich do jednego worka z etykietką „stereotypowi
Serpensi”.
Wśród
rozległych nizin na zachodzie rozciągało się z kolei Apus, kraina rajskich
ptaków. Jej mieszkańcy byli optymistyczni, lecz często bujali w obłokach, zaś w
ich mieszkaniach można było znaleźć parę błyskotek, niczym te, które sroki
lubią ukrywać w swoich gniazdach. Do Apus przybywały latem rajskie ptaki, które
gościły tam aż do początku jesieni – stąd też nazwa tejże krainy. Choć trzeba
było też przyznać, że jej mieszkańcy przypominali swoim zachowaniem beztroskie
ptaki, które odlatują myślami gdzieś w chmury.
Velpecula
była najniżej położoną krainą spośród wszystkich. Kraina lisa szczyciła się
tym, że jej mieszkańcy byli sprytni, bystrzy i przebiegli, a miejsce ich
zamieszkania przypominało norę, w której chcieli schronić przed innymi swoje
skarby i własną osobę. Większość zamieszkujących Velpeculę ludzi miało – jak
można by się zresztą spodziewać – rude lub ognistoczerwone włosy, wyróżniające
ich z tłumów.
Każdą
z krain można było rozpoznać po zachowaniu i sposobie bycia, dlatego też
niepotrzebne były oznakowania poszczególnych osób, tak jak znakowało się bydło
w zagrodach, aby rozróżnić ich przynależność. Krainy mimo różnic żyły w
zgodzie, a wszelkie konflikty – nawet te małe i nieznaczne – rozwiązywano od
razu. Orion był istną utopią, w której prawie każdy był szczęśliwy i prowadził
dostatnie życie. Poszczególne krainy znały się nawzajem i tak jak Zające
potrafili przejrzeć na wylot podstępy Lisów, tak Rajskie Ptaki doskonale
sprowadzały na dobrą ścieżkę Węże. Dobro współżyło ze złem, dopełniając się i
tworząc spójną całość.
Królestwo
położone było w większości na nizinach, jednakże jego część ulokowała się na
wyżynach i wzgórzach. Na największym z nich wybudowano okazały zamek,
stanowiący siedzibę królów, rządzących Orionem od stuleci. Budowlę wykonano z
czarnego niczym noc kamienia, wydobywanego w kopalniach jedynie na północy
kraju, niezwykle rzadkiego i trudnego do zdobycia, który nocą wydawał się
stanowić jedność z panującą ciemnością i mrokiem. Gdzieniegdzie pobłyskiwały w
słońcu diamentowe szyby, w których to władcy tak bardzo upodobali sobie
spoglądanie na swoje królestwo, zaś wieże wznosiły się ponad chmury, jakby ich
szczyt znajdował się już nie na ziemi, ale w niebie. Drzwi były tutaj otwarte
od świtu do zmierzchu, stojąc otworem dla ludności poszukującej pomocy. Wokół
zamku roztaczały się łąki tak zielone, że mogłoby się wydawać to sprawką
pomocnych chochlików, które po zmroku pieczołowicie malowały trawę pędzlami,
gdzieniegdzie rozjaśniając ją lub przyciemniając. Od strony zachodniej przechodziły
one następnie w sporych rozmiarów park, stworzony z rozkazu rządzącej kiedyś
królestwem królowej Daisy, pierwszej żony króla Fiore’a XXI, dzięki to któremu
królestwo porosła niezliczona ilość kwiatów, które powieszone nad drzwiami
mieszkań miały odstraszać złe duchy.
Park
ten – zwany po łacinie Rever, czyli sen – otwierała alejka drzew wiśniowych,
zakwitających wiosną. Po pewnym czasie rozszerzała się ona, tworząc okrąg,
pośrodku którego znajdowało się krystalicznie czyste księżycowe jezioro, zaś w
jego tafli odbijały się korony drzew, smaganych delikatnym wiatrem. Dokładnie
na jego środku usypano wysepkę z czarnego piasku pustyń nocy, w którym to
znajdowały się korzenie jednej z najrzadszych roślin tego świata – Białej Wdowy,
gwiezdnej wiśni o srebrzystych płatkach kwiatów i białej niczym śnieg korze.
Zakwitała ona jedynie raz na tysiące lat, w dodatku nieregularnie. Dlatego też
każdy, kto zobaczył ją w pełni jej piękna, uważany był za wybrańca i
zwiastowano mu szczęście na kolejne lata.
Jeśliby udać się dalej, drzewa wiśniowe ustąpiłyby
miejsca innym roślinom, które dawały schronienie przed słońcem w gorące
sierpniowe dni, służąc cieniem rzucanym przez swoje korony. Te również tworzyły
długie alejki, wywołujących niesamowite wrażenie na gościach odwiedzających
park, jednak nie dorównywały one alejce wiśniowej, która była najbardziej
uwielbiana przez wszystkich władców od czasów utworzenia parku. Nie bez powodu
była niegdyś znana w całym królestwie. Pamięć o niej zanikła dopiero parę lat
temu, kiedy to zamknięto park dla zwykłych, szarych ludzi, którzy w końcu
zapomnieli o niesamowitym widoku i aurze, którą rozsiewały wokół kwitnące w Rever
wiśnie.
Skręcając
w jedną z licznych bocznych uliczek, można było dotrzeć do niewielkiego stawu z
łabędziami pływającymi po jego lustrze. Obok znajdowała się sporych rozmiarów
altanka z jasnego drewna, na której to tak bardzo lubiły czasem przysiadać
motyle fruwające nad ogrodami wiosną i latem. Cieszyły wtedy oko swoją
różnobarwnością i pięknem, kiedy już zebrały się w większą grupę, która
wypłoszona ze swojego schronienia w kwiatach przelatywała nad stawem. Wyglądała
wtedy niczym kolorowa chmura, przemieszczająca się w zawrotnym tempie, aż w
końcu zanikała, kiedy motyle rozpraszały się, każdy w inną stronę, by ponownie
osiąść na innym kwiecie.
W
ogrodzie rosło też parę rzadkich gatunków roślin, uporządkowanych tam według
idealnej harmonii, która miała wprowadzić magiczną atmosferę – a przynajmniej
tak głoszono w legendach. Róże, stokrotki, magnolie, goździki i masa innych
kwiatów rozbrzmiewały swoją paletą kolorów i sprawiały, że w powietrzu unosił
się co prawda lekko zmieszany, lecz piękny zapach. Tworzyły kwiecisty plac i
były jedyną częścią parku, gdzie ustawiono misternie rzeźbione białe ławki,
służące zmęczonym już przechodzeniem się przybyszom. Wieczorami całość
rozświetlał jedynie księżyc oraz gwiazdy, zaś czasami oprócz nich – świetliki,
lubujące się w krążeniu nad księżycowym jeziorem.
Orion
nieprzerwanie od stuleci był krainą szczęścia i radości. Panujący władcy
starali się dogodzić swoim podwładnym w największym stopniu, odsuwali na bok
wszystkie wojny, panujące na dalekim wschodzie, troszczyli się o to, aby ich
następcy byli godni tronu królewskiego. Wszystko było idealne i perfekcyjne.
Przynajmniej
do czasu, kiedy w zamku nie znaleźli się Arcadius i Aislin, potomkowie króla Hodge’a,
jednego z najbardziej walecznych władców królestwa. Przybyli oni tutaj niedługo
po śmierci swojego ojca, który zginął na wojnie, prowadzonej na wschodzie – nie
mógł już dłużej trwać na tronie i dbać o pokój, więc udał się na bitwę, gdzie
głowy pozbawił go jeden z Węży. Odszedł w świadomości, że na świecie zostawia
jedynie swojego syna, żyjącego na królewskim dworze od urodzenia.
Nie
wiedział o młodszej od niego córce, która urodziła się i wychowała w Lepus pod
opieką jednej z hrabin. Aislin dorastała w nieświadomości o swoim królewskim
pochodzeniu, aż w wieku piętnastu lat nie zobaczyła swojego braciszka na
audiencji po śmierci króla. Sama nie wiedziała jak, jednak od razu poczuła, że
są ze sobą związani. Po paru tygodniach przeszukiwania papierów, badaniach krwi
i porównywania pod względem genów, okazało się, że Arcadius i Aislin naprawdę
są rodzeństwem. Zamieszkali razem w zamku i tam prowadzili razem swoje spokojne
życie, czekając na koronację przyszłego władcy, jedynego syna Hodge’a III,
Arcadiusa.
I
podczas gdy jeszcze niedawno wszystko utrzymywało się w ryzach harmonii, ładu i
szczęścia, tak teraz wszystko runęło, pozostawiając jedynie odłamki
przeszłości.
-
Aruuuuś! – Po całym zamku rozległ się nieco piskliwy, zirytowany głos, który
dobiegał z komnaty królewskiej. Kamienne ściany przytłaczały, a na jednej z
nich wywieszono wielką, błękitną flagę z wyhaftowaną na niej gwiazdą – Orionem,
symbolem królestwa. Zaraz przed nią ustawiono dwa trony, wykonane z czarnych
diamentów, błyszczących się w świetle wpadającym przez wielkie okna, z których
roztaczał się idealny widok na Rever. Na jednym z nich siedziała ubrana w
długą, niebieską suknię z dodatkami bieli młoda dziewczyna, na oko szesnastoletnia.
Miała długie do ramion włosy w odcieniu mysiego blond, zaś długie nogi wyłożyła
na jeden z podłokietników tronu, na którym ułożyła się bokiem. W wyciągniętych
przed siebie rękach trzymała małego zajączka, który spokojnie mógłby się
zmieścić w rozpostartej dłoni, o czarnej jak smoła sierści i czerwonych oczach,
który wyglądał bardziej jak pomiot Szatana aniżeli milutkie zwierzątko. Zielone
oczy dziewczyny utkwiły w nim swój znudzony czekaniem wzrok, zaś usta wygięły
się w grymasie niezadowolenia.
W
drzwiach komnaty stanął wysoki chłopak, o szczupłej sylwetce, roztrzepanych,
wypłowiałych blond włosach i wystających kościach policzkowych. Na jego twarzy
malowało się nikłe zdenerwowanie, zapewne dlatego, że musiał przerwać czytanie
jednej ze swoich ulubionych ksiąg. Nieco pochmurne oczy w ciemnym odcieniu
niebieskiego wlepiły się w dziewczynę wyłożoną na tronie, a z ust wydobyło się
ciche westchnienie.
-
Czego znowu? – mruknął z niezadowoleniem, zakładając na białą koszulę bogato
przyozdobioną pelerynę wykonaną z czerwonego materiału przyjemnego w dotyku.
Wokół obszyta ona była charakterystycznym dla władców futrem z gronostajów,
które dodawało wdzięku i dostojności. Co rusz jeden ze zdobiących ją klejnotów
odbijał światło, które rozświetlało kolejne zakamarki komnaty. Wyglądał niczym
prawdziwy następca tronu ze swoim chłodem wypisanym na twarzy i powagą.
Wzrok
dziewczyny przeniósł się ze zwierzęcia na zmierzającego w stronę drugiego z
tronów chłopaka. Ułożyła na swoim brzuchu zająca, który wpatrywał się w
przybysza z ciekawością. A może była to po prostu iskra, która miała mówić coś
w stylu: „chętnie bym cię zjadł”. Kto wie, co siedziało w głowie niewinnego
zajączka?
-
Za chwilę zacznie się audiencja – westchnęła, przewracając oczami. – Wiesz,
wpada do nas tłum mieszkańców Orionu i skarżą się na to i owo. – Jej dłoń
powędrowała na grzbiet zwierzęcia i zaczęła ją delikatnie gładzić.
Aruś
zmrużył oczy i spojrzał na dziewczynę.
-
Aislin, ściągnęłaś mnie tu tylko po to, żebym wysłuchiwał próśb nędznych ludzi?
– Opadł na tron, wzdychając ciężko. – Jesteś wredna. – Dodał po chwili.
-
To przyszły następca tronu powinien tego wysłuchiwać! – Obruszyła się,
prychając na boku. – Nie jego siostra!
Blondyn
odwrócił wzrok i utkwił go w ścianie.
-
Kiedy ma się zacząć? – mruknął z nutką znudzenia w głosie i oparł głowę na
dłoni.
-
Punkt trzynasta – odpowiedziała Aislin, chichocząc cicho. – Z tego co
słyszałam, dziś są ich tłumy. Będziesz miał co robić.
Chłopak
warknął cicho pod nosem w odpowiedzi, wyrażając tym samym, jak bardzo jest
niezadowolony. Nienawidził audiencji i ciągłego wysłuchiwania lamentu
poddanych. Co niby miał z tym zrobić? Świat się przecież nie zmieni.
-
Jaką złotą radę wymyśliłeś na dziś? – Dziewczyna uśmiechnęła się, patrząc na
załamanego brata. Uwielbiała go wpychać w wir obowiązków, kiedy najmniej tego
chciał.
-
Jeszcze nie wiem – mruknął pod nosem. – Może wykorzystam jakąś starą? –
Zamyślił się.
-
W takim razie myśl szybciej. – Aislin wstała, biorąc zająca na ręce i rzucając
w stronę brata zdawkowe spojrzenie. – Za chwilę przyjdzie moja Gwardia, a
chciałam jeszcze usłyszeć radę dnia. – Oznajmiła z uśmiechem.
Arcadius
przeniósł na nią wzrok i uniósł brew ze znużeniem.
-
Gwardia? Znowu? – westchnął. – To już trzeci raz w tym tygodniu.
Dziewczyna
zaśmiała się i obróciła wokół własnej osi, zaś jej suknia powiała na wietrze
przez krótką chwilę, aż nie zatrzymała się, przybierając nieco mroczny wyraz
twarzy.
-
Uwielbiam moją Gwardię – odpowiedziała. – I to nie moja wina, że ostatnimi
czasy wszystko jest tak stresujące! – westchnęła teatralnie, zerkając w widok
za oknem.
-
Stresujące? – prychnął Aruś i pstryknął siostrze w czoło, uśmiechając się przy
tym jak dziecko. – Co dla ciebie jest stresujące, Lin? – spytał, pstrykając
jednocześnie palcami. Natychmiast pojawiła się para służących, które ukłoniły
się głęboko przed królewskimi potomkami, po czym spojrzały wyczekująco na
chłopaka. – Jeden kielich. Dość duży – mruknął, zaś służki od razu zrozumiały
jego rozkaz. Podczas gdy jedna z nich zniknęła od razu, druga zerknęła jeszcze
na Aislin, która jednak uśmiechnęła się, kręcąc głową i dopiero wtedy zniknęła
w drzwiach. Minęła się przy tym ze swoją przyjaciółeczką po fachu, która niosła
już w swoich zniszczonych pracą dłoniach złoty kielich, wypełniony winem, które
przy każdym jej kroku falowało, jakby miało zaraz wylać się na podłogę.
Naczynie powędrowało do rąk Arcadiusa, który podziękował skinięciem głowy.
-
Co jest dla mnie stresujące? – Powtórzyła pytanie blondynka, kiedy służąca
zniknęła za drzwiami. Przybrała zamyślony wygląd twarzy i przycisnęła do siebie
mocniej zajączka, jakby miało to jej pomóc w myśleniu. – To, że codziennie
muszę cię zapędzać do twoich obowiązków – mruknęła. – I wysłuchiwanie próśb
poddanych za ciebie też jest męczące, wiesz? – Uniosła brew i spojrzała na
brata. – To nie ja zostanę przecież przyszłym królem. – Zakończyła.
-
Ale zostaniesz przyszłą księżniczką. – Obruszył się Aruś i upił z kielicha łyk
napoju, rozkoszując się jego smakiem. – A jeśli dobrze się ustawisz, może
zwiążesz się z jakimś wpływowym hrabią? – Uśmiechnął się, jednak po chwili
westchnął ciężko. – Oh, zapomniałem. Przecież masz już w czym przebierać. Cała
Gwardia goni za tobą jak smoki za emigrującymi kaczkami. – Przewrócił oczami,
zirytowany.
-
Podoba mi się to. – Zaśmiała się perliście Aislin. – Dzięki temu nawet nie
domyślają się nawet, co ich czeka po przekroczeniu progu mojej komnaty. – Jej
usta wykrzywił iście diabelski uśmiech, a zając zastrzygł uszami, jakby zgadzał
się z właścicielką.
-
Bo wiedzą o tym jedynie ja, trójka katów z lochów i Mefisto – mruknął pod
nosem. – Jesteś jak kameleon z ukrywaniem tego, co robisz z chłoptasiami po
wybraniu ich z dziesiątek innych.
-
Jestem po prostu dobra w swoim fachu. – Odpowiedziała blondynka z pełną powagą
w głosie. – Wykorzystuję to. Jeszcze kiedyś będziesz mnie prosić o przysługę. –
Mrugnęła do niego porozumiewawczo.
-
Do czego to wykorzystujesz? – prychnął Arcadius, pociągając kolejny łyk wina,
którego słodki smak rozlewał się na języku. – Masz kolekcję niesamowitych
części ciała, o której nie wiem?
Aislin
przewróciła oczami i obróciła się do niego tyłem.
-
Mefisto lubi ludzkie mięso – mruknęła. – Myślisz, że z jakiego powodu tak
często cię kąsa? – Blondynka ułożyła zwierzątko na ramieniu, które zaczęło
skubać jej włosy. – Smakujesz bardzo dobrze. – Oznajmiła.
Aruś
odsunął na chwilę kielich od ust i spojrzał na siostrę z nieukrywanym
zdziwieniem.
-
A ty niby skąd to wiesz? – spytał, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę
podejrzliwości.
Lin
przewróciła oczami i uśmiechnęła się szeroko.
-
Przecież nie raz cię gryzłam, głupku – odpowiedziała. – Na pewno został ci po
tym jakiś ślad. Moje zęby są za ostre, żeby nie pozostawiły czegoś po sobie.
-
Nie oczekuj, że zacznę się przed tobą rozbierać! – Chłopak wycelował w jej
stronę oskarżycielski palec i zmrużył oczy. – Nie masz prawa mi rozkazywać! –
warknął.
Aislin
przewróciła oczami.
-
Zawsze będę twoją siostrą, Arusiu. – Zaszczebiotała słodkim do bólu głosem. –
Jeśli będziesz niegrzeczny, poszczuję cię Mefisto! – Pogroziła mu.
-
Jesteś idiotką – mruknął pod nosem Aruś, kręcąc w powietrzu kielichem i
wpatrując się w jego wnętrze. – Może Mefisto jest małym potworem, ale mnie nie
zabije.
-
Skąd ta pewność? – Dziewczyna obróciła się w jego stronę z szatańskim
uśmieszkiem i uniosła wyzywająco brew. – Wychowałam go przecież osobiście. –
Zachichotała.
Arcadius
chciał już otworzyć usta, aby się odgryźć, jednak rozległ się stukot potężnej,
złotej kołatki do drzwi głównych. Aislin zerknęła znacząco na brata, po czym
przeniosła Mefisto ze swojego ramienia w dłonie, gdzie głaskała go po lśniącym,
czarnym futerku.
-
Wejdź – odpowiedział władczym głosem blondyn, odstawiając kielich na
podłokietnik tronu i wlepiając spojrzenie ciemnoniebieskich oczu w wejście, w
którym to ukazał się niski, nieco przysadzisty mężczyzna o brodzie zawiniętej w
warkoczyk i rozwianych przez wiatr brązowych włosach. Musiał biec, świadczyły o
tym zarumienione policzki. Wyglądał na faceta koło czterdziestki, zaś jego
strój – eleganckie, zdobne szaty – wskazywał na to, że musiał być jedną z wyżej
postawionych osób w królestwie. Jego oczy w kolorze świeżo wywarzonego piwa
patrzyły to na Aislin, to na jej brata, jakby nie mógł zdecydować się, z którym
z nich miał porozmawiać. W końcu zdezorientowany utkwił wzrok w dziewczynie,
która westchnęła z rozczarowaniem.
-
To jednak nie moja Gwardia – mruknęła cicho.
-
Czego chcesz? – spytał Arcadius, lustrując wzrokiem przybysza. Jak dla niego to
koleś był już stracony. Złamał już jedną z zasad, które wysoko cenił – jako
pierwsze utkwił wzrok w jego siostrze. Musiał doskonale wiedzieć, kto był
następcą tronu, wolał jednak go zlekceważyć i wpatrywać się w Aislin niczym
cielę na malowane wrota. Zirytowało go to i mimo wszelkich obietnic, że będzie
stosunkowo miły chociażby dla urzędników, prychnął cicho pod nosem i uśmiechnął
się kpiąco, akurat w chwili, kiedy mężczyzna przeniósł na niego swój wzrok.
Urzędnik
zobaczywszy reakcję chłopaka, od razu poczuł, że zrobił źle i skłonił się tak
nisko, że jego czoło o mały włos nie dotknęło posadzki.
-
Wasza wysokość. – Zaczął skruszonym głosem, nie podnosząc głowy. – Nazywam się
Tyberiasz i…
-
I od razu przejdziesz do szczegółów, jak na grzecznego podwładnego przystało. –
Zaśmiała się cicho Lin, zasiadając na tronie obok brata. Co prawda miała ochotę
na zabawę ze swoją Gwardią, jednak wyglądało na to, że jeszcze trochę na nią
poczeka. A ten mały człowieczek, kłaniający się przed chłopakiem wyglądał na
dość ciekawego. Albo jej się zdawało, albo był nowy. Nie widziała go jeszcze
nigdy na zamku.
Tyberiasz
zmieszał się i wyprostował, patrząc się w oczy Arcadiusa, które jednak były na
tyle pochmurne, że mężczyzna odwrócił wzrok.
-
Z czym do nas przychodzisz? – westchnął Aruś, pociągając łyk wina z kielicha.
Nie spuszczał wzroku z przybysza, który wydawał się być wyraźnie
zdezorientowany obecnością dwóch osób w komnacie królewskiej. Tak, bez
wątpienia musiał tu gościć po raz pierwszy.
Mężczyzna
tkwił chwilę bez ruchu, jakby przetwarzał słowa, po czym zaczął gorączkowo
przeszukiwać kieszenie, by w końcu wyciągnąć z jednej z nich białą kopertę,
zapieczętowaną z tyłu. Wyciągnął w stronę chłopaka drżącą rękę i ponownie
uchylił czoło.
-
Przesyłam wiadomość od Stepujących Karaluchów. – Oświadczył łamiącym się
głosem. – Wygląda na to, że połączyli siły z Plotkującymi Świetlikami. – Dodał.
Aislin
klasnęła w dłonie, na co Tyberiasz poderwał się przestraszony do góry.
-
Świetnie! – Zaszczebiotała. – Nasze dwa ulubione zespoły, Aruś! – Zaśmiała się
cicho. – Jak myślisz, będą lepsi razem czy gorsi? – Zamyśliła się, kładąc palec
na ustach.
Arcadius
zbył ją machnięciem dłoni na boku i przyjął kopertę, patrząc na nią przez
chwilę w ciszy.
-
Co jest w środku? – spytał posłańca, wpatrując się nadal w wypisane na arkusiku
imiona: Aislin i Arcadius z rodu Krutcheriuszy. Nie wiedział, czego mogli
chcieć od królewskiej rodziny członkowie zespołu. Dofinansowania? Jeśli tak,
wyglądało na to, że kolejny zespół stoczył się na tyle nisko, aby prosić o
złoto samego władcę i jednocześnie automatycznie trafić na listę: „w sumie to
lubiłem, ale byli żałośni”.
-
Nie mam pojęcia, wasza wysokość – jęknął Tyberiasz, patrząc z trwogą na
chłopaka. Bał się jego reakcji na zawartość listu. Jeżeli byłaby to zła
wiadomość, wyglądało na to, że najlepszym rozwiązaniem byłaby ucieczka. Jednak
czy zdołałby uciec niezauważony, kiedy nawet malutki zając siedzący na dłoniach
Aislin przypatrywał mu się tak, jakby zamierzał go zjeść? Wzdrygnął się na samo
wyobrażenie tego. Czerwone oczy zwierzęcia przerażały go niemniej niż oczy
Arcadiusa. Teraz pozostawało tylko pytanie, czy dziewczyna jest przyjaźnie
nastawiona. Chociaż po jej uwadze o posłusznym podwładnym, można było
przewidzieć odpowiedź. Więc Tyberiusz stał przed następcą tronu, drżąc ze
strachu i czekając tylko na to, aż będzie mógł bezpiecznie czmychnąć.
Aruś
dotknął delikatnie palcem pieczęci, obrysowując jej zarysy, po czym
zdecydowanym ruchem oderwał ją od koperty, wyciągając pojedynczy arkusik
papieru znajdujący się w niej. Jego wzrok błądził przez chwilę, przesuwając się
po poszczególnych literach, aż w końcu blondyn uśmiechnął się lekko.
Tyberiasz
odetchnął z ulgą na ten widok. Wyglądało na to, że wiadomość była dobra, a jego
życie – bezpieczne.
-
Co tam pisze? – Aislin wydęła policzki z niecierpliwości i spojrzała
wyczekująco na brata. – Aruuuś, powiedz! – Rozkazała władczym tonem głosu, nie
mogąc już czekać na wiadomość zawartą w liście.
Arcadius
podniósł wzrok znad arkusiku papieru i spojrzał na posłańca, mrużąc złowrogo
oczy. W jednej chwili wrażenie, że w liście było coś dobrego znikło, przez co
Tyberiasz znów obawiał się o swoje przyszłe losy.
-
Panie, przepra… - Zaczął, schylając czoło po raz kolejny, drżąc delikatnie na
całym ciele.
-
Wyjdź – warknął chłopak, wskazując na drzwi, drugą ręką miętosząc wciąż w dłoni
arkusik papieru, który co chwila szeleścił i miął się coraz bardziej.
Mężczyzna
uniósł głowę i błyszczącymi się oczami wpatrywał się jeszcze przez chwilę w
następcę tronu, po czym szybkim krokiem opuścił komnatę, potykając się o własne
nogi. Kiedy drzwi zamknęły się za nim, Aislin naburmuszyła się jeszcze bardziej
i spojrzała złowieszczo na brata.
-
Co tam pisze? – spytała po raz drugi, zaś siedzący do tej pory spokojnie na jej
kolanach Mefisto zaczął się wiercić, jakby także chciał się dowiedzieć tego, co
było napisane w liście. Blondynka przełożyła zwierzątko na ramię, wzdychając
cicho.
Aruś
wcisnął do ręki Lin arkusik, sięgając po kielich i pociągając z niego łyk,
podczas gdy dziewczyna śledziła uważnie kolejne zdania, napisane wymyślnym,
ozdobnym pismem w kolorze czarnego atramentu. Im bardziej zagłębiała się w
lekturę, tym jej uśmiech stawał się szerszy, aż w końcu list wypadł jej z rąk,
a ona sama rzuciła się na brata z uściskiem.
-
Żarłoczne Tasiemce brzmi może dziwnie, ale to połączenie naszym dwóch
ulubionych zespołów! – Zapiszczała mu do ucha, na co on skrzywił się. – To
niesamowite, że zaprosili nas na ich pierwszy występ! – Jej ręce oplotły się
wokół jego szyi niczym wąż boa. – Jestem taka podekscytowana! – Zaszczebiotała
radośnie.
-
Matko, Aislin – burknął niezadowolony blondyn, próbując odsunąć od siebie
siostrę i jednocześnie nie rozlać wina. Jakby tego było mało, do jego ust
dobierał się Mefisto. Nie to, żeby chciał go pocałować, ale z drugiej strony: kto
wie, co siedziało w głowie niewinnego zajączka?
W
oczach sierści ucha błyszczały dziwne iskry, które najbardziej przypominały
chyba te spotykane u głodnych wilków. Iskry głodu i żądzy krwi.
Nieposkromionego instynktu, nad którym tak łatwo było stracić kontrolę,
trudniej było natychmiast ją odzyskać. Tak właśnie stało się w przypadku
zajączka, który zaczął zachowywać się niczym smok, który nie jadł przez wieki.
Skradał się powoli w stronę Arcadiusa, strosząc złowrogo sierść.
-
Lin, weź Mefisto od moich ust – jęknął, odsuwając się jak najdalej. Jednak nie
pomogło mu to zbytnio, tron ograniczał jego ruchy razem z wyłożoną na nim
niczym dusiciel siostrą.
Dziewczyna
westchnęła i usiadła na podłokietniku, łapiąc przy okazji w locie zająca, który
już chciał skosztować smaku nowej przekąski.
-
Nie podzielasz mojej radości – burknęła z niezadowoleniem.
Aruś
wygładził fałdy na swojej koszuli i pociągnął kolejny łyk z kielicha, myśląc po
raz kolejny, jak bardzo nienawidzi piekielnego zwierzaka.
-
Podzielam – mruknął. – Ale jakoś nie mogłem tego powiedzieć, kiedy leżałaś na
mnie, paplając cały czas o tym, jak to bardzo się cieszysz. I być może nie
zauważyłaś, ale Mefisto znowu się do mnie dobierał. – Posłał przepełnione
złością spojrzenie na zająca, który w objęciach swojej właścicielki stawał się
grzeczny i spokojny niczym baranek. – Dlaczego w ogóle z nami mieszka? – Uniósł
pytająco brew.
-
Bo go kocham. – Zaśmiała się perliście Aislin, przytulając mocniej gryzonia. –
Jest kochany i broni mnie od zawsze. – Uśmiechnęła się delikatnie.
Blondyn
przewrócił oczami i odstawił pusty już kielich na bok.
-
Wygląda na to, że czeka nas wycieczka do Apus – westchnął. – Trafimy akurat na
czas przylotu rajskich ptaków. – Przypomniał sobie, po czym dodał cicho: –
Zawsze chciałem je zobaczyć.
-
Widziałam je parę razy z daleka – odpowiedziała Lin, wstając. – Ale widok z
Lepus nie może się równać z obserwacją z wieży w Apus. – Zerknęła na Mefisto,
jakby oczekiwała od niego potwierdzenia. Zając zastrzygł uszami, jakby
potwierdzał jej słowa. – Kiedy wyruszamy? – Zerknęła na brata przez ramię z
zaciekawieniem.
Aruś
zamyślił się i oparł głowę na dłoni.
-
Jutro? – zapytał jakby sam siebie. – Nie warto czekać. Żarłoczne Tasiemce
wystąpią za dwa dni, a tydzień odpoczynku w Apus dobrze nam zrobi. – Oznajmił,
wpatrując się nieobecnym wzrokiem gdzieś w dal. Próbował sobie przypomnieć, jak
wyglądała kraina rajskich ptaków, jednak nie był tam od kilku lat – a wiele się
od tego czasu zmieniło.
Lin
kiwnęła głową i ruszyła powoli w stronę wyjścia do komnat.
-
W takim razie zacznę się szykować. – Zachichotała cicho. – Wygląda na to, że
moja Gwardia trochę się spóźni – dodała po chwili, chmurząc się. – Zostawię
sobie jakąś niespodziankę, żeby pobawić się po powrocie – westchnęła i zniknęła
w wyjściu, a echo jej kroków rozchodziło się jeszcze przez chwilę po
królewskiej komnacie. Zaraz po tym kołatka znów zastukała w drewno. Arcadius
warknął cicho pod nosem. Nie mógł zaznać nawet chwili spokoju.
-
Wejść! – warknął, a gdy ujrzał w drzwiach znajomego mu urzędnika od spraw ludowych,
spochmurniał bardziej niż zwykle. Więc lament mieszkańców się zaczynał.
-
Wasza wysokość. – Urzędnik skłonił się i uchylił drzwi nieco szerzej. –
Mieszkańcy przyszli na audiencję. Wprowadzić? – Uniósł pytająco brew, jednak
dobrze znał odpowiedź. Następca tronu nie mógł odmówić, gdyż zagrażałoby to
jego przyszłej posadzie.
-
Oczywiście – burknął, zły na cały świat. Nawet zamknięcie bram i wprowadzenie
straży nic nie dało. Mieszkańcy Orionu nadal się skarżyli.
Urzędnik
stanął przy drzwiach, w których pojawił się mężczyzna w starszym wieku, który
już z daleka wyglądał na żołnierza walczącego na wschodzie. Opalona cera, ostre rysy twarzy, zmęczone życiem oczy,
zsiwiałe włosy. Specjalnie ubrał dziś swój mundur. Uklęknął przed blondynem,
schylając głowę.
-
Panie, mam prośbę. – Ucichł, jednak kiedy zauważył, że jego rozmówca nie
odpowiada, ciągnął dalej. – Jeden z węży perfidnie mnie oszukuje. – Oświadczył.
– Jest nieuczciwy w handlu i najwyraźniej zawiązał sojusz z Lisem.
Arcadius
zamyślił się przez chwilę, szukając dobrej rady na dziś. Przewertował wszystkie
możliwości, aż w końcu znalazł jedną, która wydawała się dla niego odpowiednia.
-
A zabij go – mruknął pod nosem.
Żołnierz
podniósł głowę i uniósł pytająco brwi, uznając to za żart, jednak gdy ujrzał
poważną minę następcy tronu, wstał powoli i trwał w milczeniu, czekając jakby
na dalsze rozwiązanie problemu.
-
Następny – westchnął ciężko Aruś, machając ręką. Znienacka przy mężczyźnie
pojawiła się dwójka strażników, która wyprowadziła go za drzwi.
I
tak minęły kolejne minuty na wysłuchiwaniu próśb poddanych, zaś na wszystkie z
nich odpowiedź była taka sama: „a zabij go”. Trwało to dłuższy czas, aż w
drzwiach nie pojawił się młody chłopak o włosach czerwonych niczym płomienie. Już
na pierwszy rzut oka widać było po nim, że pochodzi z Velpeculi. Rozglądnął się
po komnacie, póty jego wzrok nie zatrzymał się na osobie siedzącej ze
znudzeniem na tronie.
-
Panie. – Skłonił głowę z uznaniem. – Przybyliśmy do księżniczki Aislin. –
Oznajmił, a zza jego pleców wychyliło się więcej głów, wypatrujących niecierpliwie
dziewczyny.
Arcadius
westchnął ciężko, po czym wstał i pozwalając końcówce swojej królewskiej
peleryny włóczyć się po ziemi podszedł do schodów prowadzących na jedną z wież.
-
Lin? – mruknął, a echo poniosło jego głos do góry. – Gwardia przybyła. – Rzucił
kątem oka na grupkę chłopaków stojących przy wejściu.
Po
chwili na schodach rozległy się ciche kroki, a w wejściu ukazała się blondynka
z nieodłącznym zajączkiem na ramieniu, którego oczy zdawały się zabłyszczeć na
sam widok przybyszów.
Jeden
z chłopaków ukłonił się przed nią, a pozostali zrobili to samo.
-
O pani. – Przywitali ją. – Przybyliśmy na twe wezwanie. – Unieśli głowy i
wpatrywali się w nią niczym w ósmy cud świata.
-
Witajcie. – Uśmiechnęła się delikatnie dziewczyna, podchodząc do tronu i
zasiadając na nim, a następnie spojrzała na swoich gości wyczekująco. Po chwili
zgromadzili się oni wokół niej, nie spuszczając z niej oczu, które lustrowały
ją jakby była co najmniej piękną, leśną nimfą. – Widzę, że jest was dziś mniej,
niż ostatnio. – Zmartwiła się, jednak Aruś przewrócił oczami na ten widok,
wiedząc, że siostra jedynie udaje. W rzeczywistości zniknięcie jednego
Gwardzisty było jej zasługą. Dzisiaj mieli zresztą wyparować kolejni. Teraz
tylko czekać na szczęśliwych wybrańców.
Następca
tronu usiadł i kiwnął głową w stronę urzędnika od spraw ludowych, dając mu
znak, że może kontynuować te niezmiernie ciekawe skargi mieszkańców.
Następna
była młoda brunetka, ubrana w łachmany. Twarz miała umorusaną, zaś twarz aż
nader wychudzoną. Złożyła niezgrabny ukłon przed chłopakiem, po czym spojrzała
na niego błagalnie.
-
Jestem matką gromadki dzieci i nie mam wystarczającego majątku, aby wszystkie
wykarmić – wyszeptała nieśmiało. – Dokucza nam głód i…
-
A zabij go – mruknął Aruś, nawet nie słuchając, o czym kobieta mówiła. Odprawił
ją już na wstępie.
-
Ale… - Próbowała jeszcze się ratować podwładna, jednak strażnicy wyprowadzili
ją za drzwi. Urzędnik stojący przy drzwiach przejął coś od jednego z przybyszów
– krzepkiego mężczyzny o czarnych włosach i opalonej cerze – który wyszedł na
środek komnaty i ukłonił się, zaś dostojnik podszedł do Arcadiusa, wręczając mu
do rąk drobną butelkę.
-
Wasza wysokość, przyniosłem wino, aby podziękować za pomoc. – Oznajmił, nie
podnosząc wzroku.
Chłopak
obejrzał uważnie butelkę, po czym wcisnął ją z powrotem w dłonie urzędnika.
- Otwórz i nalej. – Rozkazał, wystawiając
przed siebie kielich, który już po chwili wypełnił się napojem, jednak blondyn
wpatrywał się w nie dłuższy czas, nie konsumując go.
Nagle
Mefisto siedzący na ramieniu Aislin zadrżał na całym ciele i zeskoczył na jej
kolana, strzygąc uszami. Zgromadzeni wokół dziewczyny adoratorzy wpatrywali się
z niego z wyrzutami, zaś zajączek nie zwracając na nich uwagi pokicał do tronu
Arusia. Ten z kolei wyciągnął w jego stronę dłoń, na które zwierzę zgrabnie
wskoczyło, a znalazłszy się przy rękach następcy króla natychmiast ruszyło w
stronę kielicha, aby po paru sekundach wpatrywania się w purpurową ciecz położyć
jedno z uszu po sobie.
-
Oszust – prychnął chłopak, rzucając spode łba spojrzenie na mieszkańca, który
chciał podarować mu cudowne wino w ramach podzięki. Jednak rodzina królewska
dobrze wiedziała, że nie może zbytnio ufać wszystkim naokoło. Dlatego też przed
konsumpcją wina z zewnątrz Arcadius sprawdził, czy nie jest zatrute. A ponieważ
Mefisto potrafił wyczuć truciznę z odległości kilometrów, doskonale sprawdzał
się jako szybki tester wina. – Zabrać go – warknął cicho.
Straż
pochwyciła osobę chcącą otruć ich pana, nie zważając na jego szamotanie się. Po
chwili mężczyzna zniknął za drzwiami, zaś urzędnik schylił głowę, jakby
przepraszał za zamieszanie. Zajączek wrócił z kolei na swoje stałe miejsce przy
swojej księżniczce, do której to docierały coraz to nowsze komplementy. Jednak
w końcu Lin klasnęła w dłonie, wstając i rozejrzała siępo zgromadzonych wokół
niej chłopakach. Wskazała palcem trzech z nich – bruneta, szatyna oraz
płomiennowłosego.
-
Wy zostaniecie ze mną. – Uśmiechnęła się ciepło, zaś pozostali westchnęli cicho
i wyszli z komnaty. Aruś obserwował wybór kolejnych ofiar przez siostrę już
niepamiętny raz, jednak zawsze go to irytowało. Odwrócił wzrok od wybrańców i
spojrzał na urzędnika, unosząc pytająco brew.
-
Zostali jeszcze jacyś? – mruknął, odsuwając kielich na bok.
-
Tak, panie. – Mężczyzna ukłonił się. – Ale nie musisz przyjmować ich więcej. To
ty masz decydujący głos.
Jak
zwykle go podpuszczał. Arcadius doskonale wiedział, że musi odsłuchać
mieszkańców, nawet jeśli ich sprawy go kompletnie nie obchodzą. Taki był
obowiązek króla, który musiał wypełnić. W przyszłości miał zamiar po prostu
znieść ten nakaz, ale póki musiał trzymać się regulaminu swojego ojca nie mógł
narzekać.
-
Wprowadź ich – westchnął, patrząc jeszcze, jak siostra prowadzi za sobą trójkę
pechowców, z których większość miała stracić życie jeszcze dzisiaj. Do tej pory
nie mógł znaleźć powodu, dla którego pasją Aislin musiałby być tortury. Kiedy
opowiadała mu o swoim dawnym życiu w Lepus, wyglądało na to, że była tam
względnie szczęśliwa. Potrząsnął delikatnie głową, chcąc wyrzucić z niej
rozmyślania o hobby swojej siostry. Teraz miał coś innego do zrobienia. Musiał
przeżyć kolejną falę żalenia się poddanych. – Niech widzą, jak przyszły król
się o nich troszczy.
***
Trzy
dni po przyjeździe do Apus, już po koncercie Żarłocznych Tasiemców i oglądaniu
rajskich ptaków, zmierzających do krainy, Aislin i Aruś postanowili wziąć wolny
od wszelkich obowiązków dzień. Zaraz po przyjeździe tutaj musieli załatwić
sprawy organizacyjne, następnego dnia przygotowywali się na koncert i
pozdrawiali mieszkańców, zmierzając miastem, zaś teraz, kiedy ich pobyt zbliżał
się do końca, nie zostało nic innego jak poświęcić trochę czasu dla siebie.
Udali
się więc razem do przyramkowego ogrodu, który był wypełniony wiśniami, które
zresztą zaczynały kwitnąć. W Orionie drzewa te cieszyły się dużym uznaniem ze
względu na swoją królową, znajdującą się w centrum całego kraju – Białą Wdowę.
Dlatego też sadzono je przy każdym zamku, aby zapewnić mieszkającej tam
rodzinie szczęście i dostatek.
Słońce
zawisło na bezchmurnym niebie, zaś drzewa rzucały na zieloną trawę cień, który
dawał ukojenie w takie dni jak ten. Toteż Aislin zasiadła razem z Mefisto pod
jedną z wiśni, obserwując, jak płatki jej drzew spadają na ziemię, by za chwilę
wzbić się w powietrze, unoszone przez wiatr. Mefisto kicał po zielonej trawie,
korzystając ze świeżego powietrza i krótkiej chwili prawdziwej wolności na
dworze, a Aruś oparty o drzewo wpatrywał się w niebo, rozmyślając o
przyszłości, jaka go czeka.
-
Aruś, patrz! – Lin poderwała się nagle i wskazała palcem na coś między koronami
drzew.
Chłopak
oderwał się od drzewa i rozejrzał zdezorientowany, aż w końcu zatrzymał wzrok
na siostrze.
-
Co? – mruknął, spoglądając w kierunku, który wskazywała. Nie dostrzegł jednak
nic.
-
Ptak! – odpowiedziała. – Inny niż wszystkie! – Dodała, a ton jej głosu sprawił,
że nawet Mefisto zatrzymał się i patrzył z ciekawością w kroony drzew, strzygąc
uszami.
-
I co w związku z tym? – westchnął blondyn, unosząc brew.
Dziewczyna
rzuciła w jego stronę błagalne spojrzenie.
-
Złap go dla mnie! – Poprosiła, zaś jej oczy zaszkliły się nieznaczenie.
Arcadius
rozważył prośbę, jednak widząc, że Mefisto przygląda mu się z morderczym
błyskiem w oczach, stwierdził, że może spróbować. Przewrócił oczyma i podszedł
do drzewa wiśni, na którym najprawdopodobniej znajdował się ptak. Wybrał jednak
to umiejscowione obok, gdyż miało bardziej rozłożyste gałęzie, z których
zapewne łatwo będzie przedostać się na drzewo obok. Zaczął powoli się na nie
wspinać, zaś Aislin obserwowała go bacznie z dołu.
Kiedy
znajdował się już na jednej z gałęzi, usiadł i rozejrzał się w poszukiwaniu
ptaka. Okazało się, iż był to drobny ptak, nieco większy od wróbla o czerwonym
brzuszku i niebiesko czarnym ogonie. Jego pióra miały różne barwy w zależności
od tego, gdzie się znajdowały: kuper ptaka był biały, zaś na czarnych
skrzydłach występowała biała pręg. Zwierzę pogwizdywało cicho, a jego oczy
utkwione były w czymś, co znajdowało się po lewej stronie chłopaka. Aruś zaczął
powoli skradać się w stronę ptaka, starając się nie hałasować, aby go nie
wypłoszyć. Kiedy już wyciągnął rękę, by schwytać zwierzę, usłyszał dochodzący z
okna zamku obok głos:
-
Przeklęty rum z Czarnobyla! – mruknął ktoś z niezadowoleniem. Głos był
zdecydowanie dziewczęcy, wydawał się też być ciepły i melodyjny. Blondyn
zatrzymał się, a po chwili usłyszał delikatną, nieco przyciszoną melodię
fortepianu, która przecięła powietrze i dotarła do jego uszu, sprawiając
wrażenie zaczarowanej. Po chwili rozległ się do niej śpiew, ale jego piękno
było tak wielkie, że Aruś zrozumiał dokładnie słowa dopiero przy refrenie:
You’re one in a million, you’re once in a life time
You made me discover one of the stars above us
You’re one I a million, you’re once in a lifetime
You made me believe in love in heaven above us.
Pech
chciał, że akurat w tym momencie gałąź załamała się pod ciężarem chłopaka. Nie
słyszał jej złowieszczego trzaskania, zasłuchany w głos dziewczyny, toteż zaraz
po usłyszeniu ostatniego wersu refrenu spadł na ziemię, podczas gdy ptak zdołał
w porę odlecieć i uniknąć jego losu.
-
Nic ci nie jest? – spytała bez wyrazu Aislin, patrząc z odległości na brata,
któremu na szczęście nic się nie stało. Oczywiście nie obędzie się bez lekko
obolałych kości i siniaków, ale wypadek nie zagroził poważnie jego zdrowiu, a
tym bardziej życiu. Miękka trawa zamortyzowała upadek.
-
Nic – burknął z niezadowoleniem, podnosząc się z ziemi z jękiem.
W
oknie zamku pojawiła się blada twarzyczka okalana włosami w kolorze ciemnej
czekolady, które opadały na ramiona. Niebieskie oczy zlustrowały ogród, aż
napotkały wstającego chłopaka, zaś policzki zarumieniły się nieznacznie. Ubrana
była w długą, czarną suknię, która lśniła lekko w promieniach słońca.
-
Żyjesz? – spytała piskliwym głosem nieznajoma.
Aruś
odwrócił się do dziewczyny i przez dłuższą chwilę wpatrywał w nią bez słowa, aż
w końcu potrząsnął głową i westchnął cicho.
-
Żyję – mruknął pod nosem, otrzepując ubranie z płatków wiśni i źdźbeł trawy.
-
W ogóle na siebie nie uważasz! – Obruszyła się Lin, zakładając ręce na piersi i
mierząc blondyna złowrogim spojrzeniem. – Nie słyszałeś, jak gałąź trzaskała?
Musiała trzaskać! – Stwierdziła. – Nie załamałaby się tak nagle!
Arcadius
przewrócił oczami.
-
Zamyśliłem się – odpowiedział.
-
To moja wina! – Zawołała dziewczyna, stojąca wciąż w oknie. – Przepraszam! –
Załkała.
-
Panienka z okienka? – Aislin przekrzywiła głowę i przyjrzała się nieznajomej,
jakby zauważyła ją dopiero teraz. – Niby dlaczego uważasz, że to przez ciebie
mój niezdarny brat spadł z drzewa? – zapytała.
-
Bo… - Zamyśliła się w odpowiedzi szatynka, rumieniąc się jeszcze bardziej.
-
Lin, czy to ważne, kogo to wina? – Uniósł brew chłopak. – Spadłem z drzewa, mój
tyłek przywitał się z gruntem, ale żyję – westchnął. – Robisz z igły widły. –
Zamilkł na chwilę, po czym dodał: - Znowu.
Blondynka
ściągnęła brwi i chwyciła w dłonie błąkającego się przy jej bosych stopach
Mefisto.
-
Mogłeś zginąć – syknęła przez zaciśnięte zęby. – Jeśli to wina panienki z
okienka, należy jej się kara, czyż nie? – prychnęła na boku.
Dziewczyna
przysłuchująca się wszystkiemu pisnęła cicho z przerażeniem, z kolei Aruś
przewrócił oczami i zerknął na nią.
-
Mogłabyś zejść? – spytał. – Lepiej będzie rozmawiać w cztery oczy, nie sądzisz?
– mruknął.
Nieznajoma
skinęła powoli głową i usiadła w oknie, mierząc wzrokiem wyrastające przed nią
drzewo.
-
Nie skacz! – Aislin zaczęła wymachiwać rękoma z przejęciem. – Jeszcze nie
wymierzyliśmy ci kary! – krzyknęła rozpaczliwie.
Jednak
szatynka postawiła jedną z nóg na gałęzi drzewa i powoli, lecz ostrożnie zaczęła
schodzić na dół, podczas gdy królewskie rodzeństwo przypatrywało jej się z
ciekawością. Nagle jedna z jej stóp osunęła się, a dziewczyna spadła z drzewa,
podobnie jak jej poprzednik. Lecz tym razem blondyn zdążył złapać ofiarę
morderczej wiśni, przez co uniknęła nawet najmniejszego siniaka.
-
Otwórz oczy. – Rozkazał Arcadius, patrząc w twarz nieznajomej. Musiał przyznać,
że z bliska była jeszcze piękniejsza. Zmienił zdanie, kiedy dziewoja uniosła
powieki i ukazała oblicze swoich ślepi – wtedy stwierdził, że nie była piękna.
Była niesamowita.
-
Przepraszam – wyszeptała przepraszająco, utrzymując z nim kontakt wzrokowy, a
im dłużej na niego patrzyła, tym jej policzki bardziej przypominały dwa
pomidory.
Chłopak
potrząsnął głową, powracając do zdrowych zmysłów i postawił dziewczynę na
ziemi, skłaniając lekko głowę.
-
Czy mógłbym poznać twe imię, o pani? – spytał, kładąc jedną dłoń na sercu, zaś
drugą chwytając rękę dziewczyny.
Nieznajoma
zdębiała i zastygła z otworzoną buzią, wpatrując się w Arusia przez dłuższą
chwilę, aż w końcu dygnęła i odpowiedziała:
-
M- Madlene z rodu Naffencjuszy – wyszeptała cicho, a gdy poczuła, że blondyn
składa na jej dłoni delikatny pocałunek, odsunęła ją powoli, powstrzymując się
od pisku strachu. – Przepraszam za wszystko. – Dodała po chwili.
-
Arcadius z rodu Krutcheriuszy. – Przedstawił się dumnym tonem głosu chłopak, po
czym wskazał na blondynkę, ściskającą zajączka z przejęciem. – Oraz moja
siostra, Aislin.
-
I Mefistoteles Amadeusz Kicaj – dodała Lin, uśmiechając się ciepło.
-
Przyszła rodzina królewska. – Zakończył Aruś, wzdychając. – Z wyjątkiem
królika.
-
Zająca! – Oburzyła się zielonooka, mrużąc oczy.
-
R- Rodzina królewska? – wyjąkała Madlene, cofając się.
Aruś
skinął głową.
-
Ale nie gryziemy. – Umilkł na chwilę, zamyślając się. – Ja nie gryzę. –
Sprostował, uśmiechając się pokrzepiająco. – Więc nie ma się czego bać.
-
Przepraszam, to przeze mnie spadłeś. – Szatynka dygnęła po raz kolejny. – To
się nie powtórzy. Zamilknę już na wieki – wyszeptała.
Chłopak
pokręcił gwałtownie głową, dziwiąc się swoją impulsywną reakcją. Odchrząknął
cicho i utkwił wzrok w korze drzewa.
-
Przestępstwem byłoby zakazać śpiewu takiemu słowikowi jak ty. – Stwierdził, na
co Mad zamieniła się w chodzącego pomidorka. – Dlatego nalegam – nie, wręcz
rozkazuję, abyś śpiewała dalej. – Odpowiedział. – I jeśli to możliwe, rób to w
mojej obecności.
-
Jeżeli tylko wydasz mi rozkaz, wykonam go – powiedziała cicho dziewczyna. –
Jesteś przyszłym królem, więc muszę ci się podporządkować – mruknęła.
-
A tam, przyszły król! – Aislin machnęła niedbale ręką. – To dzieciak i idiota,
który na prośby poddanych ma stałą wymówkę! – Zaśmiała się cicho, zaś Madlene
wydawała się być zdezorientowana jej wypowiedzią.
-
Zamknij się – warknął w stronę siostry chłopak, mrużąc złowrogo oczy. –
Odezwała się wzorowa księżniczka. – Przewrócił oczami, po czym nagle uśmiechnął
się w stronę nowopoznanej. – Zechcesz przyjąć zaproszenie na wspólny posiłek? –
spytał łagodnym głosem, nieporównywalnym w niczym do tego sprzed minuty.
Mad
westchnęła cicho, nie wiedząc już, co o tym wszystkim myśleć. Następca tronu,
który jeszcze przed chwilą był tak oschły i chamski dla swojej siostry, teraz
zwracał się do niej z szerokim uśmiechem i propozycją na wspólny obiad. Z kolei
stojąca za blondynem dziewczyna kręciła stanowczo głową, dając znak, aby się
nie zgadzać. Jednak… chciała tego. Chciała poznać bliżej Arcadiusa. I musiała
mu wynagrodzić to, że przez jej śpiew spadł z drzewa. Chociaż gdyby się nad tym
głębiej zastanowić – co właściwie robił na tym drzewie? Odruchowo zasłoniła
dłonią usta z oburzenia. Podglądał ją?!
-
Zgódź się – mruknął po chwili. – Nie lubię jadać sam.
-
Jem przecież z tobą! – Oburzyła się Lin, ściągając brwi ze złości. – Ty kłamco!
– prychnęła.
-
Dziś na obiad grzyby. – Posłał w stronę blondynki wredny uśmiech przez ramię, a
widząc, jak się krzywi, odetchnął cicho i znów spojrzał na Madlene. – Więc? –
Uniósł jedną z brwi.
-
Tak? – odpowiedziała cicho i niepewnie dziewczyna.
Na
twarzy Arcadiusa zagościł triumfalny uśmieszek.
-
Tak się składa, że jemy teraz. – Zaśmiał się cicho i niespodziewanie chwycił
szatynkę za rękę, ciągnąc ją w stronę zamku.
-
H- Hej! – Oburzyła się „panienka z okienka”. – Co tak nagle?
-
Jeszcze obiad wystygnie – mruknął w odpowiedzi Aruś, ciągnąc ją dalej za sobą.
-
Ty mendo! – warknęła Aislin. – Zostawiasz mnie! – Zaczęła powoli iść za bratem,
chmurząc się z minuty na minutę coraz bardziej. – Zostaw Naffencjuszkę, zajmę
się nią dobrze – burknęła.
-
Chcę, żeby została przy życiu – warknął blondyn, nawet nie oglądając się za
siostrą. – Mała sadystka – prychnął.
Lin
przystanęła w miejscu i otworzyła usta z oburzenia, milcząc przez chwilę,
przyglądając się bratu odchodzącego z nowopoznaną.
-
W takim razie baw się dobrze! – prychnęła, ruszając w przeciwnym kierunku. – Ja
też będę się dobrze bawić – mruknęła do siebie. – Razem z nowymi chłopakami z
krainy rajskich ptaków.
***
Po
obfitym obiedzie Arcadius wylądował razem z Mad w jego sypialni. Chłopak
wyłożył się wygodnie na swoim łożu, wpatrując w sufit, zaś szatynka stała przy
drzwiach, sama nie wiedząc co robić. Bądź co bądź była właśnie w sypialni
następcy tronu, którego poznała tylko przez to, że spadł z drzewa, kiedy
śpiewała. Co więcej nie znała jego zamiarów. Bo niby po co przyszły król
przyprowadzał do siebie całkiem niewinne dziewoje?
-
Zaśpiewaj mi – mruknął Aruś, zamykając oczy.
Madlene
do tej pory tępo wpatrywała się w nieco dziecinną i niewinną twarz blondyna,
przez co kiedy ujrzała, jak jego usta się poruszyły, nie usłyszała jego głosu.
-
Co? – spytała, przekrzywiając delikatnie głowę.
-
Zaśpiewaj. – Usłyszała ciche westchnięcie w odpowiedzi.
Szatynka
usiadła przy dużym biurku ustawionym w kącie, nie spuszczając z wzroku
towarzysza.
-
Dlaczego mam śpiewać? – Uniosła brew. – Ostatnim razem kiedy to zrobiłam,
spadłeś z drzewa – dodała ciszej.
-
Lubię twój śpiew. – Odpowiedział.
Mad
otworzyła usta, aby coś odpowiedzieć, jednak zarumieniła się, a jej plany
spaliły na panewce. Odwróciła wzrok od Arcadiusa i utkwiła go tym razem w
pustym kielichu stojącym na biurku.
-
Co zaśpiewać? – zapytała, siląc się w końcu na znikomą odwagę.
-
To, co śpiewałaś wtedy. – Aruś uśmiechnął się delikatnie na samo wspomnienie. –
Zdołałem rozróżnić słowa tylko w refrenie. – Zamilkł na chwilę. – I cóż, o
przeklętym rumie z Czarnobyla jeszcze usłyszałem. – Zachichotał cicho.
Naffencjuszka
zaczerwieniła się jeszcze bardziej i zacisnęła dłonie na materiale swojej
sukni, przełykając głośno ślinę. Jej serce przyspieszyło swój rytm. Stresowała
się, to jasne. Bo… chłopak nie był jakimś pierwszym lepszym napotkanym na rynku
czy w tłumie na dworze. Był następcą tronu i miał w sobie coś, co sprawiało, że
Madlene miała ochotę się na niego rzucić i przytulić. Jednak coś ją przed tym
hamowało. Dokładnie – zdrowy rozsądek. Nie znała go, więc wolała mu do końca
nie ufać.
Z
komnaty obok dobiegł ich trzask zamykanych drzwi, a zaraz po nim cichy,
dziewczęcy chichot.
-
Kochanie, pora na kolejne małe co nieco? – Rozległ się perlisty głos, który
blondyn rozpoznał w mgnieniu oka. Otworzył nagle oczy i poderwał się, siadając
na łóżku. Dlaczego Aislin zachciało się nagle zabawić? Akurat teraz, kiedy
razem z nim była Mad?
-
Madlene, zaśpiewasz w końcu? – Arcadius uśmiechnął się w jej stronę, próbując
odwrócić jej uwagę od dźwięków dochodzących zza ściany. Że też były one takie
cienkie.
Szatynka
zerknęła na niego nieśmiało spod grzywki.
-
Nie mogę jutro? – spytała cicho.
-
Jutro już mnie tu nie będzie – westchnął z rozczarowaniem chłopak. – Wracam do
królestwa.
-
No tak – mruknęła dziewczyna. – Przecież wkrótce zostaniesz królem –
wyszeptała.
-
Głębiej. – Usłyszeli ponownie ten sam, perlisty śmiech, jednak tym razem
przeplatały go też ciche jęki. – Z pasją!
Mad
ściągnęła brwi i spojrzała pytająco na Arusia, który jednak odwrócił wzrok i
utkwił go w ścianie, wzdychając cicho.
-
A teraz schowaj miecz do pochwy. – Rozległ się stanowczy głos, który nagle stał
się stosunkowo chłodny i władczy. Przez chwilę trwała cisza, przerywana jeszcze
jękami, lecz potem nawet one ucichły. – Chodź, maleńki. – Zachichotała
dziewczyna. – Urosłeś. – Stwierdziła po chwili. – Wcześniej mieściłeś się tu
bez problemu – westchnęła cicho.
Arcadius
warknął cicho pod nosem i uderzył pięścią w ścianę, czego od razu pożałował z
powodu bólu, jaki przeszył jego rękę. Starał się jednak zachować niewzruszoną
minę.
-
Aislin, jeśli masz ochotę na zabawy, poczekaj aż wrócimy do Orion! – warknął,
wściekły na siostrę. W odpowiedzi usłyszał tylko cichy śmiech, który wydawał
się z niego kpić.
Madlene
wstała gwałtownie i posłała w stronę następcy tronu przerażone spojrzenie,
które i tak nie wyrażały strachu, jaki czuła.
-
C- Co ona tam robi?! – spytała drżącym głosem.
Aruś
przeklął cicho pod nosem. Że też jego siostra wybrała akurat dzisiejszy dzień
na tortury.
-
Lin właśnie się bawi – mruknął pod nosem.
-
Tak się bawi?! – Głos dziewczyny stał się piskliwy.
Chłopak
zamilkł, rozważając, czy zdradzić szatynce sekret o pasji Lin. Z jednej strony
nie znał jej długo, ale chciał ją jeszcze przy sobie zatrzymać i przede
wszystkim usłyszeć ponownie jej śpiew. Więc pozostała mu tylko jedna opcja.
-
Aislin lubi tortury – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Normalnie nie
atakowałaby tutejszych, ale jest na mnie zła. A zabawy z niewinnymi
chłopaczkami uznaje za relaksujące – prychnął cicho.
Mad
wybałuszyła oczy, słysząc jego wytłumaczenie i wycofała się w stronę drzwi.
-
Nienienienienie. – Powtarzała jedno słowo tak szybko, że zlało się ono w jedno.
– To niemożliwe – wyszeptała.
-
Madlene, zostań ze mną. – Poprosił blondyn, wstając i wyciągając w jej stronę
rękę. – To tylko chora obsesja mojej siostry, nie moja. – Tłumaczył się.
-
Nie! – Pisnęła dziewczyna i wybiegła, trzaskając drzwiami komnaty.
-
Aislin! – warknął głośno Aruś, zaciskając dłonie w pięści. – Tym razem ja się z
tobą zabawię!
***
Od
wizyty w Apus minęło kilka dni. W Orion widać było gołym okiem wiosnę, która
panowała tu od parunastu dni. Wiśnie właśnie rozkwitały, a słońce wisiało
wysoko na niebie, obserwując mieszkańców z góry.
Aruś
znów siedział na swoim tronie z kielichem wina w ręce i wpatrywał się tępo w
ścianę, rozmyślając o Madlene, którą był zmuszony pozostawić w Apus nawet bez
pożegnania i przeprosin. Aislin wpatrywała się z kolei w Rever, kwitnące w nim
wiśnie i taflę jeziora, w którym odbijały się promienie słońca.
-
Coś taki zamyślony? – mruknęła blondynka, głaszcząc delikatnie Mefisto po
uszach, które dziś wyjątkowo położył po sobie. – Jesteś taki odkąd
przyjechaliśmy z Apus. – Dodała po chwili.
-
Nie twoja sprawa – burknął pod nosem chłopak, wzdychając cicho i pociągając z
kielicha łyk wina, jednak nawet ono nie pozwalało mu zapomnieć o szatynce z
krainy rajskich ptaków. – Wyrzuć ją z myśli, wyrzuć – mruczał do siebie.
-
Mówiłeś coś? – Lin uśmiechnęła się delikatnie, zerkając ukradkiem na zajączka,
który przymknął z zadowoleniem czerwone ślepia.
-
Nie – warknął Arcadius, niezadowolony, że siostra usłyszała jego mamrotanie.
-
Mogę już sprowadzić moją Gwardię? – spytała blondynka.
-
Nie – odpowiedział stanowczo następca tronu. – Trzeba było nie torturować tego
chłopaka z Apus – prychnął.
-
Nie moja wina, że mnie wkurzyłeś! – Oburzyła się. – Wolałeś zjeść obiad z tą
panienką z okienka niż ze mną!
Aruś
przewrócił oczami ze znużeniem.
-
Co nie zmienia faktu, że zabiłaś kolejnego niewinnego człowieka – mruknął. – I
to w miejscu, gdzie każdy to słyszał.
-
Spokojnie, dobrałam odpowiednie słowa. – Zaśmiała się cicho Aislin. – A Mefisto
zjadł wszystko. – Zajączek zastrzygł uszami, jakby potwierdzał jej słowa.
-
Mała, wredna sadystka – burknął pod nosem blondyn, zaś jego myśli znowu
przeszły na Mad. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem, wspominając jej śpiew.
Oddałby wszystko, żeby usłyszeć go jeszcze raz.
-
Aruś, wyglądasz jakbyś znowu planował gwałt na marchewce. – Odezwała się nagle
dziewczyna. – Twoje zachowanie można by też porównać do stanu zakochania, ale –
nie oszukujmy się – mój brat nie mógł się zakochać. – Zachichotała, ale widząc,
że chłopak jej nie słuchał, ale dalej wpatrywał się tępo w ścianę, odwróciła
się w jego stronę i zmrużyła oczy. – Zakochałeś się? – spytała.
Nie
odpowiedział, co Lin uznała za wystarczający znak na to, że to prawda. Jej brat
właśnie kogoś pokochał.
-
Prędzej podejrzewałabym gwałt na marchewce – mruknęła.
-
To było tylko raz! – prychnął cicho Aruś. – I wypiłem odrobinę za dużo wina. –
Dodał po chwili.
-
Winny się tłumaczy. – Zaśmiała się cicho Aislin, jednak po chwili spochmurniała
i zamyśliła się. – Więc jednak się zakochałeś - westchnęła.
Arcadius
znów nie odpowiedział, ale pociągnął łyk wina z kielicha i uśmiechnął się sam
do siebie na wspomnienie oczu Mad, niebieskich niczym lazurowe jezioro na
zachodzie.
-
I ci z tym zrobisz? – Lin przekrzywiła głowę i spojrzała na brata z nieukrywaną
ciekawością.
Blondyn
natychmiast spochmurniał.
-
Nic – burknął. – Madlene została w Apus, podczas gdy ja jestem tutaj –
odpowiedział.
-
I zamierzasz tak po prostu zostawić dziewczynę, którą pokochałeś? – Blondynka
uniosła brew ze zdziwieniem.
Jednak
w odpowiedzi usłyszała ciszę. Prychnęła cicho pod nosem i ściskając Mefisto w
objęciach, wyszła, trzaskając drzwiami. Aruś nawet nie zdążył zapytać, gdzie
idzie, ale czy naprawdę go to obchodziło? Teraz skupiał się bardziej na
oczyszczeniu myśli z pewnej osoby, o której nie mógł zapomnieć.
***
Madlene
stanęła pod potężnymi drzwiami prowadzącymi do zamku i wzięła głęboki oddech.
Nigdy jeszcze nie była w zamku w Orion, więc nie znała jego wnętrza. Chociaż
widok z zewnątrz zrobił na niej ogromne wrażenie.
Została
tutaj wezwana przez rodzinę królewską. Domyślała się, że przez Arcadiusa,
jednak w jakim celu? Przeskrobała coś? A może przypomniał sobie o tym, że to
przez nią spadł z drzewa i teraz chciał ją skazać na śmierć?
Jęknęła
cicho, a stojący przy wrotach strażnicy zmierzyli ją złowrogim, surowym
wzrokiem, który miał jej przypomnieć, że stoi właśnie przed zamkiem króla.
Dziewczyna zaczerwieniła się lekko i wyciągnęła dłoń w kierunku drzwi, aby je
otworzyć i wreszcie mieć to za sobą. Jednak wrota otworzyły się i ukazała się w
nich blondynka, która razem z Arusiem przybyła do Apus. Jego siostra, jak
zdołała zapamiętać Mad. Siostra, której pasją były tortury.
-
Witaj. – Przywitała się Aislin, uśmiechając się delikatnie w stronę gościa.
Zajączek siedział na jej ramieniu i grzmocił Madlene wzrokiem, który mógł
równie dobrze mówić, że ją zje.
Szatynka
wycofała się powoli do tyłu i wysiliła się na słaby uśmiech, który jednak
bardziej przypominał grymas niezadowolenia.
-
Dzień dobry – odpowiedziała cicho, obserwując dziewczynę uważnie.
Lin
przewróciła oczami i chwyciła nagle dłoń Mad, ciągnąc ją za sobą w stronę
ogrodu.
-
To ja cię tu sprowadziłam, nie mój debilny brat – mruknęła pod nosem,
uprzedzając jej pytanie. – Sytuacja przedstawia się następująco – westchnęła. –
Aruś się w tobie zakochał, a przez akcję w Apus zakazał mi sprowadzać moją
Gwardię. – Wytłumaczyła. – Dlatego jeśli cię do niego sprowadzę, może odwoła
zakaz, a ja znowu będę się mogła bawić. – Zaśmiała się cicho. Co prawda
odrobinę skłamała z tym, że sprowadziła Naffencjuszkę po to, aby jej brat
odwołał zakaz, ale nie mogła się przyznać do tego, że chce ich spiknąć. Wtedy
zaprotestowaliby natychmiast, a z jej misternego planu nici.
-
Jesteś sadystką – wyszeptała Mad. – I psychopatką. – Dodała po chwili.
-
Owszem – westchnęła Aislin, uśmiechając się. – Jednak jako nieliczna z Zająców
nie jestem szaraczkiem. – Zaśmiała się cicho. – Może dlatego, że do Lepus
trafiłam przypadkiem.
-
Gdzie mnie prowadzisz? – spytała szatynka, zerkając na towarzyszkę. Co prawda
widziała przed nimi wiśnie, jednak ciągnięcie kogoś do miejsca, gdzie drzewa
wszystko zasłaniają i stwarzają idealne miejsce do morderstwa było podejrzane.
-
Do Rever – odpowiedziała dziewczyna. – To taki nasz królewski ogród. Powinien
ci się spodobać.
-
A- Ale dlaczego mnie tam bierzesz? – Madlene zatrzymała się gwałtownie i
spojrzała z ciekawością na blondynkę. – Przecież to królewski ogród. –
Zauważyła. – A mieszkańcy nie mogą do niego wchodzić od lat – burknęła,
przypominając sobie, jak służba w zamku rozmawiała o zamknięciu Rever dla
poddanych.
-
To my zamknęliśmy go dla innych. – Lin przewróciła oczami i chwyciła ją za rękę
mocniej, ciągnąc dalej mimo protestów. – Dlatego mogę zdecydować, kto tu
wejdzie, tak?
Naffencjuszka
zamilkła, czując, że nie wygra. Nie warto było zresztą zadzierać z kimś, kto
jest członkiem rodziny królewskiej i w dodatku lubi tortury. Zawsze można wtedy
skończyć w grobie.
Kiedy
dziewczęta dotarły do wejścia w wiśniową alejkę, Aislin westchnęła cicho i
zerknęła ukradkiem na Madlene.
-
Swoją drogą, przepraszam za tą akcję w Apus – mruknęła niechętnie. – Ale Aruś
dobrze wiedział, co się stanie, jeśli mnie zdenerwuje – prychnęła cicho.
Szatynka
skinęła głową, rozglądając się wokół. Wiśnie zakwitały w przeciwieństwie do tych
z krainy rajskich ptaków, które już przekwitły. Jak cudownie było zobaczyć znów
ich zakwitnięcie.
Aislin
zmierzyła wzrokiem Mad, po czym położyła palec na ustach i zamyśliła się.
- Wyglądasz dobrze. – Stwierdziła w końcu, po
czym spojrzała dziewczynie w oczy. – Posłuchaj. – Oznajmiła pełnym powagi
głosem. – Za wiśniową alejką jest jezioro. Jeśli znam mojego brata, a znam go
dość dobrze, powinien tam teraz siedzieć. – Wyjaśniła. – Dlatego zrób coś. Nie
wiem, zaśpiewaj mu? – westchnęła. – Czekał na to już długo.
Madlene
zerknęła w głąb wiśniowej alejki, której końca nie było widać.
-
Dlaczego miałabym to zrobić? – spytała, unosząc brew.
-
Kochasz go? – Aislin patrzyła na nią ze śmiertelną powagą, a jej oczy
zaiskrzyły się nieznacznie.
Mad
zarumieniła się i spuściła wzrok.
-
A więc kochasz. – Zaśmiała się cicho blondynka. – Idź do niego. – Uśmiechnęła
się ciepło i popchnęła lekko towarzyszkę do przodu, po czym sama gdzieś
zniknęła.
Naffencjuszka
ruszyła więc niepewnie w głąb Rever. Wokół niej roztaczał się cudowny zapach
kwiatów wiśni, świerszcze zaczęły swoje wieczorne już koncerty, sprawiając, że
dziewczyna zaczęła podśpiewywać cicho, zachwycając się pięknem tego miejsca,
jakie dano jej było oglądać. Z czasem jednak drzewa zaczęły się przerzedzać, aż
w końcu Madlene zobaczyła jezioro, w którego tafli odbijał się księżyc wiszący
na granatowym niebie. Obok niego migotały radośnie gwiazdy.
Aruś
siedział przy brzegu, wpatrując się w rosnącą na środku jeziora wiśnię, która
była inna niż wszystkie. Szatynka słyszała o nim. Biała Wdowa, mimo tego, że
prawie nikt z mieszkańców jej nie zobaczył, była legendą w całym Orion. Wciąż
nie zakwitła.
Chłopak
obrócił się, słysząc nieustający śpiew, który wydawał mu się dziwnie znajomy, a
jego oczy zaiskrzyły się z radości, kiedy zobaczył znajomą osobę.
-
Madlene? – spytał, nie wierząc w swoje szczęście. – Co tu robisz? – spytał
cicho.
-
Nie wiem. – Zaśmiała się dziewczyna i usiadła obok blondyna, również wpatrując
się w drzewo na środku jeziora. – Coś mnie tu przygnało.
-
Może przeznaczenie? – Uśmiechnął się Arcadius.
-
Może – odpowiedziała szatynka, zerkając ukradkiem na jego twarz. Jego uśmiech
przypominał ten, jaki można było dostrzec u dziecka. Tylko dodawało mu to
uroku.
-
Pięknie, prawda? – wyszeptał Aruś, na co w odpowiedzi Mad skinęła głową, jednak
wciąż wpatrywała się w chłopaka. Kiedy to zauważył, spojrzał jej w oczy i
uniósł brew. – Coś nie tak? – zapytał.
-
Nie, wszystko dobrze – mruknęła dziewczyna, rumieniąc się, lecz nie odwracając wzroku.
-
Wyglądasz pięknie. – Uśmiechnął się ciepło blondyn, a jego dłoń niby przypadkiem
napotkała rękę szatynki, która odruchowo splotła z nią palce.
-
Wiesz, Aruś? – Na twarzy Madlene zagościł uśmiech, zaś oczy błyszczały się
niczym dwie gwiazdy. – Kocham cię. – Zaśmiała się cicho, jednak jej serce
przyspieszyło pod wpływem nagłego wyznania. Dlaczego w ogóle to powiedziała? Zaczęła
żałować impulsu i poniesienia się chwili.
-
Ja ciebie też. – Chłopak odwzajemnił uśmiech i ścisnął mocniej jej dłoń.
Dziewczyna
nie myśląc nawet długo, przybliżyła się do jego ust i złożyła na nich delikatny
i nieśmiały pocałunek, który Aruś odwzajemnił. Księżyc oświetlał ich twarze, a
świerszcze koncertowały dalej, nie wiedząc nawet, że właśnie dwa serca złączyły
się.
I
nawet Biała Wdowa, czując unoszącą się w powietrzu miłość, postanowiła nagle
wypuścić swoje pąki i ukazać światu swoje piękno, zaś czająca się gdzieś w
koronie wiśni blondynka uśmiechnęła się szeroko i pogłaskała zajączka
siedzącego obok niej na gałęzi drzewa.
-
I żyli długo i szczęśliwie – wyszeptała.
Dziękujemy Naff za przemówienie Ci do rozumu!
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że zacznie się od słów: "Dawno, dawno temu w odległej galaktyce..." Ostatnio oglądałam zwiastun siódmej części Gwiezdnych Wojen i się zastanawiam, co to będzie. Bo na pewno nie najlepsza część. Raczej jedna z gorszych. Czyli najgorsza. Disney niszczy mi klasykę. Szlag.
Orion! Mój ulubiony gwiazdozbiór :3
Twój świat na razie jawi mi się niczym Śródziemie Tolkiena - tak, Silmarilion niszczy mi mózg, ale obiecałam sobie, że go przeczytam do końca.
Panuje harmonia, która pewnie coś zaburzy.
Daisy? Serio? Dlaczego w tym momencie ja mam w głowie Kurosakiego?! God.
"Cała Gwardia goni za tobą jak smoki za emigrującymi kaczkami." - glebłam! <3
Mefisto. Morderczy czarny królik o czerwonych oczach. Luckowi się ludzcy słudzy znudzili i teraz ma króliczych?
Stepujące Karaluchy? Plotkujące Świetliki? Buahahahaha!
"Przeklęty rum z Czarnobyla!" - <3
O rany, "you're one in a milion"! Piosenka Naffrusia! Ach <3 Aż sobie musiałam ten fragment zaśpiewać :3
"M- Madlene z rodu Naffencjuszy" - :D
" I Mefistoteles Amadeusz Kica" - glebłam po raz drugi.
Nie ma to jak spadanie z drzew. Ja nigdy nie spadłam, a przez tyle lat się wspinałam na czereśnie na podwórku. Bo mnie te drzewa lubiły, ich najwidoczniej nie. Huehuehue.
"Po obfitym obiedzie Arcadius wylądował razem z Mad w jego sypialni." - to wcale nie brzmi dziwnie. Wcale.
Okay, Aislin mnie przeraża. Co ona robi tym chłopakom?! Okay, wolę nie wiedzieć. Jak to kiedyś powiedziała Rose: "Niewiedza bywa zbawieniem".
Torturuje mężczyzn, zabija ich, a morderczy zając zjada zwłoki? Całkiem normalne. God, mdli mnie. I to ja bywam przerażająca, gdy obcinam ofiarom palce. Taa.
Gwałt na marchewce?! Królik, co Ty ćpałaś podczas pisania?
Aww ^___^ Świetne! God, aż się teraz uśmiecham, końcówka, jest taka słodka!
Ja chcę więcej króliczkowych shotów!
Ściskam! :*
Ja już komentowałam na fejsie to cudowne dzieło sztuki i w ogóle! Najlepsiejsza scena to ta ze spadaniem z drzewa XD! Spadanie z drzewa takie w stylu Naff! Tyle razy z nich już spadła! I w ogóle cały opis krainy i morderczego rodzeństwa (Aruśliczek? XD wtf) i... i szkoda, że tak mało! XDDD brałabym więcej! Znaczy czytałabym! Ueee. Ogólnie króliczkowe shoty są boskie. Muszę się od ciebie nauczyć pisać shoty ;____; moje są jakieś zdechłe! I wcale nie uważam, ze ten shot był nieśmieszny! Na dodatek się cały czas rumieniłam huhuuh >D!
OdpowiedzUsuńA teraz czekać na 39 rozdział *się jara* >D!
Rever, kraj kwitnącej wiśni. Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuń- Aruuuuś! *czy tylko ja mam skojarzenia? :P
Aislin jest trochę przerażająca, i ten królik... czy on naprawdę chciał pocałować Arcadiusa? hehe. Mefisto, no nie mogę, chyba nie widziałam tak przedstawionego szatana jeszcze :D
- Przesyłam wiadomość od Stepujących Karaluchów. – Oświadczył łamiącym się głosem. – Wygląda na to, że połączyli siły z Plotkującymi Świetlikami. – Dodał. *poważnie? buahahaha.
- Przeklęty rum z Czarnobyla! *Chryste Panie, skąd Ci się to bierze :P
Spadłeś z drzewa? UUU, dziewczyna się spodobała, czyż nie? Romans wisi w powietrzu coś tak czuję :D
- M- Madlene z rodu Naffencjuszy *hihi, znowu mam skojarzenia.
- I Mefistoteles Amadeusz Kicaj *doprawdy? ale w sumie skoro rodzina królewska, to nazywać się musi dostojnie też :D Masakra, ja nie wiem co się dzieje w tej Twojej głowie - jakby tam wleźć, to chyba w takim labiryncie ugrzęźniesz, że się kurwa zgubisz na wieki haha. Uwielbiam Cię <3
Po obfitym obiedzie Arcadius wylądował razem z Mad w jego sypialni. *Cleo, oczywiście, że to brzmi dziwnie :D Jak już Edzia widzi, to nie ma to tamto :P
- Zaśpiewaj mi – mruknął Aruś, zamykając oczy *w sypialni z dziewczyną to mi to nie brzmi jakoś, spodziewałabym się czego innego raczej - i znowu się zwracam do Cleo, sorry :D
Aj ta niedobra Lin, kobietę mu spłoszyła no hehe.
Następca tronu coś zamyślony, uhu hu :P
- Aruś, wyglądasz jakbyś znowu planował gwałt na marchewce *hły hły, ja po pijaku też różne dziwne rzeczy robię, ale aż tak to się jeszcze nie upiłam chyba :P
- I zamierzasz tak po prostu zostawić dziewczynę, którą pokochałeś? – Blondynka uniosła brew ze zdziwieniem. *no właśnie ja też. Chłopie, rusz dupę w troki i mnie nie denerwuj :D
Fakt, od czego się ma siostrę... W sumie to po Lin bym się nie spodziewała, ale może nie jest taka zła. Ma dziwne upodobania, racja, ale jak chodzi o rodzinę, to pewnie dobrze mu życzy. Już mi się nie wydaje taka przerażająca jak na początku :)
- Kochasz go? – Aislin patrzyła na nią ze śmiertelną powagą, a jej oczy zaiskrzyły się nieznacznie.
Mad zarumieniła się i spuściła wzrok.
- A więc kochasz. – Zaśmiała się cicho blondynka. – Idź do niego. – Uśmiechnęła się ciepło i popchnęła lekko towarzyszkę do przodu, po czym sama gdzieś zniknęła. *kobieta zawsze kobietę zrozumie :P
- Wiesz, Aruś? – Na twarzy Madlene zagościł uśmiech, zaś oczy błyszczały się niczym dwie gwiazdy. – Kocham cię. – Zaśmiała się cicho, jednak jej serce przyspieszyło pod wpływem nagłego wyznania. Dlaczego w ogóle to powiedziała? Zaczęła żałować impulsu i poniesienia się chwili.
- Ja ciebie też. – Chłopak odwzajemnił uśmiech i ścisnął mocniej jej dłoń. *a nie mówiłam? <3 :D
I nawet Biała Wdowa, czując unoszącą się w powietrzu miłość, postanowiła nagle wypuścić swoje pąki i ukazać światu swoje piękno, zaś czająca się gdzieś w koronie wiśni blondynka uśmiechnęła się szeroko i pogłaskała zajączka siedzącego obok niej na gałęzi drzewa.
- I żyli długo i szczęśliwie – wyszeptała. *wiedziałam, że zakwitnie. Łuhu :D
Że ja nie umiem nawet czegoś takiego napisać. Zazdraszczam - jak ja to mówię hły hły. Cudowne! :*