Piątek trzynastego taki piękny, rozdział wyjaśniający is coming, sialala~
Dużo informacji, ale są one ważne do dalszego ciągu. Powoli wszystko będzie się wyjaśniać, chociaż na szybkie zakończenie nie liczcie. Następny rozdział będzie jeszcze troszku coś a'la ten, 35 już będzie miała więcej akcji (huehue, właściwie to będą znowu rozmowy).
Dokładnie o godzinie czternastej usłyszałem pukanie do drzwi mojego pokoju. Leżałem akurat z ręką pod głową i wzrokiem wlepionym w sufit, rozmyślając o ostatnim spotkaniu z Lucy i jego konsekwencjach. Myśli niespecjalnie chciały złożyć się w jedną, spójną całość i uświadomić mi raz na zawsze tej prawdy, że mogłem już nie zobaczyć dziewczyny.
Wstałem i otworzyłem drzwi, widząc w nich uśmiechniętą Charlotte, trzymającą w
ręce bułkę, którą wepchnęła mi do ust na dzień dobry.
- Nie spóźniłam się!- Oświadczyła, kładąc się na brzuchu na łóżku ze
spojrzeniem wlepionym we mnie. Odgryzłem kęs bułki i szybko go przeżułem, bojąc
się, że siostra znowu palnie coś na tyle niedorzecznego jak dziś rano, przez co
znów będę musiał walczyć z atakiem kaszlu i niedotlenieniem organizmu. A to
wszystko prze jeden kawałek jedzenia.
Spojrzałem na zegar na szafce nocnej, który wskazywał czternastą jeden. Licząc
upływ czasu od jej wejścia i ułożenia się na moim łóżku, możliwe było, że trwał
minutę.
- Czekałaś pod drzwiami na ustaloną godzinę, byleby tylko nie przyjść ani za
wcześnie, ani za późno?- Uniosłem brew.
- Może- mruknęła zdawkowo Charlie, posyłając w moją stronę nienawistne
spojrzenie.- Ale wiesz, nie mam zbyt wiele czasu. Muszę jeszcze omówić z
Jamesem sprawę…
- Czekaj!- Przełknąłem kolejny kawałek bułki, przygotowując się na ewentualne
zaskoczenie.- Teraz możesz mówić- burknąłem.
Lotte westchnęła i przewróciła oczami.
- Muszę omówić z Jamesem sprawę tej rewolucji w miasteczku.- Dokończyła.-
Całość wygląda na dość poważną sytuację.
- Właśnie, skoro już tu jesteś i masz mało czasu, przejdź do konkretów.-
Stwierdziłem, mówiąc prosto z mostu.
- A co dokładnie chcesz wiedzieć?- Uśmiechnęła się i przekrzywiła głowę.
Oparłem się o ścianę i odstawiłem jedzenie. Jakoś straciłem apetyt. Osunąłem
się na ziemię i wlepiłem wzrok w podłogę. Wciąż czułem się dziwnie z faktem, że
Charlotte chodzi z Jamesem. Cieszyłem się, że go tu nie przyprowadziła i że nie
okazywała mu publicznie uczuć. Tak, tego chyba bym nie wytrzymał.
- Kim są Złodzieje, o których wspomniałaś na Zgromadzeniu?- spytałem.
- Spodziewałam się takiego pytania- mruknęła, po czym odetchnęła i zaczęła
mówić dalej:- Złodzieje sami w sobie nazywają siebie Łowcami Czasu, ale
nazwaliśmy ich inaczej ze względu na to, kim są. A mianowicie: są to ludzie,
którzy uciekli od śmierci, kradnąc życie innym.
Otworzyłem oczy szeroko ze zdumienia. W moim życiu pojawiało się coraz więcej
rzeczy i osób, które można by uznać za kompletnie niedorzeczne. I Złodzieje na
pewno były jedną z nich.
- Ale w jaki sposób to robią?- Dociekałem.
- Samookaleczają się lub korzystają z zadanych w czasie bitw ran, aby utworzyć
drogę dla przepływającej w ludziach energii życiowej. Mają różne taktyki. Jeśli
chcą ukraść życie z większego dystansu, muszą zranić oko. Wtedy żywią się
życiem ofiary poprzez patrzenie na nią. Ale wymaga to większego wysiłku niż
chociażby tradycyjne zranienie kogoś innego i pozwolenie energii przepływać z
jednego ciała do drugiego.- Wzruszyła ramionami.- Takie informacje uzyskaliśmy.
- Od kogo?- zapytałem, zaskoczony jeszcze strategią Złodziei. Ciekaw byłem, jak
to wszystko się zaczęło. Kto był ich założycielem? Kto jako pierwszy ukradł
życie? Czy na każdym kroku czaili się Łowcy? Jak można było się przed nimi
bronić?
- Od Collina- odpowiedziała Charlie, a ja uniosłem brew do góry pytająco. Z
tego co się orientowałem, chłopak nie był przydzielony do oddziału
szpiegowskiego.- Przez dość długi czas był ich Opłatkiem- wyszeptała cicho,
spuszczając wzrok.
- Czym jest Opłatek?- spytałem, uświadamiając sobie, jak głupio brzmi to
pytanie. Samo określenie kogoś Opłatkiem nie było imponujące. Zabójcy Cienia
nie mają chyba talentu do wymyślania nazw.
- Powinieneś raczej spytać, kim jest Opłatek- burknęła.- To osoba, którą Łowcy
werbują, aby w sytuacji większego zagrożenia korzystać z jej energii życiowej.
Masowo wysysają z niej życie, dzieląc się nim niczym opłatkiem podczas Wigilii, nie powstrzymując się przed tym pragnieniem
przeżycia. Większość osób ginie po pierwszym pożywieniu Łowców. Ale Collin był
zdolny znieść większe cierpienie niż inni.- Oznajmiła smutno.
Pomyślałem o chłopaku, o jego radosnym i niewinnym uśmiechu, jaki posyłał
każdego dnia. Nie mogłem dostrzec po nim, że kiedykolwiek tak cierpiał.
- Jak to wyglądało?- Chciałem poznać szczegóły, dowiedzieć się, jak cierpiał
Collin i do czego zdolni byli Złodzieje.
- Wielki pokój, intensywnie oświetlony tylko w czasie posiłku. Opłatek,
uwięziony w pułapce na środku. Przez grubą warstwę szkła Złodzieje mogli go
wyraźnie ujrzeć. Podczas posiłku układali się w kręgu wokół niego i wysysali z
niego życie z odległości. Ofiara zazwyczaj szarpała się, ganiała po całym
udostępnionym jej miejscu, krzyczała, traciła kontrolę nad zdrowym umysłem. A
potem umierała. Zgromadzeni rozchodzili się, a na miejsce starego Opłatka
znajdowano nowy.- Wyjaśniła, a jej oczy zaszkliły się. Nie wiedziałem, czy
opowiadanie o tym ją tak wzruszyło. Być może.- Collin jako jedyny potrafił
stworzyć coś w rodzaju muru, obrony przed Złodziejami.- Kontynuowała.- Dzięki
temu nie wysysali z niego całego życia na raz. Oczywiście musiał przez to
więcej cierpieć, ale przeżył. Uciekł podczas jednego z posiłków, czyli Wieczerzy, ledwo uchodząc
z życiem.- Zamilkła na chwilę.- Jest jedną z moich perełek, które zwerbowałam.
Znalazłam go zranionego i płaczącego w jednej z ciemnych uliczek. Młody
chłopak, piętnastka na karku, ale zdołał uciec od Złodziei i przeżyć tak
wielkie męczarnie- wyszeptała z nutką podziwu.- Nie wydaje się, aby tyle
przeszedł, co?- spytała smutno.
Skinąłem głową, zastanawiając się nad życiem Collina. Wydawało mi się, że to ja
miałem ciężką przeszłość, podczas gdy nie dopuszczałem do siebie tego, że są
też inne osoby, którym los poskąpił najmniejszej iskry szczęścia. W
rzeczywistości użalałem się nad sobą, nie widząc nieszczęścia innych.
Zazdrościłem dzieciakom, po które codziennie przychodzili rodzice, aby odebrać
je ze szkoły, podczas gdy ja wracałem do domu wuja samotnie. Sądziłem, że
zasługiwałem na szczęście, którego nigdy nie dostałem. Dopiero teraz
dostrzegłem, że nie wyciągnąłem po nie ręki. Trwałem w swoim nieszczęściu,
przekonując się, że jestem bezużyteczny i słaby. Wystarczyło zapomnieć o tym na
chwilę i dopuścić do siebie szczęście. Jednak zatracony we własnym dramacie,
nie dostrzegałem tego.
Jednak Collin nie miał szansy na szczęście. Podczas gdy uwięziony jako Opłatek
tkwił w pułapce, nie mógł wyciągnąć do niego ręki. Przyklejono mu etykietkę,
która z góry spisała go na straty. Jednak przeżył. Nie wiedziałem, jak.
Większość ludzi chciałaby popełnić samobójstwo w takiej sytuacji. Śmierć lepsza
niż długotrwałe cierpienie. Lecz chłopak znosił wszystko, nie dał satysfakcji
Złodziejom z zabicia go. Uciekł od nieszczęścia i rozpaczy i wyglądało na to,
że nareszcie otrzymał mały promyk szczęścia, oświetlający mrok jego przeszłości
wśród Łowców.
- Collin o wszystkim wam opowiedział?- zapytałem.
- Jakieś dwa miesiące po znalezieniu go.- Skinęła delikatnie głową.- Przez
długi czas był w szoku i nie mógł nic z siebie wykrztusić. Stracił cząstkę
człowieczeństwa i przypominał wtedy uciekiniera z psychiatryka. Godzinami wpatrywał
się w punkt na ścianie, by potem nagle zacząć płakać. Minęło sporo czasu, zanim
stał się taki, jaki jest dziś.
Mimo odpowiedzi Charlotte, w mojej głowie kłębiło się coraz więcej pytań. O
większość z nich chciałem spytać Collina, jako że dotyczyły one Złodziei Czasu,
jednak reszta krążyła w moim umyśle, narzucając innym swoje pierwszeństwo.
- Czy As jest Złodziejem?- Moje pytanie przerwało moment ciszy.
Lotte zmieniła pozycję i usiadła po turecku, wpatrując się we mnie.
- Tego nie wiemy- mruknęła.- Mówiłam o tym na Zgromadzeniu.
- Ale skąd macie pewność, że ktoś jest ofiarą Złodzieja? Nie ma chyba tego
wypisanego na twarzy?- prychnąłem.
- Na ciele ofiary pojawiają się charakterystyczne znaki, tak zwane łańcuchy.
Proste i krzywe linie, tworzące misterną sieć, przypominającą te wykonane przez
pająki. Naznaczenia zwykłych złodziei są w kolorze czerni, lecz na ciele
znalezionych na ulicy kotów znaleźliśmy oprócz nich podobne znaki w kolorze srebra-
westchnęła.- I całe nasze założenie, że każdy Złodziej pozostawia taki sam
znak, poszło w diabli!- Dodała z niezadowoleniem.
Zmrużyłem oczy na wiadomość o misternych znakach.
Ich opis sprawiał, że coś sobie przypomniałem. Jeśli opisy siostry były
prawdziwe, wynikałoby z tego, że Lucy także była naznaczona przez Łowcę.
Pamiętałem wieczór, w którym graliśmy w „prawdę czy wyzwanie”, kiedy to za brak
odpowiedzi na moje pytanie kazałem dziewczynie ściągnąć sweter. Odsłoniła wtedy
ręce pokryte siecią czarnych i srebrnych linii. Czy było to więc spowodowane
wyssaniem z niej życia? Z drugiej strony Luc opowiadała mi o wszystkich swoich
śmierciach i nie było w niej ani jednej wzmianki o tym, że Łowcy wyssali z niej
życie.
- Czekaj!- Pomasowałem delikatnie skronie, próbując
wyciągnąć wszystko, co niezrozumiałe ze Zgromadzenia.- Ktoś wspominał też o
tym, że jeśli As byłby Złodziejem, musiałby być na naprawdę wysokim szczeblu w
ich hierarchii. Więc mają jakieś podziały wśród swoich szeregów?- spytałem. To
chyba ostatnia wątpliwość z mojej strony. Resztę pytań musiałem skierować do
Collina. Świetnie się składało, że umówiłem się z nim dziś na trening. Spojrzałem
ukradkiem na zegar. Charlie gościła u mnie już godzinę.
- Z tego co opowiadał Collin, wyglądało na to, że
tak, mają wśród szeregów podział- odpowiedziała.- Zwracali się do siebie po
tytułach, choć bardziej przypominały one przezwiska czy coś w tym stylu. Ale
nie mamy co do tego pewności. Na pewno wyróżnia się zwykłych Złodziei i ich
przywódcę, stojącego na czele.
- To chyba tyle z mojej strony- mruknąłem pod nosem,
uśmiechając się w stronę Charlotte.
- A ja mam ci jeszcze coś do powiedzenia.- Uśmiechnęła
się w odpowiedzi.- Przypomniało mi się ostatnio, że tata wspominał kiedyś o
rzadkiej zdolności w naszej rodzinie. Polegała ona na przejmowaniu
nadzwyczajnych mocy od magicznych istot i przyswajania ich w swoim organizmie.-
Zamilkła na chwilę.- Mówiłeś, że twoja lodowa moc przybyła niespodziewanie,
prawda?- spytała cicho.
Zastanowiłem się nad tym, co powiedziała właśnie
Charlotte. Mogłoby być to prawdopodobne, ale czy naprawdę coś takiego było
możliwe? Akurat rodzina Kiosków była na tyle nienormalna, żeby mieć gdzieś
wśród gałęzi drzewa genealogicznego zapisaną moc wysysania paranormalnych
umiejętności innych.
- To zależy, jak taką moc się przejmuje.- Wzruszyłem
ramionami.
- Tata wspominał coś o przetaczaniu krwi z
magicznego organizmu do naszego i konsumowania krwi istot paranormalnych. Ale
chyba nie bawiłeś się przez ten cały czas w wampira?- Uniosła brew z
rozbawieniem.
Prychnąłem cicho. Jakby miała mi smakować krew
innych, kiedy cały czas mogłem spróbować swojej. Uświadomiłem sobie właśnie,
jak często bywałem ranny i jak wielkie szczęście miałem, wychodząc z tego bez
większych obrażeń na dzień następny.
- Nie kojarzę nic takiego- burknąłem.
Lotte zamyśliła się na chwilę, kładąc palec
wskazujący na ustach.
- Była jeszcze trzecia opcja!- Oświadczyła nagle,
rozpromieniając się.- Pocałunek!- Spojrzała na mnie podejrzliwie z delikatnym
uśmieszkiem.
Odwróciłem wzrok i przeczesałem włosy otwartą
dłonią, przypominając sobie finał Wielkiego Konkursu na Śmierć. Jeśli wierzyć
opcji, że przez pocałunek mogłem przypadkiem wyssać z kogoś odrobinkę mocy,
moją ofiarą mogła być Lucy.
Przypomniałem sobie, że podczas naszego
przypadkowego pocałunku, kiedy chciałem uratować ją przed atakiem jednego z
naszych konkurentów, poczułem przyjemny chłód rozpływający się po moim ciele.
A może była to lodowa moc, która przemieszczała się
z jednego ciała do drugiego?
- Czy ty unikasz odpowiedzi?- Zaśmiała się
Charlotte.- Nie chcesz przyznać, że się całowałeś?
Czy lód z ciała Lucy byłby w stanie tak szybko
zagnieździć się w moim organizmie i wykazać pierwszą aktywność po krótkim
czasie, kiedy znalazłem się u Zabójców Cieni po ataku na Salidie?
Postanowiłem przyjąć tą wersję wydarzeń, która
wydawała się być jedynym logicznym wytłumaczeniem. Ale czy w takim razie
okradłem Lucy z jej mocy? Osłabiłem ją? Poczułem się jak złodziej, tym
bardziej, że prawdopodobnie zraniłem kogoś, kogo kochałem. I to całkiem
nieświadomie.
- Emil!- Przywołała mnie do porządku siostra.- Odpowiesz
wreszcie?- burknęła z niezadowoleniem.
- Może- mruknąłem zdawkowo, zaciskając pięści i
patrząc na nią. Pomimo wszystko nie chciałem nikomu mówić, że istnieje ktoś dla
mnie cenny. Właśnie to ukochane osoby są najbardziej czułym punktem każdego z
nas.
- Braciszku!- Charlie ściągnęła brwi i spojrzała na
mnie z naburmuszoną miną.- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?- Ułożyła usta w
wielką podkówkę.
- Bo nie chcę- westchnąłem, wpatrując się w swoje
pięści, które powolutku zaczęły pokrywać się szronem.- To niekorzystne mówić
wrogom o tym, co dla nas cenne- dodałem ciszej, uświadamiając sobie dopiero po
fakcie, że powiedziałem coś, czego nie powinienem.
- Uważasz mnie za wroga?- wyszeptała siostra.
- W pewnym stopniu tak.- Stwierdziłem, mówiąc prosto
z mostu. Skoro już powiedziałem to na głos, nie miałem zamiaru się z tym kryć.
- Możesz mi zaufać!- Zaoferowała.- Jestem twoją
siostrą!
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się lekko.
- Mogę ci zaufać i dobrze o tym wiem- mruknąłem.-
Może po prostu nie chcę przyjąć tego do wiadomości.
Charlotte zamilkła, po czym wstała i skierowała się
w stronę drzwi.
- Prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw-
wyszeptała, patrząc na mnie smutnym wzrokiem.- Choć mam nadzieję, że kiedyś
wyjawisz mi swoją tajemnicę- rzuciła i wyszła.
Westchnąłem cicho i wlepiłem wzrok w ścianę
naprzeciwko. Pogadanka z siostrunią okazała się być interesującą i wytłumaczyła
mi dość sporo rzeczy z nowego świata, w jakim nagle się znalazłem. Jednak
wszystko zmierzało ku destrukcji i rozpaczy, podobnie jak nasza rozmowa.
Lecz zrodziła w mojej głowie kolejne pytanie, które
nie zdawały się mieć końca. Ale na odpowiedzi musiałem poczekać do wieczora,
kiedy to miałem trenować z Collinem, przygotowując się do akcji zwiadowczej
rewolucji.
Miałem szczerą nadzieję, że spotkam podczas niej
Asa. Być może da mi to szansę na jak najszybsze wypełnienie nowego celu w
życiu.
Zabiję go.
Powinnam powoli zbierać się do pracy, ale patrzę za oknem - deszcz. Rain chyba uwielbia piątki trzynastego, skoro od rana dokazuje. Więc zanim ubiorę moje nowe, sportowe, strasznie wygodne buty, zarzucę na siebie kurtkę i plecak, przeczytam rozdział, by wieczorem rozgościć jakoś braci i kolegów. Weekend z czwórką chłopaków w mieszkaniu - bogowie, ratujcie!
OdpowiedzUsuńOoo, czcionka mniejsza. Co się stało? Wyczuwam dobrej jakości długość :3
Emil! Jeej ^__^ Znowu Emilka, zacieszam, może dzisiejszy dzień nie będzie takim złym :3
Jedna bułka, a jakie spustoszenie może zasiać w pewnych okolicznościach. Choć teraz na miejscu Emila czekałabym na informację o ślubie Charlie i Jamesa.
O, Emil też był przygotowany. Ale, kolego, jak tak będziesz szybko jadł, możesz się nabawić palącej zgagi i wzdęć. Tak tylko piszę.
Czyli Złodzieje to tytułowi Łowcy Czasu, zapamiętać.
Od Collina, który był Opłatkiem? WTF?! Zaintrygowałaś mnie ;)
Ohoho, czyli Collin nie jest jakimś słabeuszem, skoro wytrwał jako Opłatek. Jestem pod wrażeniem. I nie - nie wydaje się, by tyle przeżył. Do tej pory odbierałam go jako nastolatka, który szczęśliwym trafem dostał się pod skrzydła Lotte. A tu taki surprise. Każdy z nas ma jakąś tajemnicę.
Ale Emil nie wie, że Lucy nie miała tych żyć, że żyła w kłamstwie. Czyli te naznaczenia na jej ciele stają się podejrzane.
Pocałunek? Serio? Buahahaha, to teraz Emil się może rumienić i zgrywać, a i tak Charlie się skapnie, że kogoś całował :D
Tyle nowych informacji do przyswojenia, ale jakoś się z tym uporamy, prawda, Emil?
Ohoho, Emilka chce zabić Asa? Dlaczego na razie wątpię w możliwość wykonania?
Rozdział przyjemny, bo nie dzieje się za wiele, w sensie nikt nikogo nie goni czy próbuje zabić, a jest rozmowa i przemyślenia Emila między pytaniami. Podoba mi się to ;)
Czekam na nn ^^
No i lecimy z kolejnym! Łooooooooooo! W sumie to wiedziałam kim są Łowcy Czasu bo *SPOILER [WSTAW IMIĘ]*, ale... eeeeeej! Nie wiedziałam w sumie jak dokładnie to działa! Znaczy... nie TO, bo to ludzie, nie? Mimo wszystko >D ale... eeeeej, fajnie to wymyśliłaś! Z tymi oczami i w ogóle *dlaczego kojarzy mi się z Tokyo Ghoul? XD*
OdpowiedzUsuńEeeeeeeej! Motyw Opłatka też mi się w cholerę podoba! Collin był Opłatkiem łowców czasuuuu :o woooooow *ej, czy ja nie za bardzo przeciąąąąągaaaaam wszyyyyystkieeee wyyyraaaaazyyyyyy?*. I niby jest niewinny i nieśmiały, ale twardy z niego chłopaczyna! >D Jeszcze bardziej go wielbię!
"- Jest jedną z moich perełek, które zwerbowałam. Znalazłam go zranionego i płaczącego w jednej z ciemnych uliczek." - w tym momencie miałam łzy w oczach, wydałam z siebie krótkie: "oooooch" i zaczęłam jeszcze bardziej wielbić *nie kochać! Kochanie dla Astleya ohoho <3 *znowu wspomniała o Astleyu!* ...Collina. Tak mi go szkoda ;____;
Przecie to jasne, że Lucy była zaatakowana przez Łowcę! Ja się nawet domyślam przez jakiego huehueuheuhe~
Tak więc już wiemy skąd Emil ma tę moooooc, ma tę moooooc!~ *nuci* Fajny motyw! *ej, dla mnie wszystko w tym rozdziale ma fajny motyw XD! Masz mózg, Królik! Nie to czo ja, gąbkę ;___;*
NIEEEEEE! NIE ZABIJAJ ASA! BO SIĘ POPŁACZĘ UEEEEEEEEEEEEE! ;____________; Dobra, opanuj się, Naff.
Ten komentarz był totalnie zdechły. Wybacz mi! D: ale lecę dalej! Teraz będzie Collin, prawda, prawda?!?!