Dzisiejszy rozdział taki trochę zdechły. Nie dzieje się w nim nic takiego ciekawego. Ale chyba jest lepszy od następnego, gdzie to jest multum informacji, wyjaśniające pojęcia z tego rozdziału. >D Dopiero w 34 będzie się coś działo, bo nareszcie poznamy Coliina, yahoo! Chociaż w 33 też go troszku będzie. Hm. Ale mniejsza.
Najlepszego z okazji dnia kobiet! <3
Charlotte odłożyła nóż na pusty talerz po kanapce z serem i przyłożyła do ust czystą, materiałową serwetkę, którą po chwili odłożyła.
- Jestem w ciąży.- Oświadczyła ze stoickim pokojem.
Zakrztusiłem się kawałkiem przeżuwanej właśnie bułki. Oczy zaczęły mi łzawić, a
ja zacząłem się dusić i dostałem napadu kaszlu. Lotte przyglądała się temu tak,
jakby była to dla niej rutyna. Zdołałem posłać w jej stronę zdziwione i
pytające o szczegóły spojrzenie. Siostra brzmiała dość poważnie, aczkolwiek nie
sądziłem, że pora śniadaniowa była dobrym czasem na wyznania tego typu.
- Nie mogliśmy z Jamesem czekać wiecznie na spełnienie naszych marzeń o
szczęśliwej rodzince.- Wyjaśniła, wzruszając lekko ramionami.
No, teraz kompletnie mnie zamurowało. Zamilkłem, wpatrując się w Charlie jak w
ostatniego wariata na Ziemi. Nawet drapiący ból w gardle mi nie przeszkadzał.
Mój umysł wciąż nie mógł zrozumieć sensu słów, które wypowiedziała dziewczyna.
Ale jak zrozumieć ich sens, skoro go tutaj nie było?
Zaśmiałem się głośno i szczerze mówiąc - prawie popłakałem ze śmiechu. Tak
dobrego żartu nie słyszałem od dawna. Wstałem od stołu, zostawiając
niedokończoną kanapkę i poklepałem z uznaniem siostrę po plecach.
- Ten żart ci się udał.- Zarechotałem, próbując opanować chichot.- Że niby ty i
James...
Charlotte uniosła do góry brew i rzuciła w moją stronę zdawkowe spojrzenie.
- Nie żartuję.- Oznajmiła, a ton jej głosu mówił, że nie kłamała. Poczułem się
tak, jakby ktoś wymierzył mi policzka łopatą. Ewentualnie patelnią. Ból przy
zderzeniu był ogromny, ale nie na tym się kończyło. Czuło się go jeszcze przez
dłuższy czas i przypominał o swojej obecności.
- A… Ale…- Zdołałem z siebie wykrztusić, zanim opadłem bezsilny na ziemię.
Otworzyłem szeroko buzię i wpatrywałem się w niewidoczny punkt gdzieś w
przestrzeni. Załamałem się. Prawdziwie i nieodwracalnie.
- Nie wiedziałeś o tym?- spytała, zdziwiona wręcz moją niewiedzą.
Pokręciłem powoli głową.
- Chodzę z Jamesem już chyba trzy lata.- Uśmiechnęła się i oparła głowę na
dłoni, a w jej oczach dostrzegłem iskierki rozbawienia.- Postanowiliśmy
wreszcie zrealizować marzenia. Ostatecznie rozpoczęła się wojna, więc nie
wiadomo, jak długo dane nam będzie jeszcze żyć.- Zachichotała cicho.- Mam
nadzieję, że na tyle długo, abyś mógł zostać wujkiem.
Jęknąłem cicho. Ta wiadomość była dla mnie jak kubeł zimnej wody o poranku.
Obudziła mnie i zepsuła cały mój dzień. Najprawdopodobniej dalsze życie także.
Bo jak moja siostra- inteligentna, urocza, troskliwa, w której żyłach płynęła
krew Kiosków- mogła związać się z takim prostym mężczyzną, któremu w głowie
tylko przemoc?
- Może wydawać się to trochę absurdalne.- Charlotte czytała mi w myślach. Tyle
że dla mnie nie było to troszkę absurdalne. Dla mnie było to wariactwem,
wielkim absurdem i paranoją. Czymś wręcz nie do pomyślenia. Niedawno spotkałem
siostrę po raz kolejny, ale dzięki niej zdążyłem się już załamać.- Ale naprawdę
kocham Jamesa.
Zastanowiłem się chwilę nad jej słowami. Cóż, być może Rawliff był niemiły,
chamski i sadystyczny dla mnie, ale całkiem inny dla Charlotte? Ostatecznie na
początku naszej znajomości próbował się nawet ze mną zaprzyjaźnić. Nienawiść do
mnie zaczęła się po odkryciu tego, że byłem bratem Charlie. Na jego miejscu
raczej witałbym przyszłego szwagra z otwartymi ramionami, bez broni i
dziurawieniem go gdzie popadnie.
Ale jeśli Charlotte naprawdę go kochała, powinienem chyba uszanować jej
decyzję?
- Jesteś zły?- spytała cicho, spuszczając wzrok.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Zły? Chyba raczej zszokowany. Zaskoczony,
zdziwiony i odrobinę zdegustowany, ale czy zły?
- Chyba nie- westchnąłem, postanawiając zaakceptować jednak decyzję siostry.
Cóż poradzić na miłość? Dobrze wiedziałem, że jeszcze nie tak dawno sam nie
powiedziałbym, że mogę zakochać się w Lucy. A jednak. Miłość jest piękna, lecz
nieprzewidywalna. Nigdy nie wiadomo, kto zostanie twoją ukochaną osobą.
- Wydawało się, jakby było inaczej- mruknęła Charlie i wstała od stołu,
zmierzając w stronę wyjścia z kuchni. Ruszyłem za nią, przeczesując włosy.
- Najważniejsze, żebyś to ty była szczęśliwa- burknąłem. Nadal nienawidziłem
tego starego dziadygi. Zwłaszcza po jego ostatnim ataku. Na wczorajszym
treningu odpłynąłem na chwilę, gdyż spotkałem się z Lucy w Indab. Kiedy
wróciłem, gość wpakował miecz w moją rękę, o mało mi jej nie odcinając.
Przeginał, a ja starałem się go nie zabić gołymi rękoma. Zwłaszcza teraz, kiedy
okazało się, że to kochaś mojej siostruni. I przyszły ojciec.
Jakby Charlotte nie mogła powiedzieć mi tego wcześniej. Zachowałaby to
przynajmniej do momentu, kiedy przełknąłbym kęs bułki.
- To nie tak, że Jamie cię nie lubi.- Wyjaśniła, a ja wzdrygnąłem się na dźwięk
zdrobnienia mężczyzny. Jak oni mogli to siebie pasować? Stary buc zatapiający
smutki w herbacie, który nie potrafi nawet ruszyć swojego siedzenia, bo pije
herbatkę i choleryczna, impulsywna Charlie, zawsze przepełniona energią. Nie
mogłem po prostu w to uwierzyć, ale ugryzłem się w język, zanim cokolwiek
powiedziałem.- On po prostu nienawidzi sytuacji, kiedy odpowiadasz
sarkastycznie w jego obecności.
- Ja i sarkazm?- Zaśmiałem się cicho.- To niemożliwe połączenie.
Lotte skrzywiła się nieznacznie i westchnęła cicho.
- O tym właśnie mówiłam- burknęła, przyspieszając kroku. Po wyjściu na korytarz
kierowała się wyraźnie w stronę sali konferencyjnej. Nie wiedziałem, w jakim
celu, ale podążałem za nią. I tak nie miałem nic innego do roboty.
- Nic nie poradzę na to, że ten stary piernik jest taki wkurzający!- Oburzyłem
się, prychając pod nosem.- Wczoraj o mało co nie odciął mi ręki!
- Bo nie uważałeś.- Uderzyła mnie otwartą dłonią w tył głowy, a ja syknąłem
cicho, posyłając w jej stronę wrogie spojrzenie.- James mi o tym opowiadał.
- Odpłynąłem na sekundę myślami. Tylko na sekundę.- Podkreśliłem ostatnie
słowo.
- To o sekundę za długo- westchnęła, po czym zmieniła temat:- Emil, a czy ty
nie masz kogoś, z kim chciałbyś...- Zastanowiła się przez chwilę.- Przeżyć całe
życie?
- Może- mruknąłem. Tym razem nie chciałem skłamać siostrze. Musiałem chronić
Lucy, więc nie wspominałem o niej nikomu w Ośrodku- nadal nie wierzyłem
Zabójcom Cienia. Czasem rozmawiałem z Collinem, który okazał się być równym
gościem. Opowiadał mi o wybrykach Króliczka z wypiekami na twarzy, a ja
chichotałem, widząc entuzjazm, z jakim opowiada o złotowłosej. Nie mogłem
stwierdzić, że to na pewno miłość, ale bez wątpienia chłopak czuł coś do
Królika. Znalazłem w nim coś w rodzaju przyjaciela i jeśli miałbym
zdradzić komuś, co czuję do Lucy, powiedziałbym to właśnie jemu.
- Emil, możesz mi powiedzieć, co leży ci na wątrobie!- Zaoferowała Charlotte z
szerokim uśmiechem.
- Ten kęs bułki, którym się zadławiłem, słysząc twój żart- burknąłem, za co
oberwałem kuksańca w bok. Zaśmiałem się cicho pod nosem.- Charlie, zajmij się
swoim kochasiem i nie martw się mną.
- Ale jesteś młodszy. Chyba powinnam się o ciebie martwić?- Odpowiedziała z nutą
niepewności w głosie.
- Tyle lat poradziłem sobie sam, więc kolejne dni nie są dla mnie szczególną
udręką- mruknąłem w pełni szczerze. Od dzieciństwa byłem zdany głównie na
siebie i zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Musiałem jednak przyznać, że
chociaż odbiło się to na mojej psychice, miało to praktyczne zastosowanie w
obecnej sytuacji.
- Przepraszam- westchnęła dziewczyna.- Ciągle zapominam, że nie jesteś już tym
samym, zapłakanym Emilem, co kilka lat temu.- Oznajmiła.- Przegapiłam tyle lat
w twoim życiu i chcę to odpokutować, ale zapominam, że nie da się odzyskać
tego, co już utracone- powiedziała smutnym, łamiącym się głosem.
- Czas zmienia ludzi.- Stwierdziłem.- I sprawia, że zapominają, kim kiedyś
byli.
- To smutne- odrzekła Lotte.- Nie powinno się zapominać o swoich korzeniach.
- A jednak czasem trzeba się wyrzec nawet tego.- Ciągnąłem.- Zwłaszcza wtedy,
kiedy chce się zacząć nowe, godne życie.
- Godne życie nie oznacza szczęśliwe.- Zauważyła.- Ale pojęcie szczęścia jest
dla każdego inne. Dla niektórych może być to ukochana osoba, dla innych rodzina
lub przyjaciele, być może to skrawek czystego, letniego nieba lub podmuch
wiatru.- Przywódczyni Zabójców Cieni pchnęła ciężkie drzwi do sali
konferencyjnej.- Ale bez względu na to, czym jest szczęście, każdy dąży do
tego, aby je zdobyć.- Rzuciła mi przez ramię i weszła do środka, obserwowana
przez kilkanaście par oczu żołnierzy, wpatrujących się w nią z ciekawością. W
wielkim, szarym pokoju oświetlonym jedynie słabym światłem lampy na suficie,
wszyscy siedzieli wzdłuż długiego, drewnianego stołu z jednym wolnym miejscem,
przygotowanym dla przywódczyni. Sprawiali wrażenie zaniepokojonych, a mnie
ciekawił tego powód. Prześlizgnąłem się w pobliski kąt i oparłem się o ścianę,
czekając na rozwój wydarzeń. Nikt nie pofatygował się, aby przynieść krzesło
także i dla mnie. Może nie życzono sobie, abym był tutaj obecny.
Charlotte usiadła na swoim miejscu i powiodła wzrokiem po zgromadzonych.
Dostrzegłem w nich Cesara, bawiącego się długopisem, Marty'ego, myślącego nad
czymś intensywnie i Collina, który pomachał mi nieśmiało. Oczywiście nie mogło
wśród nich zabraknąć Jamesa, na którego widok kąciki ust dziewczyny uniosły się
nieznacznie.
- Zwołałam was tutaj ze względu na rozwijającą się sytuację w naszym
miasteczku.- Zaczęła, a jej głos był potężny i władczy. Nawet Cesar porzucił
długopis i wsłuchał się w jej słowa.- Sięgnęła ona obecnie stanu wysokiego
zagrożenia. Co oznacza, że nie możemy tego tak po prostu zostawić.
Zastanawiało mnie to, co takiego musiało się stać, że sytuacja sięgnęła tak
wysokiego stopnia. Groźniejsza była już tylko sytuacja krytyczna, która mogła
oznaczać zagładę Zabójców Cienia. Ostatni raz byłem na świeżym powietrzu w
czasie misji i nie nazwałbym tego swobodnym zwiedzaniem, więc nie wiedziałem,
co ostatnio się wydarzyło.
- Parę dni temu zapłonęła 92. Aleja.- Oświadczyła.- Przyczyną były strzelające
z nieba błyskawice, jednak bez wątpienia ktoś nimi kierował. Uderzały idealnie
w dane przedmioty i jedynie w obrębie tej alei. Z dymu wyłonił się nasz nowy
przeciwnik, który każe nazywać siebie Asem. Nosi maskę, więc nie możemy ustalić
jego tożsamości.- Wyjaśniła, obserwując reakcję pozostałych, które były jednak
podobne; wszyscy zachowywali kamienne twarze i czekali na dalszą opowieść.-
Jest przywódcą rewolucjonistów, który za poniedziałkowy cel obrał sobie
zdobycie ratusza poprzez uwięzienie w nim urzędników. Podpalił budynek i wysłał
do niego swoich żołnierzy. Jednak z tajemniczych przyczyn urzędnicy z parteru
ocaleli, a As uciekł z miejsca wydarzenia. Budynek runął, pochłaniając wiele
ofiar. Jednak to wydaje się być zaledwie początkiem wojny wypowiedzianej przez
Asa.- Zakończyła.
- Jakim cudem urzędnicy z parteru przeżyli?- spytał jeden z żołnierzy o szarych
oczach.- Ponoć wyjścia były zablokowane, a to niemożliwe, aby gruzy z wyższych
pięter ich nie przygniotły.- Zauważył.
- Nasi informatorzy pytali ich o to, ale ci kręcili tylko głowami i mruczeli
coś pod nosem o pięciu dziewczynach. Wątpię, żeby były one zwykłymi
mieszkańcami miasta, ale póki chronią mieszkańców, możemy uznać je za
neutralne- odpowiedziała.
- Do czego zmierzasz, zwołując nas tutaj?- spytał prosto z mostu Cesar.
- As nie jest zwykłym człowiekiem- mruknęła.- Na pewno ma coś wspólnego z
kontrolą zjawisk pogodowych, konkretnie burzy. Dba o prywatność, więc musi mieć
jakiś powód, aby nie wyjawiać swojej twarzy. Ale co najważniejsze, ponad połowa
jego armii to Złodzieje.
Wśród tłumów rozległy się zdawkowe, nerwowe szepty, a ja zmrużyłem oczy,
zastanawiając się nad tym, kim mogli być Złodzieje. Nie kojarzyłem tego pojęcia
z lekcji teorii z Marty'm ani nawet z rozmów z Charlotte. Musiałem więc czekać
na koniec zebrania, aby otrzymać szczegółowe wyjaśnienia.
- W czasie ostatniego przeszpiegu na miejscu wypadku w ratuszu, znaleziono
nieliczne ciała martwych żołnierzy z jego armii, naznaczone łańcuchami. A jak
dobrze wiecie, to wskazuje jedynie na Złodziei.- Stwierdziła Charlie.
- A więc ukradli życie swoim pobratymcom, aby przetrwać.- Wydedukował Rawliff.
- Najwyraźniej tak.- Potwierdziła dziewczyna, skinając głową.
- Ale jaki interes mieliby Złodzieje z pomagania komuś takiemu jak rzekomy
przywódca rewolucjonistów, As?- spytał Marty.
- Nad tym właśnie się zastanawiałam- odpowiedziała Lotte.- I jest parę
możliwych opcji. Pierwsza, że As zgodził się na bycie ich Opłatkiem.- Zaczęła
wyliczać na palcach.- Druga, że obiecał im w zamian zakładników. Trzecia, że dołączyli
do niego, aby ostatecznie go wykiwać i przejąć władzę nad utworzonym już nowym
imperium. Oraz czwarta: As jest jednym ze Złodziei.- Wzruszyła ramionami.
- Odnośnie ostatniej opcji.- Zauważył jeden z najstarszych żołnierzy. Miał koło
czterdziestki, a jego czarne włosy zaczynały siwieć.- W tym przypadku As
musiałby być ważnym Złodziejem pokroju Odkrywcy lub wyższego szczebla, aby
pozostali zechcieli mu pomóc.
Nie rozumiałem wiele z konwersacji. Samo pojawienie się pojęcia tajemniczego
Złodzieja sprawiło, że pogubiłem się w wątkach. Teraz terminów tylko przybywało
i mieszały mi one w głowie jeszcze bardziej, robiąc z mojego umysłu istny miks myśli.
- Jestem podobnego zdania.- Oznajmiła Charlotte.- Ale to tylko komplikowałoby
sprawę- westchnęła.
- Obstawiam pierwszą opcję- mruknął Collin nieśmiało.- As nie zdaje sobie
sprawy z tego, jak bardzo bolesne może być robienie za Opłatek Łowców i
nieświadomy tego zagrożenia podpisał pakt, nie martwiąc się konsekwencjami.
Jednak prowadziłoby to do opcji trzeciej, w której As umrze, wykatowany podczas
Wieczerzy, a Łowcy przejmą władzę nad imperium.- Zakończył, spuszczając wzrok.
Kolejne pojęcia, kolejne składniki do miksu myśli. Chciałem tylko, aby to
spotkanie dobiegło końca, żebym mógł wreszcie dowiedzieć się, kim są Złodzieje
i Łowcy, czym są łańcuchy na ciałach martwych żołnierzy, Opłatek i Wieczerza.
- Tego nie wiemy- mruknęła Charlie.- As pozostaje nierozwiązaną zagadką.
Dlatego w najbliższym czasie razem z Jamesem, Gregory'm, Patrickiem, Cesarem, Marty'm
oraz Collinem ustalimy plan działania, w którym przebadamy miasteczko w czasie
trwania rewolucji. Być może uda nam się złapać paru zakładników, zwłaszcza, że
wkrótce do naszych szeregów dołączy oficjalnie Emil.- Wszystkie spojrzenia
przeniosły się na mnie. Zastanowiłem się, czy nie pomachać żołnierzom i nie
uśmiechnąć się promiennie, ale zrezygnowałem. Wolałem zgrywać rolę obojętnego.
Sarkazm był obecnie zbędny.- Na tym kończymy dzisiejsze zgromadzenie Zabójców
Cienia. Rozejść się.- Oznajmiła przywódczyni, a krzesła zaczęły szurać po
podłodze, odsuwane przez żołnierzy. Większość z nich wyszła, rozmawiając cicho
między sobą. Została tylko grupka wymieniona do ustalenia planu działania,
patrząca pytająco ma Lotte.
- Jutro o piętnastej- westchnęła i wstała od stołu. Pozostali skinęli głową.-
James, mogłabym zamienić z tobą parę słów?- Siostra spojrzała na Rawliffa, z
którym odeszła odrobinę dalej, szepcząc coś pod nosem. Chciałem już wyjść,
kiedy Collin położył swoją drobną dłoń na moim ramieniu. Zatrzymałem się i
obróciłem w jego stronę, wysilając się na uśmiech.
- Nie miałbyś ochoty na trening wieczorem?- spytał, unosząc kąciki ust. Tą
niewinnością i swoistą nieśmiałością przypominał Królika. Pasowało to do
niego.- Moglibyśmy poćwiczyć przed akcją w miasteczku i pogadać trochę...-
mruknął.
- Jasne.- Przytaknąłem. Rozmowy z chłopakiem pozwalały mi się odprężyć i
powrócić do czasów, kiedy mogłem być razem z Lucy.- Siódma?- Zaproponowałem.
- Okej.- Uśmiechnął się promiennie.- Siódma, sala treningowa. Skopię ci tyłek!-
Rzucił na pożegnanie i wyszedł, a ja zauważyłem, że Charlotte także rusza w
stronę drzwi. Ruszyłem za nią z przymilnym uśmiechem.
- Siostrzyczko...- Zacząłem błagalnym głosem.
- Nie- odparła zdawkowo Charlie. Wyglądała na trochę zmęczoną. A może po prostu
była niewyspana?
- Nie wiesz, o co chciałem spytać!- Oburzyłem się.
- Odpowiedź nadal brzmi nie.- Zaśmiała się.
- Mogłabyś wytłumaczyć mi parę pojęć?- Zignorowałem jej poprzednią wypowiedź.
- Po południu- jęknęła.- Mam jeszcze do wypełnienia trochę papierkowej roboty-
burknęła.
- Ale wyjaśnisz mi wszystko?- Uniosłem brew do góry.
- Tak- mruknęła.- O czternastej.- Dodała, zamykając za sobą drzwi do swojego
gabinetu. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, poszedłem do kuchni. Jedzenie zawsze
pomagało w trudnych sytuacjach. Postanowiłem najeść się przed rozmową z Charlotte. Nigdy nie wiadomo, czy nie rzuci kolejnym absurdalnym tekstem.
Tobie także najlepszego z okazji Dnia Kobiet! :*
OdpowiedzUsuńŻe co ja proszę?! Po raz pierwszy od dawna rozdział jest u Zabójców, a tu Charlotte wyznaje, że jest w ciąży?! O ja cię. Lotte, gratuluję. James, gratuluje. Będziesz świetnym herbacianym ojcem. Emil, gratuluję. Będziesz wujkiem. Nawet nie wiesz, co to oznacza.
Śniadanie to może nie najlepsza pora, ale czy jest odpowiednia pora na podobne wyznania? Bo nie wiem.
Emil, nie wierzę, że nie wiedziałeś, że Charlie i James są razem. Przecież to było widać!
Zachowanie Jamesa można tłumaczyć tym, że był zazdrosny o odnalezionego brata, który zabierze całą uwagę Charlie.
Ale, Królik, zdrobnieniem od James nie jest Jamie, tylko Jim. Jamie to zupełnie inne imię!
Ohoho, Collin zakochuje się nam w Króliczku, jak słodko! ^__^
"- Emil, możesz mi powiedzieć, co leży ci na wątrobie!- Zaoferowała Charlotte z szerokim uśmiechem.
- Ten kęs bułki, którym się zadławiłem, słysząc twój żart" - glebłam. Niech żyją emilowe riposty! <3
"Nasi informatorzy pytali ich o to, ale ci kręcili tylko głowami i mruczeli coś pod nosem o pięciu dziewczynach. " - Lucy i Jeźdźcy! Dobrze wiedzieć, że udało się nam kogoś uratować, to pokrzepiające :) Choć wciąż mam w pamięci rzeź, jaką rewolucjonistą wyrządziły Naff i Królik.
To stąd te znaki i te oczy z bliznami! To Złodzieje!
Bycie Opłatkiem? WTF?!
Królik, zrób taką samą zakładkę, jaką ma Naff, tę z wyjaśnieniami pojęć, bo się człowiek mojego pokroju może pogubić.
"Zastanowiłem się, czy nie pomachać żołnierzom i nie uśmiechnąć się promiennie, ale zrezygnowałem." - dobrze zrobiłeś, jeszcze by cię odebrali jako dzieciaka, za któego chyba nie chcesz być, Emilu, uważany.
No tak, lepiej zjeść teraz niż znowu prawie umrzeć przez zakrztuszenie jedzeniem.
Ciekawy rozdział, głównie przez tę konferencję Zabójców. Dowiedzieli się o zagrożeniu, padło wiele nazw, które dla mnie są tajemnicze. Czyżby kolejny rozdział także z perspektywy Emila? I like it! <3
A ciąża i tak będzie przeze mnie rozpatrywana dzisiaj przez cały dzień.
Czekam na nn ^^
Huehue. Se sobie ładnie przybywam. Mam aż cztery rozdziały do przeczytania, łooooooo :o tyle komentowaniaaaa! Chciałabym powiedzieć, że to się więcej nie powtórzy, ale odkąd pracuje nawet przestałam pisać własne rozdziały D: tylko z Królikiem dla relaksu popiszę Utajonych i trójkę! Więc nic nie obiecuję. Mogę obiecać to, że nigdy nie zostawię tego opowiadania, BANG XD! Ale mogę czytać z drobnymi opóźnieniami ;____;
OdpowiedzUsuńNo, w sumie to idealny początek rozdziału XD! Taki BANGERSKIIIIIIII! Oczywiście Naff już spoiler z ciążą dostała! Wie też co się stanie potem z Szarlotką i HerbatowymGejuchem *ej, to byłby dobry pseuduonim w sieci! Normalnie na miarę Olejuszka!*. Dobra, Bez spoilerów, nie?! NO! Zrobię to jak Królik! *SPOILERSPOILERSPOILERSPOILER* No. Wyżyłam się,.
"Poczułem się tak, jakby ktoś wymierzył mi policzka łopatą" - nie wiem jak to jest dostać łopatą w twarz, ale wiem jak to jest dostać siekierą w głowę! Serio! *jak o tym mówię, nikt mi nigdy nie wierzy ;____; a wystarczy spytać mojego taty XD!*
O, ale że Lotta chodziła z Jamesem trzy lata to mnie zasko... kurde. 2 kwietnia mijają mi 3 lata z Arusiem. Przypadeg? :o
"- Ja i sarkazm?- Zaśmiałem się cicho.- To niemożliwe połączenie." - Tak, Emil, ty i sarkazm! Od czasów Łowcy Czasu zrobił się tak cholernie sarkastyczny, że mam go ochotę ukochać >D! No, ale go nie ukocham bo należy do Lucy! Wolę ukochać Astleya~ Ahaahha~ Hej, czy w którymś moim komentarzu, odkąd pojawił się Astley, nie było jego imienia albo wzmianki o nim? To jest uzależnienie :o a uzależnienie jest chorobą! Och, noł! :o
"Nie mogłem stwierdzić, że to na pewno miłość, ale bez wątpienia chłopak czuł coś do Królika" - ooooch, wzmianka o Króliku i Collinie <3 jak słoooodkoooo! Coś mi się wydaje, że to będzie jeden z lepszych paringów w Łowcy <3! *tak bardzo zajarana, tfu, podjarana, nie biorę zioła jak Stranger >D! badum tss! Ja ćpiem tylko liście LAUR(a)owe*
"- Ten kęs bułki, którym się zadławiłem, słysząc twój żart" - NIEPRAWDA! Nie kłam, Emil! Przecież wyplułeś ten kawałek bułki!
W sumie to fajnie odwodzisz lud od myśli, że to *SPOILER* jest *SPOILER*. If you know what I mean XD.
Złodziej! A ja wiem kto to! BANG! Ale nie wiem o co chodzi z Odkrywcą :o. Ale skoro to będzie wyjaśnione w następnym rozdziale to mnie wiele nie ominie XD! W ogóle... WTF, Opłatek, Wieczerza. ŁOT. DA. FAK. WIEM! Złodzieje dzielą się opłatkiem przy wspólnej, wigilijnej wieczerzy! OOOOCH! Jaks słooooodkoooo! <3
W sumie zdechle, bo nie miałam tak naprawdę czego komentować :o na razie niewiele rozumiem! Wiem tyle, że polubiłam Collina i nie mogę się go już doczekać <3 och!