poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział dwudziesty piąty: Przygarnięty

Witamy w świecie Naffstleya, szybko z niego nie wyjdziecie, ihihi.
EDIT: Matko Bosko, przypomniało mi się, że opowieści Lucmilki mają w lutym okrągły roczek, więc... *wzdycha* Jakieś propozycje? Życzycie sobie one shota czy może czegoś ode mnie? Jestem otwarta na pomysły (tylko nie te ekstremalne >D). Sialala~

Astley zamilkł na chwilę, a fala wspomnień uderzyła w niego z destrukcyjną siłą. Przypomniał sobie wszystko.
Nie był z tego zadowolony. Wręcz przeciwnie. Świadomość wydarzeń, o których zapomniał, rozzłościła go i zirytowała. Zdecydowanie wolał słodką niewiedzę.
Zaczął śmiać się pod nosem niczym prawdziwy psychopata i bez wahania sięgnął do kieszeni, aby wyjąć talię. Nie była ona jednak jedną z tych, którymi grywał dla rozrywki. Była wyjątkowa. Chwycił pierwszą od góry kartę i obrócił ją w palcach, po czym przyłożył ją do swojej dłoni i przeciął swoją skórę tak, aby wyciekająca spod niej krew spływała po dłoni aż do reszty kartoników. 
Talia zaczęła się unosić w powietrzu, a splamione krwią karty wirowały radośnie, błyszcząc co chwila krwistoczerwonym blaskiem, podążając za ruchem dłoni chłopaka.
Astley wskazał dłonią na Lucyfera, a karty przecięły gwałtownie powietrze i ruszyły w jego stronę. Nie spłonęły pomimo otaczających go płomieni. Zaczęły wbijać się w jego ciało i choć wydawałoby się, że nie mogły nic zrobić, w ostatniej chwili stawały się twarde niczym ostrze noży. Ich szybkość i gwałtowność, z jaką uderzały, zapewniały zwycięstwo.
- Co się z tobą stało?- Wychrypiał Lucyfer, podnosząc wzrok i przewiercając nim chłopaka.- Kiedyś byłeś inny.
- Wtedy byłem słaby.- Oświadczył As, posyłając w jego stronę kolejne karty.- Teraz powróciłem.- Uśmiechnął się szeroko.
- Nie byłeś słaby!- warknął Szatan.
- Nie znasz prawdy- westchnął chłopak.- Jesteś Szatanem, ale nie oznacza to, że wszystko wiesz.
- Dlatego chcę poznać prawdę.- Oznajmił Lucyfer.- Ale po dobroci mi chyba tego nie powiesz.- Tym razem to Szatan wybuchnął niepohamowanym śmiechem. W odpowiedzi Astley zrobił to samo, a ich demoniczne, diabelskie chichoty rozniosły się po ulicy, odbijając się echem. Chwilami łączyły się, jeszcze kiedy indziej były całkiem inne.
- Ukaż swoją prawdziwą postać.- Rozkazał Astley, uśmiechając się szyderczo.- Pokaż zło, które w tobie drzemie.
- Sam się o to prosiłeś!- Zarechotał Lucyfer, a jego skóra zaczęła ciemnieć, podkreślając krwistoczerwone oczy płonące żądzą zemsty.- W takiej sytuacji nikt nie wyjdzie stąd cały.
- Byłem na to przygotowany- odrzekł Astley.- Przypomniałeś mi, jak nieudolny byłem. Nie zdołałem ochronić nawet jednej osoby. 
- Oberwiesz za to, że nie dawałeś znaków życia przez ostatni rok!- warknął Szatan. Zaczął zmieniać się coraz bardziej. Ogień otaczający go zaczął się zwiększać, a on sam coraz mniej przypominał człowieka.- Mogłeś chociaż powiedzieć, że żyjesz!
- Uciekłem. Bałem się.- Wyjaśnił chłopak.- Ale tym razem prędzej zginę, niż stchórzę przed tak plugawą kreaturą jak ty.
- W takim razie przykro mi, ale możesz zginąć!- Oświadczył Lucyfer, a towarzyszący mu ogień zaczął przybierać czarną niczym smoła barwę. Teraz Szatan był czarną kreaturą, której czerwone oczy błyszczały niebezpiecznie.
Astley prychnął cicho pod nosem i posłał w stronę mężczyzny falę ciosów. Karty wbijały się w jego ciało, niektóre nawet przeszywały je na wylot. Rozwścieczony Lucek uformował płomienie w ogromny ogon, który skierował na chłopaka. Jednak ten uniknął ciosu, odskakując w bok. 
Karty opadły bezwładnie na ziemię, a białowłosy zauważył, że jego dłoń przestała krwawić. Lucyfer skorzystał z momentu nieuwagi i posłał w jego stronę ogon, którego tym razem nie zdołał uniknąć, przez co upadł na ziemię. Siła uderzenia była ogromna.
Chłopak westchnął głęboko i wstał, ściągając brwi. Był wściekły. Po chwili obok niego pojawił się ognisty okrąg, z którego płomienie wystrzeliły w stronę przeciwnika. Oplotły go i wyrzuciły w powietrze, jednak to zadziałało tylko na korzyść Szatana. Ogon wystrzelił z dużej odległości z wielką prędkością, a Astley zdołał tylko obrócić się nieznacznie, przez co odniósł straty w postaci długiej rany biegnącej przez całą klatkę piersiową.
Jednak nawet to nie zdołało go zatrzymać. Wręcz przeciwnie, dzięki krwi płynącej z rany znów mógł powrócić do atakowania kartami. Zamoczył w niej całą talię, śmiejąc się cicho. Tym razem chciał, aby efekt był bardziej zabójczy, a im więcej krwi, tym większe obrażenia dla przeciwnika.
Kiedy karty znów zaczęły unosić się w powietrzu, uformował je w zwartą grupę i skierował dłoń na miejsce, gdzie powinno znajdować się serce Lucyfera. Talia wystrzeliła w jego stronę ze zdwojoną siłą, a chwilę przed uderzeniem zapłonęła. Szatan zdążył jeszcze sprawić, aby z ziemi wystrzeliły ostre kolce, zniknął, rozpływając się w powietrzu. 
Jeden z ciemnych, twardych niczym kamień kolców zatopił się w boku chłopaka. Brakowało niewiele, aby przebił go na wylot. Astley syknął głośno i wyrwał go z siebie, uważając jednocześnie na otaczające go przeszkody. Podpalił je, a one rozkruszyły się i został z nich tylko popiół.
Chłopak osunął się powoli na ziemię, a karty zgromadziły się przy nim, układając w talii. Włożył je do kieszeni i przez chwilę siedział w niezmiennej pozie. Po krótkim czasie wstał, jęcząc cicho z bólu i powolnym krokiem zaczął kroczyć wzdłuż ulicy.
Naff patrzyła na niego oniemiała, przetwarzając jeszcze informacje z bitwy pomiędzy Lucyferem a Astleyem. Nigdy nie myślała, że jest ktoś, kto może pokonać Szatana. Zrozumiała potęgę białowłosego i zobaczyła ją na własne oczy. Ale ujrzała też, jakie koszty należy za to ponieść.
Wodziła wzrokiem za zranionym Astleyem i zastanawiała się, czy rany są bardzo poważne. Sam sposób, w jaki chłopak się poruszał, wskazywał na to, że tak. Dziewczyna uśmiechnęła się diabelsko. Znała się na opatrywaniu ran. Zwłaszcza, gdy ofiarami byli przystojni mężczyźni. A w domu miała strój pielęgniarki.
- Królik, idziemy- szepnęła i wyskoczyła z krzaków, podążając za chłopakiem. Nie wiedziała, że jej towarzyszka spała w najlepsze wśród zielonych krzewów.
Astley przystanął na chwilę, opierając się dłonią o latarnię, której światło raziło go w oczy. Jego oddech był spłycony, a ból towarzyszył przy każdym, nawet najmniejszym ruchu. Po raz drugi osunął się na ziemię, przymykając oczy, które jednak otwarł, słysząc kroki.
Podeszła do niego dziewczyna od grzejników. Nie wiedział nawet, jak się nazywała, ale natychmiast wyczuł pulsujące od niej życie. Wiedział, że mógłby przeżyć, gdyby pozbawił ją go. Jedno spojrzenie w jej oczy mogłoby sprawić, że padnie martwa na ziemi. Jednak nie mógł tego zrobić. Nie potrafił spojrzeć dziewczynie w oczy, przypominając sobie jej szczerość w rozmowie z nim, jej niewinny uśmiech i błyszczące z podekscytowania oczy. Poza tym była najwyraźniej związana z jego siostrunią, a jeśli nagle by zniknęła, wydawałoby się to podejrzane.
- Wszystko w porządku?- spytała dziewczyna, przybliżając się do niego.
- Odejdź- mruknął, powstrzymując się od spojrzenia w jej oczy. 
- Jesteś ranny.- Stwierdziła Naff, przyglądając się jego ranom. Zasłonił je rękoma.
- Dam sobie radę- jęknął, ale zaniósł się kaszlem i splunął na ziemię krwią.
- Ale z ciebie kłamca!- westchnęła dziewczyna i uniosła jego podbródek do góry. Zamknął oczy, aby nie zrobić jej krzywdy.- Otwórz oczy!- warknęła na niego.
- Naprawdę tego chcesz?- spytał sennym głosem.
- Tak!- wrzasnęła Naff.- Jeśli będziesz miał otwarte oczy, będę wiedziała, że jesteś przytomny.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy- mruknął Astley.- Idź i szukaj tych kaloryferów.
- Nie zostawię cię samego!- Odpowiedziała dziewczyna. Zobaczyła, jak twarz białowłosego wykrzywia się w szyderczym uśmiechu.
Naff wstała i pobiegła do swojego mieszkania, które znajdowało się nieopodal. Droga zajęła jej około dwóch minut, chciała jak najszybciej powrócić do chłopaka. Porwała z domu apteczkę i dwie sztuki sanek ze schowka. Ciągnąc je za sobą powróciła do Astleya, który wydawał się teraz jeszcze słabszy niż wcześniej.
- Pielęgniarka Naff melduje się na posterunku!- Oznajmiła.
- Masz na imię Naff?- spytał białowłosy, uśmiechając się zawadiacko.
- To mój kryptonim- wyszeptała mu, wyjmując z apteczki bandaże.
- Jesteś szpiegiem?- Odsunął jej dłonie od siebie.
- Czasami- odparła, owijając jego klatkę piersiową opatrunkami pomimo jego sprzeciwów.- Jestem też detektywem, ale tylko w dni wolne.- Posłała w jego stronę promienny uśmiech.
Astley skrzywił się z bólu, kiedy Naff próbowała przywiązać go do sanek bandażami.
- Lepszego transportu nie było?- jęknął.
- Zobaczymy, co powiesz na schodach.- Zaśmiała się dziewczyna. Musiała przywiązać białowłosego do dwóch sztuk sanek, gdyż był po prostu za duży.
- Moja duma tego nie wytrzyma.- Astley próbował wykręcić się z więzów bandaży, ale był za słaby. Po chwili przestał się szamotać.
Naff uśmiechnęła się szeroko i pociągnęła sanki za sobą w stronę mieszkania. Udało jej się upolować kaloryfer.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się wspaniale.
***
- Weź ode mnie to dziadostwo!- warknął Astley, kiedy Naff próbowała przyłożyć do jego rany wacik nasączony spirytusem.
- Będziesz mi potem dziękował na kolanach!- odparła dziewczyna, próbując wyminąć broniące ran dłonie białowłosego.- Chcę ci pomóc, poddaj się!
- Nie chciałem pomocy!- burknął Astley, mrużąc oczy.
- Ale ja chciałam ci pomóc!- Oburzyła się jego towarzyszka.
- Dlaczego siedzę na stole w kuchni i jakim cudem się na to zgodziłem?- westchnął chłopak.
- Siedzisz na stole w kuchni, bo lodówka jest niedaleko- odparła Naff.
- Co ma lodówka do mnie?- prychnął As.
- Obydwoje bardzo lubię.- Uśmiechnęła się promiennie dziewczyna i jednocześnie pokonała barierę rąk, przykładając wacik do ran. Astley syknął z bólu.
- Jesteś okropna- burknął.
- Ranisz mnie!- Załkała keczupowo włosa i ułożyła usta w smutnego banana.
- Jestem zły- mruknął pod nosem.- Wiedziałaś o tym, zaciągając mnie do pustego mieszkania o trzeciej nad ranem. Nie boisz się ani trochę?- Posłał w jej stronę pytające spojrzenie.
- Też jestem zła!- Wykrzyknęła dziewczyna.- Ostatnio zjadłam ostatnie ciastko! Nie podzieliłam się z nikim! Nawet z Królikiem!- Umilkła na chwilę.- Chwila. Gdzie jest Królik?- Naff rozglądnęła się po mieszkaniu.
- To ta blondynka, która była z tobą w kuchni?- spytał Astley.
- Lepiej nie nazywaj jej blondynką w jej obecności.- Ostrzegła.- Uważa się za złotowłosą i nie wmówisz, że jej włosy są w odcieniu ciemnego blond.
- Wygląda na niegroźną- mruknął pod nosem.
- Jeśli jest zła, zmienia się w istnego demona. Nawet nie próbuj- westchnęła.- Musiała zaginąć w akcji.- Musnęła palcem jego klatki piersiowej i zarumieniła się nieznacznie.
- Hej, ale bez wacika mnie nie tykaj! Nie udzieliłem pozwolenia!- burknął z niezadowoleniem chłopak.
Naff uśmiechnęła się promiennie.
- Mogę dotknąć twojej klaty?- spytała.
- Nie- prychnął Astley, jednak uniósł kąciki ust.
Dziewczyna wydęła usta i zastanowiła się przez chwilę, po czym rzuciła się na niego z wyciągniętymi rękoma.
- Marzyłam o tym od blisko ośmiu godzin!- wymruczała z radością.
Chłopak prychnął, jednak nie odepchnął jej od siebie. Po chwili dało się wyczuć zapach spalenizny. Naff odlepiła się od niego zdezorientowana, a Astley uśmiechnął się łobuzersko.
- Twoja sukienka.- Wskazał na spalony materiał u dołu.
- Warto było!- Zaśmiała się dziewczyna. Nasączyła wacik spirytusem i ponownie przyłożyła go do rany.- Ale mógłbyś być milszy w stosunku do kogoś, kto uratował ci życie.
- Nie prosiłem się o to- burknął białowłosy.
- Ale nie zaprzeczasz, że to ci się podoba?- spytała Naff, patrząc na niego ukradkiem.
- Nie- westchnął, odwracając wzrok.

2 komentarze:

  1. Huehuehehu. Rozdział. Huehuehhue. Taka radość. No, ale czuję, że mój komentarz nie będzie zbyt długi, bo jest tu dużo Naffstleya, a ja już te fragmenty mam przeszkolone na pamięć i w gruncie rzeczy... co ja mam komentować jak już znasz mojego zaciesza XDD?!?! Ale zajmijmy się póki co walką! Badum tsss!
    "W odpowiedzi Astley zrobił to samo, a ich demoniczne, diabelskie chichoty rozniosły się po ulicy, odbijając się echem" - sama zaczęłam się śmiać jak to przeczytałam huehue. Dwa psychooooleeee! Łiiiii >D! Kocham ich! *bardziej Astleya rzecz jasna!*. Widać, że są... huehueheheueheue podobni *ciekawe dlaczego*.
    "Astley zdołał tylko obrócić się nieznacznie, przez co odniósł straty w postaci długiej rany biegnącej przez całą klatkę piersiową" - huehuehue. Nie no, serio, współczuję, ale... huhuhu, ja się tą klatą zaraz zajmę huhuhu *taka radość*. Pielęgniarka Naff >D!
    Teraz po tych krwawych kartach Astley skojarzył mi się z Ithielem! *badum tss* choć Astley był pierwsiejszy XD!
    Przybywa Naff, badum tsss! Ale dobił mnie ten fakt, że zostawiła Królika w krzakach XDDD... *a potem wróciła po nią o 5 nad ranem. Dobrze pamiętam? huehu*. Królik padł ofiarą Mścisławów! >D "Królścisław!".
    No i czo ja mam mówić o Naffstleyu ;___;? Kocham i... nie, Naff nie kocham, kocham Astleya huehueheheu~ *zaciesz*. Sanki, detektyw Naff, płonąca *ogniem miłości* sukienka... tyle szczęścia, tyle Naffstleya. Idę poskakać i się pozacieszać huhuhuhuh~
    Nie wierzę, że ten komentarz jest tak krótki i pozbawiony *praktycznie* głupoty ;___; coś mi się znowu oczy zamykają. O NIE! Czyżby moja wena do komentarzy odeszła?! Będę płakać ;_____; musisz mi to wybaczyć, Królik! Następnym razem wymyślę coś bardziej twórczego *na pewno, Naff taka twórcza*.
    Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Najedzona burgerem, pełna herbaty owocowej Liptona i nasłuchana opowieściami Magdycji, przybywam! Dup!

    Na pierwszy roczek Lucmilki ja chcę ich rysunek! A co! :3

    "Tym razem to Szatan wybuchnął niepohamowanym śmiechem. W odpowiedzi Astley zrobił to samo, a ich demoniczne, diabelskie chichoty rozniosły się po ulicy, odbijając się echem. Chwilami łączyły się, jeszcze kiedy indziej były całkiem inne."- śmiechowe bitwy tak bardzo. :3
    "Zarechotał Lucyfer, a jego skóra zaczęła ciemnieć, podkreślając krwistoczerwone oczy płonące żądzą zemsty." - Jeej, Lucek w pełnej krasie ^__^
    "Ale tym razem prędzej zginę, niż stchórzę przed tak plugawą kreaturą jak ty." - jak tak można wujka przezywać? Ja wiem, że rodziny się nie wybiera, ale odrobina szacunku to nawet Szatanowi się należy. Prawda?
    " Ogon wystrzelił z dużej odległości z wielką prędkością, a Astley zdołał tylko obrócić się nieznacznie, przez co odniósł straty w postaci długiej rany biegnącej przez całą klatkę piersiową." - wyczuwam jaranie się raną. Mój mózg jest dziwny.
    Lucek, a ty gdzie uciekasz? Tchózu jeden!Kart się boisz?! Nie mogę, zwiał. Co to za Szatan?
    "Znała się na opatrywaniu ran. Zwłaszcza, gdy ofiarami byli przystojni mężczyźni. A w domu miała strój pielęgniarki." - czy tylko ja wyczuwam tu drugie dno? :3
    "Nie potrafił spojrzeć dziewczynie w oczy, przypominając sobie jej szczerość w rozmowie z nim, jej niewinny uśmiech i błyszczące z podekscytowania oczy." - oczy, oczy, tak dużo oczów :3
    To Naffcio mieszka blisko Lucy. Dlaczego musiała się do niej wprowadzić, mogłaby monitorować Śmierć ze swoich czterech ścian, a nie przejmować królestwo lodówki.
    Sanki tak przydatne nie tylko zimą ;)
    Naff detektywem? Logan chętnie ją zatrudni na miejsce Rose! :3
    "- Moja duma tego nie wytrzyma" - to mam nadzieję, że chociaż godność tak :P
    "Udało jej się upolować kaloryfer.
    Dzisiejszy dzień zapowiadał się wspaniale." - W tym momencie Naff mnie przeraziła. Poważnie.
    "- Hej, ale bez wacika mnie nie tykaj! Nie udzieliłem pozwolenia!" - leżę!!! <3
    ŁOT.DE.FAK.? Sukienka zapaliła się od ściskania Astley'a? Wow. Nie wiem, czy było warto. Ale skoro Naffa to jara ;)
    "- Ale nie zaprzeczasz, że to ci się podoba?- spytała Naff, patrząc na niego ukradkiem.
    - Nie- westchnął, odwracając wzrok." - AWW ^__^

    Rozdział dobry :) Lucek się wystraszył kart, Astley został ranny, Naff mogła się do niego zbliżyć. Tylko Królika w krzakach odrobinę mi szkoda. A co, jak spotka tam Nathiela - gwałciciela liści? :o

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^