sobota, 21 lutego 2015

Rozdział dwudziesty dziewiąty: Porzucić przeszłość

Rozdział znowu dodany troszkę wcześniej, tak, każdy nad tym ubolewa. Historia Naffliczka i trochę Naffstleya. Yahoo.
Wyjątkowo obrazeczki. Nawet w środku rozdziału. Tak bardzo shippowanie parringów! <3

          - Znowu mnie zostawiłaś na kolejne pięć godzin?- westchnął naburmuszony Astley, wlepiając wzrok w grzejnik obok. Był zły, dziewczyna nie dała mu jedzenia od dłuższego czasu, a już od dawna wiadome było, że mężczyzna głodny jest mężczyzną nieszczęśliwym. Jednak właśnie brak konkretnego zajęcia pozwalał mu na myślenie, które tak ważne było w jego niecnych planach.
          - Cztery, nie pięć- burknęła Naff, wchodząc do kuchni. Przebrała się w podkoszulkę z jakimś dziwnym nadrukiem kozy i napisem "Fly to the sky, my magical goat". Wzięła z miski na owoce dwa jabłka i podeszła powoli do chłopaka, zastanawiając się. 
          - Cztery i pół- mruknął białowłosy, wpatrując się w nią bez emocji. 
          - Rozwiążę cię.- Oświadczyła dziewczyna.- Ale musisz obiecać, że nie uciekniesz.
          Astley przewróciłam oczami i skinął niepewnie głową. Mógł skłamać. Ostatecznie był zły.
          Naff pochyliła się i obluźniła węzeł sznurka, pozwalając chłopakowi na uwolnienie się. Od razu wstał i przeciągnął się, niczym rozespany kociak.
          - Czułem się jak seksualny niewolnik- westchnął.- Trzymałaś mnie tylko po to, żeby pomacać moją klatę.
          - W-wcale nie!- Dziewczyna zaczerwieniła się i odwróciła wzrok.- To nie moja wina, że nie nosisz koszulki!- burknęła.
          - Nie kłam.- Zaśmiał się, a gosposia znów na niego spojrzała z błyskiem w oku.
          - Nie kłamię- wyszeptała.
          - Zaczekaj!- Odezwał się nagle Astley, a Naff podskoczyła lekko z zaskoczenia. Uniósł jej podbródek i spojrzał jej w oczy, a serce dziewczyny zaczęło bić szybciej niż młot pneumatyczny.
          - Tak?- spytała cicho. Poczuła, jak pieką ją oczy. Nie chciała się teraz rozpłakać. Przygryzła lekko wargę, by opanować emocje.
          Obydwoje usłyszeli odgłos otwieranych drzwi i radosny, szybki głosik:
          - Naffie, którą kieckę wybrać na spotkanie z...- W wejściu stał uradowany Króliczek, który oniemiał na widok pary. W rękach trzymał dwie sukienki: czerwoną i niebieską. Złotowłosa rozdziawiła usta i przez chwilę patrzyła na unoszącego podbródek keczupowo włosej chłopaka. Następnie wycofała się, uśmiechając diabelsko pod nosem.- W takim razie nie przeszkadzam!- Zachichotała, trzaskając drzwiami.
          Astley westchnął i delikatnie musnął palcem policzek Naffa, odsuwając go po chwili i puszczając jej podbródek. Na palcu została plama krwi, której gosposia nie zdążyła zmyć.
          - Zostawiłaś trochę- mruknął.- Jeśli już udajesz się na krwawe walki o ostatniego domestosa z wyprzedaży, zamaż ślady.
          Dziewczyna zaczerwieniła się jeszcze bardziej i nie wiedząc, jak zareagować, wepchnęła chłopakowi jabłko do buzi.
          - Smacznego- burknęła. Usiadła przy grzejniku, ciesząc się jego ciepłem. Sto razy bardziej wolała przytulić Astleya, ale wiedziała, że to mogłoby się skończyć tylko kolejną płonącą sukienką. 
          Chłopak ugryzł kawałek owocu i chwycił go w dłoń. Zmierzył dziewczynę wzrokiem i uniósł brew.
          - Dzięki- mruknął i oparł się o stół.
          - Dlaczego jesteś taki chłodny?- wyburczała cicho pod nosem Naff, tak, aby jej towarzysz tego nie usłyszał. Jednak tak się nie stało.
          - Jestem chłodny?- spytał.
          - Tak- jęknęła keczupowo włosa. Nie była zadowolona z faktu, że poruszył ten temat. Raniło to ją jeszcze bardziej.
          - A ja myślałem, że jestem gorący.- Zdziwił się i uśmiechnął łobuzersko dla efektu. Naff warknęła głośno, podwijając nogi pod brodę i schowała głowę w dłoniach. Dlaczego musiał ją odrzucać? Pomogła mu i nakarmiła go. A on zachowywał się jak niewdzięczny bachor. Nawet związanie go nic nie dało. Nikt ją nie kochał. Była tak bardzo samotna w tym wielkim świecie. 
          Uśmiech Astleya znikł, kiedy usłyszał cichy szloch dziewczyny. Nie wzruszało go to, ale dziwiło- znał Pomidorka od tak niedawna, a już tak wiele razy widział ją płaczącą. Nie brakowało jej łez? Nie bolały ją oczy od nieustannego płaczu? Zaczynało go to irytować. Ta wrażliwość, jaką okazywała. Może dlatego, że sam faktycznie był chłodną bryłą lodu.
          - Co się znowu stało?- westchnął białowłosy.
          - Nic!- warknęła Naff, rozpłakując się jeszcze bardziej. Nie dorzuciła na szczęście typowego dla kobiet "domyśl się". 
          Astley przewrócił swoimi fiołkowymi oczami i najciszej jak tylko mógł usiadł obok dziewczyny przy grzejniku. Wyciągnął rękę i przygarnął ją do siebie, opierając jednocześnie głowę na dłoni i wpatrując się w odległy punkt na ścianie.



          - Pomidorku, za często płaczesz z mojego powodu- mruknął, a jego towarzyszka uniosła głowę i spojrzała na niego czerwonymi od płaczu niebieskimi oczami, w których zalśniła nadzieja. Jej serce znów przyspieszyło, a łzy przestały cieknąć. Otarła piąstkami twarz i przybliżyła się do białowłosego jeszcze bardziej, zatapiając w jego ramionach. Astley pachniał wanilią i był cieplejszy niż jakikolwiek grzejnik. Jego objęcia dawały uczucie bezpieczeństwa i spokoju. 
          - Jeśli będziesz tak robił, kiedy będę płakać, nie przestanę- wymruczała Naff, zamykając oczy z rozkoszą.
          Chłopak nie odpowiedział, wpatrzony wciąż w ścianę. Po chwili jego usta wykrzywił słaby uśmiech. Wpadł na kolejny niecny plan, który miał pozwolić mu na realizację celu. Nieustanne myślenie przyniosło efekty.
          - Na czym ma polegać ten cały wieczorek zapoznawczy?- westchnął Astley, odpychając od siebie delikatnie dziewczynę, która rozczarowała się z tego powodu. Było tak blisko, mruknęła w myślach.
          - Ty mówisz mi coś o tobie, ja mówię ci coś o sobie.- Wzruszyła ramionami.- Proste.
          - Ale ja nie chcę mówić ci nic o sobie- mruknął niechętnie.
          - Zechcesz!- warknęła groźnie Naff, mierząc go piorunującym wzrokiem. Uspokoiła się dopiero po dłuższej chwili.- O rozpoczynającym zadecydują papier, kamień i nożyce. Na trzy-czte-ry!- Zawołała i wystawiła nożyce, na co Astley odpowiedział kamieniem.
          - Wygrałem.- Stwierdził oschle.
          - O...- Zaczęła dziewczyna, nadymając policzki.- Musiałeś oszukiwać!
          - W papier, kamień i nożyce? Oszukiwać?- Zaśmiał się.
          Keczupowo włosa naburmuszyła się jeszcze bardziej, ściągając brwi.
          - Ty zaczynasz.- Stwierdził białowłosy.- Opowiedz mi o swojej przeszłości.
          - Będziesz musiał odpłacić mi się tym samym- burknęła towarzyszka.
          - Jestem tego jak najbardziej świadomy.- Uśmiechnął się.
          - Ale...- Zaczęła Naff, zastanawiając się.- Czy naprawdę interesuje cię moja przeszłość?- spytała.
          - To miał być wieczorek zapoznawczy, tak?- westchnął.- Chcę przez to przebrnąć jak najszybciej.
          Dziewczyna wystawiła w jego stronę język, ale on zignorował ten gest. 
          - Zaczniesz, czy mam już iść?- Astley uniósł brew do góry.
          - Zostań!- Oświadczyła błagalnym tonem.- Proszę- dodała ciszej.
          - Mów- mruknął pod nosem białowłosy.
          - Moja przeszłość ściśle wiąże się z Królikiem.- Zaczęła.- Kiedy miałyśmy po sześć lat, w miasteczku, w którym mieszkałyśmy, wybuchł pożar. Podpalacze uciekli i zostawili mieszkańców na pastwę losu. Nasze rodziny zginęły, przygniecione przez ciężar rujnujących się domów, dusząc się dymem lub płonąc w ogniu- powiedziała smutnym głosem.- Z całego miasteczka ocalałyśmy tylko my. Dwie sześciolatki, które po raz pierwszy spotkały się zapłakane i załamane na gruzach starego placu zabaw. Podeszłam wtedy do Królika i patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę bez słowa. Wyglądała tak bezbronnie, gdy siedziała skulona, płacząc cicho. Przysiadłam się do niej i tak płakałyśmy razem przez następną godzinę. To Królik podniósł się pierwszy i wyciągnął w moją stronę rękę. Otarł łzy i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem swych zielonych oczu. Pamiętam naszą pierwszą rozmowę. "Nie lubię ognia", powiedziałam wtedy, przyjmując jej pomoc. Stanęłyśmy na wzgórzu nieopodal i spojrzałyśmy we wschodzącą powolutku słońce, które zalewało miasteczko na nowo ogniem swojego blasku. Nadal trzymałyśmy się za ręce, kiedy usiadłyśmy na poszarzałej trawie, wpatrując się w horyzont. "Ja także", odpowiedział Królik."Nie lubię go bardziej niż marchewek" dodała po chwili.- Naff zamilkła na chwilę.- Kiedy słońce wzniosło się już w niebo, wstałyśmy i zostawiając za sobą całą przeszłość, ruszyłyśmy przed siebie.

          - Czy nie postępujemy źle, zostawiając wszystko za sobą?- Zastanowił się Królik, wpatrując w słońce.
          - Nie mogłyśmy zostać w popiołach przeszłości. Musimy brnąć dalej.- Oznajmiła Naff, rzucając w dal kamyk, który wpadł do malutkiej kałuży na ścieżce.- Zostawiamy za sobą przeszłość, by zacząć nowe życie.
          - W takim razie zostawiam tutaj całą moją przeszłość.- Oświadczyła złotowłosa i podniosła leżący nieopodal patyk, obracając go w dłoniach. Po chwili wbiła go w ziemię i owinęła wokół niego swoją błękitną chustkę zdjętą z szyi.
          Druga z dziewczyn zrobiła to samo, ale swój patyk wbity nieopodal drugiego owinęła naszyjnikiem, który dostała na jej zbliżające się siódme urodziny. Była od Królika nieco starsza, ale daty ich urodzin różniły się od siebie o dziewięć miesięcy.
          - Zostawiamy tu całą naszą przeszłość i rozpoczynamy nowe życie- wyszeptały równocześnie, kładąc pojedynczy kwiat przy patykach.
          - Wiesz, skoro nie lubisz marchewek, będziesz od dzisiaj Króliczkiem.- Stwierdziła cichutko Naff.
          - A ty od dziś będziesz Naffem. Brzmi delikatnie i pasuje do ciebie- odpowiedziała złotowłosa.

          Nie wędrowałyśmy długo. Już po jednym dniu byłyśmy zmęczone, głodne i spragnione. Nie mijałyśmy żadnych wiosek, jedynie zielone lasy bez śladów ludzkości. Pierwszej nocy w lesie złapałyśmy parę świetlików do zrobionej z liści pułapki. Zimne i zmarznięte czekałyśmy na pomoc. Spałyśmy pod drzewami, przytulone do siebie, a jedynie księżyc i gwiazdy patrzyły na nas z nieba.

          - Myślisz, że gwiazdy będą się nami opiekować?- spytała Naff, wpatrując się w rozgwieżdżone letnie niebo.
          - Tak- wyszeptał Królik.- Mrugają do nas. To chyba oznacza, że wszystko będzie dobrze.
          - Tylko księżyc trwa wciąż chłodny- westchnęła druga.
          - To dlatego, że on jedyny chce być w pełni szczery- odparła złotowłosa.

          Drugiego dnia ucieczki od przeszłości coś się zmieniło. Zaraz po przebudzeniu następnego ranka po rozmowie o gwiazdach, poczułyśmy się inaczej. Rozpierała nas energia, której nie mogłyśmy się pozbyć. Bawiłyśmy się w berka, w chowanego, w końcu wybiegłyśmy na polanę i rzuciłyśmy się w zieloną trawę, patrząc w bezchmurne niebo i słońce na nim widniejące. Kolorowe motyle latały nad naszymi głowami, a w oddali słyszałyśmy cykanie cykad. Chwyciłam w dłoń źdźbło trawy i zaczęłam obracać go w palcach, wpatrując się w niego. Po chwili źdźbło zaczęło twardnieć i zmieniać się w ostrze noża, błyszczące w promieniach słońca. Upuściłam broń i odsunęłam się, chwytając Królika za rękę, który jednak wstał i uniósł nóż w dłonie. Zaraz potem obok niego pojawił się drugi, identyczny.
          Od tamtego czasu zyskałyśmy magiczną moc, której źródła nie znałyśmy. Wyposażone w noże, które pojawiły się praktycznie znikąd, zaczęłyśmy walczyć o przetrwanie. Wyobraź sobie dwie małe dziewczynki, ganiające za łosiem z nożami.- Naff uśmiechnęła się słabo.- Zabijałyśmy. Już jako dzieci. Tylko po to, aby przetrwać.
          Żyłyśmy tak przez blisko miesiąc i zdążyłyśmy do reszty zdziczeć, a jednocześnie zżyć się ze sobą. Nie opuszczałyśmy się na krok i dzieliłyśmy wszystkim. Byłyśmy jak siostry. 
          Wtedy po raz pierwszy zobaczyłyśmy w lesie człowieka. Siedziałyśmy na gałęzi jednego z drzew i rozmawiałyśmy wesoło, jedząc śniadanie, kiedy pod nami pojawił się ubrany w skórzaną kurtkę mężczyzna. Był sam, ze strzelbą przewieszoną na ramieniu i przemierzał las przez godzinę, polując na zwierzęta. W tym czasie siedziałyśmy cichutko na drzewie, obserwując go bacznie. Widząc, jak wybija zwierzynę, którą miałyśmy wykorzystać jako nasze przyszłe obiady, miałyśmy ochotę zeskoczyć z drzewa i przemówić mu do rozumu, jednak długa lufa jego broni odstraszała nas.
          Ale siedzenie cicho, ukrywając się wśród gałęzi drzew nie pomogło nam. Obok nas usadowił się dziki ptak, czyszcząc starannie swoje piórka. To właśnie on nas zdradził. Mężczyzna usłyszał szelest liści i wycelował w nas broń. Chwyciłyśmy się za ręce, czekając na wystrzał. Kiedy jego huk rozległ się głucho po lesie, krzyknęłyśmy głośno i wyciągnęłyśmy jednocześnie dłonie w obronnym geście. Po chwili zorientowałyśmy się, że żyjemy, a myśliwy wie o naszym położeniu.
          Z początku nie chciałyśmy zejść. Warczałyśmy na prośby mężczyzny, który porzucił broń i podszedł bliżej z rozłożonymi bezbronnie rękoma. Był młody, miał coś koło dwudziestu lat, a długie, czarne włosy miał ściągnięte w kucyka. Wyglądał na naprawdę poruszonego i zmartwionego, ale nie wywoływało to na nas większego wrażenia. Miałyśmy nawet chęć go zaatakować. Zachowywałyśmy się jak małe, bezlitosne i zdziczałe bestie. 
          Przekonały nas słodycze. Konkretnie czekolada i parę cukierków. Kiedy zobaczyłyśmy coś, co tak niedawno jadłyśmy tak często w rodzinnych domach, rozpłakałyśmy się jak małe bobry krojące cebulę i powoli zeszłyśmy na dół.
          Mina mężczyzny wyrażała strach, niepokój, troskę i zdziwienie. Zobaczył dwie, blade dziewczynki z gałęziami i liśćmi we włosach, w podartych i brudnych ubraniach, z masą blizn, siniaków i otarć. Spływające po ich policzkach łzy, kapiące na trawę, rozczulały jeszcze bardziej. Dostrzegł w naszych oczach zwierzęcy blask instynktu "Zabij, aby żyć". Wyglądałyśmy jak dwie wielkie katastrofy. Nie jak niewinne dzieci, które mogły pójść na plac zabaw z innymi i pobawić się w piaskownicy. Już wtedy dorosłyśmy i zrozumiałyśmy zasady rządzące tym światem.
          Mężczyzna przedstawił się powoli i spytał, co się stało. Okrył swoją kurtką, wyprowadził z lasu, posadził przy ciepłym ognisku i nakarmił nas. Przez cała drogą zdołałyśmy tylko wykrztusić to, że miasteczko spłonęło.

          - Naffciu- wyszeptał Królik otulony ciepłym kocem, kiedy ich nowy opiekun sprawdzał, czy w namiocie nie ma poduszek.- Boję się.
          - Ja też- jęknęła Naff i wyciągnęła w stronę towarzyszki rękę, w której trzymała nóż, przemycony pod ubraniem.- Ale jeśli coś się stanie...- Zaczęła, lecz nie zdołała skończyć. Złotowłosa zrozumiała jednak, co miała do powiedzenia i przejęła broń, chowając ją pod kocem.
          - Dziewczyny- westchnął po chwili Matt, jak przedstawił im się myśliwy.- Powiecie mi w końcu, kim jesteście?- Włożył do rąk każdej z nich kubek z gorącą herbatą. Wpatrywały się w ciecz ze smutkiem i pokiwały lekko głowami.
          - Jak się nazywacie?- spytał, brnąc dalej.
          - Nie pamiętamy- odpowiedział cichutko Króliczek.
          - Jak to: nie pamiętacie?- Oburzył się Matt.
          - Wyrzekłyśmy się przeszłości po pożarze miasteczka- dodała Naff, pociągając łyk napoju. Skrzywiła się, gdy poczuła ciepło na języku.
          Mężczyzna zmierzył je wzrokiem, unosząc brwi.
          - Nic nie pamiętacie?- zapytał.
          - Pamiętamy ogień- odpowiedziały równocześnie niczym bliźniaczki, a ich głos brzmiał cicho i mechanicznie.
          Ich wybawca wykonał szybki telefon na stronie, podczas którego Naff i Królik siedziały cichutko popijając herbatkę. Matt przysiadł się do nich powoli i spojrzał na nie poważnym wzrokiem.
          - Zawiozę was jutro do miasteczka nieopodal.- Oznajmił.- Mają tam Dom Dziecka, gdzie zostaniecie przez pewien czas. Będziecie miały swoje własne, ciepłe łóżeczko, jedzenie i przyjaciół.- Uśmiechnął się smutno.
          - Będziemy bezpieczne?- Chciała upewnić się Naff.
          - Tak- odpowiedział Matt.- Myślę, że tak!
          - A czy będziemy razem?- spytał Króliczek z nadzieją.
          Mężczyzna skinął głową.
          - Obiecujesz?- zapytały jeszcze dziewczęta.
          - Obiecuję- westchnął Matt, uśmiechając się szeroko.

          Następnego dnia nasz wybawca wsadził nas do swojego czerwonego pikapa i ruszył powoli w stronę miasta. Cały czas milczałyśmy z Królikiem, nie wiedząc, co powiedzieć. Obserwowałyśmy mijane za oknem drzewa i domy. Byłyśmy niczym zmechanizowane dzieci, które bez życia wykonywały każdą kolejną czynność. Zimne ostrze noży cały czas towarzyszyło nam w podróży. Nie ufałyśmy do końca Mattowi. 
          Samochód zatrzymał się pod dużym budynkiem z czerwonej cegły. Miał dużo okien i wielkie, drewniane drzwi. Wisiał nad nimi napis "Sierociniec imienia Williama Parkensona". Stała przed nimi starsza kobieta o siwiejących włosach rozpuszczonych na plecy i długiej, czarnej sukni do kostek. Spojrzała na auto swoimi brązowymi oczyma, które zaiskrzyły się nieznacznie.
          Matt spojrzał na nas zza kierownicy i spytał, czy byłyśmy gotowe. Pokręciłyśmy głowami i skuliłyśmy się na siedzeniu jeszcze bardziej. Mężczyzna zaśmiał się i wyszedł, otwierając nam drzwi. Podszedł do kobiety i wymienił z nią parę słów, ale kiedy wrócił, nie uśmiechał się tak samo jak wcześniej. W jego oczach zaszkliły się łzy, które przeraziły nas tylko bardziej.

          - Dziewczynki...- Zaczął, spoglądając na dzieci niepewnie.- Musimy się pożegnać.- Oświadczył.
          Królik i Naff pokiwały głowami.
          - Ta miła pani, która na was czeka, to pani Snowflake. Od dziś będzie się wami opiekować- powiedział.- Wyjdziecie, aby się z nią przywitać?-spytał je.
          Dziewczyny pokręciły głowami i przytuliły się do siebie. 
          - To czas rozstania- westchnął Matt.- Proszę. Wyjdźcie i przywitajcie się z nową opiekunką.
          Króliczek i Naff wyskoczyły nieśmiało z samochodu i spojrzały na kobietę znad burzy włosów, rozczesanych starannie przez mężczyznę. Kobieta wyglądała przyjaźnie. Podeszła do nich i uśmiechnęła się ciepło.
          - Witajcie, dziewczynki.- Przywitała je.- Nazywam się Sophie Snowflake i od dziś będziecie pod moją opieką.
          - Dzień dobry- burknęły z wzrokiem spuszczonym na ziemię. Po asfalcie pełzała mała dżdżownica, która przykuła ich wzrok.
          - Pożegnajcie się z panem Stonem, wraca do swojej rodziny.- Oświadczyła pani Snowflake, a Naff i Królik podniosły zaszklone oczy i spojrzały na Matta ze smutkiem. Mężczyzna ukucnął i rozłożył ramiona, a dziewczynki wtuliły się nie. 
          - Dziękujemy- mruknęły cichutko, kiedy ich wybawca wsiadał z powrotem do pikapa. Pomachały mu na pożegnanie i czekały, aż czerwony pojazd zniknie im z oczu.

          Sierociniec wydawał się być lepszym miejscem niż las, ale czułyśmy się w nim mniej swobodnie niż wśród zielonych drzew i potoków. Mury ograniczały nas, a otaczające dzieci patrzyły się na nas z ciekawością. Pani Snowflake wprowadziła nas do wielkiego pokoju, w którym ułożono chyba dziesięć łóżek w rzędzie i wskazała na dwa przy oknie, które miały należeć do nas. Wyciągnęła też z szafy dwie sztuki identycznych szarych sukienek z falbankami i poprosiła ładnie, abyśmy przebrały potargane koszulki i za krótkie spodnie. Uśmiechnęła się i wyszła, oznajmiając ponowne przybycie za dziesięć minut.
          Zostałyśmy same w tym wielkim pokoju z sukienkami trzymanymi w dłoniach. Nie miały kieszeń na noże, przez co musiałyśmy ukryć je pod ubraniem. Chłód ich ostrzy sprawiał, że czułyśmy się pewniej.
          Sophie wprowadziła nas do wielkiej sali, gdzie wśród stołów zastawionych jedzeniem siedziały rozmawiające dzieci w przeróżnym wieku. Zauważyłyśmy zarówno naszych rówieśników, jak i młodszych, a także starszych osobników. Podnieśli wzrok znad talerzy i spojrzeli na nas; jedni z ciekawością, niektórzy ze znudzeniem, jeszcze inni z nienawiścią. Poczułyśmy się obco, wystawione przed tłumami, samotne, trzymające się za ręce. Inne, różniące się od wszystkich. 
          Opiekunka sierocińca przedstawiła nas jako Natalie i Cecile, lecz na dźwięk tych fałszywych imion skrzywiłyśmy się i powstrzymałyśmy warkot niezadowolenia. Dzieci wróciły do jedzenia, a pani Snowflake pokazała nam nasze miejsca przy stole. Na obiad była zupa pomidorowa z marchewkami. Podziękowałyśmy i z burczącymi brzuchami wróciłyśmy do pokoju.
          Pierwszego dnia zdążyło znienawidzić nas 75% Domu Dziecka. Bez konkretnego powodu. Może dlatego, że Sophie zwracała na nas większą uwagę, martwiąc się o nasz stan zdrowia. Nie chciałyśmy jeść, gdyż przez większość czasu nie miałyśmy apetytu, a jeśli już coś jadłyśmy, były to wyczarowane przypadkiem słodycze. Nasza naturalna bladość skóry także wydawała się dla niej objawem anemii, więc codziennie przynosiła nam litry barszczu, który wlewałyśmy do doniczek kwiatów, a gdy te obumarły- wodę przemieniałyśmy w to, co chciałyśmy, w zależności od humoru. Spędzałyśmy czas odizolowane od wszystkich i późną nocą, kiedy wszyscy już spali, jedna z nas przechodziła do łóżka drugiej. Nie mogłyśmy zasnąć bez siebie, za bardzo się bałyśmy. Nawet gwiazdy nie mrugały już do nas z niebieskiego sklepienia.
          Wszystko szło spokojnie, dopóki dzieciaki nie odkryły, że potrafimy czarować. Zawrzała w nich nienawiść, której źródłem mogła być zazdrość. Ale trzeba było przyznać, że czasem niechcący raniłyśmy kogoś naszą magią. A to zburzyłyśmy wieżę z klocków za mocnym podmuchem wiatru, a to wyczarowałyśmy na drodze kamień, o który potykał się niewinny przechodzień, a to otwierałyśmy okno w środku nocy swoją magiczną mocą. Nie potrafiłyśmy nad nią panować i nie było to naszą winą, że jej skutki były przykre.
          Przez kolejne dziewięć lat byłyśmy odtrącone na bok, znienawidzone i prześladowane. Na każdej przerwie zaganiano nas w ciemny zaułek i znęcano się nad nami. Po lekcjach u pani Snowflake nie chciałyśmy już ranić innych, jednak nasze noże nadal chowałyśmy pod sukienkami. Każdego dnia rano budziłyśmy się ze strachem i okropną świadomością, że znów spotkają nas obelgi, bójki, przepychanki, wyzwiska, wytykanie palcami. Cały dzień spędzałyśmy razem, znosząc cierpliwie kary nałożone przez innych. Całe pokryte bliznami i siniakami, wciąż trzymałyśmy się razem. Cicho, bez słowa. Przyzwyczaiłyśmy się do tego. Wieczorami zatapiałyśmy się razem w naszym nowo przydzielonym pokoju tylko dla nas, z dwoma łóżkami, na poddaszu. Płakałyśmy, nie wytrzymując już tego wszystkiego. Jednak za każdym razem przypominałyśmy sobie Matta, który obiecał nam, że będziemy bezpieczne.

          - Śpisz?- Zapłakany Królik podszedł do łóżka Naffa, trzymając w dłoni poduszkę. Dziewczyna usiadła obok, wpatrując się w twarz towarzyszki ukrytą w poduszkę.- Dalej płaczesz?- spytała.
          - Nie.- Skłamała Naff i oderwała poduszkę od twarzy. Łzy nadal spływały jej po policzku.
          - Nienawidzę tego miejsca- warknął Króliczek.
          - Uciekniemy stąd.- Oznajmiła starsza z nich.- Uciekniemy i porzucimy przeszłość.

          
          Miarka przebrała się, kiedy rozdzielili mnie i Królika. Zaatakowali osobno. Bez siebie u boku kompletnie się załamałyśmy i wkurzyłyśmy, jak nigdy dotąd. Wrzeszczałyśmy niemiłosiernie poprzez łzy w nieznanym nikomu, nawet nam, języku. W naszych oczach zapłonął płomień, a same czułyśmy się tak, jakby energia chciała wyjść z naszego ciała. Prześladowcy uciekli, ale dla nas było to za mało. Chciałyśmy więcej, więcej zemsty. Z naszych dłoni zaczęły iskrzyć płomienie, które podpaliły sierociniec wraz z jej mieszkańcami. Uciekłyśmy w porę, wlepiając wzrok w płomienie. To, czego nienawidziłyśmy najbardziej znowu powróciło. Tyle że tym razem to my byłyśmy zabójcami, a ogień naszym sprzymierzeńcem. 
          Wbiłyśmy w ziemię kolejne patyki, wokół których owinęłyśmy strzępki ubrań z sierocińca. Ponownie zostawiłyśmy przeszłość i już jako prawie dorosłe ruszyłyśmy dalej. Tym razem gwiazdy migały do nas przyjaźnie i nawet księżyc wydawał się lśnić bardziej.
          Taka właśnie jest moja historia- westchnęła Naff.- Może nie jest usłana różami, ale to właśnie temu jestem dziś tym, kim jestem. Nie zamierzam tego zmieniać. Nie chcę też więcej wspominać tego, co było. Liczy się dla mnie tu i teraz.- Oświadczyła, a kiedy zobaczyła delikatny uśmiech na twarzy Astleya, dodała:- Kiedy nawet księżyc uśmiecha się do mnie przyjaźnie.
         
 Yahoo, Naffliczek! <3

4 komentarze:

  1. Cleo ma odrobinę Nathiela na własność, po wizycie w Krakowie boli ją głowa i nogi, ale przeczyta rozdział i go skomentuje. DUP!

    " - Znowu mnie zostawiłaś na kolejne pięć godzin?- westchnął naburmuszony Astley, wlepiając wzrok w grzejnik obok." - początek rozdziału, a już pojawiają się wyrzuty. Excellent! :3
    "Przebrała się w podkoszulkę z jakimś dziwnym nadrukiem kozy i napisem "Fly to the sky, my magical goat"" - Grażyna?
    Królik, co Ty tu robisz w takim momencie?! Przecież Astley właśnie dotyka Naffa! Co z tego, że to tylko broda, no ale ją dotyka! *breathe hard*
    "Jeśli już udajesz się na krwawe walki o ostatniego domestosa z wyprzedaży, zamaż ślady." - wydałam z siebie w tym momencie coś a'la "BUah". Nawet się nie umiem śmiać jak psychopata. Nevermind.
    "Nie dorzuciła na szczęście typowego dla kobiet "domyśl się". " - Na szczęście tego nie uczyniła. Uff.
    "Kamień, papier, nożyce" i wszystkie decyzje podejmuje się w mig :3
    Naffliczek pochodzi z tego samego miasta i jest w tym samym wieku - zapamiętać.
    " - Tylko księżyc trwa wciąż chłodny- westchnęła druga.
    - To dlatego, że on jedyny chce być w pełni szczery- odparła złotowłosa." - strasznie mi się podoba ten fragment <3
    Przeszłość Naffliczka taka smutna. Moja też taka będzie. O ile ją spiszę. Zaczęłam, ale mam tyle projektów na głowie, że codziennie piszę coś do czegoś innego.
    Matt? Seriously? Tutaj też?
    Strasznie ciekawie napisana i opisana ta przeszłość. God, ale Wy miałyście dzieciństwo! Istny koszmar. Mogę utulać? *wyciąga łapki*

    Podoba mi się ten rozdział. Lubię takie z retrospekcjami, muszę Ci wyznać, że poradziłaś sobie z tą częścią opowiadania fantastycznie :)

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. PRZYBYWAM! Oczywiście wpierw musiałam obczaić obrazki huehue XD. A wiesz, że ten ostatni sama przerabiałam w photoshopie?! *chyba nawet obcięłam włosy Króliczkowi XDDD* BANG! XD Trochę mi to nie wyszło, ale i tak lubię tą wersję Naffliczków! OHOHOHOHO! W sumie... Kurdę. Czuję taką... pustkę XD! Bo... ja znam już historię Naffliczka na pamięć :o. I co teraz?! I co?! NIE WIEM! Ale przeczytam jeszcze raz cały rozdział bo go lubię BUM XD!
    "Był zły, dziewczyna nie dała mu jedzenia od dłuższego czasu" - brzmi jak typowy, bezdomny kociak! HA! >D i w sumie teraz się skapłam, że początku mi nie wysyłałaś ;___;! Więc jest coś, czego jeszcze nie widziałam! YEA!
    "Fly to the sky, my magical goat"! BANG! Koza Grażyna powraca! >D Wszyscy kochamy Grażynę! *Grażynka z pelerynką oraz Mścisławem i Eustachym w świetle reflektorów XD?*
    - Czułem się jak seksualny niewolnik- westchnął.- Trzymałaś mnie tylko po to, żeby pomacać moją klatę. - OHOHOHOHO! WYDAŁOOO SIĘĘĘĘĘ! I teraz przypomniała mi się piosenka! Czekaj... Hmm. "Just lose control and let your body give in, to the beat of your heart as my hand touches your skin,Is this love or, just sexual desire, We're gonna start a fire!!!". Nawet *NIE DO KOŃCA XD* pasuje! Ohohohhoho!
    BANG! Królik! Jak zawsze wchodzi w odpowiednim momencie do domu XD! Bo Naffliczki nigdy do siebie nie pukają tylko wchodzą z buta!
    - Jeśli już udajesz się na krwawe walki o ostatniego domestosa z wyprzedaży, zamaż ślady. - BUM! Brołken hart! Astley mistrzem w brołkowaniu ;___;!
    Jabłko do buzi? O, kurczę. Teraz też brzmi jak seksualny niewolnik! OHOHHO! Taki fetysz! *i w głowie nagle wspomnienie spoilera z 40-stego przedstawionego w rysunku huehueuhe*. Niech mi ktoś powie, że Naffstley to nie jest najseksowniejszy parring ever XDDDD!
    - A ja myślałem, że jestem gorący - Astley, mistrz ciętej riposty >D! Zawsze wychodzi z opresji słownej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie brakowało jej łez? Nie bolały ją oczy od nieustannego płaczu? - NIE! Bo Naff ma litry łez! Ma w sobie taki specjalny, łzowy kontener! Tylko, że jak się skończy to ma suche, czerwone oczy! XD Ale wtedy widać, że ma niebieskie oczy! BANG!
      - Pomidorku, za często płaczesz z mojego powodu - Tak, potwierdzam ;___; nawet z zazdrości, jak czytam rozdziały! Astley brołkuje harta Naffa przez all time!
      "Astley pachniał wanilią" - dlaczego w głowie mam Ithiela i Astleya z gołymi klatami śmiejących się jak psychopaci? ;___; Nie! Nie! NIE! Ishstley nie może egzystować! AAAA! *to wszystko przez herbatę borówkowo-waniliową! Swoją drogą... jest dobra, ale najbardziej propsuje ją tata XD!*
      "- Musiałeś oszukiwać!" - TAK! Pewnie wystawił kamień (albo cokolwiek) o setną sekundy później! Dlatego Naff przegrała! A to oszust!
      I historia Naffliczka <3. Jedyne co mnie w niej dziwi to to, że 6-latki używają tak zaawansowanego słownictwa XD. Musiałyśmy być poetkami! *taa, wspomnienie małego Naffa i jej krzyczenie do listonosza: BIUSTONOSZ IDZIE! lub zamiast "uciekamy" to "zajewamy!", albo nie "flaki" tylko "zupa kokardkowa"! Deal with small Naff!
      Ehm, ehm! To, że Naff brzmi delikatnie to tylko taka cenzura, bo w rzeczywistości Naff oznacza "głupek", co idealnie odzwierciedla jej głupiutką duszę! XD
      MAM REKLAMĘ! BANG!

      *PRZERWA NA REKLAMĘ. W ogole, to tu powinno się znaleźć takie intro od NaffTV hueheu! Jakieś szalone pomidorki na ekranie czy cuś! >D i taki wielki, oczojebny napis: NAFFTV - stacja reklam dla ciebie!*

      *REKLAMA*
      Narrator: Czujesz się zagrożony? Zazwyczaj nie chodzisz z nożem w torebce? Boisz się gwałcicieli?! Już dziś zwróć się do gwiazd! Niech one zostaną twoimi przewodnikami!
      *małe Naffliczki, czarno-białe tło jako, że to wspomnienie!*
      Naff: Paczaj, Królik! Umiem magikować! BANG! *łapie źdźbło i nóż*
      Królik: Paczaj, Naff! Też umiem magikować! *chwyta kamień i nóż*
      Wilk*z krzaków* Paczajcie, też umiem magikować! *bang, przytulił drzewo i bazuka*
      Narrator: STOP! TO NIE TA REKLAMA! PRZERWAĆ TRANSMISJE!
      *Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiik*

      Usuń
    2. Dzikie Naffliczki! To właśnie lubię! I wszystko jasne, dlaczego obydwie są takie sadystyczne >D!
      Słodycze - odpowiedzią na wszystko! Chcesz przekonać dwa dzikusy na drzewie?! DAJ IM CZEKOLADĘ!
      Tak bardzo lubię Matta, choć jest tylko osobą z jednego rozdziału i to tylko wspomnieniowego ;___; szkoda, że już się więcej nie pojawi!
      Zupa pomidorowa z marchewkami. Grrr. Najgorsza potrawa Naffliczka ever!
      I widzę jedno niedomówienie XD! Bo było napisane, że Naffliczki mają po 6 lat, a potem, że jedna jest starsza XDD! *chyba, że chodzi o miesiące :o*
      Uważam ogólnie, że ta historia jest jedną z lepszych historii wspomnieniowych ever! Poczynając od takich elementów jak: ogień nasz wróg, a potem: ogień nasz sprzymierzeniec, idąc przez tą kochaną miłość naffliczkową i motyw z księżycem! No i najlepsze zakończenie ever! "- Kiedy nawet księżyc uśmiecha się do mnie przyjaźnie" - uhuhuh <3. Kocham to i mogę to czytać wiecznie!
      Wiem, komentarz trochu mdły ;____; musisz mi to wybaczyć!Następny będzie lepszy! <3 NIECH ŻYJĄ NAFFLICZKI! *God, aż nie chce mi się liczyć ile razy użyłam w tym komentarzu sformułowań: naffliczki, naffliczek, naffliczkowo XD*

      Usuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^