sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział dziewiętnasty: Koszmar

4 stycznia po północy, kolejny rozdział jest. Opublikowany z okazji urodzin Emilki. Najlepszego, Emilka. ^^ Dużo kotletów i szczęśliwych dni z Lucy. <3
Urodziny obchodzą również tysiące ludzi, którym także życzę sto lat. W tym ja, ale sobie nie życzę sto lat. Nie lubię tego uczucia w urodziny... Więc... Wszystkiego naj dla Emilki! :3
Miłego czytania i... no tak, zapomniałabym; Szczęśliwego nowego roku! :)
_____________________________________________________________

          - Nie na długo dane ci było pozostać w pingwinim ciele- mruknęłam, niedługo po powrocie od Astleya. Mimo tego, że rozegrałam z nim tylko partyjkę w wojnę i parę bitew słownych, czułam się wyczerpana. Ale wizja spokojnego wieczoru z Sally w ludzkiej postaci uroczej dziewczynki i Harrym Potterem uśmiechała się do mnie znad horyzontu.
          Jedynym, co mnie martwiło, był nieprzerwany ból głowy. Zelżał, lecz nadal trwał. To oznaczało, że może czekać mnie kolejne spotkanie w Indab.
          - Było warto- odparła Sal, klepiąc się po nadal płaskim brzuchu. Sądząc po jej posturze, możnaby powiedzieć, że w ogóle nie spożywa cukru. Była zaskakująco chuda. Brakowało niewiele, aby zaczęły wystawać jej kości. Chyba będę musiała w nią wdusić coś innego niż żelki.
          - Nie sądzisz, że powinnaś jeść też coś innego niż żelki? Może jakieś owoce?- Zasugerowałam.
          - Przecież większość żelków jest o smaku owocowym, to przecież to samo!- Oburzyła się dziewczynka, ale gdy spostrzegła, że film się zaczyna, ściszyła mnie palcem położonym na ustach.
          Ból głowy się nasilił, a mroczki przed oczami pojawiły się akurat w momencie, kiedy zaczęła rozbrzmiewać ta słynna piosenka na początek filmu.
          A miało być tak pięknie.
          Powróciłam do Indab, ale tym razem poszukiwałam wzrokiem czupryny rozwichrzonych, kruczoczarnych włosów i tego ciepłego, niewinnego uśmiechu, który tak bardzo lubiłam u Emila. Zaczęłam rozglądać się za chłopakiem, aż w końcu dostrzegłam jakąś ludzką masę ułożoną na boku na posadzce, wyłożoną w najlepsze. 
          Ściągnęłam z irytacją brwi i podeszłam do chłopaka, chcąc sprawdzić, co znów wymyślił. Lecz wyglądało na to, że spał w najlepsze.
          Usiadłam obok po turecku i ułożyłam głowę na rękach, wpatrując się w jego lekko rozwarte usta, brwi, które rysowały się łagodnie na jego twarzy, uspakajając mnie brakiem koszmarów w jego snach, ręce, złożone tak uroczo przy nagiej piersi i podwinięte prawie że pod brodę nogi.
          Śpiący Emil wyglądał jak małe dziecko mimo swojego wzrostu.
          Obudzić go i przerwać mu spokojny sen? Czy też zostawić go w spokoju, czekając przy nim na wybudzenie lub na powrót do domu?
          Jednocześnie chciałam z nim porozmawiać, opowiedzieć mu o dzisiejszym dniu, o tym, że chciałam oglądnąć Harry'ego, ale zostałam wezwana tutaj, że Sally obraziła się na mnie i zamknęła w pokoju, a potem nie mogła z niego wyjść, bo zmieniła się z powrotem w pingwina. Miałam ochotę powiedzieć mu nawet o bezsensownym wygłupie Franka Tropsona, który na lekcji chemii wrzucił do cieczy nieznanego pochodzenia mentosa, aby przekonać się, czy wybuchnie. Efekt go nie zadowolił, gdyż nie stało się nic, więc otworzył colę zachowaną na przerwę obiadową i postanowił sam zająć się rozrywką klasy, ze skutkiem w postaci pochlapanych ławek, podłóg, ścian i większej części uczniów. Chciałam go przytulić, pocałować, poczuć jego bliskość i bicie jego serca, którego rytm uspokajał mnie, dawał pewność, że osoba, którą naprawdę kochałam żyje i jest przy mnie.
          Ale jeśli chłopak śnił i wyglądał na spokojnego podczas snu, to czy wypadałoby go budzić? Kiedyś zrobiłabym to bez wahania, nie ważąc na jego uczucia. Ale teraz było inaczej. 
          Moje rozmyślania przerwały krzyki , których źródłem był Emil. Zmarszczył nos i zaczął głęboko oddychać, jednocześnie kładąc ręce na ziemi. Wrzeszczał rozdzierająco, z początku niezrozumiałe słowa, które następnie przeszły w spójną całość.
          - Nie zrobiłem tego!- Jego głos był zmieniony nie do poznania. Całkiem niski, gardłowy przerażał mnie swoim dźwiękiem. Brzmiał jak dzikie warczenie.
          Przez chwilę trwałam obok niego skamieniała, nie wiedząc, co robić. Chłopak szarpał się niemiłosiernie, krzyczał coraz głośniej, wykrzywiał twarz, na przemian płakał i śmiał się. Miałam wrażenie, że został opętany,  miotało nim na wszystkie strony i wydawało się, że nastolatek za chwilę pozbawi się życia.
          - Jestem...- Wycharczał, mówiąc ciszej.- Jestem niewinny!- Ryknął ponownie.- To nie krew! To nie ja!
          Położyłam ręce na jego ramionach i potrząsnęłam nim.
          - Emil?- Zawołałam, próbując go przekrzyczeć. Pochyliłam się do jego ucha i wrzasnęłam, nabierając powietrza w płuca:- Emil!
          Chłopak uspokoił się w jednej chwili i otworzył oczy, wpatrując się we mnie. Z początku dostrzegłam u niego ulgę i radość, ale po chwili ustąpiły one smutkowi i przerażeniu.
          - Odejdź- wyszeptał, odsuwając mnie stanowczo ręką.
          Przekrzywiłam głowę i czując ukłucie w sercu, spojrzałam na niego, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Dopiero teraz dostrzegłam liczne obszary lodu na jego ciele.
          - Dlaczego?- spytałam. Zaczęły piec mnie oczy, ale zignorowałam to. 
          - Odejdź, proszę.- Powtórzył Emil, wstając z jękiem bólu.
          - Miałeś koszmar? Co się stało?- Nie przestawałam wypytywać. 
          Emil zmierzył mnie karcącym wzrokiem, ale mimo tego nie rozkazał mi znów odejścia. Odsunął się za to ode mnie na sporą odległość i gestem pokazał, aby zostać na miejscu.
          - Tak- mruknął, przeczesując kruczoczarne włosy.- Miałem koszmar.
          - Jaki?- Nadal nie wstałam z podłogi, niezadowolona z faktu, że wciąż nie przytuliłam chociaż Emila i nie opowiedziałam mu o swoich przeżyciach. Zaczęłam bawić się pojedynczym puklem włosów, zawijając je na palec.
          - Że cię zabiłem- odpowiedział i spojrzał na swoje ręce.- Tymi dłońmi- dodał.- Wciąż widzę na nich krew.
          - Dlatego kazałeś mi odejść?- spytałam po chwili.
          Skinął głową i schował ręce do kieszeni spodni, przenosząc wzrok na mnie. Jego wzrok nadal był smutny, ale ujrzałam w nich nikłe iskierki.
          - Emil, to tylko sen.- Tym razem podniosłam się z ziemi i podeszłam do niego, przytulając go ciepło. Trwał jednak niewzruszony z rękoma w kieszeni.
          - Był bardzo realistyczny- szeptał.- Czułem ból.
          - Może to przez to?- Wskazałam na lód na jego ciele. Z bliska mogłam zauważyć, że warstwa była gruba.
          Chłopak uśmiechnął się słabo.
          - Nie- odpowiedział.
          - Skąd więc je masz?- dociekałam.
          - Oberwałem wczoraj trochę na treningu- burknął niechętnie i zanurzył twarz w dłoniach, ale odsunął je i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.- Płakałem?- spytał, ale nie wiedziałam, czy pytanie do skierował bardziej do siebie czy do mnie. Zaklął cicho pod nosem i przygryzł lekko dolną wargę.- Cholera.
          - Emil- mruknęłam, mrużąc oczy ze zniecierpliwieniem. -Złe sny minęły, więc teraz czas zastąpić je czymś przyjemniejszym.
          - Nadal boli- szepnął, ciągnąc temat.
          - Gdzie?- zapytałam. Tak jak z początku wzięłam jego koszmar za mało ważny, błahy wręcz, tak teraz martwiłam się coraz bardziej.
          Wskazał na lewą pierś, która nie była jednak nawet draśnięta.
          - Tutaj.
          W pierwszej chwili poczułam ucisk w sercu i strach, że Emil może nie stawiać czoła nowej mocy i zamarzać, ale uspokoiłam się, widząc jego iskrzące się oczy. Nie, to było niemożliwe.
          Ucałowałam chłopaka łagodnie w policzek, wspinając się na palcach.
          - Już nie boli?- spytałam.
          - Nie boli.- Uśmiechnął się słabo w odpowiedzi, ale wiedziałam, że skłamał. Dlatego rozwichrzyłam jego włosy i uśmiechnęłam się szeroko.
          - Co u ciebie?- spytałam radośnie. Poczułam się zaskakująco szczęśliwa.
          - Przez ostatni tydzień dostawałem bęcki od trzech osób: dziecinnego gościa, który myśli, że jest wiecznie młodym bogiem, małego karła, który wbrew pozorom ma w rękach wielką siłę i starego dziada, który upija smutki w herbacie i nie potrafi wyznać kobiecie miłości- westchnął ciężko.- Tęsknię za dniami, kiedy darłaś się na mnie w czasie treningów, bo nie umiałem dobrze trzymać noży.
          - Tęsknię za dniami, kiedy graliśmy w butelkę, okładając się poduszkami- odpowiedziałam.- Jak dawno to było?
          - Nie wiem- mruknął Emil i nareszcie przysunął mnie do siebie. Przymknęłam oczy z zadowoleniem niczym głaskany kociak. Poczułam bicie jego serca i ciepło jego ramion.- Wydaje mi się, że od tego czasu minęła wieczność- dodał ciszej.
          - Mi też- odpowiedziałam.
          - A co u ciebie?- zapytał chłopak, a ja tylko uśmiechnęłam się nieznacznie.
          - Chciałam dzisiaj obejrzeć Harry'ego Pottera, ale ktoś mi nie pozwolił- burknęłam, udając naburmuszoną.
          - Przecież czas nie ucieka- przypomniał mi.
          - Ale jestem zmęczona po spotkaniach z wami- westchnęłam.
          Emil przez chwilę milczał, po czym zmrużył oczy.
          - W a m i ?- spytał.
          Skinęłam głową. Czyżby był zazdrosny?
          - Czyli...?- Ciągnął, lustrując mnie wzrokiem.
          - Jesteś zazdrosny?- Uniosłam kąciki ust i zarzuciłam mu ręce na szyję.
          - Nie!- zaprzeczył, odwracając wzrok.- Nie jestem!
          Zachichotałam cicho.
          - Oprócz ciebie muszę też spotykać się z Astleyem i uczyć go dobrego zachowania. Potrafi mnie wymęczyć jak mało kto- westchnęłam.- Dzisiaj wezwał mnie tylko po to, żebym zagrała z nim w wojnę.
          - Astley...- mruknął. 
          - Spokojnie, nasza znajomość ogranicza się do zwykłych rozmów- burknęłam, w głębi duszy szczęśliwa w jakiś dziwny, niezrozumiały sposób, że Emil jednak jest zazdrosny.
          - Ale to zapewne nie wszystko, co się u ciebie dzieje?- Zmienił temat.- Co u Sally?
          - Ostatnio strzeliła na mnie focha i zamknęła się w pokoju bez żelek.- Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.- Niski poziom cukru we krwi znów zmienił ją w pingwina i biedaczka nie mogła dosięgnąć klamki.- Chłopak zaśmiał się cicho, a ja poczułam w sercu ciepło na ten dźwięk.- Została wyzwolona dopiero dzisiaj, kiedy zaczął mnie martwić jej brak. Ale nie martw się, uzupełniła cukier i znów jest pyskatą dziewczynką, która leży teraz na kanapie do góry brzuchem jak największy leń świata.
          - Sam nie wiem, w jakiej postaci jest gorsza- zastanowił się.- Zapewne musiałbym przebyć więcej czasu w obecności jej ludzkiego odpowiednika.
          - Myślę, że niezależnie od tego, czy byłaby pingwinem, człowiekiem, kotletem albo tosterem, to zawsze będzie równie pyskata i zakochana w żelkach jak zawsze- stwierdziłam.
          - Wredna istotka- prychnął Emil z pobłażliwym uśmiechem.
          - Mam nadzieję, że jesteś bezpieczny.- Tym razem to ja zmieniłam temat.- Ostatnim razem odebrał cię ten blondyn.
          Nastolatek zmrużył brwi, jakby chciał przypomnieć sobie tą chwilę.
          - Cesar- jęknął.- To ten dziecinny gość vel wiecznie młody bóg. Strasznie denerwujący- burknął.
          - Bardziej niż głodna Sal?- Uniosłam brwi, a on zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem, jakby był zaskoczony, że o to spytałam.
          - Nie ma na świecie bardziej irytującego stworzenia od głodnej Sally- oznajmił.
          Trwaliśmy przez chwilę w ciszy, a ja poczułam lekkie zawroty w głowie. Oparłam ją o pierś Emilki.
          - A te Diabły... Czy nadal cię ścigają?- Ziewnęłam przeciągle. Czas się kończył.
          - Zabójcy Cieni są Diabłami. Mają specyficzną broń, która przypomina ich ogony. Swoją drogą, uważaj na Cesara. Jego sztylety są zatrute.- Ostrzegał mnie.
          - Czy to od niego oberwałeś tamtej nocy?- wyszeptałam.
          - Tak- odpowiedział Emil, tuląc mnie mocniej.- Hej, zostań jeszcze. Mamy ciekawsze rzeczy do zrobienia.
          Uśmiechnęłam się słabo i resztkami sił odpowiedziałam:
          - Żeby to jeszcze los pozwolił.
***
          Byłam trochę zaskoczona, kiedy zamiast obudzić się na kanapie w salonie obok wyłożonej w najlepsze Sally, ocknęłam się przy wylocie ciemnego ślepego zaułka, na którego końcu dostrzegłam skulonego człowieka. Widniał nad nim charakterystyczny krzyżyk, więc bez problemu wiedziałam, że umierał. Moim zadaniem było zaś wypełnienie jego ostatniej woli.
          - Nawet głupiego Harry'ego Pottera nie pozwolą oglądnąć- mruknęłam nieco za głośno. Głowa osoby w uliczce podniosła się z jękiem, a czarne oczy przebiegłe krwią zalśniły nieznacznie.
          O szlag. Nie miałam kaptura.
          W tym momencie zrozumiałam, dlaczego Śmierć przedstawiano jako zakapturzoną postać. 
          - Kim...- Wychrypiała postać, spluwając przy okazji krwią na ziemię. 
          - Zamknij się- prychnęłam odruchowo, ale przywołałam się natychmiast do porządku.- Mówienia chyba boli?
          Skinął głową. Światło latarni nieopodal nagle zaświeciło się i oświetliło skulonego w kącie młodego mężczyznę, o krótkich blond włosach i opalonej twarzy, blednącej z każdą sekundą. Zauważyłam ranę biegnącą od gardła aż do końca brzucha. Nie było już dla niego ratunku.
          Westchnęłam cicho, zastanawiając się, jak wyciągnąć od niego ostatnie życzenie bez mówienia.
          Dostrzegłam błysk metalu, który pojawił się nagle znikąd i zatrzymał się przy mężczyźnie, który nie miał nawet czasu, by przenieść wzrok na przybysza. Był zakapturzony i niemal natychmiast rzucił się na umierającego człowieka.
          - Hej!- krzyknęłam i pobiegłam w jego kierunku. Musiałam zdążyć.
          Zakapturzony nawet się nie odwrócił. Wbił metalowy przedmiot w swoje dłonie i spojrzał na mężczyznę. Jego oczy gasły coraz bardziej, i bardziej...
          Kiedy byłam już na tyle blisko, by zaatakować zbrodniarza, on zniknął tak samo nagle, jak się pojawił. Przed oczami mignął tylko jego cień i upadający na ziemię widelec.
          - Twoje ostatnie życzenie?- Przeszłam do konkretów, podtrzymując głowę chłopaka. Z jego ust ciekła strużka krwi, a oczy powoli zamykały się. Ręka błądziła palcem po ziemi, rysując coś na niej.
          Kątem oka dostrzegłam obraz kwiatka.
          - Kwiaty?- spytałam.- Kwiaty na tym miejscu?
          Mężczyzna skinął głową i uśmiechnął się. Po raz ostatni.
          Przymknęłam jego powieki, czego nie był w stanie sam zrobić, po czym przebierając intensywnie palcami, utworzyłam na tym miejscu kwiat róży, który według moich obliczeń miał trwać tu dość długo. Minimalnie około doby.
          Podniosłam widelec, zostawiony tu przez tajemniczego przybysza i schowałam go do kieszeni. Kim był zakapturzony i co tu robił, wbijając sobie widelec w dłoń przed umierającym chłopakiem na skraju sił?
          Czułam, jakby pozostawało we mnie coraz mniej człowieka, zaś Śmierć brała górę, próbując pochłonąć mnie bez reszty.


2 komentarze:

  1. Sto lat dla Króliczka, sto lat! :*

    Jak tylko przeczytam i skomentuję rozdział, biorę się przepisywanie reszty Świątecznego gbura, przecież obiecałam to dla Ciebie na prezent ;)

    Sto lat, sto lat dla Emilki! Byś się jednak przekonała do kotletów! I żebyś wreszcie mógł być z Lucy tak, jak na to zasługujecie :3

    Emilem rzuca jak szatanem? o.O Ej no, Lucek, daj mu spokój! Niech się chłopak choć raz wyśpi.
    "i starego dziada, który upija smutki w herbacie i nie potrafi wyznać kobiecie miłości" - jaki opis Jamesa, nie no, kocham <3
    "Myślę, że niezależnie od tego, czy byłaby pingwinem, człowiekiem, kotletem albo tosterem, to zawsze będzie równie pyskata i zakochana w żelkach jak zawsze" - odnoszę dokładnie to samo wrażenie. Nieważne w jakiej postaci, Sally pozostanie Sally.
    Ohoho, ta druga część jest wielce interesująca. A ta zakapturzona postać? Może to... hmm, Astley?

    No nic. Rozdział ciekawy :) Uwielbiam rozmowy Lucmilki, pewnie dlatego, że nie ma ich za wiele w tej części opowiadania.
    Sally, moja Sally, chyba Ci kupię żelki na twoje urodziny.

    Jeszcze raz: Wszystkiego najlepszego dla Króliczka i Emilki! Sto lat! :*

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałam, że dziś Emilka też ma urodziny! No, paczaj! Emilu mój złoty XD! Był wierszyk dla Króliczka to i dla ciebie będzie uhuhuh.

    "Życzę ci szczęścia, radości i miłości, jak najmniej u zabójców połamanych kości. Żeby James-gejuch zostawił cię w spokoju i żebyś dzielnie ruszał do boju! Mało kotletów, niech całkiem wsiąkną, a ty tam Emil zajmij się wojną. Dużo Lucy i ślubu z nią szybkiego, będziesz miał ogrom dzieci, więc nie łam się kolego! Jeźdźcy wam kwiatkami sypną w kościele i możesz mi ufać, będzie ich wiele i impreza z ryżem bandem będzie do rana i twoja żona przy tobie ukochana, a Naff już dziś te głupoty pisze, swoim różowym długopisem. Nie rozpędzam się jak wrotki, lecz się zwracam do twej mordki: sto lat, Emil, żyj nam długo, jak w polsacie nasz pan Hugo!" JUPI!

    *bez wierszowej weny XD*

    "- Przecież większość żelków jest o smaku owocowym, to przecież to samo!" - really, Sally?! REALLY XD?!
    Och, Emil <3. Wróciłeś! No, tak! Przecież dziś są twoje urodziny! Przypadek? Nie sondze!
    Biedny Emil. Śniły mu się koszmary. Ja wiem, że niczego nie zrobiłeś, wiem! Nie krzycz tak, bo Lucy ucieknie :o. GOOOD. Przecież Emilka nie zabiłby Lucy! Jak mógł sądzić, że to zrobił? A masz kotletem w łeb! A teraz się uspokój!
    Lucmilka są tacy słodcy... to: "już nie boli?", "nie boli" rozpłynęło moje serduszko jak czekoladę w garnku~ Uhuhuhu.
    Zazdrosny Emil! TAK! Bądź zazdrosny, bo Astley *STAPH IT NAFF, STAPH IT!*. Ale nie martw się Emil, ja też jestem zazdrosna. Ale nie o Lucy. O Astleya *sniff sniff* Łączmy się w bólu. Wiesz? Zawsze możesz ze mną zjeść pudełko lodów bakaliowych :c jest idealne na smutki...
    "- Nie ma na świecie bardziej irytującego stworzenia od głodnej Sally" - biedna, obgadywana Sally XD.
    No, nie :c ten moment był tak krótki, że już nawet spotkanie z Astleyem było dłuższe! I smutam! Bo ja chcę więcej Lucmilki. Bo chcę, żeby się wreszcie połączyli i... i...żeby byli razem. Żeby Emilka wrócił do Lucy :c *sniff sniff*. Ty to Królik umiesz łamać ludzkie serduszka :c.
    Hmm. Ciekawe kim był ten zakapturzony *Astley? Astley?! TO TY?!*. I w sumie współczuję Lucy. To musi być dołujące widzieć umierających ludzi i wypełniać ich ostatnią wolę :c *sniff sniff*. Chętnie bym ją przytuliła do swojego Naffowego serduszka.
    GOD! KRÓLIK! Jeszcze tak dużo rozdziałów! A ja chcę wielkie bum XDD! *uhuhu*. Czeka na następnym, oby był jak najszybciej <3

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^