sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział dwudziesty: I see fire

Now I see fire inside the mountain
I see fire burning the trees
And I see fire hollowing souls
I see fire blood in the breeze
And I hope that you'll remember me
- Ed Sheeran, I see fire
*nie mogłam się powstrzymać*

          Po powrocie do domu byłam na tyle zmęczona i zła z powodu nawału zajęć akurat dzisiejszego wieczora, że wyrwałam Sally pilota z ręki, nie zważając na jej jęki i protesty i wyłączyłam telewizor.
          - Co ty robisz idiotko?!- Wrzasnęła dziewczynka, podnosząc się gwałtownie. Spojrzała na mnie zdumionym wzrokiem i wydawało się, że za chwilę stanie do walki, by odzyskać urządzenie.
          - Wyłączam telewizor- burknęłam, ściskając mocniej pilota.
          - Oddawaj!- Rozkazała Sal i rzuciła się do mojej ręki, którą uniosłam do góry.- Dopiero się zaczynało!
          - Nie będę tego oglądać!- Odpowiedziałam, unikając jej dłoni.- Jestem zmęczona!
          - Ty nie, ale ja tak!- prychnęła w odpowiedzi.- Hedwiga to moja kuzynka, muszę zobaczyć ją w akcji!
          Wybuchnęłam cichym śmiechem, tracąc na chwilę czujność, lecz nie na tak długo, aby przegrać bitwę o pilota.
          - Kto ma pilota, ten ma władzę!- Wytłumaczyłam, posługując się tanim hasłem reklamowym. Bądź co bądź tutaj był jak najbardziej na miejscu.
          - Czy ty rzucasz mi wyzwanie?- spytała piskliwym głosem.- Nie wiesz, z kim zadzierasz!
          Szamotałyśmy się tak, raz po raz rzucając wyzwiska i obelgi, które nieszczególnie przynosiły skutki. Sally nieudolnie próbowała przejąć pilota, choć były chwile, kiedy niewiele do tego brakowało. W ostatniej chwili cofałam rękę i śmiałam jej się w twarz, dumna z uniku.
          Kiedy po długim czasie walki dziewczynka podstępem wyrwała mi urządzenie z ręki, udając, że zawiera rozejm, opadłam na kanapę, oddychając głęboko.
          - A ponoć byłaś zmęczona- prychnęła Sally, której oddech był spłycony i szybki. Ta bitwa nie należała do najłatwiejszych.
          Westchnęłam ciężko. Byłam zmęczona, fakt, ale tylko Sal potrafiła wycisnąć ze mnie resztki sił.
          - Ha!- Zawołała triumfalnie dziewczynka, włączając telewizor. Jej oczom ukazały się jednak napisy końcowe. Wystąpili, reżyseria, muzyka i tym podobne.
          Zachichotałam pod nosem. Bitwa musiała trwać strasznie długo. Nic dziwnego, że byłam tak wyczerpana.
          - Nie!- wrzasnęła Sally.- Hedwiga! Moja dalsza kuzynka! N I E !- jęczała, uderzając piąstkami w jaskrawoczerwoną poduszkę. Po chwili przestała i wzięła głęboki oddech.- Idę zatopić smutki w żelkach.- Stwierdziła i poczłapała do kuchni.
          Pokręciłam głową z niedowierzaniem, patrząc na odchodzącą dziewczynkę. Szybko jej przeszło. Ciekawe, ile żelek wciągnie tym razem.
          Skorzystałam z okazji i ułożyłam się wygodnie na sofie, przymykając oczy. Niemal natychmiast zasnęłam.

          - Hej!- Zawołała jasnowłosa dziewczynka ze łzami w fiołkowych oczach siedząca na puszystym, niebieskim dywanie. Na podłodze obok niej leżały rozrzucone drewniane klocki.- Zniszczyłeś moją wieżę!- Oburzyła się i nadęła policzki ze złości.
          - Była niestabilna- odpowiedział wyłożony na dywanie chłopak, również jasnowłosy. Machał radośnie nogami w powietrzu i uśmiechał się, wpatrzony w siostrę. Podparł głowę na łokciach i przewrócił oczami, widząc naburmuszoną dziewczynkę.- Rzeczy słabe należy eliminować- wyjaśnił poważnym tonem.- Wtedy będzie więcej miejsca dla mocnych.
          Wzrok siostry zrobił się nieco łagodniejszy. Spojrzała na brata z ciekawością.
          - Czy ja jestem słaba?- spytała.
          - Nie- odpowiedział.- Nigdy nie byłaś.

          - Plac zabaw?- Uniosłam brwi do góry, przegryzając kanapkę z pomidorem i sałatą. Naff by jej nie tknęła, chyba że usunęłaby czerwony dodatek. Dopiero teraz przypomniałam sobie o Jeźdźcach. Były zaskakująco spokojne przez ostatni tydzień. Bałam się, że to cisza przed burzą.
          Sally pokiwała energicznie głową, a jej atramentowe pukle podskakiwały radośnie, dodając dziecięcego uroku.
          - Tylko na godzinkę!- Obiecała.- Możemy?- Spojrzała na mnie błyszczącymi, błagalnymi oczyma.
          Wyjrzałam za okno, gdzie przez zachmurzone niebo przebijały się bez skutku promienie słońca. Po chwili przysłoniła je jedna z deszczowych chmur. Westchnęłam cicho, kończąc jeść i biorąc w ręce herbatę. Earl Grey. Cleo chętnie by się napiła.
          Szlag. Myśli znów zeszły na Dziwaczne Quatro.
          - Dobrze- mruknęłam.- Ubieraj się.
          Dziewczynka uśmiechnęła się promiennie i pobiegła po standardowy zestaw ubrań na dwór- różowa kurtka w kropki i kalosze, które założyła pomimo braku deszczu. Cóż, być może przeczuwała zemstę Rain za jej pyskowanie.
          Wrzuciłam do kieszeni płaszcza notatnik od quatra i długopis znaleziony gdzieś na meblach. Musiałam nadrobić wpisy z wczorajszego wieczoru, kiedy byłam zbyt zajęta walką z Sally czy wykonywaniem swoich obowiązków jako Śmierci, aby napisać, co ciekawego mi się przydarzyło.
          Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi i wrzucając je do kieszeni. Ruszyłam powoli za podskakującą w euforii Sally, wdychając czyste, zimne powietrze.
          Była sobota rano, a na niebie znów gościły niepokojące deszczowe chmury, które wisiały nad głowami z groźbą gwałtownej ulewy. Od tygodnia panowała taka pogoda i wyraźnie mogłam odczuć panującą jesień. Kolorowe liście pospadały już z drzew, zostawiając je zupełnie nagie i nudne, a zimny wiatr owiewał mnie, przenikając do moich kości.
          Dzisiejszy sen był jednym z najbardziej logicznych. Obraz w nim był zaskakująco wyraźny i dziewczynkę mogłam normalnie słyszeć i widzieć, gorzej z jej bratem. Nie byłam pewna, czy jego włosy są w kolorze blond, czy też białe. Po prostu jasne.
          Rozrzucone na podłodze klocki były ręcznie malowane. Mogłam to dostrzec, przyglądając się im. Co prawda widoczne były tylko plamy kolorów, ale byłam pewna, że ktoś ozdobił jej ścianki. Może rodzeństwo?
          Jednocześnie dostrzegłam w tych snach fragmenty wspomnień. Nie tylko dopełniały moją duszę, napełniając mnie dziwnym, nieznanym uczuciem, ale dały mi ujrzeć, jaka byłam jako dziecko. Utożsamiałam się bowiem z fiołkowo oką dziewczynką ze snu. A chłopiec obok był zapewne moim bratem.
          Rook. Brat, którego nie pamiętałam. Zginął razem ze mną, lecz jego ciała nie odnaleziono. Chciałam wiedzieć o nim więcej, ale jedynym sposobem na to było spotkanie z Lucyferem, a nie miałam na nie ochoty. Wciąż byłam na niego zła. Sal próbowała mi wmówić, że chciał mnie chronić i że to kłamstwo było konieczne, ale nie do końca w to wierzyłam. 
          Chciałam wiedzieć tyle rzeczy, które zostały przede mną zatajone. Dlaczego odzyskiwałam prawdziwe wspomnienia akurat teraz. Co miało na to wpływ?  Jak długo muszę czekać na spójną całość? 
          Ponadto dręczyły mnie pytania, na które chciałam znać odpowiedź zawsze; kim byli moi prawdziwi rodzice? Czy nadal żyją? Czy wiedzą, że żyję?
          Odłożyłam na bok myśli o wspomnieniach, nie były dla mnie zbyt przyjemne. Wszystko sprowadzało się do gdybania; "A co by było, gdybym znała prawdę? A co by było, gdybym wtedy umarła i nie została wskrzeszona?".
          -Ohoho.- Usłyszałam znajomy głos. Potrząsnęłam głową i ujrzałam siedzącą na górze zjeżdżalni Rain w całej swojej okazałości. Dziś miała na sobie bluzę, podobną do tych, które nosił Króliczek- niebieską, z wyścielającym ją ciepłym futerkiem. Przyłapałam się na tym, że znów myślałam o Jeźdźcach.- Kogo ja widzę. Panna Pyskata.- Uśmiechnęła się sarkastycznie w stronę dziewczynki, która zmrużyła złowieszczo oczy. 
          - Panna Władam-Deszczem-I-Lenię-Się-Na-Placu-Zabaw- odpowiedziała Sal.
          - Widzę, że jesteś gotowa na deszcz.- Stwierdziła.- Tak bardzo na niego czekasz?
          - Nie lubię deszczu, od kiedy wiem, że to twoja zasługa- burknęła Sally, nadymając policzki.
          - Dlaczego?- Zaśmiała się Rain charakterystycznym dla siebie śmiechem.- Jestem aż tak odrażająca?
          - Nie- prychnęła dziewczynka.- Nie wiem, co dodajesz do deszczu. 
          - Po prostu wykonuje moją pracę.- Wzruszyła ramionami Rain.
          - A masz na to jakieś zaświadczenie?- spytała Sal.
          Poczułam się, jakbym weszła właśnie w środek kłótni dzieci walczących o łopatkę i wiaderko do piaskownicy. Mogłam jedynie stwierdzić, że poziom inteligencji dzieci był trochę wyższy niż przedszkolaków. 
          - Zaświadczenie?- Nastolatka uniosła brwi z rozbawieniem. Nad Sally skłębiły się czarne chmury.- Proszę bardzo.- Na dziewczynkę runęła struga wody, ale ona, ku mojemu zaskoczeniu, zdołała w błyskawicznym tempie wyciągnąć zza pleców schowany parasol i rozłożył go, chroniąc się przed deszczem.
          - Ha!- krzyknęła z triumfem.- Jestem jak ninja!
          - Chyba nie do końca.- Uśmiechnęła się Rain, obserwując siłę, z którą krople uderzały o materiał. Czyniły go coraz cieńszym i cieńszym, aż w końcu wyżłobiły w nim dziurę, przez którą woda spłynęła po włosach dziewczynki.
          Wywróciłam oczami i postanowiłam zacząć reagować. Skinęłam ręką w stronę Sal i zamroziłam wiszącą nad nią chmurę. Podeszłam do huśtawki i usiadłam na niej delikatnie. Wyglądała na starą i przy podmuchach wiatru jej liny skrzypiały przeraźliwe.
          - A właśnie!- Władczyni Deszczu przeniosła wzrok na mnie.- Widzę, że posłuchałaś mojej rady.
          Zastanowiłam się przez chwilę, przypominając sobie moją ostatnią rozmowę z nią. Tak, radziła mi pogodzenie się z Sally.
          Skinęłam głową, wyjmując z kieszeni notes.
          - Wiesz, miło, że przyszłyście mnie odwiedzić- westchnęła Rain, machając radośnie nogami ubranymi w kalosze koloru błękitu. Obok dostrzegłam jej nieodłączny parasol. Ukradkiem spoglądała w mój notatnik.
          - Nie przyszłyśmy cię odwiedzić!- burknęła Sal, która nieudolnie próbowała wysuszyć włosy chusteczkami higienicznymi wciągniętymi z kieszeni.
          - Nie?- Dziewczyna uniosła wysoko brwi.- W takim razie po co miałybyście przychodzić na opuszczony plac zabaw?- prychnęła.
          - Żeby się pobawić!- odpowiedziała dziewczynka.
          - Ta tutaj jest już chyba nie co za stara- mruknęła Rain, lustrując mnie wzrokiem.
          Zmierzyłam ją spojrzeniem, które miało m mówić: "naprawdę?", ale ona odwróciła wzrok i wpatrzyła się w odległy punkt między drzewami.
          - Ale ja nie!- burknęła Sally i rezygnując z suszenia włosów, pobiegła na zjeżdżalnię, zatrzymując się przy górze. Teraz czekała ją konfrontacja z Rain.
          Otworzyłam notatnik, gdzie czerwonym tuszem wypisano treściwie: "Dziś, siedemnasta. Uzbrój się w Earl Grey'a i cierpliwość. DOŚ". Domyśliłam się, że to od Jeźdźców Chaosu, czy też Departamentu Obrony Śmierci. Najwidoczniej moje przeczucia były słuszne i dotychczasowa cisza była złudna. Schowałam więc zeszyt z powrotem, postanawiając zdać relację z wczoraj na żywo. 
          - Przesuń się!
          - Moja zjeżdżalnia!
          - Ale ty jesteś za stara!
          - Nadal jestem dzieckiem!
          - Ale ja dziecinniejszym dzieckiem!
          - Widać to po twoim słownictwie. 
          - Jeśli chcę, mogę używać bardzo skomplikowanych nazw.
          - Na przykład?
          - Gżegżółka!
          - Wiesz w ogóle, co to znaczy?
          - Nie, ale brzmi epicko!
          - Jesteś rozwinięta jak papier toaletowy.
          - A ty stara jak lew morski!
          - Rozpuszczony bachor.
          - Stary koń!
          - Żarłok.
          - Leń!
          - Pyskata dziewucha!
          - Bezczelna pannica!
          Rain nagle podniosła się i spojrzała w dal, na punkt na horyzoncie, wypatrując czegoś.
          - Hej, hej, jeszcze z tobą nie skończyłam!- krzyknęła Sally walecznie.
          - Zamknij się- mruknęła dziewczyna, przygarniając ją do siebie i zakrywając jej usta dłońmi. 
          Przed oczami mignęło mi białe światło, a po chwili usłyszałyśmy cichy grzmot, dochodzący z oddali.
          - Burza?- spytałam.- Teraz?
          Niebo przecięła kolejna błyskawica, a grzmot był głośniejszy.
          - Co ten debil wyprawia?- warknęła Rain, wypuszczając Sally ze swoich objęć. Zeskoczyła ze zjeżdżalni, chwytając w dłoń parasolkę i poczekała na kolejny grzmot.
          - Co się dzieje?- spytałam, ściągając brwi.
          - 92 Aleja- rzuciła jeszcze dziewczyna, zanim machnęła majestatycznie dłonią, tworząc malutkie chmurki. Skoczyła na jedną z nich i z prędkością światła tworzyła kolejne i kolejne, znikając powoli z mojego pola widzenia.
          - Na co czekasz?- prychnęła Sal, zjeżdżając ze zjeżdżalni.- Idziemy!
          Nie byłam co do tego pewna. Ucisk w żołądku mówił mi, że w 92 Alei nie było spokojnie. Bałam się widoku, który miałam tam zobaczyć.
          Zawróciłyśmy w stronę domu, poruszając się szybkim tempem. Nie biegłyśmy, aby nie tracić sił. Próbowałam zachować spokój, lecz nie do końca mi się to udawało. Co chwila zaciskałam i rozluźniałam dłonie.
          Przy budynku naszego domu zakręciłyśmy w lewo, skręcając w ulicę, przy której leżała szkoła. Z tego, co się orientowałam, miejsce, do którego zmierzałyśmy było jeszcze daleko.
          Jednak im bardziej zbliżałyśmy się do celu, tym więcej rozbieganych i przerażonych ludzi spotykałyśmy. Jedni płakali, drudzy wrzeszczeli, jeszcze inni śmiali się histerycznie. Z oddali ujrzałam unoszący się czarny dym.
          Przy sąsiadującej z 92 Aleją uliczce musiałam omijać spanikowane tłumy, by przejść ulicą. Wszyscy zawracali w stronę centrum, podczas gdy ja brnęłam coraz głębiej, trzymając Sally za rękę, by jej nie zgubić. 
          Poczułam mocny chwyt na ramieniu. Zatrzymałam się na chwilę i obróciłam się. Starsza kobieta o siwych włosach ściągniętych w kucyk patrzyła na mnie z troską.
          - Nie idź tam- odezwała się.- To przyniesie ci tylko zgubę.
          - Co tam się dzieje?- spytałam, ignorując jej radę. Nie było opcji, abym nie zobaczyła, co jest obiektem zamieszania. Martwiło mnie to tym bardziej, że nawet Rain zdziwiła się na widok błyskawic. Myślałam, że skoro włada deszczem, to wie, czy dziś będzie burza, czy też nie.
          - Dziecko.- Rzekła staruszka.- Tego, co się tam dzieje, nie da się opisać- dodała, ale nie powstrzymywała mnie już dalej- wysoki mężczyzna o szerokich barkach odciągnął ją na bok.
          Wzruszyłam ramionami i wróciłam do przeciskiwania się przez ludzi, jednocześnie zauważając, że jest ich nieco mniej. Cóż, lepiej dla mnie.
          Kiedy pokonałyśmy tłum, sprawdziłam jeszcze, czy nikt nie staranował Sal, kierując w jej stronę zatroskany wzrok. Na szczęście była cała. Nie można jednak było powiedzieć tego samego o jej włosach, które sterczały na wszystkie strony niczym u stracha na wróble.
          Podniosłam wzrok, wzdychając ciężko, ale to, co zobaczyłam, zaparło mi dech w piersi. Jednak nie z zachwytu, ale z przerażenia.
          Alejka cała płonęła.
          Wszystko trawiły ogniste języki. Drzewa, domy, samochody, znaki uliczne. 
          Stałam pośrodku tego zamieszanie i wpatrywałam się w ogień, obserwując chaos, jaki czynił. Wrosłam w ziemię, a w mojej głowie pojawił się obraz płonącego Salidie. Tak bardzo podobny, a zarazem całkiem różny od obecnego krajobrazu.
          Czarny dym unosił się nad wszystkim, a błyskawice nadal przecinały niebo, uderzając w kolejne cele i podpalając je. Ogień rozprzestrzeniał się z każdą sekundą i w każdej chwili mógł zaatakować też mnie.
          Czy stawiłabym mu czoła? Czy może byłoby tak, jak na pierwszym spotkaniu z Astleyem? Nie wiedziałam i wolałam żyć w tej błogiej nieświadomości. 
          Chciałam się poruszyć, ale nie potrafiłam. Czułam, jak Sally ciągnie za rękę z powrotem w stronę tłumu, ale płomienie mnie zahipnotyzowały. 
          - Na pięciolitrowego domestosa, żyjesz jeszcze?- Usłyszałam znajomy głos zaraz przed tym, jak ujrzałam przed twarzą błysk patelni. Zdążyłam uchylić się w porę i uniknąć nokautu.
          - Atakujecie swoich?- warknęłam, rzucając złowrogie spojrzenie na Jeźdźców Chaosu, którzy stali przede mną w całej swojej okazałości.
          - Patrzcie, funkcjonuje- odparł Króliczek, przekrzywiając głowę i przyglądając mi się.- Nawet umie mówić- dodała.
          Przewróciłam oczami.
          - Idźcie już- mruknęłam.- A kysz, a kysz!- Pomachałam dla efektu rękoma, jakbym odganiała natrętne owady.
          - Sądzisz, że to zadziała?- Uniosła brwi Cleo, opierając dłoń na swoich pasie. 
          - Nas nigdy się nie pozbędziesz- rzekła Naff, uśmiechając się.
          Warknęłam cicho, tłumiąc krzyk.
          - Tak się odpłacasz?- prychnęła Miachar.- Przybyłyśmy się chronić.
          - Departament Obrony Śmierci, nie mówi ci to nic?- Abigail pomachała mi patelnią przed twarzą, a ja cofnęłam głowę dla bezpieczeństwa.- To nie brzmi chyba jak środek do czyszczenia toalet?
          - Domestos!- westchnęła rozanielona Naff.- Mam nadzieję, że masz go w domu- dodała ciszej.- Wiesz, izolują mnie od niego od tygodnia. Uważają, że za dużo go ćpię.
          - Tańczyłaś macarenę na dachu najwyższego budynku w mieście, oświetlając się latarkami zapierniczonymi z wystaw galerii sztuki. Miałaś na głowie kotleta- podkreśliła Abby.- Nie wspomnę o tym, że śpiewałaś znowu "Mam tę moc". Nie miałabym nic przeciwko, ale fałszowałaś i zapomniałaś rytmu. No, pozmieniałaś też parę słów.
          -"Mam ten koc, mam ten koc, rozwalę też w piecu drzwi!"- Zacytował Królik.
          - Ale akurat wtedy nie piłam już domestosa- burknęła pod nosem Naff.- Pamiętam nawet resztę tekstu. 
          - Gadacie, jakbyście nie miły niczego innego do roboty- westchnęła Sally.- Hej, tam się pali!- powiedziała z sarkazmem. Przywołała nas do porządku.
          - Idźcie- powtórzyłam.
          - Nie!- Zaprotestowały zgodnie.
          - Poradzę sobie- westchnęłam.
          Cleo zastanowiła się przez chwilę.
          - Dobrze. Ale dziś spotkanie o siedemnastej- rzuciła i odeszła.
          - Spróbuj zginąć, a zabijemy cię!- Krzyknął jeszcze Króliczek bez żadnego sensu.- Aż do śmieeerci!
          Płomienie nieco przygasły. Ludzie zamiast uciekać zaczęli gromadzić się i debatować o przyczynie obecnej sytuacji. Ukradkiem dostrzegłam siedzącą na dachu jednego z przygasających budynków Rain. Machała nogami w powietrzu i wyglądała na rozwścieczoną. Wpatrywała się w punkt na alejce.
          - Odsuń się, młoda- mruknął jakiś koleś w garniturze, posyłając mnie w głąb tłumu. Wyglądał na typowego biznesmena; płowe włosy przylizane, z przedziałkiem na środku, wyprasowany i odstawiony garnitur, w dłoni aktówka, na nosie okulary, które co chwila poprawiał nerwowo.
          Dym przerzedził się i mogłam dostrzec rysującą się w nim niewyraźną ludzką sylwetkę. Postać poruszała się pewnie, nie zważając na wszechobecne płomienie.
          Powoli rozróżniałam pojedyncze fakty.
          Postać była wysoka, a jej twarz zasłaniała czarna maska, której przód wykonany był z ciemnego szkła, przez które nie widać było oczu czy ust. Przypominała ona bardziej hełm, gdyż ochraniała całą głowę, ale wyglądała na solidną i misternie wykonaną.
          Na lekkim, zimnym wietrzyku powiewał czerwony płaszcz z postawionym wokół szyi kołnierzem. Pod spodem dostrzegłam czarny podkoszulek. Do tego spodnie i ciężkie buty w tej samej barwie. Na ręce założone były śnieżnobiałe rękawiczki.
          Całość prezentowała się tajemniczo i przywodziła na myśl zamaskowanego wędrowca. Jednak jego zachowanie sugerowało co innego.
          - Kim jesteś?- Biznesmen ruszył do przodu, stawiając czoła przybyszowi. Usłyszałam, jak tłum wstrzymuje oddech.
          Postać przystanęła na chwilę.
          - Nazywajcie mnie As- odpowiedział, a ja poczułam, jak ze strachu ściska się moje serce.- Od dziś będziecie mi podporządkowani.
          Czy to Astley? Ten Astley, z którym jeszcze wczoraj grałam w wojnę? Potrząsnęłam głową. Nie. On miał inny głos. I przebywał w Indab. Prawda?
          Po tłumie przeszła fala rozbawienia.
          - Nie mamy zamiaru być podporządkowani- prychnął mężczyzna z pierwszego rzędu, nie ujrzałam jego twarzy.
          - Nie zgadzamy się- dodała kobieta stojąca obok.
          - Ale czy ktoś pytał was o zdanie?- Zaśmiał się As.
          Zapadła cisza. Przybysz zmierzył wzrokiem biznesmana, który skulił się pod wpływem siły emanującej z niego. Nieważne było, że ukrywał twarz pod maską. To nie było konieczne, aby wzbudzić respekt.
          - Cieszcie się ostatnimi chwilami starego systemu.- Oznajmił As.- W poniedziałek nastąpi rewolucja. Bo przecież każdy lubi poniedziałki, prawda?
          Tłumy umilkły, wpatrując się w odchodzącego buntownika, który powoli znikał w kłębach dymu, aż wreszcie stał się niewidoczny dla ludzkiego oka. Na plecach jego płaszcza dostrzegłam wizerunek asa pik.
          Ludzie rozeszli się, szukając strażaków, a ja jako jedyna stałam dalej na uliczce, przyglądając się płomieniom.



Planowałam wstawić właśnie tą piosenkę przy tym rozdziale od dawna. Tak bardzo nastrojowa. :3
__________________
Dwadzieścia rozdziałów już za nami. Jest i Wielkie Bum. Ta mała iskra, która teraz wybuchła. Od teraz jedziemy z koksem. 21 rozdział? Jeźdźcy Chaosu i burzliwy romans. A właściwie to mnóstwo parringów. Ohoho~
Jestem 11 rozdziałów w przód, więc nie ma źle. Ale będzie się działo. Tak myślę... 

3 komentarze:

  1. Zdobyłaś mnie już samym tytułem. Kilka dni temu scoverowałam "I see fire", mam na telefonie także inne piosenki, jak wreszcie odkryję, jak je zrzucić na laptopa, pojawią się na Rozważnej :3
    Dobra, nie rozczulam się już tak, choć muszę napisać, że Ed ma niesamowity głos, a ja uwielbiam Hobbita (choć same filmy nie do końca).
    Okay, lecimy z treścią. Oczywiście, słuchając przy tym "I see fire" :3
    Wait. Hedwiga to kuzynka Sally? :o Okay, nie będę drążyć tematu... Ale sowa i pingwin?!Lucy i Sally się kłócą jak siostry :3
    " - Nie!- wrzasnęła Sally.- Hedwiga! Moja dalsza kuzynka! N I E !- jęczała, uderzając piąstkami w jaskrawoczerwoną poduszkę. Po chwili przestała i wzięła głęboki oddech.- Idę zatopić smutki w żelkach.- Stwierdziła i poczłapała do kuchni." - Sally pozostaje moim ulubionym pingwinem na wieczność! <3 Kocham ją jak własną siostrę... Albo prawie jak moją siostrę. (Mam nadzieję, że Margaret nigdy tego nie przeczyta)
    "Zniszczyłeś moją wieżę!-" - to zabrzmiało jak z jednego postu o podopiecznych fundacji Polsat, ale tam jest: "Antek, zniszczyłeś tarczę".
    Tensen nie jest dla mnie zaskoczeniem. Lucy wreszcie powoli poznaje prawdę o sobie. A zasługuje na nią jak najbardziej.
    "Earl Grey. Cleo chętnie by się napiła." - Chętnie? Zabiłabym za łyk earl grey'a, wierz mi. Dzisiaj wypiłam chyba osiem kubków :3
    "Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi i wrzucając je do kieszeni." - to brzmi, jakby Lucy wrzuciła drzwi do kieszeni :D
    Rook. No tak, przecież prawdziwym imieniem Lucy jest Raven, prawie zapomniałam.
    Oo, cześć, Rain! Dlaczego nawiedziłaś Chorzów? Tak jakoś ponuro jest.
    " Na dziewczynkę runęła struga wody, ale ona, ku mojemu zaskoczeniu, zdołała w błyskawicznym tempie wyciągnąć zza pleców schowany parasol i rozłożył go, chroniąc się przed deszczem.
    - Ha!- krzyknęła z triumfem.- Jestem jak ninja!" - SALLY! <3
    ""Dziś, siedemnasta. Uzbrój się w Earl Grey'a i cierpliwość. DOŚ". " - Jeej, będzie co pić u Lucy :3
    " - Gżegżółka!
    - Wiesz w ogóle, co to znaczy?
    - Nie, ale brzmi epicko!" - nie no, cały dialog między pingwinicą a Rain jest zabawny, ale ten fragment szczególnie :D A niech się wyzywają.
    "tworząc malutkie chmurki. Skoczyła na jedną z nich i z prędkością światła tworzyła kolejne i kolejne, znikając powoli z mojego pola widzenia." - też bym chciała poskakać po chmurach.
    "Jedni płakali, drudzy wrzeszczeli, jeszcze inni śmiali się histerycznie" - ci ostatni to psychopaci? o.O
    Płonąca aleja? WTF?!
    "Wiesz, izolują mnie od niego od tygodnia. Uważają, że za dużo go ćpię." - bo ćpiesz, Naff.
    " - Tańczyłaś macarenę na dachu najwyższego budynku w mieście, oświetlając się latarkami zapierniczonymi z wystaw galerii sztuki. Miałaś na głowie kotleta- podkreśliła Abby.- Nie wspomnę o tym, że śpiewałaś znowu "Mam tę moc". Nie miałabym nic przeciwko, ale fałszowałaś i zapomniałaś rytmu. No, pozmieniałaś też parę słów.
    -"Mam ten koc, mam ten koc, rozwalę też w piecu drzwi!"- Zacytował Królik." - O.O Naff, what are you doing? You're stupid girl! Go bild! (DD zryło mi psychę ciągłym "Go bald, Kurosaki").
    " - Spróbuj zginąć, a zabijemy cię!- Krzyknął jeszcze Króliczek bez żadnego sensu.- Aż do śmieeerci!" - a to skutki ćpania soku pomarańczowego i czekolady. Go bald too, Bunny, go bald.
    Ten As jest świetny. Poważnie. Udało mu się zbudzić repeskt. Wow. Może go polubię? W końcu powinnam zacząć lubić i tych złych gości.

    Ciekawy rozdział o przyjemnej długości. Zbyt wielu literówek nie widzę, dlatego też nie wypisuję.
    To tyle ode mnie :)

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. I see fire! No, każdy czasem ma piosenki, które pozwalają mu napisać jakiś rozdział, duh? :3
    Haha! Dobra, uśmiałam się przy tym rozdziale.
    ,,- Tańczyłaś macarenę na dachu najwyższego budynku w mieście, oświetlając się latarkami zapierniczonymi z wystaw galerii sztuki. Miałaś na głowie kotleta''. Wait.. what? XD
    Zabawny rozdział, czekam na więcej.
    I zapraszam oczywiście do mnie na rozdział pierwszy. :3
    http://xyingzi.blogspot.com/


    XOXO ~ Natt

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, hej! *dlaczego kojarzy mi się to z początkiem: help is on the way XD?* Przybywa Naff! Dlaczego?! BO WYCZUWAM TU WANILIĘ! Ohohoho! Tak bardzo.
    "Wyrwałam Sally pilota z ręki, nie zważając na jej jęki" - nawet nie czujesz, kiedy rymujesz! Ty to już robisz nieświadomie! O, matko :o. A jeśli to choroba?! Choroba rymująca! "Cześć, jestem rymów chorobą i zajmę się twą mięsistą wątrobą! Lubię jeść glukozę i pić sok pomarańczowy, dzięki mnie nie wiesz co przyjdzie ci do głowy!" *badum tssss!*
    Hedwiga to kuzynka Sally? Kurdę. Przecież Hedwiga umarła. Biedna Sally *soł sed*
    Ten sen. Huehue. Oczywiście wiem kto tam był! *tak bardzo sama kiedyś zgadła, że jest z siebie dumna XD*.
    Ojej ;___; Lucy pamięta, że nie lubię pomidorów. Tak bardzo się wzruszyłam, że zaraz się popłaczę *sniff sniff*
    Lucy tęskni za jeźdźcami <3 ja to wiem! Ojeeeej! Jak słodko! *rozpływa się jak czekolada Soriela w ustach*
    Te myśli Lucy i świadomość, że wiem więcej, niż powinnam wiedzieć i powstrzymuję palca od wydania tajemnic całemu światu! *Nie, nie! Moje palce! NIE! Nie róbcie tego! WIEM! Zastąpię to miłością do Astleya!*

    [PRZERWA NA REKLAMĘ]
    Burn me with your love so bright
    Burn me like an open fire!
    *w tle płonący dom i śmiejąca się psychopatycznie Naff*
    [KONIEC REKLAMY]

    Te kłótnie Sally i Rain. Sally pingwiniastym ninja! Not bad! HEJ HEJ! Shippuję Sally i Rain! Rainlly! XD *wtf*
    5 litrowy domestos tak bardzo! Brałabym, ćpałabym ;___; w nieskończoność! Domestosie! Moje dziecko! *tuli go do siebie*
    A więc są i jeźdźcy! I jest ogień *ASTLEY ASTLEY ASTLEY!!!!!!!*. Jest moc, jest wielkie bum?! BĘDZIE WIELKIE BUUUM! jebut!
    "- Departament Obrony Śmierci, nie mówi ci to nic?- Abigail pomachała mi patelnią przed twarzą, a ja cofnęłam głowę dla bezpieczeństwa.- To nie brzmi chyba jak środek do czyszczenia toalet?" - dlaczego ja wybuchłam śmiechem jak to przeczytałam XDDD!

    [PRZERWA NA REKLAMY]
    Naff*stoi z domestosem, zaciesz*
    *głos narratora w tle: Szukasz środku do czyszczenia kibli? ZREZYGNUJ Z DOMESTOSA!*
    Astley*podchodzi, wyrzuca domestosa przez okna*
    Naff*upada na kolana, płacz*
    Abby*staje, wystawia DOŚ* Wypróbuj już dziś, nowy środek czyszczący DOŚ! Polecają: Jeźdźcy chaosu! *Zdjęcie Jeźdźców w tle*
    Naff: JA NIE! *w tle, plakat w górze z napisem: "DOMESTOS FOREVER*
    Abby*rzuciła patelnią w tył, JEB*
    Królik: DOŚ! Dla ciebie, dla twojej ubikacji!
    [KONIEC REKLAMY]

    "- Tańczyłaś macarenę na dachu najwyższego budynku w mieście, oświetlając się latarkami zapierniczonymi z wystaw galerii sztuki. Miałaś na głowie kotleta- podkreśliła Abby.- Nie wspomnę o tym, że śpiewałaś znowu "Mam tę moc". Nie miałabym nic przeciwko, ale fałszowałaś i zapomniałaś rytmu. No, pozmieniałaś też parę słów.
    -"Mam ten koc, mam ten koc, rozwalę też w piecu drzwi!"- Zacytował Królik." - AHAHAHAHA XD już to widziałam, ale dalej mnie to śmieszy. I ta mina Arusia obok w stylu: "znowu się cieszysz z byle powodu?".Pewnie i tak Naff ćpała domestosa ;____; nie wierzę jej *nie wierzę sobie? wtf*
    "- Spróbuj zginąć, a zabijemy cię!- Krzyknął jeszcze Króliczek bez żadnego sensu.- Aż do śmieeerci! " - AHAHAHAH XDD Królik, tak bardzo.
    OGIEEEEEEEEEEEEEEŃ! JEST MOC! JEST MOC! Cześć, As! Co słychać? Podpalimy razem miastooo~? *w rytm: ulepimy dziś bałwana*. Jaram się jak płomienie w mieście! Klękajcie przed Asem! *ohohoho*
    Wielkie bum nastałoooooo! YAHOOOOO! >D teraz nic tylko czekać na 21 rozdział!

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^