poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział siedemnasty: Piątkowe pogaduszki

Notatkę ode mnie piszę już dzień przed publikacją, bo chcę potem kliknąć tylko opublikuj i puścić rozdział w świat. 
Rozdział długi, bo są to połączone dwa rozdziały. Jeden miał być z rozmową Rain, a drugi z rozmową z... tą drugą osobą (nie będę spoilerować).
Oprócz tego, co mogę stwierdzić? Dziękuję serdecznie Naffowi za komentarze, które czytałam o 3 nad ranem w poniedziałek. Powstrzymuj śmiech, żeby nie obudzić nikogo. . No, także Naff- dziękuję! <3
Dopisek: i za SPOILER NIGHT! <3 Tyle spoilerów, tak mało czasu. I przesypywany ryż w tle. :3 Trzeba to powtórzyć!
Indżoj.

          Pierwsze gwiazdy pojawiły się już na niebie, kiedy malutka, jasnowłosa dziewczynka oderwała się od okna i z szerokim uśmiechem wbiegła do pomieszczenia obok. Sądząc po wydobywającym się z garnków i patelni zapachów, musiała to być kuchnia. Wszystko było zamazane, tak jak zawsze. Kobieta stojąca przy kuchence uchwyciła w ręce dziewczynkę i otworzyła usta, wołając kogoś, lecz nie usłyszałam jej. Zamiast tego doszły mnie miarowe kroki, dochodzące zza moich pleców. Chciałam obrócić się, aby zobaczyć twarz przybysza, ale obraz przykryła ciemność.

Kiedy się obudziłam, niebo pokryte było deszczowymi chmurami, a zimne powietrze wpadało przez uchylone okno. Krople deszczu zdążyły osadzić się na parapecie, a firanka szamotała się pod wpływem wiatru.
          Zamknęłam okno, przeczesując leniwie włosy i poszukując wzrokiem czyhającej gdzieś tu Sally, która zapewnie siedziała teraz, zajadając żelki.
          Uświadomienie tego, że dziewczynka jest na mnie zła, zajęło mi krótką chwilę. Tak samo jak fakt, że wykonałam kolejne zadanie Śmierci i że spotkałam się z Emilem. Znowu.
          Martwiło mnie to, że na ręce wypisane miał Killer. To, że do czasu naszego spotkania nie mógł panować nad mocą. To, że wyglądał blado i mizernie. To, że kogoś zabił.
          Mogłam być najczarniejszym, najwredniejszym charakterem świata, ale nie mogłam dopuścić do tego, aby to on nim był.
          Nawet jeśli dostrzegłam dużą zmianę w jego zachowaniu, nie umiałam stwierdzić, czy była ona pozytywna czy też nie. A może chłopak stawał się taki jak ja?
          Powolnym, leniwym krokiem udałam się do kuchni, rzucając okiem na zegar, który wskazywał godzinę dziesiątą. A więc była już niedziela. Jutro powrót do szkolnego piekła.
          Chwyciłam z miski na owoce jabłko i wgryzłam się w nie, czując, jak jego słodki aromat rozpływa się w moich ustach. Automatycznie przypomniałam sobie spotkanie z Emilem, kiedy to nakazał mi mówić, że przybył do mojego domu tylko po jabłka. Nadal nie wiedziałam, kim byli Zabójcy Cieni i kto był ścigającym chłopaka Diabłem. Nie wiedziałam też, kiedy spotkam się z Emilką, lecz miałam nadzieję, że nastąpi to wkrótce, skoro przesłano go do Indab.
          - Ale ogryzek mogłabyś zostawić.- Znajomy dziewczęcy głos przerwał moje rozmyślania. Znieruchomiałam na chwilę, po czym spojrzałam w kierunku blatu, lustrując wzrokiem siedzącą na nim Rain. Jej bladoniebieskie włosy były tym razem przemoknięte do suchej nitki, a woda skapywała z nich kropla po kropli, tworząc swojego rodzaju mini-kałuże. Bladą twarzyczkę dziewczyny wykrzywiał całkiem przyjazny jak na nią uśmiech, a nogi ubrane w kalosze kołysały się radośnie.
          Przypomniałam sobie otwarte okno w salonie i krople deszczu na parapecie. Nie skojarzyłam faktów, mój błąd.
          - Witaj?- Przywitałam ją pytaniem, nie wiedząc, co odpowiedzieć na jej wcześniejszą docinkę. Co prawda wgryzłam się w jabłko odrobinę mocniej, ale w przeciwieństwie do ukochanego Lucyfera, nie zjadam tych owoców wraz z ogryzkiem.
          - Znowu pada.- Stwierdziła Rain w odpowiedzi, przekrzywiając głowę.- Wiesz, kto jest za to odpowiedzialny?- zapytała, patrząc na mnie wyczekująco.
          - Ty- mruknęłam, wyrzucając ogryzek i nalewając sobie soku pomarańczowego do kubka, patrząc równocześnie pytająco na niespodziewanego gościa, który jednak zaprzeczył ruchem głowy.
          - Jesień to dla mnie pracowity czas.- Oznajmiła, a po dłuższym zastanowieniu dodała:- Nie. Cały rok jest dla mnie pracowitym czasem.
          Skinęłam głową, słuchając ją tylko jednym uchem. Myślami wciąż odpływałam do Emilki i tego, czy jest bezpieczny. Zaczęłam wysnuwać różne hipotezy tego, kto mógł należeć do Zabójców, ale do głowy przyszedł mi tylko Mike, który również zdawał się być nieśmiertelny. Jak na złość, nic nie zdołało go zabić.
          - Prognoza pogody na jutro? Deszcz. Wielkie ulewy.- Zachichotała Rain, zakrywając usta dłonią, niczym mała, rozradowana dziewczynka.
          Ale jeśli Emil, jako żywy człowiek z krwi i kości mógł przebywać w Indab, podobnie jak ja, to czy oznaczało to, że Astley także żyje gdzieś na świecie i prowadzi normalne życie?
          Obudziła mnie struga zimnej wody, która przybyła znienacka i oblała mnie całą, bez wyjątku, zaczynając od głowy, a na bosych stopach kończąc.
          Zmrużyłam brwi, a płonące ze wściekłości oczy skierowałam na roześmianą do rozpuku Panią Deszczu, która wydawała się być zadowolona z tego, co właśnie się stało.
          - Za co?- warknęłam.
          - Nie słuchałaś.- Stwierdziła beztrosko Rain.- Nie mówiłam, żebyś ze mnie zadzierała?- Uśmiechnęła się łobuzersko.
          Przeklnęłam cicho pod nosem i poszłam się przebrać w czarny dres, postanawiając zostać dziś w domu. Nie ciągnęło mnie na dwór podczas takiej pogody, zwłaszcza, że jej sprawca chyba niespecjalnie mnie lubił.
          - O kim tak uporczywie myślisz?- spytała zaciekawiona dziewczyna.
          - O nikim- burknęłam, wysuszając włosy ręcznikiem.
          - Nie okłamiesz mnie- prychnęła w odpowiedzi.- Widzę zmianę twojego płomienia. Oprócz czerni i bieli pojawiła czerwień. A jak wiadomo, czerwień to kolor miłości.- Wydedukowała.- Chyba, że chodzi o symbolikę czerwieni jako krwi, ale wyraźnie widać, że w ostatnim czasie nikogo nie zabiłaś.
          - O nikim nie myślę.- Powtórzyłam, równocześnie złoszcząc się minimalnie tym, że Rain mogła bez problemu czytać we mnie jak w otwartej księdze. Ostatnio robiło to coraz więcej ludzi. Czy oznaczało to, że stałam się słabsza?
          - Więc zabiłaś kogoś?- Drążyła.
          - Nie!
          - Za szybko zaprzeczyłaś. W obu przypadkach. Więc myślisz o kimś, kogo zabiłaś? Czy też zabiłaś kogoś i myślisz o kimś?- pytała.
          - Jaki jest twój cel?- Zmieniłam temat.- Po co ci to wiedzieć?
          - Chcę cię lepiej poznać.- Wzruszyła ramionami dziewczyna.- A żeby kogoś poznać, należy z nim porozmawiać.
          - Nie potrzebuję nikogo poznawać- burknęłam.
          - Wystarczy ci ta mała, pyskata dziewczynka?- Rain uniosła brew do góry, a w jej oczach dostrzegłam iskierki rozbawienia.- Zdajesz sobie sprawę, jak wielka różnica wieku jest między wami?
          - Dlaczego tak sądzisz?- zapytałam, chwytając za szczotkę i rozczesując powoli splątane kosmyki.
          - Ona wygląda na jakieś sześć lat, podczas gdy ty masz...- Zastanowiła się chwilę, lustrując mnie wzrokiem.- Jakieś piętnaście. Prawie dziesięć lat różnicy.
          - A ty ile niby masz, sądząc, że lepiej się ze mną dogadasz?- prychnęłam.
          - Tyle, na ile wyglądam- odpowiedziała, uśmiechając się.
          - Dogadujemy się z Sally bardzo dobrze- mruknęłam po chwili milczenia.
          - To gdzie teraz jest?- spytała dziewczyna.
          No tak. Pokłóciłyśmy się.
          - Cóż, skoro nie chcesz przyjaciół, nie licz na to, że inni przyjdą do ciebie. Wiesz, nie każdy uzna białowłosą bladą dziewczynę za miłą- mruknęła, otwierając powoli okno.- Samotność boli i niszczy człowieka od środka. Więc doceń swoją upierdliwą przyjaciółeczkę i jak najszybciej ją przeproś.- Rzuciła na koniec i wyskoczyła przez okno. Zostało tylko nasilające się bębnienie deszczu to o parapet, to o okno.
          Wzięłam z salonu tylko notes od Jeźdźców Chaosu i poszłam do swojego pokoju, otaczając się podręcznikami i ćwiczeniami na jutrzejsze lekcje. Niedbałym pismem zapisałam w notesie;

          Niedziela, około godziny dziesiątej
          Włamanie młodocianej przestępczyni do mojego domu przez okno. Przybyła ponoć w celu integracyjnym. Nie zdradziłam ważnych informacji.

          Zamknęłam notatnik i rzuciłam go gdzieś w otchłań kołdry, porywając pierwszy z brzegu podręcznik. Biologia.
          Już uwielbiałam poniedziałki.
***
          Dni szkolne minęły mi zaskakująco szybko i w miarę bezproblemowo. Nie licząc niezapowiedzianej kartkówki z biologii i odpytywania z historii nie było źle. Nawet Jeźdźcy Chaosu nie jęczeli za mną w szkole, przez co nareszcie mogłam odpocząć od problemów nurtujących mnie. Oczywiście nadal myślałam o Emilu, ale starałam się nie martwić na każdym kroku, czy jest bezpieczny. Ostatecznie wygrał WKnŚ, nie jest bezbronną owieczką.
          Nie widziałam Sally od czasu naszej kłótni. Nie rozmawiałam z nią, ani nawet nie miałam pewności, gdzie była. Podejrzewałam jeden z zamkniętych na klucz pokoi, ale jak niby miała się do niego dostać?
          Nadal nie rozumiałam, dlaczego dziewczynka się na mnie obraziła. Stwierdziłam suche fakty. Trzymałam się tego kurczowo i nie zamierzałam tego cofnąć.
          Dręczyły mnie jednak łzy w jej oczach. Naprawdę było to dla niej tak przykre, że zachciało jej się płakać? Sal nigdy specjalnie się o mnie nie troszczyła i kiedyś w ogóle nie zwróciłaby uwagi na to, co mówiłam. Ale miałam wrażenie, że dziewczynka odrobinę się zmieniła.
          W dodatku w uszach wciąż brzmiały mi słowa Rain o tym, aby przeprosić Sally. Nie miałam na to najmniejszej ochoty, ale w gruncie rzeczy czułam, że ten mały pingwinek stawał się kimś więcej niż narzekającym pupilkiem. Prawdziwie dostrzegłam w niej przyjaciółkę, która pomimo tego, co się działo, wciąż wspierała mnie i trwała nieprzerwanie.
          Kłębiące się w mojej głowie myśli zaczęły krążyć wokół tego, jak przeprosić dziewczynkę. Wracałam ze szkoły, ciesząc się błogosławionym weekendem i nie zwracałam uwagi na kłujący ból w głowie. Zlustrowałam w myślach stan szafek kuchennych i odnalazłam w nich żelki, które miały być moją monetą przetargową na negocjacjach z Sal.
          Trzasnęłam drzwiami do domu i ułożyłam buty w szafie, nie ściągając nawet kurtki. Ruszyłam od razu do kuchni, by sprawdzić, czy słodycze jeszcze nie zniknęły. Znając apetyt dziewczynki, zwłaszcza na żelki, mogły być już one dawno przetrawione przez enzymy jej układu pokarmowego.
          Otworzyłam oczy szeroko ze zdumieniem, widząc nietknięte od tygodnia słodycze. Nie ubył ani jeden cukierek, co zmartwiło mnie niesamowicie. Bo- nie oszukujmy się- Sally, która nie jadła słodyczy to nie Sally.
          Przeskakując po dwa stopnie schodów, zrzuciłam w biegu kurtkę i zapukałam parę razy w pierwsze zamknięte na klucz drzwi. Uświadomiłam sobie, że pukam do jednego z pustych pokoi. Jedynego bez półek. Odpowiedziało mi głuche milczenie i kiedy miałam już odejść, próbując dobić się do pozostałych pomieszczeń, usłyszałam ciche kichnięcie, które bez wątpienia mogłoby być pingwinim kichnięciem.
          Uśmiechnęłam się krzepiąco pod nosem, słysząc dziecięcy głosik mruczący "Niech to szlag". Zapukałam raz jeszcze, czekając na reakcję.
          - Sally?- Odezwałam się.
          - To nie ja!- Krzyknęła dziewczynka, próbując ratować sytuację.
          - Przepraszam.- Dodałam po krótkiej pauzie. Nie chciałam się tłumaczyć i oczekiwałam, że zwykłe przeprosiny wystarczą. Bo patrząc na to z mojej perspektywy, nie wiedziałam, gdzie zawiniłam. Powiedziałam po prostu prawdę.
          Zapanowała głucha cisza, a ja zaczęłam się martwić, że przeprosiny nie zostały przyjęte. Naprawdę zależało mi na przyjaźni z Sal, choć była ona nietuzinkowa i może nieco dziwaczna.
          - Wypuścisz mnie stąd wreszcie?- Usłyszałam nieśmiałe pytanie i z lekkim zdziwieniem uchyliłam drzwi.
          Musiałam przenieść wzrok na podłogę, aby ponownie ujrzeć Sal.
          - Powrót na stare śmieci, nie?- mruknęła, człapiąc w stronę schodów, w międzyczasie porywając w skoku żelki z mojej dłoni.
          - Jak...?- Zdołałam tylko powiedzieć, ruszając za nią. Kątem oka zauważyłam, że zamknięte były teraz dwa pokoje, nie jeden, jak wcześniej.
          - Zmianę w człowieka spowodowała za wysoka ilość glukozy we krwi. Kiedy jej się wyzbyłam, powróciłam do pingwinkowania.- Oświadczyła Sally, zeskakując kolejno ze schodów.- Mogę obżerać się teraz żelkami, ale do czasu. Do czasu, moja droga.- Powtórzyła.
          - Wrócisz do bycia człowiekiem?- spytałam, zaskoczona nieco jej decyzją. Równocześnie odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że przyjaciółka mi wybaczyła.
          - W tym świecie to raczej wskazane- burknęła w odpowiedzi.
          -Dlaczego?- zapytałam.
          - Myślisz, że dobrowolnie siedziałabym w pokoju bez słodyczy przez tydzień?- prychnęła.
          - No tak. Przecież to cała ty- mruknęłam.
          - Nie sięgałam do klamki.- Pokręciła uroczo dzióbkiem z niedowierzeniem,- Nie sięgałam! Rozumiesz to?
          - Yhm- mruknęłam, spodziewając się innej odpowiedzi.
          - Poza tym, nie lubię być samotna.- Dodała już ciszej.- I nie potrafię się na ciebie długo fochać.
          Spojrzałam na nią zadziwionym wzrokiem. Czy ona właśnie przyznała, że mnie lubi? Bez żadnych docinków?
          - Co nie zmienia faktu, że się o mnie nie zatroszczyłaś!- Oburzyła się Sal.- Chcesz, żebym uciekła z kochankiem niczym Ally czy wyskoczyła przez okno jak Emilka?- prychnęła.
          - Chcę, żebyś ze mną została- wyszeptałam, patrząc, jak pingwinek radośnie człapie w stronę kuchni, swojego swoistego raju.
          Jeszcze nie tak dawno dziwiłam się, że żelki zalegają w półkach i szafkach nietknięte, a doigrałam się, nie doceniając mocy Sally. Zjadła wszystko. W jeden wieczór. A właściwie w czasie, kiedy ja brałam szybki, zimny prysznic.
          - Nareszcie mogłam się najeść bez konsekwencji w postaci bólu brzucha- westchnęła, opadając na poduszki.- Co prawda mogłam przyspieszyć tym zamianę w człowieka, ale żyje się raz.- Stwierdziła, szukając skrzydełkiem pilota od telewizora, który na jej nieszczęście znajdował się na oddalonym od niej stoliku.
          - Zamierzasz pozostać w ludzkiej postaci na dłużej?- spytałam, ciesząc się ocaloną paczką chipsów paprykowych. Tylko tyle zdołałam uratować przed furią głodu pingwinka. Wydawało się, że była istnym odkurzaczem jedzenia z bezdennym żołądkiem. Nic, tylko zacząć prowadzić firmę sprzątającą jedzenie.
          - Cóż, to się okaże- mruknęła, wodząc wzrokiem w intencji dalszych poszukiwań. Zlitowałam się i podałam jej urządzenie pod dziób.
          Włożyłam chipsa do ust, czując nasilający się ból głowy. Wiedziałam już, co zwiastował, ale nie miałam szczególnej ochoty na spotkanie z Astleyem. Tak, z Astleyem. Zdołałam to rozróżnić. Kiedy miałam spotkać się z Emilem, ból był mniej dotkliwy, podczas gdy ten kłuł niemiłosiernie.
          Powstrzymywałam się od zamknięcia oczu. Pomimo tego, że spotkanie z nim nie zajmowało ani ułamka sekundy, to wymagało ode mnie sporej ilości energii. A chciałam obejrzeć jeszcze dziś Harry'ego Pottera. Spędzić wieczór na słodkim lenistwie.
          A jednak moje plany diabli wzięli.
          Tym razem w Indab było wyraźnie mniej mgły, a Astleya dostrzegłam prawie od razu. Przeczesywał swoje mokre, białe włosy, krocząc z łobuzerskim uśmiechem w moją stronę. Odsłonił dziś dobrze umięśnioną klatkę piersiową, niezmienne pozostały jego dresowe spodnie i bose stopy, które bezszelestnie stąpały po ziemi.
          - Dlaczego nie masz na sobie bluzy?- mruknęłam, starając patrzyć się w jego oczy i nie dać po sobie wyrazu zmieszania. Przyłapałam się na tym, że zaczęłam chłopaka porównywać w niektórych kwestiach do Emila.
          Astley zrobił zdziwioną minę i przyjrzał mi się, przekrzywiając nieznacznie głowę.
          - A dlaczego ty masz na sobie bluzę?- Odpowiedział pytaniem.
          - Nie odpowiedziałeś.- Zauważyłam.
          - Ty także.- Uśmiechnął się szerzej.
          Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią.
          - Mam na sobie bluzę, bo jest mi zimno- odrzekłam, wkładając dla potwierdzenia ręce do kieszenie szarej bluzy.
          - Nie mam na sobie bluzy, bo jest mi gorąco- odrzekł Astley, zatrzymując się.- Chyba że chcesz, żebym ściągnął też spodnie?- Zaproponował.
          - Nie ma takiej potrzeby- odpowiedziałam odrobinę za szybko.
          - Ale bluzę mogłabyś zdjąć- burknął z niezadowoleniem chłopak.
          - Astley.- Ostrzegłam go.
          - Mów mi As- mruknął, siadając po turecku i dając mi równocześnie znak, abym zrobiła to samo.- Przejdźmy do rzeczy. Zagramy w wojnę?- Wyciągnął z kieszeni talię zniszczonych i obdartych kart. Musiał ich często używać.
          - Nie powinnam cię raczej "nawracać"?- Zaznaczyłam w powietrzu cudzysłów, układając się obok chłopaka.
          - Nie- odparł, zajęty rozdawaniem.- Dzisiaj to ja cię przyzwałem.
          - Możesz mnie przyzywać?- jęknęłam.
          - No ba- prychnął, chichocząc jednak pod nosem.
          - Dlaczego zrobiłeś to akurat dzisiaj?- Oburzyłam się.- Zepsułeś mi wieczór!- Żachnęłam się.
          - Spędzałaś go z chłopakiem?- spytał, a w jego głosie zauważyłam nutę powagi.
          - Nie- mruknęłam. Ale chciałabym, dodałam w myślach.
          - Więc nie przepadło ci nic ważnego- mruknął, jakby liczył się tylko wieczór spędzony z drugą połówką.
          - Miałam spędzić go z przyjaciółką, zajadając chipsy i oglądając Harry'ego Pottera- burknęłam, zakładając ręce na piersi.
          Przez chwilę zapanowała cisza.
          - Mogłem wziąć cię wtedy, kiedy brałaś prysznic- powiedział.- Niech to szlag- jęknął i zaczął przeklinać pod nosem.
          - Ani mi się waż!- warknęłam, mając ochotę zdzielić go po łbie. Nie wiedziałam, dlaczego wciąż tego nie zrobiłam.
          - Dlaczego?- Zaśmiał się Astley.- Przecież ty i tak widzisz mnie już półnagiego.
          - Nie prosiłam o to.- Stwierdziłam.
          - Ale nie zaprzeczysz, że ten fakt cię zadowala.- Uśmiechnął się, rozdając ostatnią kartę.
          - Dlaczego akurat wojna?- Zmieniłam temat.
          - Dlaczego nie?- Wzruszył ramionami As w odpowiedzi i wyłożył pierwszą kartę.- Jedna z najprostszych gier karcianych. Lubię ją.
          - Mam wrażenie, że jesteś hazardzistą- mruknęłam, rzucając swoją kartę.- Te karty wyglądają tak, jakbyś grał już nimi długi czas.
          - To moja talia, którą gram z nieszczególnymi dla mnie ludźmi- odpowiedział.- Mam jeszcze drugą, przeznaczoną dla wyjątkowych osób.
          - Sporo tych nieszczególnych ludzi- burknęłam.
          - Wojna!- krzyknął radośnie Astley, a ja rzuciłam okiem na karty. Faktycznie, dwie siódemki.
          Zaczęłam wykładać kolejne karty, czekając na wynik. Odsłoniłam ostatni kartonik, który skrywał czwórkę pik, podczas gdy As wystawił kolejną siódemkę, wygrywając bitwę.
          - Mieszkasz tu na stałe?- zagadnęłam.
          - Nie- odrzekł chłopak.- Ale lubię tu przebywać.
          - W takim razie gdzie mieszkasz?- zapytałam.
          Astley położył palec wskazujący na ustach, wpatrując się we mnie swoimi fiołkowymi oczami, w tym jednym z blizną. Szybko się zasklepiała.
          - Nie zdradza się takich sekretów ludziom obcym- wyszeptał.
          - Nie jestem ci obca!- Oburzyłam się.- Znasz moje imię.
           - Ty także znasz moje, a jednak nie pozwoliłaś mi przyzywać ciebie, kiedy będziesz brała prysznic- mruknął.
          - To byłoby naruszenie prywatności osobistej!- warknęłam. Czy on nie wiedział nic o świecie?
          - Tak samo byłoby, gdybyś wtargnęła do mojego domu- oznajmił As.- Naruszyłabyś moje terytorium.
          - To nie to samo- burknęłam.
          - Każdy ma swoje wartości. Być może kiedyś zrozumiesz, jakie są moje- oznajmił.
         - Może- stwierdziłam.
          Przez chwilę prowadziliśmy spokojnie rozgrywkę, raz po raz zerkając na siebie niepewnie.
          Miałam ochotę poznać Astleya, dowiedzieć się, co lubi robić w wolnym czasie, gdzie mieszka, jaka jest jego rodzina, jaka jest jego przeszłość. Chciałam wiedzieć, dlaczego zszedł na złą ścieżkę. Być może znając źródło, pokonałabym skutki.
          Równocześnie bałam się chłopaka. Nie był to wielki, niewyobrażalny strach, ale lęk, który odczuwa się przed nieznajomym. Niepewność, jaki będzie jego następny ruch, kiedy zaatakuje. To tak, jakby stać przed dzikim kotem w zoo; może i był więziony w klatce, ale spore odstępy pomiędzy prętami nie dawały ci poczucia bezpieczeństwa, rozjuszały tylko bestię. Ale jeśli zwierzę się wydostanie, nie jest powiedziane, że zaatakuje. Może przecież okazać się potulnym kotkiem. Ale sęk w tym, że dowiedzieć się tego można było po wypuszczeniu go na zewnątrz. A nie ma się gwarancji, że instynkty bestii nie wezmą góry.
          Zauważałam, że mimo tego, że nie znałam chłopaka, miałam nieodparte wrażenie, że nieraz widziałam te iskrzące się fiołkowe oczy, ten łobuzerski uśmiech wykrzywiający twarz Astleya, znałam sposób w jaki mówił. Nie wiedziałam, skąd brały źródło te przeczucia, ale dawały mi one swoisty obraz chłopaka.
          Jeśli myślałam nad tym dłużej, przypominał mi kogoś pod pewnym kątem. Ta blada cera, nerwowe przeczesywanie włosów, to igranie ze mną w rozmowach. Przypominał mi Emila i chwile, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy się, kiedy był jeszcze strachliwym, upartym chłopakiem, który mnie nienawidził. Jak dawno to było? Nie wiedziałam. Wydawało mi się, że minęły wieki od naszego ostatniego spotkania, a co dopiero od pierwszego z nich. Przeżyliśmy ze sobą tyle przeciwności losu, ale próba nadal trwała. Tak jak wcześniej nie chcieliśmy przebywać ze sobą, a spędzaliśmy mnóstwo czasu razem, tak teraz los starał się nas rozdzielić. Różnica tkwiła w tym, że wcześniej wiedziałam, że za naszymi wspólnymi spotkaniami stały próby do WKnŚ, a teraz nie miałam żadnych poszlak co do tego, kto przeszkadzał w naszym związku.
          Nie miałam nawet żadnych podejrzeń. Nie wiedziałam nic. Nie znałam nawet mojej prawdziwej przeszłości. Tak zamglonej i tajemniczej.
          - Hej.- Przez moje myśli przedarł się poirytowany głos Astleya.- Lucy.- Wyciągnął w moją stronę rękę, by potrząsnąć mną, ale odsunęłam ją, wracając do rzeczywistości.
          - Mhm?- wymruczałam, jakbym dopiero wybudziła się z głębokiego snu.
          - Wojna.- Oznajmił As i wyłożył kolejne karty, a ja podążyłam w ślad za nim. Znów wygrał, przebijając moją damę królem.
          - O czym tak uporczywie myślałaś?- Zagadnął, zbierając karty dla siebie. Zauważyłam, że w mojej dłoni nie było już wielu kartoników.
          - O niczym- burknęłam, skupiając się na grze.
          - O niczym można długo myśleć. Czym właściwie jest nic? Czy jest to próżnia we wszechświecie? Może to po prostu abstrakcyjne pojęcie? Czy można nic nie robić?- Zaczął rozmyślać.
          - Przestań- mruknęłam.- Nie lubię tematu nicości.
          - Przestanę tylko wtedy, jeśli powiesz mi, o czym myślałaś.- Uśmiechnął się.- A może powinienem był się poprawić i powiedzieć: o kim myślałaś?
          - To szantaż!- Oburzyłam się i zmierzyłam go nienawistnym wzrokiem.
          - Hej- odrzekł.- Przecież jestem zły.- Stwierdził.
          - Jeśli byłbyś zły, nie siedziałbyś ze mną z własnej, nieprzymuszonej woli w piątkowy wieczór- prychnęłam.
          - To, że nie miałem planów na dzisiejszy piątkowy wieczór, nie oznacza, że nie jestem zły. Może moje niecne plany potrzebują czasu, aby się spełnić?- spytał, a ja miałam wrażenie, że puszcza to pytanie właśnie w nicość.
          - Albo po prostu jesteś samotny.- Podsumowałam.
          Astley zmierzył mnie wzrokiem i uniósł lewą brew do góry.
          - Sądzisz, że czegoś takiego.- Wskazał tu na swoją klatkę piersiową i twarz.- Nie chce ani jedna dziewczyna?- prychnął z pogardą.
          - Nie mówię, że tak nie jest.- Wytłumaczyłam.
          - Doceń mnie- mruknął Astley, kończąc tym samym rozmowę o jego braku planów na piątkowy wieczór.
          Prychnęłam cicho pod nosem, otrzymując w prezencie gardzące spojrzenie chłopaka.
          - Nadal nie powiedziałaś mi, o kim lub o czym myślałaś.- Zauważył. Szlag, a myślałam, że zapomniał.
          - Możesz więc ciągnąć rozmowę o niczym-odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru zdradzać mu moich myśli, wystarczało mi to, że mógł odczytywać to, co się we mnie działo, jak ostatnie pięćdziesiąt procent nowopoznanych ludzi.
          - Słuchaj, zaczynasz mnie denerwować.- Zaśmiał się As.
          - Kto kogo denerwuje, ten denerwuje- prychnęłam, rzucając ostatnią kartę.
          - Nie jestem ani trochę denerwujący- mruknął chłopak, zakładając ręce na klatce piersiowej i mierząc mnie wzrokiem.
          - Tak samo, jak niebo nie jest niebieskie, a trawa zielona. Tak. Oczywiście.
          - Przecież nie jest tajemnicą, o czym myślałaś- warknął cicho.
          - Chyba normalnym jest, że nie lubię wyzwalać myśli na zewnątrz?- prychnęłam.
          - Przesadzasz.- Stwierdził.
          - To TY przesadzasz.- Wymusiłam uśmiech.
          - Nie zmuszaj mnie do użycia siły.
          - Posuniesz się do przemocy, aby wyciągnąć ze mnie myśli?- Zaśmiałam się.
          - Jestem zły- odpowiedział, jakby tłumaczyło to wszystko.
          - Dobro zwycięża zło- odrzekłam.
          - Ale czy ty jesteś tym dobrem?- zapytał.
          Zamilkłam.
          - Myślałam o tobie- wyszeptałam, opuszczając głowę i wpatrując się w rozrzucone karty.
          - Przegrałaś- mruknął po chwili ciszy Astley bez cienia radości z wygranej, ignorując swoją upragnioną odpowiedź.- Gra się skończyła, możesz wracać- oznajmił.
          Poczułam nagle wielką chęć zostania z nim. Kolejnej partii w wojnę, kolejnych słownych potyczek, następnej rozmowy z nim. Zaczęła doskwierać mi w tym momencie kłująca samotność, której źródła nie potrafiłam zidentyfikować.
          - Gratuluję wygranej- mruknęłam, nie podnosząc wzroku.
          - Zawsze wygrywam- odpowiedział As.- Lubię wojnę.
          - Cóż, najwyraźniej jesteś w niej dobry- burknęłam. Rozmowa się nie kleiła.
          - Powinnaś już wracać.- Stwierdził chłopak.
          Nie przytaknęłam. Poczułam za to ten sam kłujący ból w głowie.
          - Być może zagramy kiedyś jeszcze raz.- Uśmiechnął się łobuzersko na koniec.

Jeszcze jedna notka! :3
Mi się zdaje, czy ten długi rozdział był krótki? :o
Jak się podoba nowy wygląd?
I chcę też poinformować, że jestem na dzień dzisiejszy 5 rozdziałów do przodu. Wydaje mi się, że dość długich. Właśnie, wolicie długie czy krótsze?
I mimo tego, że to tylko 5 rozdziałów w tył dla Was, ja mam wrażenie, jakbyście byli w lesie. D: Aż tak dużo dzieje się w pozostałych rozdziałach? Nie wiem. Okaże się! ^^
Następny rozdział 4 stycznia. Hihihi.

3 komentarze:

  1. Spoiler night był jak najbardziej udany XD nie ma co. Kredka w kolorze oczu Nathiela w herbacie, przesypywanie ryżu, seruś i inne przeboje. Trza to powtórzyć!
    I jeszcze jedno: Astley i tak jest mój, ahahah XD!
    No. To mam nadzieję, że nie wstaniesz o 3 w nocy i nie poryję ci czachy moim kolejnym komentarzem uhehue *tak bardzo zuua*
    Ta pierwsza scena to na pewno mała Lucy i jej mama! I znając życie wołała... *fanfary* albo braciszka albooo tatusia! XD
    Ach, ta niedobra Sally. Taka zła! Odfochaj się, bo ciebie też przywiążę do grzejnika!
    Czekaj, czekaj. Słodki aromat w ustach? Aromat to nie zapach :o? Aromaty to do ciasta!
    Matko. Rain. Lubię ją. Jest taka... taka... fajna *to się wykazałam twórczością*. Przypomina mi w jakiś sposób Sally! W sumie zimny prysznic się Lucy przydał. Teraz będzie taka CLEAN jak Seruś XD. Jeszcze gąbeczka by się i mydełko przydały. I ten, no... Emilka, żeby jej te plecki umyć huehue (ta, a potem ni z tego ni z owego będzie czwórka dzieci. I to wszystko przez tą wannę, wodę i gąbkę). Czekaj. Co ja gadam? Chyba cuś ćpałam. Nie domestosa. Leży już w moim łóżku. Znaczy... *rumieniec* nie żeby jakiś romans z domestosem *Naffestos: mode on*. Śpi ze mną, bo ma koszmary XD! Ehm... Mniejsza! *i powiało na koniec bryzą z kibla*
    To ten. To lecimy dalej. Ej? Co Rain miała na celu nawiedzając Lucy? Nie rozumiem tej młodocianej przestępczyni :o. Ale czuję, że ma ważne znaczenie w fabule!
    Nie bądź głupia i dziecinna, Lucy! To twoja przyjaciółka! :c Tylko ona przy tobie teraz jest! No i jeźdźcy, ale... ich to chyba nie lubisz. W sumie się nie dziwię. Jedna ma śmieciarkę, druga manię na domestosa (i Astleya, choć jeszcze o tym nie wiesz hueheue), trzecia wielbi patelnie, a czwarta... czwarta. Nie lubi grzybów? (??!)
    "- Chcę, żebyś ze mną została" - achhhh, to takie słoooodkie! <33 no, wreszcie!
    Firma sprzątająca jedzenie? To ja też bym się na to nadawała! Tylko pomidorów bym nie jadła :c
    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!~! Jest i goła klataaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! *_________* brałabym! Wiązała! Macała! Polewała domestosem! aaaaaaa!
    TAAAAAAAAAAK! SPODNIE TEŻ ŚCIĄGNIJ! Znaczy... to dziwnie już brzmi :o. Ale... ale... hej, męskie tyłeczki też są fajne! *powstrzymuje się od napisania "klepałabym" czując na sobie gniew Arusia*
    I mówiłam, że będzie wojna? Mówiłam? Jednak się rozumiemy z Astleyem! Powiedziałam, że z nim będę grała w wojnę i co? I on teraz w nią gra z Lucy! Zaraz... czy można grać w wojnę będąc przywiązanym do grzejnika? *głęboki zamysł*
    TAK! Bo liczył się dla niego tylko wieczór spędzony z drugą połówką! Z Naff XDDDD! Widzisz? Już o mnie myśli, huehue. Jeszcze mnie nie poznał, ale już o mnie myśli!
    Tą talią dla wyjątkowych osób będzie grał ze mną <3 *a lot of love*
    Czegoś takiego? BOŻE! JA CIĘ CHCĘ, ASTLEY XDD! Nie widzisz tego?! *skacze, macha rękoma, chwyta za transparent z napisem: "Astley is my lover!"*. Czuję się trochę zazdrosna. No, bo ej. On podrywa Lucy. Nie podoba mi się to :c *chociaż wiem, kim jest, więc huehhue...*. I... No, ja też lubię grać w wojnę <3 to moja pasja. Nie, żeby coś... huhuhhu *morderczy chichot*
    Boże, ze mnie się robi psychofanka :o jest ze mną źle! O, nie! Zapadam się w różową otchłań! NIEEE! Królik, złap mnie za rękę! *leciiiiiii*
    *TO BE CONTINUED*


    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będę się rozpisywać, bo Naff chyba za nas obie napisała :D Dosłownie, opisała wszystko :P
    W takim wypadku mi pozostaje tylko ponadmieniać, co mnie najbardziej urzekło :D
    1. Astley - rozgrywka w wojnę i "odwieczna" wygrana??? Mam wrażenie, że to niezbyt możliwe XD Ale, nie wtrącam się, o nie. Tak tylko nadmieniam... Tak przy okazji - wesoło by było, gdyby okazało się, że ten chłopak to jej brat. Hheheheheheh, Lucy przeżyje załamanie XD Och, ja zła :P
    2. Rain - słodkie dziecko. Szczególnie, kiedy oblała Lucy wodą :,D Moja krew chyba :D
    3. Sally przemieniona w pingwinka <3<3<3 Kocham cię za to :* Sally-pingwinek jest (według mnie) duużo lepsza od Sally-dziewczynki, chociaż ta druga ma znacznie więcej możliwości ;)
    A tak poza tym, to cały rozdział jest cudowny, świetny i ......... (wstaw ile chcesz superlatywów ;) )
    Czekam na nn :)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    Ps. odpowiadając na pytanie - taka długość jest satysfakcjonująca :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczęłam czytać na telefonie, ale nie mam na nim funkcji kopiowania tekstu, a gdzieś znalazłam błąd logiczny w zdaniu, dlatego wbiłam na lapka.

    Zacznę od komentarza Naff: "Jedna ma śmieciarkę, " - Przepraszam cię bardzo, masz coś do mojej różowej śmieciarki?! No to zapomnij o podróżach przez portal! Domestosa na święta ode mnie też nie dostaniesz :P
    A Logan macha łapką na do widzenia, leć do AStleya! :P

    Już. A teraz rozdział.
    Zgadzam się z Marlu, na początku to musi być Lucy ze swoją mamą.
    Rain. Niebieskowłosa pani niszczenia wszystkiego deszczem. Lubię ją :) Odrobinkę przypomina socjopatkę, ale z drugiej strony mądrze rzecze o relacji Luc i Sally. Posłuchaj jej, Lucy!
    Nagła akcja z deszczem - należało się :P
    Ooo, jest! Znalazłam to zdanie pozbawione logiki. "Nie mówiłam, żebyś ze mnie zadzierała?" - Nie można czegoś z kogoś zadzierać, tylko zdzierać. Podejrzewam, że zdanie miało brzmieć "Nie mówiłam, żebyś ze mną nie zadzierała?".
    "Bo- nie oszukujmy się- Sally, która nie jadła słodyczy to nie Sally." - ohohoho, wyczuwam, że coś się stało.
    Ojej, Sally znowu jest pingwinkiem! I nie sięga do klamki! I dlatego nie jadła żelków! Muszę ją pocieszyć! *wyciąga łapki do Sally*

    A mnie Astley nie jara. A wręcz za nim nie przepadam. Choć mam podejrzenia, kim tak naprawdę jest.
    Ta jego pewność siebie i pokazy wyższości są irytujące. Może później go polubię.

    Ciekawa i przyjemna długość, dobra proporcja dialogów i opisów :) Podoba mi się.

    Kolejny 4 stycznia i ja dobrze wiem, dlaczego. U mnie też się wtedy pojawi rozdział 54 :3

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^