niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział piętnasty: Mroczny Żniwiarz?

          Pokój był niewielki, lecz spokojnie spełniał wymogi dla jednej osoby. Charlotte urządzała go w przeciągu jednego dnia, więc wydawałoby się, że nie zdoła zawojować zbyt wiele; jednak na tak małą garstkę czasu zrobiła dużo.
          Ściany przemalowała na odcień delikatnego błękitu, zaś podłoga została wyłożona ciemnymi panelami, na których rozłożono puchowy dywan w kolorze ciemnoniebieskim. Okno było zasłonięte roletami, których nie zdołałem odsłonić. Być może specjalnie je zablokowano.
          Łóżko było proste i umieszczone w kącie, ale zarówno pod względem wygody jak i wyglądu- znacznie różniło się od więziennej pryczy.
          W przeciwległym rogu zauważyłem biurko i szafę wykonane z jasnego drewna. Gdy zajrzałem do środka, ujrzałem stosy starannie poukładanych ubrań. Zapewne wybierała je Charlie, przekonana o świetnym guście. Zastanawiałem się, czy tylko ona maczała w tym palce, czy też w projektowaniu pomógł jej ktoś z podwładnych.
          W wazonie na biurku dostrzegłem malutki bukiecik stokrotek i oparte o niego zdjęcie. Podszedłem bliżej i uchwyciłem go w ręce, by przyjrzeć się osobom na nim.
          Mały chłopiec, o rozwichronych czarnych włosach pokazywał różowy język w stronę starszej, lecz podobnej do niego dziewczyny, która obrócona była do niego plecami, lecz widać, jak jej oczy przewracały się ze znudzeniem. Jej twarz zdobił lekki, pobłażliwy uśmiech. W tle ujrzałem zieloną łąkę pełną stokrotek.
          Czyżbym był to ja za czasów dzieciństwa? Nie byłbym zdziwiony, gdyby była to prawda. Być może Charlotte chciała pokazać mi dowód na potwierdzenie swoich słów.
          Uśmiechnąłem się pod nosem. Jak widać, byliśmy idealnym, kochającym się rodzeństwem. Podziękowałem w duchu siostrze, że umieściła tu to zdjęcie.
          Czułem się tu nieswojo, lecz o wiele lepiej, niż w celi. Pomimo dziwnego przeczucia, że gdzieś tu zamontowane są kamery, poczułem się jak człowiek.
          Usiadłem na łóżku, kładąc na szafeczce obok zdjęcie. Chciałem spoglądać na nie często, miałem nadzieję, że przypomniałoby mi to moje dzieciństwo. Niestety mózg małego dziecka nie spamiętał zbyt wiele.
          Dostałem się tutaj razem z Charlie po naszej rozmowie. Wyprowadziła mnie z celi, zasłaniając moje oczy dłońmi, a odkrywając je dopiero w windzie. Jechaliśmy nią dość długo, powiedziałbym, że znajdowałem się na jednym z wyższych pięter budynku,njeśli nie na najwyższym. Windy tutaj były dziwne. Miały powinięty liczby wielu pięter. Miałem szczerą nadzieję, że powrócę do łask siostruni i pozwoli mi ona na zwiedzenie całej siedziby.
          Charlotte dała mi chwilę na odsapnięcie, po czym kazała wyjść przed drzwi. Zarządziła trening już od dziś, nie chciała tracić czasu i tłumaczyła się poważną sytuacją. Nie chciała powiedzieć szczegółów.
          Zastanawiało mnie, czy w pełni mi ufała. Czy ktokolwiek tutaj mi ufał.
          Rozległo się pukanie do drzwi, a ja wstałem i przeciągnąłem się leniwie.
          - Emil, miałeś chwilę odsapnąć, nie wspominałam o śnie!- warknęła zza drzwi Lotte.- Nie mam czasu, żeby się z tobą bawić!
          - Już, już- mruknąłem pod nosem i otworzyłem drzwi, przyglądając się dziewczynie. Związała włosy w kucyk i ubrała na wczorajszy strój żółtą bluzę. Położyła rękę na biodrze, zaś drugą popchnęła mnie do tyłu. Nie odniosła większego sukcesu, gdyż nawet się nie zachwiałem.
          - Nie słyszałeś, że starszych trzeba słuchać?- oburzyła się i ruszyła do przodu.
          Dogoniłem ją, pozwalając, aby drzwi trzasnęły za mną.
          - Starszy nie oznacza mądrzejszy- burknąłem.
          Charlie przystanęła na chwilę, a ja wraz z nią. Zmierzyła mnie surowym wzrokiem.
          - A chcesz z liścia?- spytała.
          - Jeśli dosięgniesz- zaśmiałem się, na co ona żachnęła się i ruszyła dalej.
          Zdecydowałem się już nie prowokować Charlotte dopóki nie dojdziemy do sali treningowej. Ostatecznie była tutaj przywódcą i miała wpływ na podejmowane przez Diabłów decyzje.
          Korytarz był długi, szeroki i pusty, ciągnął się przez dłuższy czas. Co chwila zauważałem w nim kolejne drzwi, być może do pokoi żołnierzy. Pomalowano go na biało, a na ścianach wypisano kolejne słowa i cytaty. Przy zaskakująco szybkim tempie chodu mojej siostry nie zdołałem ich odczytać, zdążyłem ujrzeć tylko pojedyncze słowa. Kiedy zdawało mi się, że odczytałem całe zdanie, skręciliśmy w prawo, natykając się na ciężkie, metalowe drzwi, które były znacznie większe od pozostałych.
          Otworzyła je, choć wydawały mi się strasznie ciężkie. Może w tym małym ciele kryła się wielka siła? Ostatecznie przywódca powinien mieć chociażby minimalne doświadczenie bojowe.
          Uświadomiłem sobie, jak niewiele wiem o mojej rzekomej siostrze. Coraz bardziej wierzyłem w jej słowa, lecz nie znałem jej. Z kolei wyglądało na to, że ona wiedziała o mnie wiele.
          Sala była o wiele większa, niż ta do treningu w Salidie. Nie było w niej jednak nic specjalnego- ot, cztery blade ściany i drewniana podłoga. Z sufitu biło światło lamp. Nie ujrzałem w niej żadnego kantorka ani nawet stoiska z bronią, a więc musiała być ona ukryta.
          Charlotte zerknęła na mnie przez ramię. Nie zauważyłem tego, że zatrzymałem się w wejściu. Natychmiast ocknąłem się i podszedłem do dziewczyny. Moje kroki odbijały się echem od ścian całkowicie pustej sali.
          - Czy ty boisz się tego treningu?- spytała mnie.
          Prychnąłem w odpowiedzi.
          - Byłem na niejednym- odpowiedziałem.
          - Więc dlaczego zatrzymałeś się w wejściu? Wyglądałeś tak, jakbyś się czegoś przestraszył- szepnęła, nie patrząc na mnie.
          - Zamyśliłem się- burknąłem w odpowiedzi.
          Charlie wydała się być przez chwilę zmieszana, ale odchrząknęła cicho i zmieniła temat.
          - Jako że to twój pierwszy trening u nas, zaczniemy od najważniejszej kwestii. Potrzebujesz broni.- Odwróciła się gwałtownie w moją stronę i zatrzymała mnie, kładząc palec na mojej klatce piersiowej.
          Uniosłem pytająco brew do góry.
          - Tu nie chodzi tylko o to, aby wziąć pierwszą lepszą broń i wymachiwać nią na prawo i lewo.- Kontynuowała.- Staramy się wyciągać z ludzi to, co najlepsze. Dopasowujemy do nich broń.- Oznajmiła i sięgnęła ręką do kieszeni bluzy, by wyciągnąć z niej coś na kształt miniaturowego pilota.
          Z podłogi zaczął wyodrębniać się stół, który po chwili odsłonił arsenał broni poprzez zsunięcie jednej z desek. Znajdowały się tu głównie pasy, podobne do tych, jakie nosili James czy Cesar. Dopiero teraz spostrzegłem też, że nie zauważyłem takiego u Lotte.
          - Zaczniemy od podstawowego arsenału. Większość żołnierzy posługuje się Piekielnymi Ogonami. Są łatwe w obsłudze i skuteczne w działaniu.- Chwyciła jeden z nich do rąk i spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem.- Chcesz spróbować?- spytała.
          Kiwnąłem głową.
          - Czemu nie?- mruknąłem.
          Kobieta podała mi do rąk czarny skórzany pas z niewielkimi, miejscowymi skrzyneczkami przymocowanymi do niego. Zapiąłem go wokół bioder i spojrzałem na siostrę pytająco. W odpowiedzi podeszła do mnie i chwyciła w dłoń cienki, pomarańczowy kabelek, który przyczepiła do mojej prawej ręki.
          - Jesteś wyposażony w podstawowy pas trzeciej rangi, więc nie spodziewaj się cudów. Masz do dyspozycji jedną, dziesięciometrową linę z przywiązanym do niej sztyletem.- Zbliżyła się do mnie i wskazała na jedną ze skrzyneczek po prawej.- Z niej wystrzeli ostrze. W pozostałym schowkach jest lina. Aby zaatakować, wystarczy nacisnąć guzik przy sztylecie i ręką, do której przyczepiony masz sterownik pokierować do celu.- Położyła na nim palec i delikatnie przycisnęła go. Wystrzeliła z niego cienka, metalowa linka, do której umocowano ostrze i wbiła się w ścianę, pozostawiając w niej pęknięcie.
          - A więc tak to działa- burknąłem.
          - Spróbuj teraz sam. Musimy sprawdzić, czy broń cię zaakceptuje.
          Nacisnąłem ponownie przycisk, który zwinął linę z powrotem do magazynku, na szczęście bez wywijania nią na prawo i lewo. Powoli wycelowałem dłonią w punkt na ścianie, w który uprzednio trafiło ostrze i wystrzeliłem. Co prawda nie chybiłem, ale...
          - Świetnie!- pochwaliła mnie Charlotte.
          - Nie!- zaprzeczyłem jej.- To nie to- dodałem ciszej.
          Siostra zmierzyła mnie wzrokiem.
          - Umiesz posługiwać się ogonem. Więc w czym problem?- spytała, unosząc brwi do góry.
          - Może i broń mnie akceptuje, ale ja jej w pełni nie- wyjaśniłem.- Nie macie czegoś innego?
          Lotte westchnęła.
          - Czy ty czegoś nie knujesz?- zapytała, przyglądając mi się.
          - No co ty- prychnąłem.- Już będę grzeczny.- Rzekłem po raz kolejny w tym ośrodku, ale tym razem nie było to kłamstwo.
          Dziewczyna uległa w końcu namowom i podała mi profesjonalne noże ze stołu, mierząc mnie jednak czujnym wzrokiem.
          Ledwo musnąłem palcami ich rękojeści, a upuściłem je na ziemię. Czułem, jakby mnie oparzyły.
          - Co jest?- spytała troskliwym głosem przywódczyni.
          - To nie to- mruknąłem, podnosząc broń i wbijając je po kolei w obrany cel.- Potrzebuję czegoś innego
          - Czego?- westchnęła ze znudzeniem Charlie.
          Zmrużyłem lekko oczy i podszedłem do stołu, przyglądając się jemu zawartości. Pistolety, noże, dziwne pasy, miecze. Wodziłem po wszystkim dłonią, czując, jak są one gorące. Jedynie zwykły, prosty kij na samym końcu nie miał nic przeciwko mojej obecności. Kiedy chwyciłem go w ręce, wydawał się być odpowiedni, lecz czułem, że czegoś w nim brakuje.
          Zastanawiając się nad brakującym elementem nawet nie zauważyłem, że lód okrył moją nową broń. Pochłaniał ją bez reszty, a kiedy przejął nad nią kontrolę, zaczął układać się w wielkie, lodowe ostrze przy jednym z końców.
          Usłyszałem pełne zachwytu westchnienie Lotte, które wytrąciło mnie z transu.
          - Kosa- szepnęła, podchodząc niepewnie. Jej oczy iskrzyły się radośnie, wyciągnęła dłoń, aby dotknąć broni.
          Zacisnąłem palce mocniej, czując przyjemny chłód. Poczułem się silniej, a instynkt podpowiadał mi, że tego właśnie potrzebowałem.
          Pokrywa zimna stawała się coraz grubsza, umacniając broń. Zatrzymała się, kiedy ledwo mogłem utrzymać rękojeść kosy. Przyjrzałem się uważnie przedmiotowi. W pewnym sensie przecież sam go stworzyłem.
          - Nawet Śmierć ma gorszą- oznajmiła Charlie, dotykając ostrza, które jednak natychmiast zaczęło topnieć. Kiedy odsunęła rękę ze zdziwieniem wróciło do poprzedniego stanu.
          - Zapewne temperatura twojego ciała jest za wysoka- mruknęłem, oglądając odbudowaną część. Zregenerowała się w błyskawicznym tempie, a tego, że kiedykolwiek coś się z nią stało nie można było zauważyć.
          - Nie jestem przecież szczególnie ciepła!- oburzyła się dziewczyna i na potwierdzenie swoich słów położyła mi rękę na dłoni, którą trzymałem kosę. Natychmiast oderwała się od niej.
          Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
          - Jesteś strasznie zimny- wyjaśniła.- Lodowaty.
          Więc moje ciało zmniejszyło temperaturę, aby operować bronią. Wynikało więc z tego, że nikt inny nie skojrzystać z mojej kosy. Była to wyłącznie moja broń, użyteczna tylko w moich rękach.
          - Wiesz, pasuje ci.- Odezwała się nagle przywódczyni.- Wyglądasz całkiem jak Mroczny Żniwiarz. Zdaje się, że zaraz ruszysz na krwawy bój i zetniesz trochę głów.- Uśmiechnęła się nieśmiało, lecz to porównanie nie ucieszyło mniezbutnio. Przypomniało tylko o tym, że od teraz miałem być zastępcą Śmierci. Nie wiedziałem nawet, jaką rolę miałem pełnić. Nikt nie raczył mi obwieścić, jakie są moje nowe obowiązki.
          - Jesteś obeznana w sprawach dotyczących śmierci- zauważyłem.- Wychodzi na to, że widziałaś jej śmiercionośną kosę.- Zacząłem temat, chcąc wyciągnąć od siostry informacje.
          - Tak właściwie to Śmierć nie używa kosy- wyjaśniła Charlotte.- Jej zadaniem nie jest zabijanie i zabieranie dusz do właściwego miejsca. Taka brudna robota nie jest dla niej- prychnęła, a ja wyczułem w jej głosie nutkę nienawiści. Wiedziałem, że Śmiercią jest teraz Lucy. Więc kiedy Charlie gardziła Śmiercią, gardziła także dziewczyną.
          - Więc co należy do jej obowiązków?- spytałem, przerywając jej. Nie wiedziałem, czy byłbym zdolny wytrzymać jej obelgi pod względem Luc.
          - Tego nie wiemy. Zastanawiamy się, czy w ogóle coś robi.- Wzruszyła ramionami.- Najważniejszym organem w całej tej farsie są Żniwiarze z Mrocznym na czele. To oni zgarniają dusze zmarłych.
          - Żniwiarze z powodu ich kos?- zapytałem.
          - Utarło się, że Śmierć jest Żniwiarzem, ale skoro to oni zbierają plony, taki tytuł im się należy- mruknęła.- Ale z tego co się orientuję, ostatnimi czasy nie widziano Mrocznego. Krążą plotki, że ma być zastąpiony przez nowo ustanowionego zastępcę Śmierci. Ale najwyraźniej gość nie przeszedł jeszcze inicjacji.
          Zastępca Śmierci był Mrocznym Żniwiarzem?
          Ja byłem Mrocznym Żniwiarzem?
          - Cóż, tym lepiej dla nas!- Lotte przeciągnęła się, zbierając broń do schowka.- Cienie są ostatecznie pewnym rodzajem dusz, a dusze są poszukiwane przez oddział Żniwiarzy.
          Zamilkłem, wpatrując się w ostrze mojej kosy. Teraz nie wydawało mi się dziwne, że to ona była dla mnie najodpowiedniejsza. Pchało mnie w jej stronę, gdyż miałem zostać Mrocznym Żniwiarzem.
          Usłyszałem trzask drzwi, więc obróciłem się, spoglądając w ich stronę. Ujrzałem Jamesa, który na nasz widok wydał się trochę zmieszany.
          - O, przepraszam- wyjąkał, czerwieniąc się. Intensywnie wpatrywał się w Charlotte, jakby spodziewał się od niej nagany za wtargnięcie na salę treningową.- Myślałem, że sala jest pusta.- Tłumaczył się, po czym spuścił wzrok.
          - Nawet dobrze, że przyszedłeś- odpowiedziała Charlie, wyciągając pilocik od schowka ponownie i zamykając go.- Chciałam poćwiczyć z młodym, ale nie chcę na początek dać mu forów. Wyręczysz mnie?- poprosiła.
          James skinął głową, a jego rumieńce powoli znikały. Sprawiał wrażenie, jakby zawstydzała go obecność mojej siostry. Przynajmniej miałem nadzieję, że jej, a nie mnie.
          Mężczyzna wyciągnął miecz i podchodząc do mnie, zamachnął się nim, chcąc zaatakować. Zablokowałem jego ruch dość skutecznie, używając kosy. Ostrze miecza zrobiło w jej ostrzu drobne zagłębienie. Lód musiał być naprawdę wytrzymały.
          Kolejny atak nastąpił z boku. Nie zdążyłem go zablokować, pozostał mi tylko unik. Odskoczyłem, ratując się przed kolejną poważną raną.
          James wydawał się być niezadowolny z tego faktu. Uderzył mieczem z góry, na co odpowiedziałem moją bronią. Przez chwilę zmagaliśmy się ze sobą, po czym wycofałem się i szybko zaatakowałem z boku, lecz bez skutku. Rawliff uniknął ciosu, a co gorsza: odpowiedział ostrzem przyłożonym do gardła.
          Wiedziałem, że oznaczało to koniec walki. Nie trwała długo, lecz wynik był znany już od początku. Przegrałem. W końcu było to starcie z profesjonalnym żołnierzem, a nie z Sally walczącą o ostatniego żelka.
          - Nie było źle, większość wymięka na samym początku- pochwaliła mnie Charlie.
          - Większość ginie na samym początku- poprawił ją James, mierząc mnie nienawistnym wzrokiem zielonych oczu.
          - To właśnie miałam na myśli- burknęła przywódczyni, kierując się w stronę wyjścia.- Nie było najgorzej w każdym razie. Ale do profesjonalisty jeszcze dużo ci brakuje- powiadomiła mnie i posłała mi pokrzepiający uśmiech, zanim wyszła. Miało to chyba znaczyć, że dzisiejszy trening dobiegł końca.
          - Mógłbyś odsunąć to ode mnie?- mruknąłem, dotykając delikatnie ostrze miecza Jamesa, który nadal wyglądał groźnie w obecnej pozycji. Bezwględny, groźny, zabójczy. Zdawałem sobie sprawę, że wystarczył jeden ruch, aby przebił moje gardło. Miał też wybór, aby wycelować w pień mózgu. Wtedy zaburzyłby pracę układu między innymi oddechowego i krwionośnego. Obydwa wypadki oznaczały moją śmierć.
          - Czy ty nie zakochałeś się przypadkiem w Charlotte?- spytałem go nagle. Obudziło go to z transu, spojrzał na mnie najpierw nieprzytomnie, po czym odsunął miecz i odwrócił się do mnie plecami.
          - Nie- odpowiedział.- Żołnierzowi nie wypada kochać- dodał.
          - Każdy zasługuje na miłość- mruknąłem.
          - Ale nie każdy ją zdobędzie- odpowiedział, chowając broń.
          -Więc będziesz siedział i zapijał smutki herbatą, zamiast ruszyć tyłek i zagadać?- prychnąłem.- Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale herbata nie odwzajemni twoich uczuć.
          - Herbata odpręża. Relaksuje- wyjaśnił Rawliff.
          - Istnieje też magiczny napój zapomnienia, całkiem łatwo dostępny.- Poinformowałem go.
          James zignorował mnie.
          - Sprawia, że zapominasz o problemach, zwiększa twoją siłę i powodzenie u dziewczyn- kontynuowałem.
          - Jaka jest jego nazwa?- Poddał się i zaciekawiony moimi opowiadaniami spytał o cudowny napój.
          - Wódka- zaśmiałem się, unikając przy okazji prawego sierpowego Jamesa.
          - Zapchaj się tym swoim cudownym napojem- warknął, rozwłoszczony.
          - Czy ty właśnie nakłaniasz nieletniego do spożywania alkoholu?- spytałem, szczerząc zęby. Ułożyłem palce w słuchawkę telefonu i przyłożyłem ją do ucha.- Halo, policja? Proszę przyjechać do Diabłów!
          Rawliff chwycił moją dłoń i odsunął ją od ucha, mierząc mnie płonącymi ze złości oczyma.
          - Słuchaj- warknął.- To, że jesteś braciszkiem przywódcy, nie oznacza, że możesz tutaj rządzić. Status nic nie oznacza.
          Uniosłem brew do góry.
          - I mówi to koleś, który wymądrza się, bo jest wyższy rangą- burknąłem, o mało nie obrywając. Uchyliłem głowę na czas.
          - Nie wymądrzam się!- Daję słowo, niewiele brakowało, żeby z Jamesa zaczęła buchać para.- Daję ci dobre rady!
          - Dobrą radą w tym przypadku jest pięść?- Wymusiłem uśmiech.- Takich rad mam w zanadrzu mnóstwo.
          - Takie rady są warte mniej niż ogryzek jabłka- prychnął mężczyzna.
          - Niektórzy tutaj obecni są warci mniej niż ogryzek jabłka- poprawiłem go.
          - Widzę tu tylko ciebie- warknął.
          - Najwyraźniej jesteś ślepy- odpowiedziałem.- Bo ja widzę tu jeszcze wkurzonego starego piernika.
          - Jestem niewiele starszy od ciebie- oburzył się James.
          - Ale twój stan umysłu wskazuje na starego pierniczka.- Podsumowałem, przeczesując włosy palcami.
          - Twój stan umysłu nie wskazuje na nic- odegał się Rawliff.
          - Grunt to wiedzieć, kiedy maskować uczucia- burknąłem, oddalając się w stronę wyjścia.
          - Każda maska prędzej czy później zniszczy się i ukaże prawdziwe oblicze.
          Przystanąłem na chwilę.
          - Ja jednak zostawię je tylko dla jednej osoby- mruknąłem i wyszedłem z sali.
          Prawdziwego mnie zna tylko i wyłącznie Lucy. I nie mam zamiaru tego zmieniać.

3 komentarze:

  1. Końcówka wyrwała z moich ust piękne i rozkoszne Oooooooooooo... przysługujące chwilom romantycznym :D
    Rozdzialik cudowny, kłótnia Emila z Rawliffem - bezcenna :D
    "twój stan umysłu wskazuje na starego pierniczka.- Podsumowałem, przeczesując włosy palcami." - serio XD Padłam :D
    Czekam na nn ;)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    Ps. Że niby Emilka będzie zabijac?!?!?! :O

    OdpowiedzUsuń
  2. "Miały powinięty liczby wielu pięter" - a nie czasem "Miały pominięte numery wielu pięter" ? :D
    Emilka i broń - dlaczego mam wrażenie, że to się dobrze nie skończy?
    James! <3
    " James skinął głową, a jego rumieńce powoli znikały. Sprawiał wrażenie, jakby zawstydzała go obecność mojej siostry. Przynajmniej miałem nadzieję, że jej, a nie mnie." - to przemyślenie Emilki... You made my day! :3
    "Przegrałem. W końcu było to starcie z profesjonalnym żołnierzem, a nie z Sally walczącą o ostatniego żelka." - podejrzewam, że gdyby Sally miała z kimś walczyć o żelki, to by wygrała, jej motywacja byłaby aż za wielka. Więc, Emilko, i tak byś przegrał :P
    "-Więc będziesz siedział i zapijał smutki herbatą, zamiast ruszyć tyłek i zagadać?- " - Ej no! Co takiego jest złego w herbacie?! Idę zaparzyć earl grey'a, zaraz wracam.
    *dwanaście minut później :3*
    Wróciłam z kubkiem ciepłej, parującej herbaty, czytam więc dalej.
    "Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale herbata nie odwzajemni twoich uczuć." - zdziwisz się, Emilko, oj zdziwisz.
    Wiesz, Króliczku, bardzo podobają mi się rozmowy Emila i Jamesa. Oczywiście jest sarkazm, pięści idą w ruch i takie tam, ale poruszają oni bardzo ciekawe tematy, jak tu. Rozmowa o uczuciach i maskach jest strasznie ciekawa :)
    Dobry rozdział, który czyta się szybko i gładko. Emil został przyjęty na trening u siostry - będzie ciekawie :)

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. A więc przybywam! Ohohohoh. Zobaczymy czy nadrobię dziś wszystko czy tylko niektóre rozdziały. Mam nadzieję, że wszystko C:
    Really? Nie odsłaniające się rolety? Charlotte, ty niedobra i bezwzględna siostro! Ty bracia sadystko! Jak mogłaś zasłonić mu rolety?! Odsuń się, Emil! Nadchodzę ze swoim nożem kuchennym!
    Zdjęcie? Uroczeeeee <3 wyobraziłam sobie takiego mangowego Emila i Charlotte! Ej. Nie będę na nią tak mówić. Wkurza mnie to długie imię. Od dziś będzie... Szarlotką. Eeee... dobra, wyszło podobnie, ale przynajmniej po polsku! Polski ponad wszystko!
    Oho! Aż mi się podczas tego treningu przypomniał trening Emila w raz z Lucy ze "śmiertelnej myśli" :c i to jak się chcieli pozabijać huehue.
    Emil przy wyborze broni zaczął przypominać mi kapryśną nastolatkę (Emilkę!), która przebiera w ciuchach i żaden jej nie pasuje huehue XD.
    Emil z kosą? Jazdaaaaaa na maksa! Więc już wiadomo o co chodzi z mrocznym żniwiarzem! Uważam, że świetnie to wymyśliłaś *___* broń w sam raz dla Emilki. Wyobrażam go sobie jeszcze w takiej ciemnej, poszarpanej pelerynce! Ohohoh! I na szczycie dachu wieżowca (gdzie Naff śpiewa o domestosie).
    Ehm, ehm. No, to hehe... XD Rzeczywiście Emilka jest mrocznym żniwiarzem.
    JAMES GEJUCH! JAMES GEJUCH! WIEDZIAŁAM! XDD No, przecież to nie na widok Szarlotki się zarumienił do cholery! To na widok królewny śnieżki! Jak Boga kocham (a nie kocham D:)! JAMES TO GEJUCH!
    "Większość ginie na samym początku" - dobra odpowiedź! Zaczynam go coraz bardziej lubić, mimo tego, że jest gejuchem!
    O, to z wódką było dobre XDDD! Nie spodziewałam się, że to o nią chodzi. Atakuj słownie, Emil! Zniszcz Jamesa! A tak na serio to i tak wszyscy wiemy, że kocha Emilkę XD.
    Ej, ale wiesz, że im starszy piernik tym lepszy XD?
    Te cięte riposty, te kochane zakończenie. Wzruszyłam się. Aż idę coś zjeść i wracam do czytania XD.

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^