Przełożyłam termin publikacji o 3 dni wcześniej, w końcu 11 listopada to taka ładna data. C:
Ten rozdział pisany był już... dawno temu. Jestem aktualnie na piętnastym, którego nie mogę przebrnąć. W pewnym momencie stanę w miejscu i rozdziały nie będą tak często.
Sprawdzałam go tylko na pół gwizdka, bo obowiązki wzywają.
Może ktoś już spostrzegł, że tak jak w Śmiertelnej było względnie spokojnie, tak tu wszystko wybucha, wszystko się zmienia. Taki miałam plan i będę w niego brnąć. Możecie się przyzwyczajać.
Perspektywa Emilki, dzieciuch Cesar i gejuch James, jak to mówi Naff. Indżoj.
Ten rozdział pisany był już... dawno temu. Jestem aktualnie na piętnastym, którego nie mogę przebrnąć. W pewnym momencie stanę w miejscu i rozdziały nie będą tak często.
Sprawdzałam go tylko na pół gwizdka, bo obowiązki wzywają.
Może ktoś już spostrzegł, że tak jak w Śmiertelnej było względnie spokojnie, tak tu wszystko wybucha, wszystko się zmienia. Taki miałam plan i będę w niego brnąć. Możecie się przyzwyczajać.
Perspektywa Emilki, dzieciuch Cesar i gejuch James, jak to mówi Naff. Indżoj.
Już po raz drugi w przeciągu tygodnia obudziłem się w więziennej celi. Znajdowałem się w lochach Zabójców Cieni, wiedziałem to. Jedyną różnicą, która nastąpiła po moim wyjściu na zewnątrz były łańcuchy. Tyle że teraz były przy wszystkich moich kończynach, a nie tylko przy dłoniach.
Zewsząd otaczały mnie lustra, zaś ja, oparty o ścianę zacząłem się w nie wpatrywać z powodu braku zajęcia. Gdybym miał swobodę ruchu, zapewne przeciągnąłbym się lub zwichrzył włosy, lecz na to mi nie pozwolono.
Szczerze mówiąc, nie dziwiłem się Zabójcom. Ostatecznie zbuntowałem się już dwa razy i to dość poważnie, nieufność była więc cechą naturalną. Aktualnie dałem sobie spokój z planami ucieczek. Wiedziałem, że Lucy żyła i nie była sama, a to było najważniejsze.
Usłyszałem zza luster ciche brzęczenie, a następnie głos Cesara:
- Killer się obudził, melduję, Killer się obudził- mruknął, lecz nie wiedziałem do czego. Widziałem tylko swoje lustrzane odbicie, lecz wyglądało na to, że on widział mnie bez problemu. Musiała to być jakaś specjalna odmiana luster.
- Przywódca zaraz się zjawi, zachowaj szczególne środki ostrożności- odpowiedział drugi, nieznany mi żeński głos.
Brzęczenie rozległo się ponownie, zaś ja ziewnąłem przeciągle i w miarę jak było to możliwe- ułożyłem się wygodniej.
- Jaka pora dnia?- spytałem, chcąc sprawdzić, czy Cesar rzeczywiście mnie słyszy.
- Wieczór- burknął pod nosem Waederson.- Spałeś około piętnaście godzin.
Rzuciłem okiem na ranę na boku. Była głęboka, to fakt, ale mimo wszystko po czymś takim nie zasnąłbym tak gwałtownie.
- Zatrute ostrze?- spytałem, unosząc brwi.
- Nie bez powodu nazywają mnie tutaj Trucicielem- prychnął blondyn.- Choć w porównaniu do innych i tak długo wytrzymałeś. Choćbym nie wiem jak chciał, nie mogę cię dobić- westchnął rozczarowany Cesar.
- Przykro mi, mam jeszcze do zrobienia parę rzeczy na tym świecie- odpowiedziałem mu. Nie wiedzieli więc, że już kiedyś umarłem i w pewnym sensie jestem nieśmiertelny, jeśli wierzyć zapewnieniom Lucka.
- Twoja śmierć byłaby korzystna dla ludzi, wiesz?- Odezwał się nagle.- Zwolniłaby się nam cela, nie mielibyśmy problemów, a ja nie miałbym upierdliwego więźnia, z którym są same problemy.
- Twoja śmierć także byłaby korzystna dla ludzi. Na placu zabaw zwolniłaby się huśtawka, ja nie musiałbym słuchać twoich dziecinnych dogryzek, a na świecie byłoby o jednego wyrośniętego dzieciucha mniej. - Odgryzłem się.
- Jeśli ktoś miałby cię zabić, to będę ja- warknął Cesar.
- Nie, jeśli miałbym zginąć, wolę, żeby to zrobił ktoś, kogo przynajmniej toleruję. Co nie zmienia faktu, że ty zginiesz z moich rąk- westchnąłem. Dlaczego to on musiał być w celi a nie chociażby James?
- Jeśli mielibyście zginąć, zrobiłbym to ja za jednym zamachem.- W pomieszczeniu pojawił się nowy głos. Znałem go.
- Bogu dzięki, nareszcie ktoś w miarę normalny- jęknąłem i wywróciłem oczami.
- Nie powiedziałbym tego samego o tobie- mruknął Rawliff.- Ale przyniosłem ci jabłka- oznajmił.
- Nie, dzięki, nie jestem głodny- burknąłem.
- Kotlety też mam!- Dodał żołnierz, szeleszcząc opakowaniem.- Każdy chyba lubi mięso?
- Wolę jabłka- rzuciłem, po zastanowieniu.
- Czy przywódca przyjdzie?- spytał Waederson.
- Tak, czeka za drzwiami- odpowiedział James.- Muszę tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Więzień zamknięty na pięć zamków, skuty łańcuchami, nie widzi nas. Ponadto osłabiony zatrutym ostrzem.- Poinformował Cesar.
- Nie byłbyś sobą, gdybyś mu czegoś nie zrobił- westchnął Rawliff.- Zaś ty- zwrócił się do mnie- nie byłbyś sobą, gdybyś się nie zbuntował.
Prychnąłem w odpowiedzi.
- Broń w gotowości, przywódca może przystąpić do akcji- oznajmił blondyn.
- Przywódco...- Zaczął James, a ja usłyszałem cichy, stłumiony kobiecy głos. Stanowczy, lecz jednocześnie nieśmiały.
- Wyłączcie mikrofon.
Zostałem pozbawiony kontaktu ze światem. Pozostały tylko otaczające mnie lustra i szum z głośników, rozmkeszczonych najprawdopodobniej gdzieś przy suficie. Wlepiłem wzrok w podłogę.
- Spójrz na mnie.- Usłyszałem ponownie kobiecy głos. Słyszałem go już kiedyś, lecz nie pamiętam, gdzie.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Niech im będzie, w obecności przywódcy będę grzeczny i potulny jak baranek. Uniosłem głowę do góry.
- Otwórzcie drzwi.- Rozkazała kobieta.
- Ale przywódco...- Zaczął Cesar, podnosząc głos.
- Już!- Wrzasnęła.
Przywódczyni podjęła decyzję po samym zobaczeniu mnie?
- Może zaatakować.- Powiadomił ją James.
- Wyłącz lustra, wydłuż łańcuchy i oświetl go- dodała kobieta, a tuż obok rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Zdołałem zanotować, że dobiegał z prawej strony.
Lustra zniknęły, a zamiast nich zobaczyłem białe ściany. Światło wparowało do klatki, w której trwałem, oślepiając mnie nieco.
Ściana po prawej uchyliła się lekko. Natychmiast odwróciłem głowę i wstałem, by ujrzeć sławnego przywódcę Zabójców Cieni. Wiedziałem, że była nią kobieta. Jak jednak wyglądała i czy miałem szanse w walce z nią?
Wodziłem więc wzrokiem po powoli uchylającej się ścianie.
- Nie patrz!- warknęła kobieta. Teraz jej głos wydawał się być bardziej władczy. Przewróciłem teatralnie oczami i z rozczarowaniem obróciłem wzrok.
Drzwi zaskrzypiały i zatrzasnęły się, a ja delikatnie obróciłem głowę.
- Jeszcze raz, a ukręcę ci łeb- syknęła przywódczyni, a jej kroki zbliżały się do mnie. Naliczyłem ich tylko trzy, ostatecznie salka była malutka.
Była za mną, tak podpowiadała mi intuicja. Miała znaczną przewagę.
- Nie ruszaj się- powiedziała już spokojniej, a ja wyczułem, że wyciąga w moją stronę rękę.
Przechyliłem głowę na lewo, mógł to być cios.
- Nic ci nie zrobię- westchnęła kobieta.- Nie ruszaj się.
Przystałem na jej prośbę i poczułem, jak drobna i chłodna dłoń odkrywa moją szyję. Jej ruchy były przesadnie delikatne. Powiodła chwilę palcem po szyi i oderwała dłoń od mojego ciała.
- Zerwijcie łańcuchy- wyszeptała cicho, jakby z niedowierzeniem. Metal pętający moje dłonie zniknął i schował się w ścianie, hałasując trochę.
O co chodziło tej kobiecie?
- Odwróć się i patrz w ścianę przed tobą- rozkazała.
Wykonałem rozkaz. Patrzyłem przed siebie, a mój wzrok ogarnął czubek kruczoczarnej czupryny przywódcy.
Zapewne przykucnęła, by nie zdradzać swojego oblicza. Poczułem zimne ostrze noża przy gardle.
- Imię i nazwisko- rzekła.
- Emil Kiosk- odparłem mechanicznie.
Po długiej, niezręcznej ciszy dziewczęcy pisk odbił się od ścian pomieszczenia, a cienkie ręce owinęły się wokół mojej szyi.
Chciałem coś zrobić, ale nie mogłem. Ten gest zaskoczył mnie na tyle, że trwałem nieruchomo, chociaż dłoń obok wymachiwała nożem- nie wiedziałem czy z radości czy z gniewu.
- Emi!- zawołała radośnie dziewczyna, obejmując mnie mocno za szyję.
Oderwałem ją od siebie i przycisnąłem do ściany, wytrącając z ręki nóż. Do sali wparowali James i Cesar.
- Stójcie.- Wychrypała nagle przez zaciśnięte gardło przywódczyni.
Zarówno żołnierze, jak i ja popatrzyliśmy na nią zdziwionym wzrokiem. Obluzowałem nieco uścisk.
- Charlotte.- Przedstawiła się, mierząc mnie wzrokiem. Nareszcie mogłem ją w pełni zobaczyć.
Była zaskakująco niską i szczupłą kobietą, której kruczoczarne włosy spływały delikatnymi falami na plecy. Jej oczy były koloru błękitu, a blada cera dodawała uroki. Ubrana była w zwykły czarny podkoszulek i leginsy. Pod żadnym względem nie przypominała przywódcy. Spodziewałem się raczej wysokiej kobiety koło czterdziestki o zimnym i surowym wyrazie twarzy.
Miałem wrażenie, jakbym skądś ją znał.
- Nie pamiętasz mnie?- zapytała, przechylając lekko głowę. Pokręciłem przecząco głową.
- Charlotte...- Zaczął nerwowo James, trzymając w gotowości ostrze. Martwił się o nią. Wyglądał tak, jakby miał mnie zaatakować, gdybym zacisnął więzi na szyi mocniej. Cesar obserwował tylko sytuację, lecz nie przejmował się nią zbytnio.
- Daj mi chwilę.- Kobieta chwyciła nagle moje dłonie i oderwała je od swojego gardła, zarzucając przyjacielsko rękę na moje ramię.- Chciałabym porozmawiać z braciszkiem.
Rawliff wytrzeszczył szeroko oczy, a ja prychnąłem z nieudanego żartu. Odrzuciłem dłoń kobiety i oparłem się o ścianę.
- Wyjdźcie- warknęła do podwładnych.
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, zaśmiałem się nerwowo.
- Rozumiem, że najgorzej nie wyglądam, ale nie zostanę twoim bratem- prychnąłem.
- Jesteś nim od dawna- mruknęła Charlotte i usiadła po turecku na podłodze, wpatrując się we mnie.
- Nie mam siostry- burknąłem, mrużąc oczy. A przynajmniej nie pamiętam, żebym miał.
- Jestem od ciebie starsza o siedem lat- rzuciła kobieta.
Starsza? Patrząc na perspektywę ostatnich minut to ja byłem poważniejszy i bardziej odpowiedni na starszego brata.
- Nigdy nie miałem siostry- warknąłem, zdenerwowany jej natrętnością .
- Najwcześniejsze wspomnienie?- spytała mnie.
Westchnąłem, decydując się na jak najszybsze zakończenie tej rozmowy.
- Przeniesienie do wujka z domu rodzinnego. Pięć lat- burknąłem cicho.
- To prawda.- Potwierdziła Charlotte.- Lecz pięć lat swojego życia spędziłeś ze swoją rodziną. Mamą, tatą i mną.
Wywróciłem oczami.
- Kiedy miałeś trzy lata, a ja dziesięć, postanowiliśmu pobawić się w fryzjera. Włosy sięgały ci z tyłu aż do ramion i obcięłam je krócej. Tyle że przy jednym cięciu nożyczki zatopiły się w ciele. Rana nie chciała zagoić się przez dwa lata, ba, blizna została do dziś.- Zaśmiała się.
Sięgnąłem dłonią do szyi, gdzie faktycznie coś wyczułem. Nigdy wcześniej nie zwracałem na to uwagi.
- Charlotte Kiosk.- Oznajmiła.
Powoli coś zaczęło do mnie docierać. Faktycznie, w moich wspomnieniach pojawiła się druga osoba, zaskakująco podobna do Charlotte. Naprawdę... miałem siostrę?
- Charlie- wymówiłem cicho imię siostry. Uwierzyć w to? Wszystko jednak wskazywało, że kobieta mówiła prawdę.
- Od małego się sprzeczaliśmy, wiesz? Nie było dnia, żeby któreś z nas nie płakało z powodu drugiego. Rodzeństwo, które codziennie się biło, przekomarzało, kłóciło, ale kiedy przyszła chwila rozstania, obydwu nam zrobiło się smutno. Kiedy miałeś pięć lat musieliśmy oddać cię do wujka, podczas gdy mnie wysłano do babci. Tata narobił sobie problemów u Cieni, a mamy, mnie i ciebie nie chciał w to mieszać. Wiesz, mama chciała jechać z tobą, ostatecznie byłeś jeszcze dzieckiem, ale ojciec powiedział, że sobie poradzisz. Nigdy nie sądziłam więc, że jeszcze cię ujrzę. A jednak!- Uśmiechnęła się promiennie.
Tak, pamiętałem to. Były to niewyraźne przebłyski, ale wskazywały na to, że słowa kobiety były prawdziwe.
Wzruszyłem ramionami.
- Okej- powiedziałem. Nie przychodziła mi do głowy żadna sensowna odpowiedź.
Charlotte wstała i udała, że zakasa rękawy do pracy, po czym uśmiechnęła się łobuzersko.
- A teraz dostaniesz karę za niewierzenie siostrzyczce!
- Prędzej zetrę cię na drobny mak!- prychnąłem pewny siebie.
- Nie zapominaj, że jestem starsza!- Kobieta przemknęła błyskawicznie przez dzielącą nas odległość i wymierzyła mi cios w brzuch, posyłając mnie na ścianę. Zmierzała teraz w moją stronę, wyciągając zza pasa nóż.
- A ja wyższy!- Chwyciłem jej wyciągniętą do góry w geście ataku dłoń i wykręciłem tak, aby Charlotte patrzyła w ścianę, a nie na mnie.
- Wysoki do nieba, a głupi jak trzeba- zaśmiała się kobieta i mocnym szarpnięciem wyrwała się z objęć i posłała kolejnego kuksańca w brzuch.
- Jednak kurdupel pozostanie kurduplem.- Po raz pierwszy zaśmiałem się. Szczerze i prawdziwie zaśmiałem się. Pomimo tego, że byłem zakmnięty w sali przypominającej klatkę, okazało się, że mam siostrę, prawdziwą siostrę. Uchyliłem się przed jej ciosem posłanym w głowę i chwyciłem za nogi, by pociągnąć je ku sobie; w rezultacie Charlie utraciła równowagę i upadła nie tak jak przewidywałem: do tyłu, lecz na mnie.
- Małe jest piękne!- Zaświergotała, wdrapując się na moje plecy.
- Aczkolwiek lubię wysoko mierzyć!- Wstałem, oczekując, że Charlotte spadnie z mojego grzbietu, nie mając punktu zaczepienia.
- Twoje ambicje są chyba ciut za wysokie- mruknęła kobieta, obejmując mocno rękoma moją szyję. Wyjęła trzymany między zębami nóż, uchwycony, kiedy nie widziałem i przyłożyły mi go do gardła.
- Ktoś tu chyba ma tyci problem!- Odrzekliśmy jednocześnie po chwily ciszy, śmiejąc się.
Charlie nie miała zamiaru ze mnie zejść.
- A teraz porozmawiamy na poważnie- mruknęła, gramoląc się po dłuższym czasie.
- O czym?- prychnąłem.
- Chciałbyś dołączyć do Zabójców Cieni?- spytała, patrząc mi w oczy.
- Nie.- Spuściłem wzrok.
- Dołączyć do siostrzyczki?- Kontynuowała.
- Nie!- prychnąłem. Jakby miało mnie to zachęcić.
- Jeśli pozostaniesz tutaj i nadal będziesz się buntował, zginiesz.
Wzruszyłem ramionami.
- Tak dla wszystkich będzie lepiej.
- Nie, nie będzie!- Wrzasnęła Charlotte.
- Dlaczego więc nie będziesz dobrą siostrzyczką i nie uniewinnisz swojego brata?- Uśmiechnąłem się do niej sztucznie.
- Nie jestem dobrą siostrą- mruknęła.
- Więc ja nie jestem dobrym człowiekiem i nie dołączę do was.- Oparłem się o ścianę i założyłem ręce na piersi. Lód powoli zaczął pokrywać moje ramiona.
Charlotte przyglądała się temu zjawisku z nieukrywaną ciekawością.
- Nie jest ci zimno?- spytała.
Pokręciłem głową.
- To tak, jakby lód płynął w twoich żyłach- wyszeptała, jakby bała się, że lada chwila spłoszy tą błyszczącą, białą wiązkę.
Uśmiechnąłem się łobuzersko pod nosem i uniosłem otwartą dłoń w jej stronę, a kumulująca się w nim moc wystrzeliła. Usłyszałem, jak Charlie wstrzymała oddech.
Odłamek uderzył jednak o ścianę i roztrzaskał się. Nie planowałem zaatakować kobiety. Wyglądało na to, że jednak jest moją siostrą.
- Teraz już wiesz, dlaczego chcę tu zostać- wyznałem. Nagle zrozumiałem wszystkie moje poczynania. Teraz spotkanie z Lucy wydawało mi się błędem, wielkim błędem. Mogłem ją skrzywdzić.
- Piękne- wyszeptała Charlotte.- To było piękne!- powtórzyła.
- Niebezpieczne- poprawiłem ją.- Żyć z czymś takkm jest przekleństwem.
- Nie, to jest darem!- Zaprzeczyła kobieta.
- Zamierzasz się o to kłócić?- westchnąłem.
- I tak byś przegrał- prychnęła siostra.
Wywróciłem oczami w odpowiedzi.
- Ta moc mogłaby nam pomóc w walce z Cieniami- oznajmiła.- Jest potężna.
- Nie mam nad nią kontroli. Jest groźna!- warknąłem.
- Nauczysz się nią władać.
- Nie. Nie podołam- mruknąłem.
- Tak samo mówiłeś, gdy dwanaście lat temu uczyłeś się czytać. Ostatecznie nie jesteś analfabetą, tak?
Zamilkłem. Starsze siostry zawsze tak pyskują?
- Więc?- spytała ponownie Charlotte.- Dołączysz do nas?
- Może- mruknąłem, odwracając wzrok.- Pod pewnymi warunkami.
- Też mam ich parę.- Odpowiedziała kobieta.
- Żądam wypuszczenia z celi- oznajmiłem.
- Przeniesiemy cię do normalnego pokoju, ale będziesz pod stałym nadzorem.
- Żądam wyjścia na powietrze.
- Jeśli będziesz grzeczny, pozwolę ci, ale z obstawą- odpowiedziała.
- Żądam mniej godzin z Cesarem.- Przedstawiłem ostatnie aktualnie żądanie.
- Nic nie poradzę, że chłopak się do ciebie klei jak muchy do mucholepu!- prychnęła.
- Nie kleję się do niego!- warknął z mikrofonu żołnierz.
Charlotte zaśmiała się w odpowiedzi.
- Jakie są twoje żądania?- spytałem.
- Nie używasz swojej mocy, chyba że dostaniesz pozwolenie. Zaczynasz trening od jutra. Codziennie wieczorem przychodzisz do mnie i zdajesz raport, nie tylko z całego dnia, ale z przeszłości. Nie atakujesz towarzyszy broni. Stosujesz się do moich rozkazów.- Wyrecytowała.- I najważniejsze, nie przyznajesz się do bycia moim bratem.
- Żądam dokumentów na potwierdzenie ostatniego faktu- burknąłem. Nie do końca jeszcze wierzyłem Charlie.
- A teraz pakuj manatki, przenosimy cię- oznajmiła Charlotte.- Jutro urządzę ci odpowiednio pokój. Kolacje są wydawane o dziewiętnastej.- Rzuciła do mnie wyciągnięge z kieszeni jabłko.- Ale dziś były kotlety.- Uśmiechnęła się.
Kobieta odsunęła ścianę, odkrywając wyjście i wskazała na nie ręką.
- Charlie?- mruknąłem, podchodząc do niej.
- Tak?- spytała, unosząc głowę do góry, by na mnie spojrzeć.
Położyłem dłoń na jej głowie i rozczochrałem jej włosy, które pokryły się cienką warstwą śniegu.
- Dzięki, siostruniu.
Zewsząd otaczały mnie lustra, zaś ja, oparty o ścianę zacząłem się w nie wpatrywać z powodu braku zajęcia. Gdybym miał swobodę ruchu, zapewne przeciągnąłbym się lub zwichrzył włosy, lecz na to mi nie pozwolono.
Szczerze mówiąc, nie dziwiłem się Zabójcom. Ostatecznie zbuntowałem się już dwa razy i to dość poważnie, nieufność była więc cechą naturalną. Aktualnie dałem sobie spokój z planami ucieczek. Wiedziałem, że Lucy żyła i nie była sama, a to było najważniejsze.
Usłyszałem zza luster ciche brzęczenie, a następnie głos Cesara:
- Killer się obudził, melduję, Killer się obudził- mruknął, lecz nie wiedziałem do czego. Widziałem tylko swoje lustrzane odbicie, lecz wyglądało na to, że on widział mnie bez problemu. Musiała to być jakaś specjalna odmiana luster.
- Przywódca zaraz się zjawi, zachowaj szczególne środki ostrożności- odpowiedział drugi, nieznany mi żeński głos.
Brzęczenie rozległo się ponownie, zaś ja ziewnąłem przeciągle i w miarę jak było to możliwe- ułożyłem się wygodniej.
- Jaka pora dnia?- spytałem, chcąc sprawdzić, czy Cesar rzeczywiście mnie słyszy.
- Wieczór- burknął pod nosem Waederson.- Spałeś około piętnaście godzin.
Rzuciłem okiem na ranę na boku. Była głęboka, to fakt, ale mimo wszystko po czymś takim nie zasnąłbym tak gwałtownie.
- Zatrute ostrze?- spytałem, unosząc brwi.
- Nie bez powodu nazywają mnie tutaj Trucicielem- prychnął blondyn.- Choć w porównaniu do innych i tak długo wytrzymałeś. Choćbym nie wiem jak chciał, nie mogę cię dobić- westchnął rozczarowany Cesar.
- Przykro mi, mam jeszcze do zrobienia parę rzeczy na tym świecie- odpowiedziałem mu. Nie wiedzieli więc, że już kiedyś umarłem i w pewnym sensie jestem nieśmiertelny, jeśli wierzyć zapewnieniom Lucka.
- Twoja śmierć byłaby korzystna dla ludzi, wiesz?- Odezwał się nagle.- Zwolniłaby się nam cela, nie mielibyśmy problemów, a ja nie miałbym upierdliwego więźnia, z którym są same problemy.
- Twoja śmierć także byłaby korzystna dla ludzi. Na placu zabaw zwolniłaby się huśtawka, ja nie musiałbym słuchać twoich dziecinnych dogryzek, a na świecie byłoby o jednego wyrośniętego dzieciucha mniej. - Odgryzłem się.
- Jeśli ktoś miałby cię zabić, to będę ja- warknął Cesar.
- Nie, jeśli miałbym zginąć, wolę, żeby to zrobił ktoś, kogo przynajmniej toleruję. Co nie zmienia faktu, że ty zginiesz z moich rąk- westchnąłem. Dlaczego to on musiał być w celi a nie chociażby James?
- Jeśli mielibyście zginąć, zrobiłbym to ja za jednym zamachem.- W pomieszczeniu pojawił się nowy głos. Znałem go.
- Bogu dzięki, nareszcie ktoś w miarę normalny- jęknąłem i wywróciłem oczami.
- Nie powiedziałbym tego samego o tobie- mruknął Rawliff.- Ale przyniosłem ci jabłka- oznajmił.
- Nie, dzięki, nie jestem głodny- burknąłem.
- Kotlety też mam!- Dodał żołnierz, szeleszcząc opakowaniem.- Każdy chyba lubi mięso?
- Wolę jabłka- rzuciłem, po zastanowieniu.
- Czy przywódca przyjdzie?- spytał Waederson.
- Tak, czeka za drzwiami- odpowiedział James.- Muszę tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Więzień zamknięty na pięć zamków, skuty łańcuchami, nie widzi nas. Ponadto osłabiony zatrutym ostrzem.- Poinformował Cesar.
- Nie byłbyś sobą, gdybyś mu czegoś nie zrobił- westchnął Rawliff.- Zaś ty- zwrócił się do mnie- nie byłbyś sobą, gdybyś się nie zbuntował.
Prychnąłem w odpowiedzi.
- Broń w gotowości, przywódca może przystąpić do akcji- oznajmił blondyn.
- Przywódco...- Zaczął James, a ja usłyszałem cichy, stłumiony kobiecy głos. Stanowczy, lecz jednocześnie nieśmiały.
- Wyłączcie mikrofon.
Zostałem pozbawiony kontaktu ze światem. Pozostały tylko otaczające mnie lustra i szum z głośników, rozmkeszczonych najprawdopodobniej gdzieś przy suficie. Wlepiłem wzrok w podłogę.
- Spójrz na mnie.- Usłyszałem ponownie kobiecy głos. Słyszałem go już kiedyś, lecz nie pamiętam, gdzie.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Niech im będzie, w obecności przywódcy będę grzeczny i potulny jak baranek. Uniosłem głowę do góry.
- Otwórzcie drzwi.- Rozkazała kobieta.
- Ale przywódco...- Zaczął Cesar, podnosząc głos.
- Już!- Wrzasnęła.
Przywódczyni podjęła decyzję po samym zobaczeniu mnie?
- Może zaatakować.- Powiadomił ją James.
- Wyłącz lustra, wydłuż łańcuchy i oświetl go- dodała kobieta, a tuż obok rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Zdołałem zanotować, że dobiegał z prawej strony.
Lustra zniknęły, a zamiast nich zobaczyłem białe ściany. Światło wparowało do klatki, w której trwałem, oślepiając mnie nieco.
Ściana po prawej uchyliła się lekko. Natychmiast odwróciłem głowę i wstałem, by ujrzeć sławnego przywódcę Zabójców Cieni. Wiedziałem, że była nią kobieta. Jak jednak wyglądała i czy miałem szanse w walce z nią?
Wodziłem więc wzrokiem po powoli uchylającej się ścianie.
- Nie patrz!- warknęła kobieta. Teraz jej głos wydawał się być bardziej władczy. Przewróciłem teatralnie oczami i z rozczarowaniem obróciłem wzrok.
Drzwi zaskrzypiały i zatrzasnęły się, a ja delikatnie obróciłem głowę.
- Jeszcze raz, a ukręcę ci łeb- syknęła przywódczyni, a jej kroki zbliżały się do mnie. Naliczyłem ich tylko trzy, ostatecznie salka była malutka.
Była za mną, tak podpowiadała mi intuicja. Miała znaczną przewagę.
- Nie ruszaj się- powiedziała już spokojniej, a ja wyczułem, że wyciąga w moją stronę rękę.
Przechyliłem głowę na lewo, mógł to być cios.
- Nic ci nie zrobię- westchnęła kobieta.- Nie ruszaj się.
Przystałem na jej prośbę i poczułem, jak drobna i chłodna dłoń odkrywa moją szyję. Jej ruchy były przesadnie delikatne. Powiodła chwilę palcem po szyi i oderwała dłoń od mojego ciała.
- Zerwijcie łańcuchy- wyszeptała cicho, jakby z niedowierzeniem. Metal pętający moje dłonie zniknął i schował się w ścianie, hałasując trochę.
O co chodziło tej kobiecie?
- Odwróć się i patrz w ścianę przed tobą- rozkazała.
Wykonałem rozkaz. Patrzyłem przed siebie, a mój wzrok ogarnął czubek kruczoczarnej czupryny przywódcy.
Zapewne przykucnęła, by nie zdradzać swojego oblicza. Poczułem zimne ostrze noża przy gardle.
- Imię i nazwisko- rzekła.
- Emil Kiosk- odparłem mechanicznie.
Po długiej, niezręcznej ciszy dziewczęcy pisk odbił się od ścian pomieszczenia, a cienkie ręce owinęły się wokół mojej szyi.
Chciałem coś zrobić, ale nie mogłem. Ten gest zaskoczył mnie na tyle, że trwałem nieruchomo, chociaż dłoń obok wymachiwała nożem- nie wiedziałem czy z radości czy z gniewu.
- Emi!- zawołała radośnie dziewczyna, obejmując mnie mocno za szyję.
Oderwałem ją od siebie i przycisnąłem do ściany, wytrącając z ręki nóż. Do sali wparowali James i Cesar.
- Stójcie.- Wychrypała nagle przez zaciśnięte gardło przywódczyni.
Zarówno żołnierze, jak i ja popatrzyliśmy na nią zdziwionym wzrokiem. Obluzowałem nieco uścisk.
- Charlotte.- Przedstawiła się, mierząc mnie wzrokiem. Nareszcie mogłem ją w pełni zobaczyć.
Była zaskakująco niską i szczupłą kobietą, której kruczoczarne włosy spływały delikatnymi falami na plecy. Jej oczy były koloru błękitu, a blada cera dodawała uroki. Ubrana była w zwykły czarny podkoszulek i leginsy. Pod żadnym względem nie przypominała przywódcy. Spodziewałem się raczej wysokiej kobiety koło czterdziestki o zimnym i surowym wyrazie twarzy.
Miałem wrażenie, jakbym skądś ją znał.
- Nie pamiętasz mnie?- zapytała, przechylając lekko głowę. Pokręciłem przecząco głową.
- Charlotte...- Zaczął nerwowo James, trzymając w gotowości ostrze. Martwił się o nią. Wyglądał tak, jakby miał mnie zaatakować, gdybym zacisnął więzi na szyi mocniej. Cesar obserwował tylko sytuację, lecz nie przejmował się nią zbytnio.
- Daj mi chwilę.- Kobieta chwyciła nagle moje dłonie i oderwała je od swojego gardła, zarzucając przyjacielsko rękę na moje ramię.- Chciałabym porozmawiać z braciszkiem.
Rawliff wytrzeszczył szeroko oczy, a ja prychnąłem z nieudanego żartu. Odrzuciłem dłoń kobiety i oparłem się o ścianę.
- Wyjdźcie- warknęła do podwładnych.
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, zaśmiałem się nerwowo.
- Rozumiem, że najgorzej nie wyglądam, ale nie zostanę twoim bratem- prychnąłem.
- Jesteś nim od dawna- mruknęła Charlotte i usiadła po turecku na podłodze, wpatrując się we mnie.
- Nie mam siostry- burknąłem, mrużąc oczy. A przynajmniej nie pamiętam, żebym miał.
- Jestem od ciebie starsza o siedem lat- rzuciła kobieta.
Starsza? Patrząc na perspektywę ostatnich minut to ja byłem poważniejszy i bardziej odpowiedni na starszego brata.
- Nigdy nie miałem siostry- warknąłem, zdenerwowany jej natrętnością .
- Najwcześniejsze wspomnienie?- spytała mnie.
Westchnąłem, decydując się na jak najszybsze zakończenie tej rozmowy.
- Przeniesienie do wujka z domu rodzinnego. Pięć lat- burknąłem cicho.
- To prawda.- Potwierdziła Charlotte.- Lecz pięć lat swojego życia spędziłeś ze swoją rodziną. Mamą, tatą i mną.
Wywróciłem oczami.
- Kiedy miałeś trzy lata, a ja dziesięć, postanowiliśmu pobawić się w fryzjera. Włosy sięgały ci z tyłu aż do ramion i obcięłam je krócej. Tyle że przy jednym cięciu nożyczki zatopiły się w ciele. Rana nie chciała zagoić się przez dwa lata, ba, blizna została do dziś.- Zaśmiała się.
Sięgnąłem dłonią do szyi, gdzie faktycznie coś wyczułem. Nigdy wcześniej nie zwracałem na to uwagi.
- Charlotte Kiosk.- Oznajmiła.
Powoli coś zaczęło do mnie docierać. Faktycznie, w moich wspomnieniach pojawiła się druga osoba, zaskakująco podobna do Charlotte. Naprawdę... miałem siostrę?
- Charlie- wymówiłem cicho imię siostry. Uwierzyć w to? Wszystko jednak wskazywało, że kobieta mówiła prawdę.
- Od małego się sprzeczaliśmy, wiesz? Nie było dnia, żeby któreś z nas nie płakało z powodu drugiego. Rodzeństwo, które codziennie się biło, przekomarzało, kłóciło, ale kiedy przyszła chwila rozstania, obydwu nam zrobiło się smutno. Kiedy miałeś pięć lat musieliśmy oddać cię do wujka, podczas gdy mnie wysłano do babci. Tata narobił sobie problemów u Cieni, a mamy, mnie i ciebie nie chciał w to mieszać. Wiesz, mama chciała jechać z tobą, ostatecznie byłeś jeszcze dzieckiem, ale ojciec powiedział, że sobie poradzisz. Nigdy nie sądziłam więc, że jeszcze cię ujrzę. A jednak!- Uśmiechnęła się promiennie.
Tak, pamiętałem to. Były to niewyraźne przebłyski, ale wskazywały na to, że słowa kobiety były prawdziwe.
Wzruszyłem ramionami.
- Okej- powiedziałem. Nie przychodziła mi do głowy żadna sensowna odpowiedź.
Charlotte wstała i udała, że zakasa rękawy do pracy, po czym uśmiechnęła się łobuzersko.
- A teraz dostaniesz karę za niewierzenie siostrzyczce!
- Prędzej zetrę cię na drobny mak!- prychnąłem pewny siebie.
- Nie zapominaj, że jestem starsza!- Kobieta przemknęła błyskawicznie przez dzielącą nas odległość i wymierzyła mi cios w brzuch, posyłając mnie na ścianę. Zmierzała teraz w moją stronę, wyciągając zza pasa nóż.
- A ja wyższy!- Chwyciłem jej wyciągniętą do góry w geście ataku dłoń i wykręciłem tak, aby Charlotte patrzyła w ścianę, a nie na mnie.
- Wysoki do nieba, a głupi jak trzeba- zaśmiała się kobieta i mocnym szarpnięciem wyrwała się z objęć i posłała kolejnego kuksańca w brzuch.
- Jednak kurdupel pozostanie kurduplem.- Po raz pierwszy zaśmiałem się. Szczerze i prawdziwie zaśmiałem się. Pomimo tego, że byłem zakmnięty w sali przypominającej klatkę, okazało się, że mam siostrę, prawdziwą siostrę. Uchyliłem się przed jej ciosem posłanym w głowę i chwyciłem za nogi, by pociągnąć je ku sobie; w rezultacie Charlie utraciła równowagę i upadła nie tak jak przewidywałem: do tyłu, lecz na mnie.
- Małe jest piękne!- Zaświergotała, wdrapując się na moje plecy.
- Aczkolwiek lubię wysoko mierzyć!- Wstałem, oczekując, że Charlotte spadnie z mojego grzbietu, nie mając punktu zaczepienia.
- Twoje ambicje są chyba ciut za wysokie- mruknęła kobieta, obejmując mocno rękoma moją szyję. Wyjęła trzymany między zębami nóż, uchwycony, kiedy nie widziałem i przyłożyły mi go do gardła.
- Ktoś tu chyba ma tyci problem!- Odrzekliśmy jednocześnie po chwily ciszy, śmiejąc się.
Charlie nie miała zamiaru ze mnie zejść.
- A teraz porozmawiamy na poważnie- mruknęła, gramoląc się po dłuższym czasie.
- O czym?- prychnąłem.
- Chciałbyś dołączyć do Zabójców Cieni?- spytała, patrząc mi w oczy.
- Nie.- Spuściłem wzrok.
- Dołączyć do siostrzyczki?- Kontynuowała.
- Nie!- prychnąłem. Jakby miało mnie to zachęcić.
- Jeśli pozostaniesz tutaj i nadal będziesz się buntował, zginiesz.
Wzruszyłem ramionami.
- Tak dla wszystkich będzie lepiej.
- Nie, nie będzie!- Wrzasnęła Charlotte.
- Dlaczego więc nie będziesz dobrą siostrzyczką i nie uniewinnisz swojego brata?- Uśmiechnąłem się do niej sztucznie.
- Nie jestem dobrą siostrą- mruknęła.
- Więc ja nie jestem dobrym człowiekiem i nie dołączę do was.- Oparłem się o ścianę i założyłem ręce na piersi. Lód powoli zaczął pokrywać moje ramiona.
Charlotte przyglądała się temu zjawisku z nieukrywaną ciekawością.
- Nie jest ci zimno?- spytała.
Pokręciłem głową.
- To tak, jakby lód płynął w twoich żyłach- wyszeptała, jakby bała się, że lada chwila spłoszy tą błyszczącą, białą wiązkę.
Uśmiechnąłem się łobuzersko pod nosem i uniosłem otwartą dłoń w jej stronę, a kumulująca się w nim moc wystrzeliła. Usłyszałem, jak Charlie wstrzymała oddech.
Odłamek uderzył jednak o ścianę i roztrzaskał się. Nie planowałem zaatakować kobiety. Wyglądało na to, że jednak jest moją siostrą.
- Teraz już wiesz, dlaczego chcę tu zostać- wyznałem. Nagle zrozumiałem wszystkie moje poczynania. Teraz spotkanie z Lucy wydawało mi się błędem, wielkim błędem. Mogłem ją skrzywdzić.
- Piękne- wyszeptała Charlotte.- To było piękne!- powtórzyła.
- Niebezpieczne- poprawiłem ją.- Żyć z czymś takkm jest przekleństwem.
- Nie, to jest darem!- Zaprzeczyła kobieta.
- Zamierzasz się o to kłócić?- westchnąłem.
- I tak byś przegrał- prychnęła siostra.
Wywróciłem oczami w odpowiedzi.
- Ta moc mogłaby nam pomóc w walce z Cieniami- oznajmiła.- Jest potężna.
- Nie mam nad nią kontroli. Jest groźna!- warknąłem.
- Nauczysz się nią władać.
- Nie. Nie podołam- mruknąłem.
- Tak samo mówiłeś, gdy dwanaście lat temu uczyłeś się czytać. Ostatecznie nie jesteś analfabetą, tak?
Zamilkłem. Starsze siostry zawsze tak pyskują?
- Więc?- spytała ponownie Charlotte.- Dołączysz do nas?
- Może- mruknąłem, odwracając wzrok.- Pod pewnymi warunkami.
- Też mam ich parę.- Odpowiedziała kobieta.
- Żądam wypuszczenia z celi- oznajmiłem.
- Przeniesiemy cię do normalnego pokoju, ale będziesz pod stałym nadzorem.
- Żądam wyjścia na powietrze.
- Jeśli będziesz grzeczny, pozwolę ci, ale z obstawą- odpowiedziała.
- Żądam mniej godzin z Cesarem.- Przedstawiłem ostatnie aktualnie żądanie.
- Nic nie poradzę, że chłopak się do ciebie klei jak muchy do mucholepu!- prychnęła.
- Nie kleję się do niego!- warknął z mikrofonu żołnierz.
Charlotte zaśmiała się w odpowiedzi.
- Jakie są twoje żądania?- spytałem.
- Nie używasz swojej mocy, chyba że dostaniesz pozwolenie. Zaczynasz trening od jutra. Codziennie wieczorem przychodzisz do mnie i zdajesz raport, nie tylko z całego dnia, ale z przeszłości. Nie atakujesz towarzyszy broni. Stosujesz się do moich rozkazów.- Wyrecytowała.- I najważniejsze, nie przyznajesz się do bycia moim bratem.
- Żądam dokumentów na potwierdzenie ostatniego faktu- burknąłem. Nie do końca jeszcze wierzyłem Charlie.
- A teraz pakuj manatki, przenosimy cię- oznajmiła Charlotte.- Jutro urządzę ci odpowiednio pokój. Kolacje są wydawane o dziewiętnastej.- Rzuciła do mnie wyciągnięge z kieszeni jabłko.- Ale dziś były kotlety.- Uśmiechnęła się.
Kobieta odsunęła ścianę, odkrywając wyjście i wskazała na nie ręką.
- Charlie?- mruknąłem, podchodząc do niej.
- Tak?- spytała, unosząc głowę do góry, by na mnie spojrzeć.
Położyłem dłoń na jej głowie i rozczochrałem jej włosy, które pokryły się cienką warstwą śniegu.
- Dzięki, siostruniu.
:O
OdpowiedzUsuńSiostra???
Wtf???
Czekm na wyjaśnienia... I na kolejne spotkanie z Emila z Lucy <3
Dużo weny i żelków życzę
Żelcio
Podczas reklamy już chyba trzeciej przy oglądaniu "Przeminęło z wiatrem", gdy mam zebraną część materiałów do pracy semestralnej, mogę z czystym sercem wziąć się do czytania.
OdpowiedzUsuń"Gejuch James"? Ja chyba muszę z Naff porozmawiać.
Lustra weneckie! Ach i wszystkie seriale kryminalne mi się przypomniały :3
"Choćbym nie wiem jak chciał, nie mogę cię dobić- westchnął rozczarowany Cesar." - och, biedny, bezradny Cesar nie radzi sobie z Emilką. Chyba pożyczę mu moją piłeczkę antystresową.
" - Jeśli mielibyście zginąć, zrobiłbym to ja za jednym zamachem." - James <3
"rozmkeszczonych" - rozmieszczonych? :D
"dodawała uroki" - chyba "uroku" :P
"Nic nie poradzę, że chłopak się do ciebie klei jak muchy do mucholepu!- prychnęła.
- Nie kleję się do niego!- warknął z mikrofonu żołnierz." - leżę! To jest świetne! :D
Oooo, Emilka ma siostrę! Odnalezioną pod latach i akurat jest ona przywódcą Zabójców Cieni. To nie jest przypadek, prawda?
Dobry rozdział, przyjemnie się czyta :) Tylko za mało Jamesa jak dla mnie.
Czekam na nn ^^
Dokładnie. Śmiertelna była względnie spokojna, a tu wszystko robi wielkie JEEEEEEEEEEEEBUUUUUUUUUUUUUUUUT!
OdpowiedzUsuńTak! James to gejuch, Cleo i pogódź się z tym, bo zdania nie zmienię ohohoh.
Cesar-truciciel. Not bad. Współczucia dla Emilki. Zawsze dostaje wpierd*#&#**($*()#. Ponoć do trzech razy sztuka! Uciekaj! Jak na skrzydłach! Jupiiii!
Pojazd Emilki o placu zabaw był zabójczy!
I teraz sobie tak pomyślałam, że James może być zakochany w Charlotte. Tak mi jakos podeszło do głowy!
Szczerze? Nawet mnie nie zaskoczyło, że Charlotte to jego siostra XD. Jak się tak na niego rzuciła to miałam właśnie takie zaskoczenie! :o
Szarlotka Kiosk. Huehueheu. To brzmi tak, jakby ktoś sprzedawał ciasto w kiosku XD! Nazwisko Emila zawsze mnie bawiło.
Nie ma to jak pierwsza kłótnia od lat i tłuczenie siebie nawzajem na kwaśne jabłko huehue.
Ja bym tam jej nie dziękowała. Nie chciałabym zostac zmuszona do dołączenia do jakiejś dziwnej organizacji, gdzie jest dzieciuch i gejuch :o. Bałabym się.
Trochę szybko zadziałała ta więź między nimi, ale uważam, że rozdział jest jak najbardziej fajny C: czekam na następny iiiiiii... CHCĘ JEŹDZCÓW CHAOSUUUUUUUUU!
nie zaskoczenie, tylko skojarzenie* (odnośnie zdania, że Charlotte to Emila siostra XD). Ech, za późno dla mego makaronowego mózgu.
Usuń