środa, 26 listopada 2014

Jestem Demonem- odsłona pierwsza

One-shot pisany na konkurs biblioteczny. 
Tematyka: "Przyjaźń nie jedno ma imię"
Max. ilość stron: 4 strony A4 czcionką 14 pikseli
________________

Tak właściwie jest to druga odsłona przygód Marleny Baniak, Marty Ogródek i Aleksandry Bratek, ale to działo się przed akcją z demonem Adrianem, więc to wstawiam jako pierwsze. Nie wiem, czy praca jest w ogóle na temat, ale godzinę myślałam nad początkiem. Jutro zapytam, czy taki twór będzie podlegał ocenie. Miłego czytania. :)

Ps. One- shot nie ma nic wspólnego z fabułą Łowcy Czasu.
________________

Dziękując Naffowi, za jej krzepiące rozmówki, między innymi te o Grunwaldzie, które zainspirowały mnie do końcówki.
Na Grunwald!

Szara rzeczywistość od zawsze przytłaczała mnie swoim ciężarem. Ot, kolejne nudne dni wyjęte z mojego szkolnego życia. Wstań, przeżyj, idź spać. Codziennie to samo. Samotność, nudne lekcje, niezrozumiałe, wręcz dziwne sny. Rutyna odciskała w moim życiu wyraźne piętno, które nie dodawało choćby najmniejszego uroku.
Gdy zastanawiałam się nad moim życiem, wiedziałam, że jest nudne. Nawet nie przeciętne- po prostu nudne. Żadnych przygód, żadnych ciekawych rozmów, żadnych przyjaciół. Wszyscy zapoznali się już na rozpoczęciu roku, podczas gdy ja wpatrywałam się w okno, jakby czekając, aż ktoś podejdzie do mnie. W rzeczywistości nie miałam odwagi, żeby przedstawić się innym. Pozostali też jakoś niespecjalnie chcieli mnie poznać. Powodem mogły być wyrośnięte kły, zaskakująco blada twarz i intensywnie zielone oczy, które- według zapewnień mojego brata- potrafiły przejrzeć ludzi na wylot. Ponadto mój śmiech był rodem z horroru, a uśmiech przypominał grymas radosnego psychopaty.
Kiedy myślałam już, że utknęłam w ciemnym, przerażającym tunelu- sama, bez żadnych szans na przetrwanie- jak nikłe światło pojawiły się one.
Deszcz bębnił niemiłosiernie o asfalt, a ja kroczyłam przez zatłoczone ulice, żałując, że akurat dziś nie wzięłam z mieszkania parasola. Przemokłam do suchej nitki, a chowanie ważnych notatek z wykładów pod kurtką nie pomogło. Kochałam deszczowe dni, ale dziś działało mi to na nerwy. Brnęłam przez zlepek ludzi, uciekających przed deszczem, zapatrzona w swoje buty przesiąknięte bez reszty wodą. Mogłam spodziewać się co najmniej kataru po takim spacerze w deszczu.
Zapatrzona w asfalt, nie spostrzegłam, że stojące przede mną osoby nie zamierzały zejść mi z drogi. Zderzyłam się z nimi, odzyskując równowagę i unikając tym samym upadku w wielką kałużę obok. Ściągnęłam brwi i spojrzałam spode łba na przeszkodę, na którą natrafiłam. Były to trzy dziewczyny, z czego jedna przyglądała mi się z troską. Miała proste włosy koloru czekolady zmieszanej z keczupem, co było bardzo oryginalnym połączeniem. Ubrana była w szary płaszcz, spod którego wystawała różowa koszulka w białe groszki. Na nogach widniały czarne trampki, które jednak nie wyglądały na bardzo przemoczone. Jej jasnoniebieskie oczy zlustrowały mnie bacznie wzrokiem, a jej blada dłoń powędrowała w stronę kieszeni.
Pozostała dwójka nie była mniej osobliwa. Dziewczyna po mojej prawej, o kasztanowych włosach do łopatek i szarych oczach miała obok swoich smukłych nóg odzianych w proste, czarne spodnie odkurzacz. Tak, jeden z droższych odkurzaczy w kolorze niebieskim. Zaciskała mocno dłoń, której paznokcie pomalowane były na szaro na pistolecie podłączonym do odkurzacza i skupiała się bardziej na nim, niż na mnie.
Ostatnia z winowajczyń miała ognistoczerwone włosy i ubrana była w czarny płaszcz do kolan z licznymi kieszeniami . Na głowie ujrzałam kapelusz w tej samej barwie. Jako jedyna z trójcy mierzyła mnie odrobinę nieprzyjaznym spojrzeniem, a w ręce trzymała patelnię i uderzała nią o otwartą dłoń.
- Nic ci nie jest?- spytała panna Keczupowe Włosy.
Prychnęłam cicho pod nosem i zrobiłam krok do przodu, chcąc jak najszybciej wyminąć dziewczyny i jak najszybciej znaleźć się w ciepłym i suchym mieszkaniu, lecz panna Patelnia zastąpiła mi drogę i spojrzała w moje oczy, mrużąc je. Nie uciekła wzrokiem, tak jak inni. Ale nie napawała mnie też przerażeniem, może z wyjątkiem tego, że trzymała w ręce patelnię.
- Nie- mruknęłam, spuszczając wzrok z niezadowoleniem. Raz w życiu pragnęłam kogoś odstraszyć i nie udało mi się to, podczas gdy robiłam to codziennie, nie chcąc tego.
Dziewczyna wpatrująca się w odkurzacz podniosła wzrok i przyjrzała mi się, bębniąc palcami po spuście pistoletu. Jej towarzyszki także utkwiły we mnie wzrok, a ja poczułam się przez to odrobinę niezręcznie.
- Jesteś demonem!- wykrzyknęła ta na środku i klasnęła w dłonie.
Zaśmiałam się, zwracając na siebie uwagę przechodniów. Nigdy nie śmieszyły mnie żarty, ani śmieszne sytuacje, ale tak irracjonalne stwierdzenie mogłam podsumować tylko śmiechem.
- Nie jestem żadnym demonem- warknęłam.
- Powiedz to swoim przyjaciołom, których załatwiłyśmy przez te wszystkie lata- prychnęła ognistowłosa, przymierzając patelnię do ataku. Wyglądało to komicznie.
- Wracam po prostu z wykładów do domu i moknę przez was na deszczu, wystarczy?- burknęłam, bacznie obserwując ich ruchy.
- Każdy demon tak mówił, zanim nie zniknął na dobre- odpowiedziała dziewczyna po prawej i wycelowała we mnie swoją broń. Wyglądała na to, że brała to na poważnie.
- Demony nie istnieją- prychnęłam.
- Ona nie jest demonem.- Usłyszałam cichy głosik zza moich pleców. Należał do niskiej, siedmioletniej dziewczynki o atramentowych włosach. Ubrana w płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze, wybiegła przede mnie i rozłożyła rączki, broniąc mnie.- Ja nim jestem.- Oświadczyła.
Kobieta trzymająca pistolet opuściła go na chwilę i spojrzała pytająco na towarzyszki. Najbledsza z nich pokiwała głową, na co błękitne światło wystrzeliło w stronę dziecka i sprawiło, że zniknęło ono z powierzchni ziemi, zmieniając się w jasną mgiełkę.
Zmierzyłam dziewczyny wrogim spojrzeniem. Zabiły dziecko, nie mając podstaw do morderstwa i chciały zabić także mnie, nawet jeśli nie wiedziałam, co tu było grane. To tak jakby na dzień dobry powiedzieć komuś „Hej, muszę cię zabić”.
- O co wam chodzi?- warknęłam, czując narastającą we mnie złość.
- Marta Ogródek, Czyścicielka i przywódca Zabójców Demonów.- Przedstawiła się dziewczyna o kasztanowych włosach.
- Aleksandra Bratek, profesor demonologii i Zabójca Demonów- dodała ognistowłosa miłośniczka patelni, czekając w gotowości.
- Marlena Baniak, studentka, Zabójca Demonów i półdemon- zaświergotała kobieta pośrodku.- A jako Zabójcy Demonów powinnyśmy cię zlikwidować, jako że jesteś przedstawicielem tej rasy.
- Nie, nie jestem!- Oburzyłam się.
Marta znów wycelowała we mnie bronią, ale Marlena chwyciła jej rękę i przyglądnęła mi się raz jeszcze.
- Zaczekaj.- Powstrzymała ją.- Ona naprawdę nie wie, co się tutaj dzieje. I wygląda całkiem przyjaźnie.
Prychnęłam cicho pod nosem, w duszy ciesząc się jednak z gestu panny Baniak. Zastanawiało mnie, czy robiła to dlatego, że w połowie była demonem i chciała uratować mnie, sądząc, że jestem demonem.
Marta schowała z rozczarowaniem pistolet, zaś Ola nadal trzymała w dłoni patelnię, nie chcąc się z nią rozstawać.
- A może miałabyś ochotę na ciastko pod Grunwaldem?- spytała Marlena.
Chwilę zajęło mi przetwarzanie jej słów. Musiałam przypomnieć sobie przytulną kawiarenkę niedaleko o wdzięcznej nazwie Grunwald. Nie odwiedzałam jej często z powodu małej ilości wolnego czasu.
- Zważając na to, że nie znam was i że chciałyście mnie zabić: oczywiście!- mruknęłam z sarkazmem.
- Demony należy wyplenić z ludzkiego społeczeństwa- burknęła profesor Bratek.- Inaczej opętają one ludzi, przyczyniając się do naszego upadku.
- Nie jestem demonem!- warknęłam, ale im częściej to powtarzałam, tym mniej wierzyłam własnym słowom.
- Zaufaj nam.- Oznajmiła Marta spokojnym głosem, patrząc mi w oczy. I choć wiedziałam, że nie znałam tych dziewczyn i że były one bardziej niż dziwne, poczułam z nimi więź, jakiej do tej pory nigdy nie czułam. Czy to właśnie była przyjaźń?
- Dobrze- wyszeptałam, nie wierząc w swoje własne słowa. Miałam przeczucie, że ta znajomość przerodzi się w coś więcej.
- Co powiecie na ciepłą herbatę?- spytała Marta, momentalnie rozpromieniając szczęściem.
- Nie pogardzę!- Odpowiedziała Aleksandra, również rozpogadzając się.
Dziewczyny spojrzały na mnie pytająco,  a ja skinęłam głową, uśmiechając się mimo woli. Marlena zaśmiała się cicho pod nosem i uniosła dłoń zaciśniętą w pięść do góry.
- Na Grunwald!- wykrzyknęła.




4 komentarze:

  1. "Ponadto mój śmiech był rodem z horroru, a uśmiech przypominał grymas radosnego psychopaty." - krewna Nathiela? :D
    Kasztanowowłosa ma szare oczy... Czyżby wzorowane na pannie R. Bennett? :D
    Odkurzacz? Niebieski? Koło siebie na chodniku? Hahahahaha :D
    Jak żeby można było pominąć patelnię?
    Sally?
    Herbatka <3

    Na Grunwald!

    Nie jestem pewna, czy jest tu coś o przyjaźni, za to demony, demony wszędzie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahahaha XDD ogólnie pierwsze opisy przypominają mi Laurę - normalnie ta zieloność oczu i bladość skóry!
    Czekoladowo-keczupowe włosy :OOO? Nie mogę sobie tego wyobrazić. O, matko! Ten smak! Ten wygląd XDDD. Nie chciałabym zdegustować takich włosów ohoho.
    ODKURZACZ XDDD? SERIOOOO?
    Ja bym tego fragmentu nie wiązała za bardzo z przyjaźnią, ale wiem, że miałaś ograniczoną ilość stron. Na pewno jest to dosyć zaskakujący zaczątek przyjaźni XD. Ojej, jako jedyna Marlena nie chciała cię zabić! To takie w moim stylu. Ta łaska XD. Fragment bardzo ciekawy, szczególnie początek!
    A teraz wracam do nauki o tkankach D: weszłam tu specjalnie dla ciebie, a jutro mam kolokwium XDDD.

    OdpowiedzUsuń
  3. A poprzednie rozdziały nadrobię oczywiście na weekendzie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmmm... Czyżby nowe opowiadanko??? :D Podoba mi się :P
    Patelnie, patelnie, wszędzie patelnie... Cóż ci się dzieje, moja droga??? Klinika psychiatryczna Żelcio SA wyleczy cię z twojej dolegliwości :D Albo nie, bo patelnie w twoich opowiadaniach zapowiadają świetną akcję XD
    Świetne :) Aż się palę na tą następną część, którą, mam nadzieje, wstawisz niedługo :D

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^