poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział trzeci: "Pierwsze lody przełamane".

NOTKA OD AUTORA:
Muszę przyznać, czuję, że zepsułam te opisy. Starałam się je naprawić, ale niestety nie zdołałam.  Szybko napisałam ten rozdział, pisało mi się go dobrze: o dziwo nie potrzebowałam długiej przerwy po napisaniu drugiego. Pozostaje jeszcze rozwiązać sprawę VBA i zaprosić do czytania rozdziału.

EDIT- aktualizowano zakładki "Bohaterowie" (z małymi spoilerami) oraz "O łowcy", gdzie można spodziewać się wierszyków. :)

*VERSATILE BLOGGER AWARD*
Zasady Versatile Blogger Award:
1. Podziękuj nominującemu. 
2. Pokaż nagrodę Versatile Blogger Award na swoim blogu.
3. Ujawnij 7 faktów o sobie.
4. Nominuj 7 (lub więcej) blogów, które na to zasługują.
5. Poinformuj o nominacji autorów blogów.

Dziękuję więc za nominację ThingsInsideOfMe. 
Jeśli już mam pokazać nagrodę, to nie pokażę, bo mam lenia.

Nominuję;
nikogo nie nominuję, bo mam lenia. Tak. 

A jeśli chodzi o fakty o mnie;
1. Z tego co pamiętam, tylko raz w życiu użądliła mnie pszczoła. Byłam takim malutkim króliczkiem i bawiłam się wtedy w mojej ukochanej piaskownicy przed domem, po czym gdy zauważyłam, że coś mnie użądliło- od razu w bek i do mamy. Potem przykładanie cebulą i wizyta u lekarza: bo ukąszenie na całe udo nie jest chyba normalne? Skończyło się na tym, że dowiedziałam się o uczuleniu na użądlenia os i pszczół.
Co najlepsze, po wszystkim zarzekałam się, że ta pszczoła była moją przyjaciółką i że nie potrzebnie ją mój kuzyn zabił.
2. Zazwyczaj śmieję się bezgłośnie, przez co wyglądam przerażająco, jak ktoś kiedyś stwierdził i nie umiec piszczeć na zawołanie.
3. Mojego pierwszego chomika wykąpałam w małym pojemniczku, bo naoglądałam się za dużo "Zakochanego Kundla 2", a zwłaszcza sceny mycia Chapsa. Skończyło sięna tym, że chomik pożył jeszcze dość długo, a ja przestałam oglądać Kundelka na długo.
4. W zerówce pani siadała mnie na krześle i dawała do rąk książkę, abym poczytała ją innym dzieciom.
5. Rok temu na koncercie noworocznym wzięto mnie za chłopaka, gdyż miałam włosy ścięte na Kożuchowską, a przebrana byłam za pastuszka, bo strój kombinowany na szybcika. Po tym incydencie postanowiłam nigdy już nie ścinać włosów krócej niż do brody.
6. W drodze z Dolnośląska do Pragi śmiałam się bezustanku, a to wszystko dzięki Niekrytemu Krytykowi w odsłonie Dobranocnego Ogrodu i mojej kochanej Mace- Pace, Sarze. Nigdy nie zapomnę tego obozu, kiedy ganiałyśmy do pokoju chłopaków i pytałyśmy, dlaczego mają serduszka na drzwiach.
7. Choć nazywam się Króliczkiem, wcale nie jestem do niego podobna. Nie lubię marchewek, nie jestem szczególnie urocza, nie mam długich paznokci do wydrapania czyichś oczu, nawet na nazwisko nie mam Króliczek *i tutaj wasze życie legło w gruzach*. Jedyne, co mnie z nimi utożsamia to to, że na wakacjach u cioci zawsze się nimi opiekowałam u głaskałam, trzymając na rączkach i pokochałam je. I być może łączy mnie też z nimi para dość sporych kłów.
A teraz indżoj de rozdział.
______________________________________
          Przy blacie stała wysoka kobieta, ubrana w długi, niebieski sweter przywodzący na myśl kolor bezchmurnego nieba i czarne getry, podkreślające smukłe nogi ubrane w podniszczone, wygodne klapki. Jej niesamowicie jasne włosy opadały lekkimi falami na plecy i podrygiwały przy każdym jej ruchu. W ręce trzymała drewnianą łyżkę, którą intensywnie mieszała w wielkim, czerwonym garnku, jednocześnie zerkając kątem oka na drugi, mniejszy i sporych rozmiarów patelnię.
          Wokoło czuć było cudowny zapach domowego obiadu.
          Przyglądałam się kobiecie przez dłuższą chwilę, po czym stwierdziłam, że widziałam ją już w pierwszym odcinku tej dziwnej serii snów.
          Niespodziewanie z mojego gardła wydostał się dziecinny głos, znużony wyczekiwaniem:
          - Kiedy będzie obiad?- mruknęłam, wbrew mojej woli. Wydawało się, że tym snem nie mogę kontrolować, lecz muszę podporządkować się jego woli.
          - Jak ziemniaki się ugotują- mruknęła w odpowiedzi kobieta, dalej wpatrując się w garnki. Ujrzałam, jak kąciki jej ust lekko się uniosły.
          Chwilę po tym całość zakryła ciemność, a ja wróciłam do brutalnej rzeczywistości.
~ ∞ ~

In this beautiful cruel world,we merely keep on asking "why" we're alive and living... 

Ah, with this strength and this weakness, 
if we no longer possess any rationality, 
just what are we protecting?
          ~Utsukushiki Zankoku na Sekai, "This Beautiful Cruel World"

          - Jeśli ta dziewczyna jeszcze raz zemdleje, przyrzekam ci, mała gówniaro, że wykupię wszystkie żelki świata i zjem je na twoich oczach, a następnie zabiję cię, nabijając na żelkowy miecz!- Lucyfer piorunował wzrokiem śmiejącą się Sally, a ja otworzyłam oczy szerzej.
          Starałam się przypomnieć, co przed chwilą miało miejsce. Gdy odkryłam, że było to wspomnienie całkowicie poważnej twarzy Lucka i wychodzących z jego ust słów " Lucy, tak naprawdę nigdy nie przeżyłaś trzech żywot, ale jeden" czy też jeszcze bardziej niedorzecznych "twoi rodzice nadal żyją".
          Zastanawiałam się cicho nad autentycznością tych zdań. Czy jest to możliwe, aby doskonale uknuć intrygę? By wszystko zaplanować tak, aby jego ofiara nic nie dostrzegła? Czy jest możliwym okłamać kogoś, kto do niedawna uważał cię za najbardziej godną zaufania osobę?
          Skarciłam się za ten tok myślenia. Lucyfer nigdy by mnie nie okłamał. Za chwilę się zacznie się głośno śmiać i powie coś w stylu: "Oh, jakaś ty głupiutka, Lucy! Dałaś się nabrać! Wracajmy do Salidie, Emil już na ciebie czeka!".
          Czekałam, aż te radosne słowa nadejdą. Wybawią mnie z czeluści prawdy, która okazała się gorszym wyjściem niż kłamstwo.
          Lucyfer wpatrywał się we mnie zatroskanym wyrazem twarzy i milczał.
          Tak. Milczał. Jakby nie miał do powiedzenia już nic więcej.
          To tylko potwierdziło moje przypuszczenia.
          Lucyfer, mój wujek, osoba, której ufałam...
          Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.
          Okłamał mnie.
~ ∞ ~
          Na ścianie utworzyła się pajęczyna.
          Całkiem podobna do tej zwykłej, wykonywanej przez pająków, lecz pozory myliły. Była inna. Była wykonana przeze mnie.
          Pierwszym, co przyszło mi do głowy, było to, że ukąsił mnie jakiś pająk i teraz zmieniam się w popularnego bohatera komiksów, Spidermana.
          Niepewnie położyłem drżącą dłoń na ścianie, a ona pokryła się cienką warstewką lodu. Pokrył ją aż do sufitu i zatrzymał się dopiero gdy oderwałem od niej rękę .
          Z początku pojawił się szok i strach. Potem pojawiło się całkiem nowe uczucie. Uniosłem do góry kąciki ust i wybuchłem głośnym, niepohamowanym śmiechem. Ukryłem twarz w dłoniach i pozwoliłem, by wstrząsało mną niedowierzenie.
          Lód. Iskrzący się w promieniach słońca niczym pozlepiane, malutkie kryształki lód. Zimny i twardy niczym serce Lucy przed naszym spotkaniem.
          Poczułem, jak moją twarz także pokrywa zimno. Dobrze, niech robi, co uważa za słuszne. Zaśmiałem się głośniej. Nareszcie czułem moc, moc i władzę, olbrzymią pewność siebie i chęć mordu. Zapragnąłem wyjść z tej celi, z chłodnym wyrazem twarzy zabić strażników i znaleźć Lucy. Znaleźć ją i... Nareszcie żyć długo i szczęśliwie.
          Usłyszałem zbliżające się z oddali kroki i nie przestawając się śmiać, oddaliłem twarz od dłoni, aby sięgnąć po kubek z kawą. Od razu pokrył się on szronem, a zimno powoli wdarło się do środka i zmroziło uprzednio gorącą kawę, jednak na tyle jedynie, aby była ona zimna.
          Odłożyłem napój na miejsce, zadowolony z efektu i ugryzłem kęs bułki, zdążając przed pokryciem jej lodem.
          Dalej chichocząc pod nosem, dopilnowałem, by moje ręce niczego nie dotykały. Zawisły w powietrzu, czekając na odpowiednią chwilę.
          Kroki stały się coraz głośniejsze, tak jak mój nerwowy, psychopatyczny chichot. Oczy miałem rozszerzone niczym narkoman, a uśmiech mógłby zostać uznany za złowieszczy, godny czarnego charakteru.
          Byłem pewny, że tak wyglądałem. Jak czarny charakter. Jak ten zły, który zawsze przegrywał.
          Głosy ucichły. Został tylko mój śmiech, odbijający się echem od ścian, powracający do mojej osoby ze zdwojoną siłą.
          Klapa w drzwiach odsunęła się i ukazała tym razem parę oczu barwy pokrytej kurzem trawy. Zlustrowały czujnym okiem pomieszczenie i stanęły na mnie, skulonym nastolatku o wykrzywionej emocjami twarzy, chwytającego się mocno za dłonie.
          - Hej, siedzisz tu dopiero od trzynastu godzin- burknął, a w jego głosie wyczułem nutkę zaniepokojenia. Świetnie.
          Uspokoiłem się na chwilę, choć śmiech nadal rwał się na zewnątrz. Stłumiłem go cichym chrząknięciem i postarałem się wyglądać normalniej. Wyprostowałem się i wskazałem na kubek z kawą, z którego zdążył zniknąć już szron.
          - Dostałem zimną kawę- oznajmiłem, mrużąc oczy.
          - Więc?- Strażnik uniósł brwi lekko do góry.
          - Żądam nowej!- warknąłem cicho.
          Mężczyzna zastanowił się głęboko i spojrzał na swojego towarzysza, który najwyraźniej jednak nie dał mu wskazówki, bo powrócił wzrokiem na mnie.
          - Dobrze- westchnął i zasunął klapę.- Przesuń je bliżej wejścia.
          - Łańcuchy mi na to nie pozwalają- skłamałem, zawijając ich nadmiar na dłonie. Zacisnąłem pięści i schowałem je za plecami.
          Strażnik upewnił się, że mówię prawdę, po czym odsunął po kolei wszystkie spusty zabezpieczające drzwi. Naliczyłem ich siedem. Siedem spustów, aby uwięzić kogoś tak niewinnego i przeciętnego jak ja.
          Obserwowałem, jak drzwi otwierają się powoli, ukazując wysokiego i umięśnionego mężczyznę w skórzanej kamizelce, prostej koszuli, prostych, brązowych spodniach i metalowym hełmie zakrywającym jedynie głowę i część uszu. Przy boku miał przewiązany niedbale miecz, a w kieszeni dostrzegłem scyzoryk. Oprócz tego byłem pewny, że w wysokich do kolan butach ze skóry ukrywa się jeszcze tajna broń.
          Strażnik zbliżył się do tacy nie spuszczając mnie z oczu. Zachowywał się jak bojący się psów człowiek, który napotkał takowego na swojej drodze i bał się, że ten go zaatakuje.
          Przekrzywiłem lekko głowę i uśmiechnąłem się szerzej. Faktycznie przypominałem teraz bezdomnego psiaka. Zabłąkany wzrok, szeroko otwarte oczy, sztuczny uśmiech, który miał zdobyć zaufanie, rozwichrzone włosy.
          Człowiek chwycił mocno tacę i podniósł ją ostrożnie do góry, jakby spodziewał się, że na niego naskoczę i zacznę gryźć. Przeciwnie, zachęciłem go ruchem ręki, aby spokojnie wykonał swoją robotę.
          Niepostrzeżenie położyłem lekko dłoń na i tak zimnej już posadzce i pozwoliłem działać temu, kto miał dziś gościć w moim ciele.
          Bestii.
~ ∞ ~
          Nie wiedziałam, co właśnie działo się w moim życiu. Nie chciałam wiedzieć. Mimo wszystko wolałam tkwić w swojej bezpiecznej skorupie zbudowanej z kłamstw. Wolałam żyć w niewiedzy, bezpiecznej niewiedzy, dzięki której miałam złudne poczucie bezpieczeństwa. Było sztuczne, lecz dzięki niemu chociaż przez chwilę mogłam poczuć się szczęśliwa.
          Wszystkie moje zmysły jakby na zawołanie wyłączyły się i zostałam tylko ja. Nic nie czułam, nie słyszałam, nie widziałam. Byłam tylko ja i ciemność otaczająca mnie wszędzie, wypełniająca każdy, nawet najmniejszy zakamarek mojego umysłu. Bezpieczna ciemność.
          Kłamstwo.
          Ciemność została rozdarta na połowę przez wielką, jasną błyskawicę. Następnie kolejne przecinały ją na coraz to mniejsze części. Jasność wdarła się do wnętrza i pobudziła zmysły. Poczułam ból. Ujrzałam cierpienie. Usłyszałam krzyk rozpaczy. Krzyk wołania o pomoc.
          Poczułam się naga i bezbronna. Sama. Wśród niesamowitej jasności, która jednak wydawała się tylko namiastką tego, co miało jeszcze nastąpić.
~ ∞ ~
          Z mojej rozcapierzonej, bladej dłoni wystrzelił cicho promień iskrzącego się w słońcu lodu. Niepostrzeżenie rozprzestrzeniał się we wszystkich kierunkach, lecz co najistotniejsze- w kierunku strażnika, odchodzącego już w stronę wyjścia.
         Zauważyłem, że jeden promień nie zdziała zamierzonego efektu. Bez wahania ułożyłem na posadzce drugą dłoń, pozwalając by zbliżała się do strażnika w zawrotnym tempie.
         Pozostało mi tylko obserwować jego słodki upadek, dzięki któremu mógłbym stać się wolny.
         Podniosłem skupione na dłoniach pełnych nowej mocy oczy i obserwowałem kroczącego w stronę wyjścia mężczyznę. Z zaniepokojeniem stwierdziłem, że zaczął przyspieszać. Zauważył mój ruch?
         Zmarszczyłem brwi i zastanowiłem się nad kolejnym posunięciem. Mogłem tkwić w dotychczasowym planie i łudzić się, że morderczy lód dosięgnie gościa lub też zakończyć to pewnie i szybko.
         Nie mogłem czekać. Strażnik był już przerażająco blisko wyjścia, a prawdopodobieństwo ucieczki zmniejszało się z każdą sekundą.
         Gwałtownie wstałem, a łańcuchy z radością obwieściły to całemu światu. Żołnierz przystanął na chwilę i niepewnie odwrócił się. W tym czasie zdążyłem ułożyć ręce do ataku.
         Gdy dostrzegł moje dłonie wycelowane w niego, wydawał się być rozśmieszony. Lecz po chwili rozbawienie ustąpiło przerażeniu. Usta otwarły się, aby coś powiedzieć, lecz ja nie chciałem usłyszeć niczego, co zmąciłoby tą idealną ciszę. Nie wiedząc co robię, wyciągnąłem wyżej dłoń i wycelowałem nią w strażnika. Zacisnąłem ją w pięść, po czym rozluźniłem, a następnie wycelowałem wskazującym palcem na mężczyznę.
         Wystrzeliła z niego jasna wiązka światła, która uformowała się w duży i lśniący lodowy odłamek, który trafił żołnierza odrobinę poniżej serca. Pod wpływem siły uderzenia zatoczył się do tyłu i wypuścił do przodu tacę, która upadła z brzękiem na posadzkę, rozlewając kawę.
         Strażnik wrzasnął rozdzierająco i resztkami sił sięgnął po miecz. W korytarzu ponownie rozległy się nerwowe głosy i szybkie kroki.
         Spojrzałem w odbicie rozlanej cieczy.
         Zobaczyłem w niej złowieszczo uśmiechniętego czarnowłosego, o przekrwionych, rozszerzonych oczach, wykrzywionej twarzy i zaciśniętych w dłoni pięściach, które powoli pokrywały się śnieżnym nalotem.
         Ponownie zaśmiałem się głośno i dotknąłem łańcuchy dłońmi, aby pod wpływem zimna rozsadzić je i ponownie stać się wolnym.
         Proces przebiegał szybko, najwyraźniej żelastwo tkwiło tu już dość długo. Zacisnąłem palce na żelaznym sznuru mocniej. Jeszcze troszkę, a będę szczęśliwy.
         Kroki ustały, a w drzwiach pojawiło się czworo innych strażników. Wszyscy zmierzyli najpierw wzrokiem swojego towarzysza, po czym z małym, lecz znaczącym w tej chwili opóźnieniem- na mnie. Zdążyłem zniszczyć krępujące mnie łańcuchy, uniosłem więc dłonie i wycelowałem nimi w wrogów. Wystarczył jeden ruch, a oni wszyscy będą martwi.
         Wiązka wystrzeliła już w ich stronę i powoli zbliżała się do nich. Uśmiechnąłem się triumfująco i zarechotałem złowieszczo już po raz trzeci, szczęśliwy z wygranej. Obserwowałem ich przerażone twarze, które nie mogły zrobić już nic. Pędziły ku nieuchronnej śmierci.
         Jeden ze strażników gwałtownie ściągnął brwi i szybkim ruchem sięgnął po miecz, by w zawrotnym tempie wyłamać się z malutkiego tłumu żołnierzy i podbiec do mnie. Nawet nie zdążyłem go zauważyć.
         Miecz przeszedł przez moje ciało, a ja zaczerpnąłem chciwie powietrza, przestając się śmiać. Otworzyłem oczy szerzej i spojrzałem na broń, która tkwiła w moim brzuchu, barwiąc prostą, białą koszulę na krwistoczerwony kolor, który jednak rozprzestrzeniał się w mgnieniu oka. Po raz pierwszy zamiast dziwnego, lśniącego płynu przypominającego roztopiony śnieg, sączyła się ze mnie prawdziwa, pachnąca rdzą i solą krew.
         Stal ostrza zaczęła w mgnieniu oka pokrywać cienka warstwa szronu, ale żołnierz był na tyle szybki, aby wyciągnąć go przed pokryciem całego miecza.
         Oparłem się o ścianę, chwytając dłonią za ranę, sprawiając, że zaczął rozprowadzać się po niej lód. Pomieszczenie zaczęło pokrywać się szronem, a ja zacząłem ciężko dyszeć, czując jak tracę siły.
         - Przełamaliśmy pierwsze lody- wydyszał strażnik, chowając niedbale miecz.- Cieszysz się z tego powodu, debilu?- Uśmiechnął się do mnie triumfalnie i nie zważając na pokrywający wszystko lód wyszedł, wynosząc z innymi rannego towarzysza.
         Po chwili klapa odsunęła się i ukazała parę jego czystych, niebieskich oczu.
         - Jesteś idiotą, któremu moc dała poczucie wyższości i władzy. Nic tego nie zmieni. Ale brukanie rąk cudzą krwią było twoim własnym wyborem, złoczyńco- syknął i efektownie kopnął w drzwi. Słyszałem, jak jego kroki stawały się coraz bardziej odległe, aż zniknęły.
         Podniosłem wzrok na drzwi, patrząc na nie spod burzy włosów. Uśmiechnąłem się krzywo.
         Złoczyńca Emil nie brzmiało tak źle.
         - A co z moją kawą?- warknąłem jeszcze, lecz nikt mi nie odpowiedział.
~ ∞ ~
         - Nie, nie, nie!- Lucyfer załamał ręce i chwycił moją twarz, ściskając policzki odrobinę za mocno.- Nie płacz!- wrzasnął i zmarszczył brwi, patrząc w stronę Sally.- Weźże coś zrób!- rozkazał jej.
         Dziewczynka wydęła usta, które przez chwilę przypominały pingwini dzióbek, i zlustrowała moją twarz, zastanawiając się głęboko.
         - Słyszałam, że jeśli ktoś jest załamany...- Wstała i otwarła zamrażarkę, a następnie gmerała przez chwilę w jej szufladkach, aby wyjąć duże pudełko lodów czekoladowych.- Pomaga mu zjedzenie lodów! Tak zawsze robię te panienki w telewizji, kiedy zerwie z nimi chłopak.- Oznajmiła i położyła ręce na biodrach, uśmiechając się szeroko. Najwyraźniej była zadowolona z efektu.
         Zaśmiałam się cicho przez łzy, chociaż nie pomogło mi to ani trochę. Nadal czułam się rozbita na tysiące kawałeczków, okłamana, tak naprawdę nie wiedziałam nic o swoim życiu.
         - Jak wyglądała moja mama?- wyszeptałam, kuląc się na krześle.
         Lucek oparł się wygodniej o krzesło, a gdy zauważył, że najprawdopodobniej jest mi już lepiej na duszy, zaczął swoją odpowiedź:
         - Wysoka, blada cera, białe włosy, lekko pofalowane. Szczupła, dobrze wyglądała w niebieskim- westchnął, wlepiając wzrok w odległy punkt na ścianie.- Wyglądasz jak ona- szepnął jeszcze cicho.
         Porównałam jego opis do wyglądu kobiety z mojego snu.
         - Wiem, jak wygląda- wyszeptałam i przyciągnęłam do siebie lody, wyciągając rękę w stronę Sally po łyżkę.- Ostatnio miewam...- Zaczęłam, lecz ucichłam. Czy mogę zdradzać mu moje sekrety, skoro mnie okłamał? Jeśli zgodził się na sztuczne Salidie i wychowywanie mnie w niewiedzy? Wzruszyłam niezauważalnie ramionami. Jeśli nie powiem tego jemu, nie powiem nikomu. W końcu nie mam nikogo innego, Sally zaś potraktowałaby to jako efekt tęsknoty i załamania psychicznego.
         Lucyfer kiwnął głową, zachęcając do dalszej rozmowy. Otworzyłam wieczko pudełka i zgarnęłam na łyżkę odrobinę lodów.
         - Ostatnio miewam dziwne sny. Mam wrażenie, że znam ich przebieg, ale nie mogę wyraźnie dostrzec postaci, są rozmazane. Wszystko wydaje się być jednym wielkim absurdem, ale... Nie mogę zmieniać tych snów. Jakby wszystko już kiedyś się wydarzyło- prychnęłam, wpychając do ust kolejną porcję czekoladowego wyzwolenia.
         Lucyfer przeczesał palcami włosy i ściągnął brwi. Wydawał się być nawet lekko przestraszony, gdy po chwili otworzył szerzej oczy i zaniósł się kaszlem.
         Sally popatrzyła na niego krzywo.
         - Zaczyna się- rzucił w stronę dziewczynki i spojrzał na mnie swoimi czerwonymi oczami, iskrzącymi się gniewem.- To nie sny. To wspomnienia- wyszeptał.

8 komentarzy:

  1. Miałam tu wpaść już wczoraj, ale internet odmówił mi współpracy.
    Ta osoba w wizji to pewnie mamusia, miło poznać!
    Ach, ten uroczy Lucek próbujący straszyć Sally, to takie słodkie >.<
    Emil Spidermanem? To Lucy musiałaby przefarbować włosy na rudy, by być podobną do Mary Jane :D Ale Emil czujący żądzę mordu jest przerażający o.O
    A mnie się właśnie podobają te opisy :) Ach, przyszła mi ochota na żelki przy lekturze tego rozdziału, może kupię sobie ich paczkę, jak pójdę do kina.
    Emil, the beast! Och, zmienił się, ale moim zdaniem na lepsze. Okay, jest dziwnie nadpobudliwy i agresywny, ale teraz pasuje mi do świata Salidie jak nigdy wcześniej :)
    Nie ogarniam Emila ^^ Poważnie. Co to ma być: " Złoczyńca Emil nie brzmiało tak źle.
    - A co z moją kawą?- warknąłem jeszcze, lecz nikt mi nie odpowiedział."?! Idiota, poczuł władzę, za nim ma czyjeś życie, a jedynie kawa mu w głowie. Zastanawiam się, czy dalej go lubić.
    Taa, Sally, lody. Jeszcze je posyp żelkami, będzie idealnie.
    Ooo, Lucek czuje się niemrawo, no niemożliwe.
    Rozdział odjechany w kosmos, właśnie ląduję na księżycu z Sally u boku. Naprawdę bardzo mi się podoba :)

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okay, przeczytałam swój komentarz i widzę małą sprzeczność, więc pozwól, że się wytłumaczę, byś mnie źle nie zrozumiała.
      Emil jako ten z mocą bardziej pasuje mi do świata Salidie, ale jego zachowanie złoczyńcy mnie denerwuje.
      Ot co.

      Usuń
    2. Twoje przeczucia są słuszne, kobieta z wizji to mamuśka!
      Nie wiem czy mam się cieszyć czy smucić przy tym zdaniu: "Ach, ten uroczy Lucek próbujący straszyć Sally, to takie słodkie >.<"
      Ruda Lucy. o.o Tylko nie to! :D
      Z Emilką sprawa jest następująco: chwilowo po prostu odbiła mu szajba. Niedługo... no, za jakieś... 2-3 rozdziały powinien mniej więcej wrócić do siebie.
      Także możesz go lubić. Ale sprawa należy do ciebie. ;)
      Dziękuję za komentarz. ^^

      Usuń
  2. "Znaleźć ją i... Nareszcie żyć długo i szczęśliwie." - Piękny tekst! Przepiękny! Musiałam to napisać i już wracam do dalszego komentowania!
    Co ci przeszkadza w opisach? Są przejrzyste, rozbudowane i do tego obrazowe. Przecież są prawie idealne. Piszę prawie, bo sama wiem, że ideał jest nieosiągalny:)
    Lucek przegiął. Tak okłamać Lucy, toż on serca...A no tak, nieważne:) A to jak groził Sally - bezcenne!:)
    Teraz Emil jest mroczny, rządny kwi i mi się podoba. Cóż tu pisać, dziwna jestem...:D
    I na koniec zostawiłam sobie Sally. Kocham jej postać. Jej uzależnienie od żelków, "wspaniałe" pomysły i...Wszystko!
    Tylko jej sposób z lodami, to trochę przereklamowany. Wiele razy próbowałam i wielkie G mi z tego przyszło. Jak miałam doła, tak miałam:)
    Rozdział wspaniały i już czekam na następny^^
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu zabrałam się za czytanie! >D przybywam! Ou yea!
    Ta pierwsza scena... to musiała być matka Lucy i mała Lucy! To takie kochane... "jak ziemniaki będą gotowe" XD.
    Spiderman zawsze spoko ahahahah XD. Pamiętam, że jak byłam mała, to nazywałam go: "spajgermen XD". Polewka.
    LOL, coooo? Emil używa magii lodu :o? Mam tę mooooc, mam tę mooooooooc! *śpiewa* Mógłby sobie podać łapkę z Elzą XD.
    Jaki dziwny Emil O___O. Psychika mu chyba siadła. Ja pitole, psychopata Emil :o
    Biedna Lucy :c wyobrażam sobie, co musiała czuć. Zdradzona przez cały świat...
    A już myślałam, że się chłop uwolni. Nie ma tak dobrze D: za bardzo zajarałeś się swoją mocą, Emilko. Tylko mi się tam przypadkiem nie wykrwaw na śmierć, ok? No!
    Sally - dobry pocieszyciel! Lody dobre na smutek, ale preferuję raczej bakaliowe XD
    A więc Lucy wracają wspomnienia. Ou yea! Może niedługo wszystko się wyjaśni? :3 czekam na następny rozdział! Jupiiii!

    OdpowiedzUsuń
  4. Co z Emilką jest??? Skąd ma taką moc??? Martwię się... :(
    Nadal ie wierzę, że życie Lucy było kłamstwem... Współczuję jej bardzo.
    Czekam na nn :)

    Dużo weny i żelków życze
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz niezwykłe pomysły i duży talent! Czekam na więcej i na wyjaśnienia!

    Zapraszam tez do siebie: http://mallaroy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Super <3 Lucek i Sally bezcenne :D
    "- A co z moją kawą?-" piękne, dobrze rozumiem chłopaka, uzależnienie od kawy heuhue XD
    Emil trochę mnie przestraszył tym swoim zachowaniem, a scena z mieczem w jego w brzuchu :O szok
    Rozdział super napisany lecę czytać dalej :D

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^