niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział drugi: "Cząstka prawdy"

*cytat ten dedykowany Cleo. Słyszałam, że lubisz tą piosenkę. :)*

All I need's a little love in my life
All I need's a little love in the dark
A little but I'm hoping it might kick start
Me and my broken heart
I need a little loving tonight
Hold me so I'm not falling apart
A little but I'm hoping it might kick start
Me and my broken heart
~ Rixten, Me and my broken heart
          Ciężkie kroki dało się słychać nawet na piętrze, a głośne westchnienie odbiło się echem od ścian. Usłyszałam odgłos trzaskanej lodówki, a zaraz po tym dźwięk odsuwanego od stołu krzesła.
          Przez chwilę trwałam nieruchomo, jakby zastanawiając się, co zrobić. Czułam się tu obco. Niczym intruz. Tak, ponoć Lucyfer przewidział sytuację ataku na Salidie i dlatego przygotował dla mnie schronienie, ale nie zmieniło to faktu, że wszystko wyglądało na obszar zamieszkany. Być może ktoś się włamał? Nie, to niemożliwe. Przecież klamka otwierała się rzekomo tylko pod wpływem mojego dotyku.
          Zadrżałam. Tylko pod wpływem mojego dotyku. Jakim więc cudem drzwi się otworzyły?
          Rzuciłam zdawkowe spojrzenie w stronę  Sally, która wbrew powagi sytuacji wydawała się być z niej zadowolona, wymachując energicznie skrzydełkami. Nie wiem, w jakim celu to robiła. Być może po to, aby się czym zająć. To była chyba jedyna opcja. Uświadamiałam ją już parę razy, że chociaż jest ptakiem, to nie umie latać, a jej przygoda z rzucaniem się z wieżowca parę lat temu zapewne zapadła jej w pamięć i zostawiła w psychice trwały ślad świadomości własnego uziemienia.
          Powoli postawiłam stopę, ukrytą pod czarnym, szkolnym trampkiem na panelach, starając się stłumić chociażby skrzypienie łóżka, na którym zapewne ktoś często przesiadywał. Serce zabiło mi mocniej, gdy stawiałam na podłożu drugą z nich. Po przeniesieniu ciężaru całego ciała na ziemi nieco się uspokoiłam, lecz nie na tyle, aby bicie mojego serca wróciło do normalnego stanu.
          Z każdym kolejnym krokiem bałam się coraz bardziej. Czy gościem, który zawitał w te progi, na pewno był Lucek? Czy miał na tyle wrażliwy słuch, aby zorientować się, że próbuję niepostrzeżenie przemieścić się na parter? Czy też może wyczuł moją obecność zaraz po przekroczeniu progu?
          Byłam już blisko schodów. Wystarczyło jeszcze je przemierzyć, przekroczyć przedpokój i przez wiatrołap wydostać się z budynku.
          - Kobieto, Lucyfera się boisz?- Usłyszałam krzyk Sally, przepełniony dozą złości, a następnie po domu rozległo się ciche człapanie pingwinich  stópek po podłodze.
          I cały mój plan diabli wzięli.
          - Fakt, to Szatan;  fakt, włada ogniem;  fakt, mógłby cię zabić na milion sposobów, a następnie wskrzesić i zabić jeszcze inaczej, bo jest niezdecydowany, ale na żelki z nadzieniem w środku, jest ci chyba bliski, nie sądzisz?- Podeszła do mnie małymi kroczkami i zganiła, równocześnie przemierzając kolejne stopnie schodów, by znaleźć się na dole przede mną.
          Z kuchni dobiegł mnie chichot, a następnie drugie krzesło odsunięto od stołu.
          Pokonałam resztę schodów i ruszyłam za pingwinkiem, aby dowiedzieć się, że tajemniczym przybyszem był- na szczęście- tylko wujek. Ubrany jak zawsze na czarno, w ciężkich skórzanych butach, oparł głowę okalaną burzą czarnych loków związanych w niedbałego kucyka o ścianę. Jego oczy były wpół przymknięte, a spod powiek czyhały intensywnie czerwone oczy. Usta miał wykrzywione w uśmiechu, jakby nie martwił się tym, że zaatakowano Salidie. Beztroski, jak przez większość czasu, nawet w tak poważnej sytuacji.
Stanęłam w wejściu i postanowiłam zostać w tym miejscu. Sally wspięła się na stół i bacznie obserwowała szafkę mieszczącą zapasy żelków, zapewne z myślą, jak je uprowadzić, zaś Lucyfer spojrzał tęsknie w otworzone obok okno, wychodzące na ogródek.
          Zapanowała niezręczna cisza, której nikt specjalnie nie zamierzał przerywać. Być może była ona bezpieczną skorupą, chroniącą nas przed prawdą, która była tutaj ucieleśnieniem zła.
          - Lubię jesień- odezwał się w końcu Lucek. Uniosłam jedną brew, zaskoczona lekko tym wyzwaniem. Jakbyśmy nie mieli do gadania o niczym innym.- Czasem wydaje się, że czerwień uschniętych liści ma zamiar zapłonąć.- Uśmiechnął się smutno i gdy zauważył, że nie odpowiadam, delikatnie wyciągnął zza bluzy małego, czarnego kotka.
         - Emilka- wyszeptałam, a na jej myśl od razu przyszedł mi ktoś inny. Otwierałam usta, aby zadać kluczowe pytanie, ale mężczyzna mi przerwał.
         - Śpi tak odkąd ją zabrałem. Nawet jej pod tą bluzą nie czuć.
Podeszłam niepewnie do stołu, na którym Lucyfer położył kociaka. Im bliżej byłam, tym większe wrażenie miałam, że zwierzątko się budzi, a gdy stanęłam tuż przed nią, wątpliwości się rozwiały. Wyciągnęłam w jej stronę drżącą rękę, chcąc dotknąć jej miękkiego, czarnego futra.
         W odpowiedzi Emilka zjeżyła sierść, syknęła, mrużąc oczy i czmychnęła przez okno do ogrodu.
          Sally pokręciła główką i westchęła cicho.
          - Będę musiała wykreślić ją z planu zdobywania żelek.- Podarła trzymana w skrzydełkach kawałek papieru i zeskoczyła ze stołu.
          Mam aż takiego pecha do zwierząt? Najpierw Ally, która uciekła z Julkiem, teraz Emilka.
          Proszę, niech to tylko nie będzie jakiś znak. W końcu ten kociak otrzymał imię po Emilu.
          Oczy zapiekły mnie od zbliżających się łez.
          - Lucy- westchnął Lucyfer i wstał.- Porozmawiajmy w salonie.- Rzucił i schowawszy karton mleka do lodówki, skierował się za mną do wspomnianego wcześniej pomieszczenia.
         Usiadłam na kanapie i objęłam nogi rękoma, zaś Lucek po jej drugiej stronie. Sally została natomiast w kuchni.
         - Dobrze- mruknął wujek i rozłożył bezradnie ręce.- Pytaj. Pytaj o co chcesz.
         Otarłam piekące oczy dłonią i wpatrywałam się w czarny ekran telewizora.
          - Co z nim?- spytałam szeptem, wątpiąc, czy mężczyzna usłyszał moje pytanie.
          - Można powiedzieć, że jest bezpieczny.- Uśmiechnął się słabo.
~ ∞ ~
          Nie byłem pewien, co było pierwsze- samozapłon rosnącej wokół trawy czy też zamaskowani wojownicy.
         Faktem było jednak to, że byłem w niebezpieczeństwie. A co ważniejsze; Lucy także.
         Zebrałem resztki odwagi i odłożyłem rozmyślania na temat tego kim przed chwilą zostałem i jak najszybciem wycofałem się z pola walki, zapewniając się, że zdesperowany Lucyfer, który posłał w stronę dziewczyny złoty płomień miał dobre intencje, skoro chwilę potem Lucy zniknęła razem z siedzącą na jej ramieniu Sally. Mam tylko nadzieję, że w bezpieczne miejsce.
         Póki co, należało martwić się o moje życie, choć z tego co mi wiadomo i tak byłem nieśmiertelny- jak zresztą wszyscy inni. Pytaniem było więc, po co nas atakowano?
         Obok mnie przeleciała ognista kula, rzucona z rozmachem przez Szatana, który najwyraźniej dobrze się bawił. Przywołał swoich ziomków z czeluści Piekieł, a jeden z nich odbił kulę i posłał ją w twarz zamachowca.
          - Home run!- wrzasnął uradowany Lucek i przywalił z pięści kolejnym wrogom, napierających na niego od frontu.
          Szczęśliwy, że nikt mnie nie atakował, ujrzałem kątem oka co jest celem terrorystów. Chcieli nie tylko zniszczyć Salidie, ale porwać mieszkańców i wydawało się być to na ich pierwszym miejscu w liście rzeczy do zrobienia. Zapewne wiedzieli, że wszyscy tutaj obecni byli nieśmiertelni.        
         Kiedy upatrzyli już ofiarę, kobietę o blond włosach w długiej sukni, sparaliżowali ją dotykiem, a następnie tupnęli nogą z rozmachem, aby ziemia pod nimi zapadła się i zapewniła bezpieczeństwo.
          Zauważyłem, że powodem paraliżującego dotyku mogą być czarne rękawiczki, które już z daleka wydawały się być naszpikowane kablami i metalowymi pręcikami.
          Pożar rozprzestrzeniał się zadziwiająco szybko i zamiast wojowników otoczyły mnie płomienie, wysokie na tyle, abym nie mógł ich przeskoczyć. Czerwone języki z ochotą trawiły coraz to więcej zieleni, chcąc zniszczyć to piękno i zastąpić je dyktatorską ręką ognia.
          Zdezorientowany powędrowałem wzrokiem w stronę Lucka, który jednak był zajęty walką z innymi. Być może interesował się tylko sobą. Pomyślałem nad tym chwilę. Nie, jeśli byłby egoistą nie uratowałby mnie przed śmiercią, a tym bardziej Lucy przed atakiem. Choć ta jego zdesperowana mina, kiedy zaczął się zamach była dość podejrzana. Jakby w jego życiu liczyła się tylko Lucy.
          Płomienie muskały już delikatnie moje stopy, a ja wciąż stałem w ognistym kręgu, nie wiedząc co zrobić. Wesołe iskierki migały mi przed oczami, jakby śmiały się z mojej przegranej. Zaczęło robić mi się strasznie gorąco, a dym drażnił moje płuca i sprawił, że zaniosłem się kaszlem.
          Wyczerpany rzuciłem się na ziemię i ukrywając twarz w dłoniach- czekałem.
          A może jednak tutaj zginę?
~ ∞ ~
          - Można powiedzieć?- jęknęłam, wtulając się w nogi jeszcze bardziej. Czy to miał być ten kit, wciskany zdesperowanym, aby poczuli się lepiej? Przepraszam bardzo, ale mi to nie pomogło.
          - Tak właściwie to straciłem go z oczu zaraz po tym home runie, ale...- Tłumaczył się Lucyfer, ale gwałtownie podniosłam głowę i spojrzałam na niego z wyrzutem.
          - Jakim home runie? Czy tobie naprawdę nie zależy na moim szczęściu?- krzyknęłam, ponownie czując łzy w oczach. Zasłoniłam się włosami w wbiłam wzrok w podłogę.
          - Do jasnej cholery, Lucy, czy ty naprawdę myślisz, że nie zależy mi na twoim szczęściu?- ryknął mężczyzna i wstał, przy okazji odsuwając przy tym pobliski stolik do kawy. Nadal na niego nie spojrzałam.- Nie po to wypruwałem sobie flaki, żeby uratować tego chłopaka przed śmiercią! Nie po to cię tutaj sprowadziłem! Nie po to dbałem o ciebie i opiekowałem się tobą! Nie po to spełniałem twoje marzenia! Budowałem dzieciństwo! Uczyłem zrozumienia! Nie po to pozwoliłem ci żyć!- Od krzyków Szatana dom cały się trząsł, a szyby w oknach wydawały się za chwile przemienić w drobny pył, lecz dla mnie dobiegały one z oddali. Uderzały niczym krople deszczu o szybę. Słyszałam je, ale ich nie rozumiałam. Nie chciałam zrozumieć.
          Dobiegło mnie ciepło bijące z rozwścieczonego Lucka. No tak, przecież nie potrafił zapanować nad swoimi emocjami. Uwalniał je w postaci ognia, lecz skoro nim władał jako Szatan, chyba wiedział, co robił.
          Naszą milutką pogawędkę przerwał krzyk dobiegający z kuchni.
          Natychmiast zerwałam się z kanapy i wbiegłam do kuchni, a za mną Lucyfer.
          Na blacie stała niska dziewczynka o lekko zarysowanych rysach twarzy, zaróżowionych policzkach, czarnych, iskrzących się oczach i bladej niczym porcelana cerze. Ubrana była w prostą, granatową sukienkę powyżej kolan, a atramentowe włosy miała rozpuszczone na plecy.
          Wydawała się być zdezorientowana całą sytuacją, ale położyła malutkie rączki na swoim brzuchu i patrząc na mnie niepewnie, spytała:
          - Myślisz, że zmieści się w nim więcej żelków?- Uniosła jedną z brwi do góry, po czym widząc mój przestraszony wyraz twarzy, zeskoczyła z mebli i wspięła się na palcach, aby sięgnąć dłonią do najwyższej półki i wyciągnąć z niej paczkę żelków.
          - Sally?- wyjąkałam, opierając się o najbliższe krzesło.
          - Yhym.- Opakowanie żelków zaszeleściło i otwarło swój asortyment przed dziewczynką.
          - Gdzie podział się mój pingwin?- syknęłam, wyrywając jej słodycze z rąk i przyciskając do ściany.
          Dziewczyna uśmiechnęła się i spoliczkowała mnie, a ja zatoczyłam się słabo do tyłu i opadłam na krzesło.
          - Zawsze chciałam to zrobić- orzekła dumnie dziecinka i spojrzała z zachwytem na swoje palce.- Nareszcie jestem na tyle duża.
          - Co tu się wyprawia?- wrzasnęłam, czując jak moje gardło sprzeciwia się zbyt głośnemu tonowi głosu. Zaczęłam kaszleć i krztusić się śliną.
          Dziewczynka usiadła obok mnie i poważnym tonem zaczęła:
          - Zbyt duża ilość cukru w mojej krwi musiała wywołać reakcję chemiczną w połączeniu z dość długim pobytem na tym obszarze, skażonym dwutlenkiem węgla i metanem. W rezultacie przybrałam formę człowieka.
          Wyglądała jak mała, porcelanowa laleczka.
          - Kim jesteś?- wyszeptałam, czując jak słabnę. Powieki zaczęły mi ciążyć, lecz ja musiałam poznać prawdę.
          - Jestem Sally- zachichotała dziewczynka i odrzuciła gęste, atramentowe włosy do tyłu.- I mam ochotę na żelki!
~ ∞ ~
          W powietrzu unosił się zapach kawy. Świeżo zaparzonej, pobudzającej kawy.
Przebudziłem się i usiadłem na łóżko, lustrując zaspanym wzrokiem pomieszczenie.
          Wszystko było tutaj w odcieniach szarości. Nudne, szare ściany zdobiły pionowe, białe kreski, z czego większość była skreślona. Naprzeciwko mnie malutkie okienko z wstawionymi kratami wpuszczało do środka odrobinę światła, dzięki czemu mogłem zauważyć wrzechobecny, unoszący się w powietrzu kurz. Małe, żelazne drzwi odcinały moją drogę do spotkania z Lucy, a zaraz przed nimi na małej, metalowej tacce spoczywała niewielka bułka, a obok niej papierowy kubek z kawą.
          Wstałem i przeciągnąłem się, unosząc ręce do góry, lecz zatrzymał mnie przed tym szczęk łańcuchy, przykutych do łóżka. Krępowały każdy mój ruch.
          Niepewnie spojrzałem na nie. Zastanawiało mnie, dlaczego były przykute do moich rąk. Z tego co pamiętałem, nie popełniłem w ostatnim czasie żadnego większego przestępstwa.
          Klapa w drzwiach odsunęła się niespodziewanie i ukazała parę brązowych oczu, patrzących na mnie z ciekawością.
          - Więzień 533 się obudził!- krzyknął do swoich towarzyszy i zasunął klapę.
          Zaraz potem otworzył inną, by wsunąć mi do celi małe zawiniątko.
          Podszedłem do drzwi na tyle, na ile pozwoliły mi łańcuchy i usiadłem przed nimi.
          - Załóż je- warknął strażnik i dla pewności zamknął wyjście na kolejny spust.
          - Chwila, chwila, chwila- zaśmiałem się nerwowo.- Pan mnie chyba z kimś pomylił.
          - Sugerujesz, że jestem debilem?- warknął mężczyzna.
          - Każdemu zdarzają się pomyłki- westchnąłem, wbijając wzrok w kawę.
          - Jednak nie zaprzeczyłeś temu, że sugerowałeś mi bycie debilem!- wrzasnął mój rozmówca.
          - Nie znam cię, więc jakie miałbym podstawy?- odpowiedziałem krzykiem.
          - Jesteś pieprzonym więźniem i nie masz prawa głosu!- ryknął strażnik i śmiejąc się do rozpuku odszedł.
          Rozwścieczony uderzyłem pięścią o ścianę i zwiesiłem głowę. Usłyszałem cichy huk, więc po chwili podniosłem ją, aby ocenić straty.
          Rezultaty mojego przedsięwzięcia bardziej mnie przestraszyły, aniżeli zdziwiły.
~ ∞ ~
          Na stole leżało jajo.
          W porównaniu do innych pingwinich jaj, jakie znałam, było mikroskopijne i wielkością przypominało plastikowe kulki, w których wydają zabawki z automatu.
          Wyraźnie mogłam ujrzeć tylko jajeczko. Kiedy podbiegła do niego dziewczynka, nie zdołałam dostrzec u niej nic oprócz jasnych włosów.
          Skorupka jaja pękła częściowo, a dziewczynka zaklaskała radośnie w dłonie.
          - A na imię dam ci...- wyszeptała, ale reszty nie było dane mi usłyszeć.
          - Sally!- wrzasnął Lucyfer i uderzył pięścią w stół, sprawiając, że cały się zatrząsł. Ocknęłam się z tego dziwnego stanu na skraju snu i transu. Wydawało mi się, jakbym kiedyś już widziała to, co było ukazane w tych dziwacznych snach.
          Kątem oka zerknęłam na Sally, która założyła ręce na piersi i przybrała nadąsaną minę.
          - Ja tylko uważam, że powinna znać prawdę- westchnęła z rozczarowaniem.
          Lucek przewrócił oczami i usiadł przede mną, lustrując mnie wzrokiem.
          - Jak się czujesz?- spytał.
          Zastanowiłam się chwilę nad tym pytaniem.
          - Okropnie.
          Wujek wydawał się mi przez chwilę współczuć, ale wrócił do normalnego stanu obojętności. W końcu był Szatanem. Mógł wszystko.
          - Rozumiem, co czujesz.
          Wzdrygnęłam się, słysząc to kłamstwo.
          - Rozumiesz co czuję?- syknęłam, po czym zaczęłam krzyczeć:- Nie rozumiesz! Nie rozumiesz nic! Czy tobie było dane umrzeć trzy razy? Czy tobie było dane zostać zdradzonym przez wszystkich ludzi, którym wierzyłeś? Czy tobie było dane stracić wszystko, co najważniejsze? Nie!- Dałam upust emocjom. Łzy spłynęły po moich policzkach i upadły na podłogę, a ich cichutkie kapanie odbiło się echem w moich uszach.
          Lucyfer zdawał się być zdezorientowany. To był już mój drugi wybuch złości. Stałam się o wiele bardziej nerwowa na ziemi, a co gorsza: nie potrafiłam już tłumić w sobie emocji.
          - Opowiedz mi, co tu się dzieje. Proszę tylko o tyle- wyszeptałam i opadłam z wyczerpania na krzesło.
          Mężczyzna rzucił znaczące spojrzenie w stronę Sally, które mówiło jej, aby wyszła.
          - Dopilnuję, abyś tym razem powiedział jej prawdę- orzekła i nawinęła na palec kosmyk włosów, podziwiając je.
          Zdziwiłam się, gdy Lucyfer zamiast wyprowadzić ją z pokoju czy krzyknąć na nią, poddał się jej i ułożywszy się odpowiednio na krześle, zaczął opowiadać.
          - Salidie, które znałaś... Nie było prawdziwym- rzucił, starając nie patrzeć się w moją stronę.
          - Jak to?- mrugnęłam parę razy dla pewności realizmu sytuacji.
          - Wiesz... Jako dziecko byłaś bardzo krucha- mruknął.- Twój ojciec poprosił, aby stworzyć dla ciebie bezpieczne miejsce. Zbudowano więc coś w rodzaju atrapy. Wszystko bardzo realistycznie, aby nie można było zorientować się, że nie jest to prawdziwe Salidie.
          - A co z tym prawdziwym?- wyszeptałam, nie do końca pojmując powagę słów wujka.
          - Nadal istnieje, lecz w innym, lepszym miejscu- odpowiedział zdawkowo Lucek.
          - Chwila.- Przeanalizowałam słowa wypowiedziane przez mężczyznę.- Powiedziałeś: "twój ojciec"?- spytałam, patrząc na jego zachowanie.
          - Tak.- Skinął lekko głową.
          Zaśmiałam się nerwowo.
          - Tak naprawdę nigdy nie miałam prawdziwego ojca- syknęłam.
          Lucyfer skierował na mnie smutne, czerwone oczy.
          - Lucy, tak naprawdę nigdy nie przeżyłaś trzech żywot, ale jeden.
          Zaśmiałam się głośniej, a ręce zaczęły mi drżeć.
          - Niemożliwe- zachichotałam.
          - Twoi rodzice nadal żyją.
_______________

No, mamy rozdział drugi. Troszkę wypłakany, ale po malutkim urlopie lepiej mi się pisało- i mam nadzieję, że efekt też jest lepszy.
Przepraszam za to dziwne tło w rozdziale pierwszym,a le tak się dzieje, gdy wklejam tekst z worda do bloggera; na tablecie zaś zero przeszkód. Abigail czujne oko humanistki to zauważyła, chwała jej. ^^
Dziękuję za komentarze przy rozdziale numer uno i zapraszam do komentowania. :3

<EDIT> No, i jak się podoba szkielecikowy kursor? ;)

10 komentarzy:

  1. Aaaa, Rixton! <3 Co dwa dni gwałcę replay i tego słucham, uzależniłam się :D Aż sobie to teraz puściłam i będę tego słuchać przy czytaniu :) Dziękuje! :*
    Sally skakała z wieżowca? Chyba za dużo żelek zjadła :P
    Ooch, świetne są te opisy, gdy Lucy jest taka niespokojna!
    Emilka - kotek się znalazła, jej!
    " Sally pokręciła główką i westchęła cicho.
    - Będę musiała wykreślić ją z planu zdobywania żelek.- Podarła trzymana w skrzydełkach kawałek papieru i zeskoczyła ze stołu." - nie no, leżę. Pingwinek mnie rozwalił. Ja chcę mieć taką Sally za przyjaciółkę!!!
    Oooo, perspektywa Emila, yeah! Stęskniłam się odrobinę za tym gościem :)
    Cooo? Sally człowiekiem?! :o Wow.
    " Dziewczyna uśmiechnęła się i spoliczkowała mnie, a ja zatoczyłam się słabo do tyłu i opadłam na krzesło." - tak, oto dowód, że ta dziewczynka to Sally :D
    "Z tego co pamiętałem, nie popełniłem w ostatnim czasie żadnego większego przestępstwa." - no właśnie, Emilko. O czymś możesz nie pamiętać :D
    "Podeszłem do drzwi na tyle,(...)" - PODESZŁEM?! Poważnie? Czy mnie może oczy mylą? PODSZEDŁEM, EMIL, PODSZEDŁEM, NIE OBCHODZI MNIE, ŻE MIAŁEŚ BLISKO!
    " - Chwila, chwila, chwila- zaśmiałem się nerwowo.- Pan mnie chyba z kimś pomylił.
    - Sugerujesz, że jestem debilem?- warknął mężczyzna.
    - Każdemu zdarzają się pomyłki- westchnąłem, wbijając wzrok w kawę." - WIELBIĘ!

    " - Lucy, tak naprawdę nigdy nie przeżyłaś trzech żywot, ale jeden.
    Zaśmiałam się głośniej, a ręce zaczęły mi drżeć.
    - Niemożliwe- zachichotałam.
    - Twoi rodzice nadal żyją." - że co proszę?! To było kłamstwo?! Wierutne, okrutne kłamstwo?! Mistyfikacja?!
    O ja cię, nie spodziewałam się, jestem w ogromnym szoku...

    Genialny rozdział, po którym zasnę z uśmiechem na ustach i "Me and my broken heart" w głowie.
    Bardzo, bardzo, bardzo dobry rozdział. Nowa płaszczyzna, inna prawda... Ach, jestem zachwycona, aż się rozpływam jak pozostawiona na słońcu czekolada.

    Czekam na nn ^^
    A teraz życzę DOBRANOC! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, także uwielbiam tą piosenkę! <3 I jakby było to zbiegiem okoliczności, też złapałam ja w RMF FM.
      Sally zapewne będzie chciała się z Tobą zaprzyjaźnić, wbijaj! <3
      Sally jako człowiek będzie, mam nadzieję, nadal mieć epickie teksty. Liczę na nią! :3
      Podeszłem- dowód na to, że pisanie po 22, kiedy wstało się o 6 już niewyspanym, po podróży po Krakowie i spotkaniu ze śmiercią + zeżarcie paru przepysznych babeczek nie jest dobrym pomysłem. :P I to sprawdzanie na szybcika, podczas gdy Żydziu dobija się na facebooku.
      Taktak, to zamierzałam zrobić. Wszyyyyyscy kłamią! Wszyyyyysctko kłamstwem jest! Tak! Teraz wszyyyystko będzie inne!

      Oh, niezmiernie się cieszę, że rozdział się podobał. <3 Mi też wydawał się dość spoko, a włożyłam w niego całe moje serducho.
      Dziękuję za komentarz, Cleo! :*

      Usuń
  2. Weszłam na drugi rozdział i... pierwsze, co pomyślałam, to to, że miałam sobie zrobić zajebiste zdjęcie z domestosem i rurką w nim oraz w mojej groszkowanej, pseudo różowej koszulce, w czarnych spodniach i trampkach (wg. opisu Króliczka XD). Na około mnie miały być słodycze i burdel. Cholera. Muszę w końcu zrobić sobie tą sesję ahahahah XD.
    Ach, kochany Króliczku, czuję, że w raz z rozpoczęciem drugiego tomu, twoje zdolności do pisania się pogłębiły! Normalnie... czuję się tak, jakbym czytała opowiadanie zupełnie innego autora :o może to kwestia tego, że to nowy adres, nowy wygląd i... że nie mogę się przyzwyczaić D:
    Wujek Lucek zawsze spoko! Wielbię gościa! Mógłby być striptizerem na mojej urodzinowej imprezie! Juhu! Koleżanki by się ucieszyły.
    TAK! Jesień najpiękniejsza, w końcu wtedy się urodziłam!
    Emilka spierdzieliła :o może jej nie pasowało, że ktoś ją budzi? Tak, to na pewno to!
    Home Run zawsze spoko. Szatan też. Szatan? Co? Stary, co tu robisz?! Nie przeniosłeś się gdzieś z Lucy D:? Teleportacja, level hard.
    W ogóle to fajny opis historii. Gratki.
    Jak Lucek wydarł się na Lucy, skojarzył mi się z takim troskliwym tatulkiem, ach :c.
    What... the... fuck. Sally jako mała, ludzka dziewczynka? Czo? O żesz ty. Nie wierzę D:
    Czo? Biedny Emil siedzi w pace :c pewnie za morderstwo na kotletach.
    Łoł. Szokująca końcówka. A więc Lucy nie umarła 3 razy i... ma rodziców, którzy zamknęli ją w sztucznym Salidie D: ? CZOOOOOO? Ło, matko, poszaleli wszyscy. Idę aż zjeść kotleta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No miałaś! Ale się nie spieszy, bo ja i tak za wiele czasu nie mam, żeby zaktualizować zakładkę "Bohaterowie". No, kiedyś sięza to wezmę. D:

      Naff to czuje. :o
      To chyba dobrze, że moje zdolności do pisania się pogłębiły? Tak? :p
      Powiedziałam sobie, że piszę już z pełną powagą i biorę to na poważnie! Poza tym, dość długo już piszę w porównaniu z czasmi pierwszego rozdziału ŚM i myślę, żę ćwiczenie jednak czyni mistrza (okej, w moim przypadku: kogoś na poziomie przeciętnym). ;)
      Przyzwyczaisz się, Naffcio. <3 Wierzę w Ciebie!

      Ej, możesz do niego napisać!
      Lucyfer BlinkBad
      Piekło
      ul. Piekielna 666/ 666
      66- 666 Piekło
      XD
      Ujmę to w moim liście. XD
      Zima też ładna *zrezygnowanie*.

      Ano tak. Lucyfer portnął Lucy na Ziemię, ale sam został walczyć, aby potem wbić na chatę i się na nią wydrzeć. :o
      Nie czaję tylko jaki fajny opis historii. :o

      Mam nadzieję, że ta przemiana Sally jednak nie zmieni Waszego nastawienia do niej. :c Ona jednak woli ten większy żołądek i możliwość policzkowania Luc, no, ale zobaczymy!
      Końcówka miała taka być! Taka, żeby zatkało ludzi! Tak! Króliczek Was okłamał! Tak! Lucek okłamał Lucy! Wszyscy kłamią!
      Smacznego! Kotlety zawsze i wszędzie. <3

      Usuń
  3. Cuuuuuuuuuuuuuuuudo <3<3<3
    Mój Emil... Dlaczego??? ;-;
    Co sie stało z Emilką??? Ten kotek powinien być miły... chyba :)
    Kim jest Sally??? Ja już chciałam mieć pingwinka, a ty mi tutaj wyjeżdżasz z czymś takim... :D Ciekawośc zżera mnie od środka...
    O co chodzi z tym jednym życiem??? Jak ty potrafisz namieszać... Jedno zdanie i PYK! cały świat do góry nogami stoi... :D
    To chyba tyle, jeśli chodzi o pytania... A jeśli chodzi o nadzieje...:
    1. Emil ma być z Laurą
    2. Emilka ma być MIŁYM kotkiem
    3. Masz wolną rękę :D

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    Czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co się stało Emilowi? W następnym rozdziale. C:
      O, jesteś bardzo spostrzegawcza. Tak, Emila POWINNA być miła, ale nie jest. O tym też kiedyś. :D
      Sally jest fanatyczką żelków, ot co. :D
      Lubię mieszać! Lubię robić dym! :3 Ale to, co będzie w tej części, będzie już prawdą. Luc dowie się wszystkiego.
      A jeśli chodzi o Twoje nadzieje:
      1. Emilkę M O G Ę związać z Lucy, ale Laurę C. zostawię Nathielowi, chociaż pewnie i tak poślubi go Cleo M. Cullen. <3
      2. No, to się zobacyz. ;)
      3. Moja szkielecikowa rąsia jest wolna! WEEEEEEE! <3
      Dziękuję za komentarz. :*

      Usuń
  4. Jestem
    jestem
    jestem
    i sie mi wszystko mega podoba
    Czekam na nexta
    I pozdrawiam
    Ten szkieletowy kursor jest świetny
    ahahhaa
    Zapraszam na 17
    http://aquasenshi.blogspot.com/2014/08/rozdzia-17.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Teksty niektórych twoich bohaterów aż mnie powaliły:) Mówił ci ktoś, że masz zabójcze poczucie humoru?:)
    Lucek, jako wujcio...Jak ja to lubię:) Od razu przypomina mi się trylogia Katarzyny B. Miszczuk, którą wprost uwielbiam:)
    Sally, jak dotąd jet moją faworytką. Ta dziecinka podbiła od razu moje serce. Chcę jej więcej!:)
    I co z tą końcówką? Jak tak możesz trzymać czytelników w takim napięciu? Sumienia nie masz?:)
    Czekam na kolejny rozdział i również proszę o powiadomienie mnie o nim, bo moja skleroza jest już dość zaawansowana:)
    Obserwuję i dodaję do linków:)
    Pozdrawiam!

    Ps. Dziękuję za komentarz u mnie:) I bardzo się cieszę, że opowiadanie wyszło tak, jak miało. czyli dość powolne i bez zaskoczeń. Przynajmniej na razie:)

    [moj-romeo.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. Od razu pragnę przeprosić, że piszę to tutaj, ale chyba coś mi się z laptopem dzieje i nie mogę najechać na żadną z twoich zakładek. A gdy już mi się to udało, to się włączyć nie chciała...ech...
    Więc wybacz, to pod rozdziałem cię powiadamiam, że dodałam rozdział czwarty "4. Prawda i nadzieja" na blogu: moj-romeo.blogspot.com
    Jeszcze raz przepraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lucek <3
    Super rozdział ;D
    Sally ubóstwiam :P kochana jest <3 i jeszcze jak dała jej z liścia XD

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^