środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział pięćdziesiąty piąty - Gwiazda

Dzisiejszy rozdział jest jednym z typu opisowych, przewidywalnych i bez akcji. Odrobinę zdechły i taki niemrawy, ale i takie muszą się czasami pojawić. Koniec części pierwszej przewidywany jest na 17 września, ale nic nie gwarantuję. 
Tak jeszcze czysto organizacyjnie - chyba zakończę "konkurs", na którego pracę przesłała jedynie Cleo - cóż, przynajmniej jasne jest, kto wygrał. Jak tylko ogarnę się z rozpiską, skontaktuję się z nią i napiszemy razem rozdział, yay! :3 
To w sumie tyle do notatki. Jakoś nigdy nie potrafię napisać nic konkretnego. 


Płomienie nie przestawały lizać resztek kamienicy, a dym unoszący się nad gruzami zasłonił prawie całe nocne niebo.
Jeźdźcy prowadzili właśnie Królika za rękę w stronę mojego domu – a gdzieżby indziej – bojąc się, że lada chwila upadnie i zginie. I tak wystarczającym paradoksem było to, że nadal żyła ze strzałą w sercu. Nie powinna. Było to zaprzeczeniem wszelkich zasad, ale tego chyba właśnie można było spodziewać się po Jeźdźcach Chaosu.
Wąska strużka krwi wciąż biegła na dół od rany na piersi, aż zaczęła skapywać na ziemię, kropla po kropli, tworząc delikatny szlak naszej drogi i tak już słabo widoczny na ziemi zasypanej gdzieniegdzie gruzem. Straż starała się właśnie opanować ogromny pożar za nami, pogotowie przybyło niedługo po niej, zbierając rannych i próbując ich w jakiś sposób ratować. Wolałam nawet nie myśleć, ile ofiar pochłonął dzisiejszy wybuch rewolucji.
Wciąż nie potrafiłam rozgryźć Asa i zasad jego działania. Pojawiał się i znikał nagle, zostawiając za sobą zamęt, chaos, zniszczenie i śmierć. Astley stał po jego stronie, co okazało się być już oczywiste – a co szło za tym, moja siostra również musiała wspierać Asa. Sama kiedyś stwierdziła, że stoi po stronie swojego braciszka.
Byłam więc jedyną osobą z naszej trójki, która nie postradała jeszcze rozumu i wciąż walczyła po tej dobrej stronie, próbującej ratować niewinnych.
Jeźdźcy wciąż szeptali coś między sobą, jednak nie mogłam ich usłyszeć. Zdołałam zanotować tylko ciągły płacz Naff i to, jak pociągała co chwila nosem oraz jej zapytania o stan złotowłosej. Nie wiedziałam, co chciała usłyszeć. Dziewczyna miała w sercu strzałę – nie dawało jej to zbytnich szans na przeżycie. Wciąż nie miałam pojęcia, dlaczego żyła, równocześnie zastanawiając się głęboko nad tym, kto mógł posłać w jej stronę strzałę.
Próbowałam jednocześnie wypchnąć z mojego umysłu myśl, że mógł być to Astley, który nagle zniknął z pola walki. Nie mogłam przypomnieć sobie, żeby potrafił strzelać z łuku, ale być może nauczył się tego po mojej śmierci.
– Daleko jeszcze? – jęknęła płacząca w dalszym ciągu Naff, zerkając na mnie przelotnie. – A jak nie wytrzyma? – Pociągnęła nosem po raz dwudziesty trzeci. Zaczęłam to liczyć, żeby choć trochę się uspokoić. Wściekłość mieszała się we mnie z żalem i smutkiem, jednak żadnego z tych uczuć nie można było ujrzeć na mojej twarzy przykrytej kamienną maską opanowania.
– Wytrzymam, Naff – wychrypiał słabo Królik. Cleo i Abby cały czas prowadziły ją przed siebie, obserwując bacznie każdy jej ruch. W jakiś sposób rozczulał mnie sposób, w jaki się o nią troszczyły i opiekowały. Mogłam zobaczyć rąbek więzi istniejącej pomiędzy Jeźdźcami, o którą nigdy bym ich nie podejrzewała. – Nie martw się.
– Jak mam się nie martwić? – Zaszlochała dziewczyna. Poszperałam w kieszeniach bluzy, szukając chusteczek, jednocześnie uważając na drobne ciałka Mefika i Alex. Znalazłam paczkę i podałam ją brązowowłosej – ruda farba zdążyła już zejść z jej czupryny jakiś czas temu – a ona odwdzięczyła mi się słabym, wymuszonym uśmiechem. Podziękowania nie były mi potrzebne, dlatego wlepiłam wzrok w buty, milcząc w dalszym ciągu. Rany bolały mnie i piekły, ale ignorowałam je. W tej chwili ważniejszy był dla mnie stan Królika, nawet jeśli za Jeźdźcami Chaosu szczególnie nie przepadałam. – Dostałaś właśnie strzałą w serce – dodała już ciszej.
– Wciąż żyję – mruknęła złotowłosa, uświadamiając towarzyszkę o tym fakcie, jakby go nie zauważyła. To tak, jakby rodząca kobieta powiedziała właśnie, że była w ciąży. – Nie mam pojęcia jak, ale… żyję – wymamrotała.
Cleo potrząsnęła głową z niedowierzeniem.
– Nic nie pojmuję – wymruczała. – Prosto w serce. Idealnie w sam środek, a jednak…
– Jeźdźcy Chaosu nie dają się tak łatwo. – Oznajmiła silnym tonem głosu Abigail, zapewne chcąc podnieść na duchu swoje towarzyszki. Raczej bezskutecznie, gdyż w obecnej sytuacji nijak można było pocieszyć umierającą osobę, która teoretycznie już dawno powinna być martwa.
Minęłyśmy my właśnie szkołę, której drzwi wciąż były otwarte na oścież. Zapomnieliśmy je z Emilem zamknąć. Od razu uderzyło we mnie wspomnienie naszej pierwszej randki, zapewne jednej z najpiękniejszych na świecie. Chłopak był tak idealny, że nawet randka w takim budynku była jedną z najlepszych na świecie. Miałam ochotę uśmiechnąć się na samą myśl o niej, jednak nie mogłam zapomnieć o strzale w sercu Królika i szlochającej obok Naff.
Do domu dotarliśmy szybko. Otworzyłam drzwi, starając się opanować dziwne drżenie rąk. Jeźdźcy od razu wtargnęli do środka, szukając miejsca, w którym mogliby ułożyć złotowłosą i zrobić cokolwiek, aby ją uratować – o ile było to jeszcze możliwe. Szloch brązowowłosej jakimś cudem obudził śpiącą słodko na kanapie w salonie Sally, która zwlokła się z niej niechętnie, ustępując miejsca rannej. Sama usiadła w fotelu, przytulając do brzucha poduszkę i przecierając piąstką zaspane oczy. W środku zapewne była wściekła, że ktoś zdołał wyciągnąć ją z cudownego snu, gdzie zapewne królowała na żelkowym dworze, jednak widząc powagę sytuacji, po prostu milczała.
Królika ułożono na sofie, podkładając mu pod głowę poduszkę i przykrywając kocem ciało od pasa w dół. Cleo usiadła przy niej, mierząc wzrokiem strzałę, dalej tkwiącą w jej piersi, po czym przeniosła oczy na twarz dziewczyny.
– Jak się czujesz? – spytała z pełną powagą w głosie. Brzmiała stanowczo i odrobinę władczo, jednak pytanie wciąż wydawało mi się tak samo głupie. Bo jak mogła czuć się osoba z czymś w sercu?
– Względnie dobrze – mruknęła dziewczyna, patrząc to na Cleo, to na Naff i Abby. – Czuję po prostu lekkie ukłucie w sercu. Takie, jakie czuje się przy szczepionkach. – Stwierdziła.
Miachar skinęła ledwo zauważalnie głową i zamyśliła się głęboko.
– Potrzebuję herbaty – wymamrotała, nie patrząc nawet na mnie. Zerknęłam błagalnie na Sally, prosząc ją niemo o wyręczenie mnie w tym obowiązku. Dziewczynka niechętnie podniosła się z fotela, rzucając w niego na oślep poduszką, mrucząc coś pod nosem z niezadowoleniem. Coś czułam, że będę musiała wynagrodzić jej to sporą ilością żelków.
– Ktoś musiał złamać ci serce – burknęła Abigail. Królik nie zaprzeczył. Przypomniałam sobie, że Collin, którego śmiercią zamartwiał się Emil, był również jej przyjacielem. Musiała być zdesperowana.
– Jak to wszystko jest możliwe? – Pociągnęła nosem Naff. Dwadzieścia cztery razy. Jeśli po dobiciu do trzydziestki nadal będę wściekła, wyżyję się na rzeczach w pokoju Rooka czy też Astleya. Miałam głęboką nadzieję, że go tym rozwścieczę.
Jeźdźcy Chaosu milczeli, co wydawało się być idealną odpowiedzią na to pytanie.
– Co ty się odpiernicza? – Usłyszałam zaspany głos dochodzący z mojego ramienia. Zerknęłam na niego kątem oka, gdzie siedział zaspany Mefisto, standardowo w czarnej podkoszulce i dżinsach. Włosy związał z kucyk, jednak niektóre kosmyki opadały mu na twarz.
– Kompletnie nic – prychnęła Cleo. W jej oczach dostrzegłam błysk złości. Zapomniałam o tym, że nie powiedziałam Jeźdźcom o istotkach, które miały niby pomóc mi w wyborach.
Mefik ziewnął przeciągle, nie fatygując się nawet, żeby zasłonić usta dłonią. Zmierzył wzrokiem Królika i zatrzymał go na jej piersiach – miałam nadzieję, że z powodu rany, a nie innych powodów, które zrozumieją tylko mężczyźni. Uniósł brew i dźgnął mnie delikatnie w policzek, jednak poczułam to dotkliwiej, niż powinnam.
– A tej co? – spytał. Nie odpowiedziałam. Sama nie miałam pojęcia, co jej było.
– Wyciągamy strzałę? – odezwała się niepewnie Miachar po chwili. Sally przyniosła niebieski kubek z herbatą i postawiła go na stoliku przy Czyścicielce, posyłając mi znaczące spojrzenie i pokazując jednocześnie dyskretnie trzy palce. Więc wisiałam jej trzy paczki żelek.
Dziewczynka wróciła na fotel, ziewając ukradkiem, po czym kontynuowała przypatrywanie się całej sytuacji.
– Nie! – Zaprzeczyła gwałtownie Naff, ocierając łzy chusteczką. O wiele ładniej wyglądała z uśmiechem, choć chwilami łzy wydawały się być częścią jej osoby. – Nie możemy zrobić tego tak od razu. – Pociągnęła nosem. Dwadzieścia pięć.
– Więc co zrobimy? – prychnęła Abigail. – Będziemy czekać, aż strzała sama wyskoczy i zatańczy na dodatek?
– Czemu nie – wychrypiała złotowłosa, uśmiechając się słabo.
– Może… – Zamyśliła się Naff, odgarniając włosy do tyłu, jednak potrząsnęła bezradnie głową. – Nie mam pojęcia. – Załkała.
– Lucek jest dobry we wskrzeszaniu ludzi, tak? – Uniosła brew Cleo, zerkając na mnie przez ramię. Chwyciła kubek w dłoń i pociągnęła z niego spory łyk. Jak mogła pić tak gorący napój? – Poprośmy go, żeby wyświadczył nam przysługę i wskrzesił Królika – westchnęła.
Sally potrząsnęła głową i zacisnęła palce na poduszce.
– Nie możemy – burknęła, unikając mojego spojrzenia. Coś było nie tak.
– Dlaczego? – spytałam, czując narastającą podejrzliwość. Czyżby Lucyfer zamknął karnet na uzdrawianie ludzi, wskrzeszając mnie? W takim razie mogłabym zacząć go dusić, żeby tylko uczynił złotowłosą z powrotem całą i zdrową.
Sally wzięła głęboki oddech, a jej spojrzenie na chwilę zetknęło się z moim. Było przepełnione pewnego rodzaju smutkiem i żalem, ale jednocześnie bezradnością.
– Bo Lucyfer nie jest już Lucyferem. – Zachichotał mi koło ucha Mefisto, muskając palcami moje włosy. Zamarłam, wpatrując się tępo w moją przyjaciółkę, która jednak tylko pokiwała powoli głową i zatopiła twarz w poduszce. – Wylali go z posady dzisiaj o północy. Zaczęli rekrutację kolejnego.
Miałam ochotę zejść do Piekieł i obić gębę temu, kto był za to odpowiedzialny.
– Nie mógł nic zrobić – wyszeptała Sal, a ja ledwo usłyszałam jej głos. – To była decyzja Boga.
W takim razie nie zejdę do Piekieł. I z obicia gęby winnego chyba też zrezygnuję.
– Nie mamy już nadziei. – Zapłakała Naff, przytulając się do mnie. Mefisto jęknął pod nosem, czując jej podbródek na ramieniu, na którym akurat siedział. – Żadnej nadziei. – Pociągnęła nosem. Dwadzieścia sześć.
W tej sytuacji nawet największa optymistka w całym Quatro płakała i traciła wszelkie nadzieje. Musiało być naprawdę beznadziejnie, ale oczy nawet nie chciały mnie zapiec, oświadczając o nadchodzących łzach. Kamienna maska była naprawdę gruba.
Nie mogłam uwierzyć w fakt, że Lucyfera tak po prostu wylano z posady Szatana. Był nim od niepamiętnych wieków i nie zrobił chyba nic złego – a nawet jeśli, nie powinien zostać za to zwolniony. W takim razie… dlaczego?
– Teraz nazywa się Luke – burknęła Sally. – Przybrał imię choć trochę podobne do poprzedniego. Wciąż jest załamany.
Mógł być załamany, ale ja wciąż byłam na niego wściekła. Teraz już nie tylko za to, co zrobił mi, ale również za to, że nie mógł pomóc teraz złotowłosej, kiedy potrzebowała tego najbardziej.
– Musimy wyciągnąć strzałę. – Oświadczyła Abigail.
– Nie, nie musicie – prychnął Mefisto z mojego ramienia. – Sprawicie jej przecież ból, czyż nie? – Zachichotał mrocznie. Miałam ochotę go zbesztać, ale moje gardło nie miało ochoty na wydobywanie z siebie żadnych słów.
– Jeśli jej nie wyciągniemy, sprawimy jej jeszcze większy ból. – Zauważyła Miachar, pociągając z kubka kolejny łyk. Naff pociągnęła nosem po raz dwudziesty siódmy. – Co ty na to? – spojrzała na ranną, której wzrok wciąż błąkał się od jednej towarzyszki do drugiej, zatrzymując na chwilę na tej płaczącej.
– Nie mam przecież innego wyboru. – Uśmiechnęła się słabo. Blask w jej oczach przygasł, jednak nie ulatywał w miarę czasu.
Cleo odstawiła herbatę na stolik i podkasała rękawy brązowej bluzki z wzrokiem utkwionym w strzale. Zapewne myślała już nad tym, jak wyciągnąć ją najmniej boleśnie, byleby tylko nie sprawić bólu towarzyszce.
– Nie – wyszeptała bezradnie Naff, chwytając Czyścicielkę za rękę. – Jeszcze… Jeszcze chwila – wyjąkała, pociągając nosem. Dwadzieścia osiem.
– Dwie minuty – burknęła niechętnie Abigail, machając ręką.
– W tym czasie może zginąć. – Zaśmiał się Mefisto, opierając rękę na brodzie i przyglądając się temu wszystkiemu, jakby był to jeden z lepszych pokazów w cyrku. Najwyraźniej bawiło go ludzkie cierpienie, ból i ciężka atmosfera, namacalna wręcz w powietrzu.
– Zamknij się po prostu – warknęłam cicho, zirytowana już nieco jego zachowaniem.
– Wiesz, mógłbym podarować ci mój leczniczy pocałunek. – Mefisto mrugnął znacząco do złotowłosej, uśmiechając się diabelsko.
– Po moim trupie – mruknęła w odpowiedzi dziewczyna. Naff usiadła teraz obok niej i chwyciła ją za rękę, jakby bała się, że zaraz rozpłynie się w powietrzu i już nigdy nie będzie mogła jej dotknąć.
– Poczekam. – Wzruszył ramionami Mefik, przechodząc powoli na drugie ramię, gdzie oparł się o moją szyję, nie spuszczając wzroku z Jeźdźców.
Złotowłosa uniosła wolną dłoń do góry i machnęła nią, czyniąc sufit szklanym i przezroczystym. Miała teraz doskonały widok na nocne niebo i świecący na nim księżyc. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
– Nie czekajmy dłużej – wymamrotała, zerkając przelotnie na Cleo. – Po prostu to zrób. – Wzięła głęboki oddech i wlepiła wzrok z powrotem w niebo.
– Jak? – spytała cicho Miachar, patrząc pytająco na stojącą obok Abigail. Płomiennowłosa wzruszyła ramionami i poprawiła kapelusz na głowie.
– Szybko. – Stwierdziła. – Wtedy powinno najmniej boleć. Chyba. Nie wiem, nie jestem pieprzonym lekarzem. – Wzruszyła ramionami.
– Nie, czekajcie! – Zaszlochała Naff, ściskając mocniej dłoń Królika. – Jeszcze chwila! Pięć minut!
– Nie – odpowiedziała Cleo, chwytając powoli strzałę między palcami, jednak nie wyciągając jej. – Nie przejmuj się mną. Po prostu mów coś, Królik.
– Dlaczego? – spytała cicho ranna.
– Nie będziesz spodziewała się bólu i może go nie poczujesz – mruknęła w odpowiedzi Czyścicielka. – Po prostu myśl o czym innym. – Poinstruowała ją.
Dziewczyna skinęła delikatnie głową.
– Dzisiaj nie ma gwiazd na niebie. – Zauważyła. Faktycznie, nocne niebo było puste, nie licząc srebrzystego księżyca, który na nim królował. – Zapewne mrugałyby teraz do mnie i mówiły, że wszystko będzie dobrze. – Wysiliła się na delikatny, aczkolwiek lekko krzywy uśmiech. – Tylko księżyc wciąż…
Nie zdążyła dokończyć, gdyż Miachar wyjęła strzałę z jej serca. Szybkim i zdecydowanym ruchem, jakiego można było się po niej spodziewać. Złotowłosa zamarła z wzrokiem utkwionym w niebie, nie wydobywając z siebie żadnego jęku czy też okrzyku bólu. Po prostu milczała.
– Trwa niewzruszony – dokończyła za nią szeptem Naff, płacząc cicho i ściskając raz jeszcze jej dłoń.
Po pokoju przebiegł cień, rozlewając wokół ciemność, która trwała wśród nas przez ułamek sekundy. Kiedy światłość wróciła, strzała zniknęła z dłoni Cleo, tak samo jak ciało Królika. Jakby… rozpłynęło się w powietrzu.
Usłyszałam ciche westchnienie Mefika z mojego ramienia i szloch Naff mieszający się z szeptem rozmowy pomiędzy Cleo i Abigail. Nie chciałam płakać i rozpaczać, jednak poczułam delikatny ucisk w żołądku. To wszystko nie było normalne. Ktoś za tym stał i miał w tym wszystkim cel. Czyżby miał zamiar zniszczyć po kolei Jeźdźców Chaosu, aby dotrzeć do mnie bez żadnych przeszkód? W takim razie kto byłby do tego zdolny, nie licząc oczywiście Astleya i Asa?
Cicha rozmowa pomiędzy Miachar a Abigail zmieniła się w milczenie. Obydwie wpatrywały się w miejsce, gdzie przed chwilą wciąż leżał Królik. Prawdopodobnie zginął już po wyciągnięciu strzały, jednak całkiem inna sprawa była z jego ciałem. Nie mogło rozpłynąć się samo, ot tak. Przypadkiem nie była też raczej ta nagła, chwilowa ciemność. Gdyby trwała dłużej, prawdopodobna byłaby kradzież ciała złotowłosej, jednak nie, to wszystko trwało za krótko.
Nie miałam zamiaru płakać, jednak pojedyncza, ciepła łza spłynęła mi po policzku. Z jednej strony byłam wściekła na siebie, że nie zdołałam utrzymać kamiennej maski, z drugiej jednak cieszyłam się, że wciąż miałam w sobie ludzkie uczucia i ukrytą gdzieś przeze mnie w środku wrażliwość.
Spojrzałam w nocne niebo, z którego patrzył na mnie dumnie księżyc. Tuż obok niego pojawiła się malutka, pojedyncza gwiazdka, która mrugnęła do mnie ze swojego miejsca. Uśmiechnęłam się słabo na sam ten widok. Jednak na niebie znalazła się jakaś gwiazda, która jako jedyna nie chciała wmówić mi, że wszystko będzie w porządku.


2 komentarze:

  1. Cześć :)

    Jeej, jestem zwycięzcą, wow. Szkoda, że nie miałam z kim konkurować.
    A z której części miałby być ten wspólny rozdział? Mam nadzieję, że nie z pierwszej, bo jeśli ona ma się skończyć 17 września, to bie damy rady - idę na tygodniowy urlop na przełomie sierpnia i września.
    Ale dwójka jak najbardziej tak ;)
    A teraz rozdział. Uwielbiam opisówki :3

    Skoro strzała wciąż tkwi w ranie, a nie została wyciągnięta, to nie doszło do zbyt wielkiej utraty krwi i ja się nie dziwię, że jeszcze żyje. Poza tym to Królik. Ona ma żyć!
    "Wolałam nawet nie myśleć, ile ofiar pochłonął dzisiejszy wybuch rewolucji." - skoro w poprzednim rozdziale po pięćdziesięciu Lucy przestała liczyć, to ja się spodziewam dość wielu trupów. Przykre.
    Rose wspierająca Asa? Mnie też to zbytnio nie dziwi.
    Bo Jeźdźcy to taka mała rodzinka jest.
    Mefik i Alex wciąż śpią w kieszeni?
    "– Wciąż żyję – mruknęła złotowłosa, uświadamiając towarzyszkę o tym fakcie, jakby go nie zauważyła. To tak, jakby rodząca kobieta powiedziała właśnie, że była w ciąży." - ciekawe porównanie ;)
    "– Jeźdźcy Chaosu nie dają się tak łatwo. – Oznajmiła silnym tonem głosu Abigail,(...)" - zgadzam się z Abby. Jest w nas pewna siła, która nie pozwoli nam tak łatwo odejść.
    "W środku zapewne była wściekła, że ktoś zdołał wyciągnąć ją z cudownego snu, gdzie zapewne królowała na żelkowym dworze, jednak widząc powagę sytuacji, po prostu milczała." - bo Sally potrafi się odpowiednio zachować. Dobry pingwinek <3
    Oczywiście, że ja potrzebuję herbaty! Właśnie zrobiłam sobie truskawkową, która dotarła dzisiaj od Naff. Bez niej życie nie smakuje tak dobrze. I pomaga w myśleniu!
    Dziękuję Sally! Sama mogę kupić Ci te żelki ;)
    "– Więc co zrobimy? – prychnęła Abigail. – Będziemy czekać, aż strzała sama wyskoczy i zatańczy na dodatek?" - glebłam xD Pani Patelniowa Królowa mnie rozwaliła :D
    Dwadzieścia pięć. Że też Lucy wciąż chce się to liczyć.
    "Jak mogła pić tak gorący napój? " - bo to herbata! Bazinga!
    "– Bo Lucyfer nie jest już Lucyferem. (...) – Wylali go z posady dzisiaj o północy. Zaczęli rekrutację kolejnego." - teraz to już w ogóle glebłam xD Ale jak to? Lucek! Trzymajta się!
    Bogu to zrobił? Hmm. Oby to nie popsuło mi później Czyścicielki.
    "Nie mogłam uwierzyć w fakt, że Lucyfera tak po prostu wylano z posady Szatana. Był nim od niepamiętnych wieków i nie zrobił chyba nic złego – a nawet jeśli, nie powinien zostać za to zwolniony. W takim razie… dlaczego?" - też mnie to ciekawi.
    Nie noszę brązowych bluzek. Ale może zacznę? Spojrzałam na rysunki Naff na końcu listu i myślę nad powrotem do blond włosów. Więc kto wie, może na takie bluzki też się skuszę. Kiedyś miałam taką ładną, ale to było za czasów podstawówki.
    Mefik jest mroczny, ale ja i tak go lubię :3
    "Nie zdążyła dokończyć, gdyż Miachar wyjęła strzałę z jej serca. Szybkim i zdecydowanym ruchem, jakiego można było się po niej spodziewać." - zobaczyłam to w głowie i zrobiło mi się smutno. Dlaczego no? Ja się nie chcę smucić.
    O ja cię pieprzę. Nie!!!!! Królik, wracaj tutaj! Dlaczego?! Ona miała żyć! To się teraz zbulwersowałam. I mam ochotę płakać i ściskać biedną Naff. Kurde, mam łzy w oczach. Szlag!
    Spojrzałam w nocne niebo, z którego patrzył na mnie dumnie księżyc. Tuż obok niego pojawiła się malutka, pojedyncza gwiazdka, która mrugnęła do mnie ze swojego miejsca." - ta gwiazdka to dusza Królika. Tak będę sobie to tłumaczyć i nic tego nie zmieni.

    Mi Dios. Nastawiałam się na śmierć Królika, ale łudziłam się nadzieją, że wszystko skończy się dobrze. Ale nie. Jestem smutna.
    Bardzo dobre opisy, tekst emanuje emocjami bohaterów, które udzielają się czytelnikowi.
    Teraz mam ochotę dopaść Asa i jego pozbawić życia za to, co zrobił.
    Brawo, dwa trupy wśród bohaterów w przeciągu pięciu rozdziałów.

    Czekam na nn ^^
    Ściskam mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No i ja już wiem, że Królik zginie. Wiem też co się stanie później, ale to przemilczę *zatyka buzię butelką*. I na pewno nie będzie zdechłe! Na pewno! GOD. Dlaczego już mam łzy w oczach? Nieeee ;_______;
    No, więc dziewoje prowadzą Królika.
    Płaczący Naff tu, płaczący Naff tam. Bang. To takie dopytywanie w moim stylu. Zawsze jak się coś komuś dzieje, to pytam w nieskończoność, aż ludzie mają mnie dosyć ;____;
    "ruda farba zdążyła już zejść z jej czupryny jakiś czas temu" - o nie :o Naff już nie jest keczupowowłosą! *obecnie ma resztki huehue*. Bynajmniej znalazłaś rozwiązanie na włosy XD!
    "To tak, jakby rodząca kobieta powiedziała właśnie, że była w ciąży." - to tak jakby przypomniało mi o Sorci, nie wiem dlaczego :o.
    "Soriel! Idź po lekarza!"
    "Już idę zajączku! Masz! Przyprowadziłem ci lekarza! Wcale nie jest od serca, przyjmie poród!"
    "– Jeźdźcy Chaosu nie dają się tak łatwo. – Oznajmiła silnym tonem głosu Abigail" - TAAAAAAK! Tak jest! A-ale co z tego, jak zachciało mi się płakać bardziej, bo wiem, że Królik i tak umrze ;____;? *teoretycznie*
    "– Czuję po prostu lekkie ukłucie w sercu. Takie, jakie czuje się przy szczepionkach" - coooooo, serio XDDD. To musiała być jakaś szczególna strzała! NA pewno od... *zatyka usta* Nic nie mówię!
    "zatrzymał go na jej piersiach – miałam nadzieję, że z powodu rany" - Jasne. Wszyscy już znamy Królika, jej teksty i... i Mefika też XD!
    "– Więc co zrobimy? – prychnęła Abigail. – Będziemy czekać, aż strzała sama wyskoczy i zatańczy na dodatek?" - i teraz oczami wyobraźni widziałam strzałę a'la Stranger, z blantem w buzi i zieloną czupryną, ruszającą się w rytm: stayin' alive. Zaraz. NIEEE! Czemu akurat ta piosenka przyszła mi do głowy?!?!?
    "– Bo Lucyfer nie jest już Lucyferem." - dum dum duuuuuuuum! :o
    Lucyfer to Luke? Dary Anioła! Wyczuwa tu Dary Anioła! >D
    "Tylko księżyc wciąż trwa niewzruszony" ;_____________; i się poryczałam. Kojarzy mi się z historią Naffliczka ;___;
    "Po pokoju przebiegł cień" - bum bum buuuuuuuuum! A ja wieeeem ktoooo! A ja wieeem cooooo! Ale będę milczeć. Ej, ostatecznie to jednak... jednak nie umarła w ich ramionach, tylko zniknęła, na co kamień tak troch... spadł mi z serca. Z serca. Czujesz to? Dobrze, że nie strzała.
    O, gwiazdka na niebie~! Już kiedyś rozmawiałyśmy o tym, że jak Naffliczki znikną to gwiazdka pojawi się na niebie ;________; i to takie bolesne.
    W ogóle... brołken hart forever. Zawsze przy czytaniu Łowcy. No, nie. Idę się powiesić.
    W ogole... taki zdechły komentarz...

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^