wtorek, 23 września 2014

Rozdział szósty: "Nie zadzieraj z patelniami".

~   Taki lekki rozdział. Do 8, która już napisana, tak będzie. Luźno. :D Cleo, szykuj się. Będziesz w siódemce, pod koniec. ^____^

          Stałam przed drzwiami oznaczonymi cyfrą cztery. Były zwykłe, proste, o nieco zardzewiałej klamce. Znajdowały się na piętrze, na końcu korytarza, obok sali chemicznej. Pod salą ustawiona była ławeczka, na której siedziały rzesze uśmiechniętych uczniów, rozmawiających wesoło o wakacjach.
          Zauważyłam, że się skurczyłam, aby zauważyć numer sali, musiałam podnieść wysoko głowę.
          Zadzwonił dzwonek na lekcje, a dzieciaki zaczęły do mnie wykrzykiwać radośnie:
          - Otwieraj!
          Położyłam dłoń na klamce i lekko ją nacisnęłam.
I'm gonna live like tomorrow doesn't exist
Like it doesn't exist
I'm gonna fly like a bird through the night, 
Feel my tears as they dry.
~ Sia, Chandelier.
          Obudziły mnie promienie słońca, które bezszelestnie wpadły do mojego pokoju. Zapomniałam zaciągnąć wczoraj zasłon, więc promienie nie miały nic na przeszkodzie, aby pieszczotliwie muskać moją twarz, a przede wszystkim: powieki.
          Zaspana powoli zwlekłam się z łóżka i rozejrzałam się powoli po pokoju, uświadamiając sobie, gdzie byłam. Zauważyłam, że znajdowałam się w szarym pokoju, ale co ważniejsze- połowicznie oślepłam.
          Wzrokiem obejmowałam tylko prawą część pomieszczenia, ponieważ na lewe nie widziałam nic oprócz przerażającej ciemności. Potwierdziłam to parę razy, przymykając to zdrowe, lecz faktem było to, że tylko prawe oko zdolne było ujrzeć drzwi czy biurko.
          Zauważywszy na leżącym nieopodal zegarku godzinę szóstą trzydzieści siedem, wzięłam ze sobą mundurek i przebrałam się, a następnie zeszłam na dół, do kuchni.
          W całym domu panowała niesamowita cisza, a ja zerkałam do każdego pomieszczenia, by znaleźć Sally. Wczoraj stwierdziła, że się sobą zajmie, ale nie wiedziałam, co miała wtedy na myśli.
          - Za piętnaście, a ty co?- wrzasnęła na dzień dobry, wyłaniając się z salonu w koszuli z nadrukiem pingwinka, jakby miało by to być istnym paradoksem. Przeczesała odruchowo roztargane włosy i ziewnęła przeciągle.
          - Połowicznie oślepłam- oznajmiłam, kiedy ona minęła mnie i zaczęła gmerać w jednej z reklamówek na stole. Nie miałam pojęcia, skąd się tu wzięły, ale przeczuwałam, że Sally wiedziała, co robi.
          Dziewczynka może wydała się być zaskoczona tym faktem, ale wewnętrznie, bo z jej twarzy nie odczytałam żadnego niepokoju. Obrzuciła mnie dwu znaczącym spojrzeniem i wepchnęła do ust suchą bułkę, wypychając w stronę wyjścia.
          - Dzisiaj po szkole prosto do domu, lecimy do Paryża w celach biznesowych- rzuciła na boku, wypychając mnie za drzwi.
          - Dlaczego?- Podniosłam głos.- Nie idziesz do szkoły?- Zauważyłam.
          Sally prychnęła.
          - A opłaci mi się to? Wolę opróżniać opakowania żelków.- Uśmiechnęła się i pomachała na pożegnanie, po czym zamknęła mi drzwi przed nosem.
          Jej to tylko żelki w głowie, pomyślałam i skierowałam się bokiem ulicy w stronę szkoły.

          Lekcje zaczynały się po siódmej. Wczesna dla innych pora dla mnie była czymś normalnym, kiedy Emil ściągał się niegdyś na trening w środku nocy, tylko po to, aby wykazać się swoim kompletnym brakiem umiejętności.
          Przybyłam chyba odrobinę za wcześnie, gdyż przed szkołą zastałam pustki, a w budynku krzątały się nieliczne osoby, zazwyczaj studiujące podręczniki w bibliotece czy przysypiające pod klasą.
          Szatnie zajmowały nieliczne trzyosobowe grupki, rozmawiające o nowym odcinku ulubionego serialu czy o nowych trendach mody. Wszyscy ledwo żywi, ospali i zmęczeni życiem. W szarej codzienności szarzy ludzie kolorowali swój świat na kolor szarości.
          Zmieniłam wysokie, czarne glany, podobne do tych ognistowłosej dziewczyny z wczoraj i zmieniłam je na niebieskie, szkolne trampki. Zarzuciłam niedbale plecak na ramię i przy kojących dźwiękach plotek wyszłam z szatni, która przypominała mi klatkę i wyszłam po znajdujących się nieopodal schodach na piętro, by zatrzymać się pod salą numer cztery, której napis obwieszczał przeznaczenie tej sali: "Sala biologiczna".
          Wpatrywałam się w drzwi, jakby upewniając się w duchu, że to tu. Lecz nie, w planie widniał teraz starannie napisany napis "matematyka" w sali numer dziewięć. Jednak właśnie te drzwi, o tym dumnym numerze wydały mi się być najbardziej interesujące. Jakbym kiedyś w niej była, wręcz jakbym przebywała tu niesamowicie często, czując, jak sala staje się dla mnie powoli oazą spokoju.
          Doszedł mnie intensywny zapach truskawki. Zmrużyłam niepewnie oczy i zrobiłam głęboki wdech. Do truskawki dołączyła delikatna woń mięty, wciąż nasilająca się, a następnie całkowicie odmienna nuta cytrynowego płynu do naczyń.
          Poczułam czyiś słaby uścisk na szyi, a następnie na całe moje barki przeszedł dość spory ciężar, pachnący owocami. Syknęłam cicho, niezadowolona z tego faktu, ale przytrzymałam dyndające obok moich dłoni stopy, pomagając pasażerowi utrzymać się na moim grzbiecie.
          - Dzień dobry!- krzyknął ktoś radośnie do ucha dziewczęcym głosikiem. Ciężar z pleców zmalał, aż w końcu zniknął. Pocierając obolały kark, obróciłam się.
          Przed oczami stało dziwaczne trio z wczoraj. Dość drobny Króliczek w środku, dziś już w mundurku lecz nadal z króliczymi uszami we włosach o złotym połysku, dziewczyna z nieodłącznym domestosem po lewej, także w mundurku oraz ognistowłosa trzymająca w dłoni połyskującą patelnię, w długim czarnym płaszczu i kapeluszu okrywającym ogniste włosy. Podczas gdy pozostałe dziewczyny szczerzyły się, jakby zobaczyły conajmniej pozłacanego kotleta, ona wydawała się być obojętna na wszystko, jakby interesowała ją tylko trzymana w ręce patelnia.
          - Bry- mruknęłam z niechęcią i chciałam odejść i oddalić się od nich jak najszybciej zanim oberwę jedną z patelni, psychopatyczny królik znów się na mnie rzuci czy też może zostanę oblana domestosem. Byleby nie wszystko naraz. 
          - Dawno się nie widziałyśmy, co?- rzuciła Ognistowłosa, a jej srebrne oczy błysnęły złowieszczo, gdy na mnie spojrzała.- Ostatnim razem biłam twojego kochasia patelnią. Teraz uświadomiłam sobie, jak wielki to był błąd.- Wodziła delikatnie palcem po spodzie patelni, by zatrzymać się na jej rączce i mówić dalej:- Zrobił w niej lekkie wgniecenie- rzekła smutno.- Musiałam zainwestować w nową, ale okazało się, że tamta była z serii limitowanej. Musiałam za nią latać aż do Rosji, wiesz?- dokończyła.- Tak czy siak, tamtejsze władze chyba mnie nie polubiły.- Uśmiechnęła się słabo, a ja zauważyłam, że uśmiech na jej twarzy wygląda pięknie. Być może taka kolej rzeczy. Najpiękniejszy uśmiech tych, którzy robią to rzadko.
          - Chciałam ci podziękować za wczoraj- rzuciłam szybko do złotowłosej, lekceważąc słowa jej towarzyszki. Miałam ochotę odejść. Jak najszybciej.
          Króliczek wydawał się przez chwilę myśleć, o co mi chodzi, lecz gdy przypomniał sobie wczorajszą lekcję biologii,zapewne wszystko się wyjaśniło. Dziewczyna uśmiechnęła się i machnęła w powietrzu dłonią.
          - Nie ma za co- rzuciła.
          - Co u ciebie, jak ci tam...- Zaczęła kobieta- domestos, po czym zamyśliła się głęboko.
          - Lucy- burknęłam, bawiąc się włosami. Dziewczyna od patelni nie spuszczała ze mnie wzroku, a kieszenie królika wydawały się być aż nadto wypełnione.
          - Tak myślałam!- odpowiedziała wesoło i dokończyła:- A więc co u ciebie, Lucy?
          - Gorzej być nie może- syknęłam i zrobiłam krok w stronę korytarza, który miał mnie wyzwolić od tego szaleńczego tria, lecz wszystkie trzy dziewczyny zastąpiły mi drogę, dając do zrozumienia, że nie skończyły ze mną.
          - Odzyskałaś wspomnienia?- spytała złotowłosa, po czym zlustrowała mnie wzrokiem i odpowiedziała na swoje pytanie:- Wygląda na to, że tak.
          - Czy my się w ogóle znamy?- burknęłam wymijająco, by jak najszybciej zakończyć rozmowę i powoli zaczęłam się wycofywać.
          - Czy ona chce nas spławić?- mruknął Królik do towarzyszek.
          - A czy moje patelnie mają dowód sprzedaży?- odpowiedziała pytaniem Ognistowłosa i obróciła patelnię w dłoniach.
          Zatrzymałam się na chwilę. Wolałam nie mieć na pieńku z kobietą- patelnią. Bądź co bądź wyglądały one groźnie w jej dłoniach. Zmusiłam się do słabego uśmiechu i powróciłam do dyskusji.
          - Ależ oczywiście, że nie chcę was spławić!- zachichotałam nerwowo. Mogłabym przysiąc, jak srebrnooka unosi lekko swoją broń.
          - Kłamiesz jak Mira, gdy przyłapano ją na kradzieży paliwa do traktorów dla Wiesia. Wymawiała się tym, że brakowała jej oleju na smażenie kotletów- rzuciła lekko dziewczyna i podrzuciła patelnię do góry, łapiąc ją następnie w locie.
          - Być może na takim oleju smakują lepiej?- zastanowiła się ta z domestosem, pociągając z butelki łyk.
          - Najlepsze są smażone na domestosie, wiesz o tym- szepnęła złotowłosa.
          - Wracając, mam tu patelnię.- Ognistowłosa wyciągnęła wspomniany przedmiot w moją stronę, a ja spięłam się z nerwów.- Tefal, rocznik 07, przeciętne wymiary, odczepiana rączka. Szczególnie dobra do zatrzymywania przeciwnika- nie jest za mocna, ani za słaba, a ofiara nie mdleje, ale traci na chwilę orientację i upada- wyrecytowała z iskierkami w oczach.
          - Czy twoim hobby jest kolekcjonowanie patelni czy odmiana boksu z nimi?- Uniosłam wysoko brew, lustrując ją wzrokiem.
          Przed zmierzającą w moją stronę patelnią obronił mnie przypadkowy przechodzień, który upadł na podłogę jak długi.
          - Kto to był?- szepnęła kobieta- domestos i kopnęła lekko ciało. Starszy człowiek wysokiego wzrostu, o łysiejącej czuprynie jasnych włosów, nieco przy kości, w szydełkowanym sweterku i spodniach w kant. Nie było dobrze.
          - Nic panu nie jest?- Królik rzucił się teatralnie na posadzkę i zaczął szturchać nauczyciela, by sprawdzić przytomność.
          - Oho!- Zachichotała pod nosem srebrnooka i schowała broń pod pazuchę płaszcza.- Komuś się oberwie.- Uśmiechnęła się sadystycznie i wycofała w cień, zostawiając nas przy ciele mężczyzny.
          Nauczyciel po chwili wstał, bez pomocy mnie czy Królika, po czym rzucił na mnie zdawkowe spojrzenie.
          - Bójki są surowo zabronione- syknął, marszcząc brwi. Ścisnął mocniej trzymany w drżących rękach dziennik drugiej "a" i przeniósł na mnie swoje brązowe oczy, ziejące chłodem.
          - Ale to była...- Zaczęłam się tłumaczyć, ale on przerwał mi, unosząc w górę prawą dłoń.
          - To na pewno nie była ona.- Wskazał na złotowłosą.- Ani ona.- Przeniósł palec na dziewczynę o keczupowych włosach, chowającą za swoimi plecami domestos.- Zostałaś ty!- Uśmiechnął się z triumfem, jakby był co najmniej Sherlockiem Holmesem i rozwiązał niezwykle trudną zagadkę.
          Zmarszczyłam nos, zdenerwowana tym wszystkim i odezwałam się cicho, obserwując zwijającą się ze śmiechu Ognistowłosą:
          - To nie ja, to patelnia- odrzekłam.
          Nauczyciel obdarzył mnie jeszcze bardziej wrogim spojrzeniem, po czym podrapał się po głowie.
          - Wizyta u psychologa, mam nadzieję, że wtorki będą pasować- rzucił na koniec i odszedł dalej.
          Stałam tak przez chwilę z wybałuszonymi ze zdziwienia oczami, zaś Ognistowłosa wyłoniła się ze swojej kryjówki, by otwarcie śmiać mi się w twarz. Jej dźwięczny śmiech odbijał się echem od ścian korytarza i byłam pewna, że gdyby tylko byli tu uczniowie, ich wzrok spocząłby na śmiejącej się do rozpuku dziewczynie.
          Nigdy jeszcze nie słyszałam takiego chichotu. Radosnego i szczerego, który powoli docierał do moich uszu i odbijał się od nich, powodując przyjemne uczucie. Miałam ochotę śmiać się razem z nią, tak bardzo zaraźliwa była.
          - Za chwilę zaczną się lekcje- burknął pod nosem Królik.- A ona dalej nie wie, albo raczej nie pamięta, kim jesteśmy- zauważyła.
          - Naff, cicha wielbicielka domestosu i czarodziejka Ichint!- zachichotała Keczupowowłosa.- Dalej nie przyjęła do wiadomości, że nie przyjęli jej genialnego demo.
          - Króliczek powiem w skrócie, nie jestem blondynką, bo niemam wody zamiast mózgu, nie lubię marchewek, grzybów i bitej śmietany. Tak jak Naffcio czarodziejka Ichint!- oznajmiła króliczousza.
          - Twój największy koszmar, łowczyni dusz Abigail. Ostatnio uciekł jej prostownik bananów, który ma zamiar żenić się z Wiesiem.- Usłyszałam chłodny głos Abby.- Nie zadzieraj z moimi patelniami!- Ostrzegła jeszcze na koniec.
          Przekrzywiłam głowę na bok, przyglądając się dziewczynom i starając się przypomnieć cokolwiek z nimi związanego. Choćby jedno, najmniejsze wspomnienie.
          Uderzyły we mnie wezbraną falą, wszystkie chwile, które z nimi spędziłam. Od kotletowego ataku Naff na Emila i mojej obrony, aż do momentu zasłabnięcia w chatce Królika i Keczupowowłosej.
          - Pamiętam- wyszeptałam.- Już pamiętam.
          Króliczek wydał z siebie coś w rodzaju cichego westchnięcia.
          - W takim razie nie wiem, jak określić relację miedzy nami, ale na pewno się znamy- rzuciła z nutką znudzenia.
          - Można by powiedzieć, że jesteśmy...- Zaczęłam.
          - Przyjaciółkami?- Prychnęła Abigail, chowając patelnię pod płaszcz. Założyła ręce na piersi i zmierzyła mnie wzrokiem.- Tym mianem mogę określić tylko moje patelnie.
          - Znajomymi- syknęłam, mrużąc efektownie oczy, choć i tak na jedno z nich nie widziałam.- Dobrymi znajomymi- podkreśliłam.
          - Co robisz po południu?- rzuciła beztrosko Naff, opierając się plecami o ścianę.
          Przypomniałam sobie słowa Sally na wiadomość, że połowicznie oślepłam.
          - Mam ważny wyjazd- burknęłam.
          - Jedziemy z tobą.- Wzruszył ramionami Królik, rzucając w stronę towarzyszek znaczące spojrzenie.
          Przybrałam przerażony wyraz twarzy.
          - Nie wyrażam zgody, na to, abyście...
          Moją majestatyczną przemowę przerwał dzwonek na lekcje. Zorientowałam się, że nadal stoję pod czwórką, a uczniowie gapią się na nas. Prychnęłam i obróciłam się na pięcie w stronę korytarza.
          - Widzimy się po południu!- Usłyszałam jeszcze wesoły krzyk Abigail. 
          Przeklęłam w myślach chwilę, w której wypaplałam im o wyjeździe. Szybko przemieściłam się do dziewiątki, gdzie zmierzała już nauczycielka matematyki. Czekało mnie kolejne siedem godzin męczarni.

          - Czy ona przed nami ucieka?- Usłyszałam ponownie głos Króliczka zaraz po wyjściu ze szkoły. Jak one mogą się tak szybko przemieszać? Przed chwilą wychodziły z klasy, kiedy ja zmieniałam już buty w szatni.
          Zwiększyłam tempo do truchtu, ale kiedy znalazłam się przy szkolnej bramie, zza krzaków wyłoniła się Abigail, szczerząca się od ucha do ucha.
          - Nie ucieka, bawi się po prostu w berka.- Oznajmiła, przykładając do mojej szyi zimny metal patelni.- No proszę. Ty go masz.
          - Czy wy mnie prześladujecie?- syknęłam, odsuwając broń od szyi. Za mną rozległy się wesołe piski dzieciaków, które po chwili zaczęły nas wyprzedzać i pędzić ulicą w stronę centrum.
          Ognistowłosa prychnęła.
          - Czy ja ci wyglądam na prześladowcę?- Zaśmiała się.
          - Tak.- Kiwnęłyśmy wszystkie trzy zgodnie, a dziewczyna tylko wzruszyła bezradnie ramionami.
          - Więc gdzie się wybierasz?- Naff oparła się nonszalancko o bramę, jednocześnie wyciągając z plecaka litrowy domestos. Królik usiadł na chodniku jak gdyby nigdy nic i zaczął szeleścić papierkami słodyczy w kieszeniach, zaś Abby pozostawała czujna.
          - A czy to ważne?- burknęłam.
          - Tak- odpowiedziała złotowłosa.- Też chcemy jechać.
          - Nie życzę sobie tego!- Wlepiłam wzrok w mały kamień błąkający się przy mojej stopie. 
          - To już twój problem- mruknęła Abigail.
          - Mam wrażenie, że wtrącacie się do mojego życia prywatnego. Lucek wam kazał? Ktoś inny?- Ton mojego głosu stawał się bardziej wrogi, a ja byłam coraz to wścieklejsza z powodu beztroskiego zachowania tych dziewczyn czy połowicznego oślepnięcia.
          - Nikt nam nie kazał- odpowiedział Królik, a Abby dodała:- Lubimy się wtrącać.
          - Mówisz to tak po prostu?- Uniosłam jedną z brwi i kopnęłam kamyczek.
          Abigail gwałtownie wyciągnęła kolejną patelnię zza pazuchy płaszcza i uniosła ją w stronę mojej głowy, po czym szybkim ruchem przeniosła ją nade mnie.
          Królik uniósł dłoń do góry z dwoma palcami ułożonymi w znaczek pokoju, zaś Naff wzięła do ręki kosz na śmieci.
          Nie zdążyłam nawet spytać, co tu się dzieje, a nad moją głową usłyszałam chwilowy stukot. Po chwili w ręce złotowłosej widniała strzała, kosz leżał na ziemi do góry dnem, a wokół niego widoczna była warstewka popiołu, zaś Abigail przeklinała pod nosem, widząc noże w swojej patelni.
          - Importowana prosto z Australii i co? I nóż jej w plecy wbili!- syknęła i szybkim ruchem wyciągnęła jeden z trzech noży.
          - Co tu się dzieje?- wyszeptałam, wzdychając.
          - Witamy w świecie duszyczek na ziemi. Co prawda nie każda musi się cackać z czymś takim, ale ty chyba jesteś wyjątkowa, hm?
          - Wyjątkowa?- Zastanowiłam się. Powiedziałabym raczej inna. Dziwna. Ale wyjątkowa? Nigdy w życiu.
          - W końcu nosisz tytuł Śmierci, czyż nie?- Królik wyrzucił strzałę do lekko dymiącego się kosza, który Naff odłożyła na miejsce.
          - Tak- potwierdziłam smutno i spuściłam głowę.- Muszę już iść.
          - Idziemy z tobą- oznajmiło jednocześnie trio.
          - Nie!- Machnęłam ręką na pożegnanie i zostawiłem je zdezorientowane przy bramie. Niech robią, co chcą, ale niech zostawią mnie w spokoju. Nie jeden ucierpiał przez znajomość ze mną.

          Nawet nie doszłam jeszcze do furtki w drzwiach, a firanka w kuchennym oknie poruszyła się, a drzwi wejściowe otworzyły, ukazując Sally w spiętych w koka włosach i falbowanej przy dole sukience. W ręce trzymała dużą białą torebkę wykonaną ze skóry, a na atramentowej czuprynie spoczywał słomiany kapelusz z niebieską wstążką.
          Wyglądała, jakby wybierała się właśnie na wakacje, a nie w sprawach biznesowych.
          Jęknęłam cicho pod nosem i zaraz przy wejściu rzuciłam plecak w kąt. Jedyną pocieszającą w tej chwili wiadomością było to, że był piątek, a co za tym idzie- początek weekendu. Chwila wytchnienia od szkoły, do której nie chodziłam aż tak długo, lecz ona już zdążyła dać mi w kość.
          - A więc Paryż!- westchnęła głęboko dziewczynka i wskazała palcem łazienkę.- Naszykowałam ci ubranie na podróż, przebierz się.
          Posłusznie skinęłam głową i trochę jeszcze ociągając się przebrałam w czarny podkoszulek z pingwinem, jakby Sally je kolekcjonowała oraz dżinsy i szarą bluzę z kapturem. Wygodny strój,taki jak lubiłam.
          - Lot mamy zarezerwowany na siedemnastą, pospiesz się!- wrzasnęła Sal,gdy wychodziłam.
          Dziewczyna siedziała w intensywnie żółtym porshe z wyraźnie zadowoloną miną. Na malutki, zadarty nosek włożyła okulary przeciwsłoneczne.
          - Sally, chcesz żebym dostała zawału?- Krzyknęłam rozdzierająco i podeszłam do auta.- Chyba nie będziesz prowadzić?
          Dziewczyna uśmiechnęła się zadziornie z miejsca kierowcy i położyła ręce na kierownicy.
          - Wskakuj, póki jeszcze czekam- oznajmiła dziarsko.
          Prychnęłam pod nosem i lekko urażona otworzyłam drzwi od strony pasażera, siadając na siedzeniu niczym naburmuszone dziecko. Zapięłam pasy i założyłam ręce na piersi, wydymając policzki.
          - A tobie co, zapowietrzyłaś się?- spytała Sal i odpaliła silnik, który przyjemnie zamruczał.
          - Wyglądasz na sześciolatkę i chcesz prowadzić samochód?- jęknęłam, gdy auto wyjechało na główną drogę.
          - Robię to lepiej niż ty, nie oszukujmy się- zachichotała.
          - Czy ty w ogóle umiesz prowadzić?- Ruszyłyśmy z większą prędkością.
          Sally zastanowiła się.
          - To wyjdzie w praniu- mruknęła i włączyła radio.
          Zmusiłam się do spokoju i uchyliłam lekko szybę, by poczuć delikatny podmuch wiatru na twarzy.
          - Skąd masz ten samochód?- mruknęłam, przymykając oczy, choć bałam się to robić,kiedy dziewczynka kierowała.
          - Lucek załatwił na dzisiaj- odpowiedziała.
          - Wie, że wyjeżdżamy?- zapytałam zdziwiona. Czy on zawsze musi się wtrącać?
          - Oczywiście!- oburzyła się Sal.- To on podał takie instrukcje, ja go tylko powiadomiłam o bieżących wydarzeniach. Reszta to jego sprawa.
          Westchnęłam cicho, chcąc zapomnieć o Lucyferze.
          - Po co w ogóle wyruszamy do Paryża?- burknęłam.
          - Musisz zapoznać się z nową pracą, czyż nie?
          - Nową pracą?- Uniosłam brew do góry.- Co masz na myśli?
          - Pracę Śmierci, a cóż by innego?- prychnęła Sally.
          - Tak- szepnęłam i zacisnęłam prawą pięść.- W końcu jestem bezduszną Śmiercią.

2 komentarze:

  1. Tak więc i jestem ohoho.
    "- Dzisiaj po szkole prosto do domu, lecimy do Paryża w celach biznesowych" - no, to zaszalały XDDD.
    jakby zobaczyły co najmniej pozłacanego kotleta? Ahahahah. Rypię! >D Rypię! Leżę na ziemi jak tłusty kotlet bez panierki! ahahah.
    Jesteśmy i my! A to ciekawe, że Abigail niesie ze sobą zapach cytrynowego płynu do mycia naczyń XDD!
    "- Musiałam zainwestować w nową, ale okazało się, że tamta była z serii limitowanej. Musiałam za nią latać aż do Rosji, wiesz?" - buahahaha. No, leżę. Biedna Abigail :c i jej patelniowy dramat. Nie dziwię się, że tutejsze władze jej nie polubiły XD. Na pochybel Putinowi!
    Uśmiecham się często, więc mam brzydki uśmiech :c będę płakać.
    "- Czy ona chce nas spławić?- mruknął Królik do towarzyszek.
    - A czy moje patelnie mają dowód sprzedaży?" - śmieję się cały czas jak głupia XDD. Co ty ze mną zrobiłaś na wieczór, dziewczyno? Aż Aruś się na mnie patrzy jak na debila.
    Kotlety smażone na paliwie prosto od Miry i najlepsze kotlety na świecie smażone na domestosie A BUAHAHA XD. Muszę wypróbować ten sposób, nie ma co!
    "- Tefal, rocznik 07, przeciętne wymiary, odczepiana rączka." - co tak mało informacji ahaha XD?!
    Naff, taka niewinna, chowa domestosa za plecami, żeby nikt się nie skapał, że ma w dłoniach morderczą broń :o.
    " - Naff, cicha wielbicielka domestosu i czarodziejka Ichint!- zachichotała Keczupowowłosa.- Dalej nie przyjęła do wiadomości, że nie przyjęli jej genialnego demo." - nie dziwię się, że nie przyjęli mojego "genialnego" demo XD. TO musiała być rzeź dla uszu ludzi OHOHOHO!
    Patelnie. Prawdziwi przyjaciele Abby. XDDD
    Abigail w krzakach z patelnią :o sama bym się przeraziła ahaha.
    Nóż w plecy patelni z Australii~! Akysz, niezacna patelnio XD!
    Sally pirat drogowy w wieku 6 lat :o łooot?
    Nie, Luc, wcale nie jesteś bezduszną śmiercią :c.
    Czy mi się wydaje, czy zacne trio pojedzie z nimi >D? Ohoho. W ogóle to... dlaczego się przyczepiły do Lucy :o? A to dopiero! Kontrola opiekuńcza! Ohohoho! Czekam na następny rozdział! Fajnie, że ten był lekkim odejściem od bólu i smutku! ^___^ to lubię!

    OdpowiedzUsuń
  2. Już się psychicznie naszykowałam, więc jak dla mnie siódemka może być już dziś! :P
    "Zarzuciłam niedbale plecak na ramię i przy kojących dźwiękach plotek wyszłam z szatni, która przypominała mi klatkę i wyszłam po znajdujących się nieopodal schodach na piętro, by zatrzymać się pod salą numer cztery, której napis obwieszczał przeznaczenie tej sali: "Sala biologiczna"." - wyszłam i wyszłam, a to zdanie Ci nie wyszło! :P
    " - Kłamiesz jak Mira, gdy przyłapano ją na kradzieży paliwa do traktorów dla Wiesia. Wymawiała się tym, że brakowała jej oleju na smażenie kotletów- rzuciła lekko dziewczyna i podrzuciła patelnię do góry, łapiąc ją następnie w locie." - leżę i śmieję się do białego sufitu, który Cię serdecznie pozdrawia! :D
    " - To nie ja, to patelnia- odrzekłam.
    Nauczyciel obdarzył mnie jeszcze bardziej wrogim spojrzeniem, po czym podrapał się po głowie.
    - Wizyta u psychologa, mam nadzieję, że wtorki będą pasować- rzucił na koniec i odszedł dalej." - ponownie leżę >o< To jest przekomiczny rozdział :D
    "- Czy ty w ogóle umiesz prowadzić?- Ruszyłyśmy z większą prędkością.
    Sally zastanowiła się.
    - To wyjdzie w praniu- mruknęła i włączyła radio." - kocham pingwinka!!! <3
    Taa, Lucy, szara rzeczywistość - jesteś Śmiercią. So close, so sad.
    Powrót tria jest opisany rewelacyjnie, a Abigail z patelniami rządzi!

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń

"- Ile to psychopatów można dziś spotkać na ulicach."

Każdy komentarz mnie motywuje, więc za każdy z osobna dziękuję! ^_____^